czwartek, 3 stycznia 2013

Rafaello

"Jak to która godzina? Przecież nie jest wcale późno!"
-Ale biorąc pod uwagę, że miała cię oprowadzić po szkole, to naprawdę dużo czasu wam to zajęło. I... zaraz. Co ty masz we włosach?- Leo podszedł i wyjął z mych włosów maleńką gałązkę.-Co to?- zachowywał się jakby moją matką był, czy coś.
"Oł. Gałązka. Z ogrodu. Czy ty jesteś moją matką?!"
-Wybacz ale się martwię. Szczególnie, że jakoś mi tu śmierdzi w tej szkole. Ale to przez te anioły zapewne. Wybacz.
"Spoko. Ale... Co masz do aniołów?" zapytałem zaintrygowany. Wiedziałem, że chodzi mu o Alexa.
-Nic.- chciał zakończyć rozmowę. Nie odpuściłem.
"Gadaj."
-Nie lubię delikatnych mężczyzn, mówiąc szczerze.
"Skąd wiesz, że jest delikatny?"
-Ach... Przez te zmianę, przez to wszystko tutaj jestem upierdliwy.- walnął z uśmiechem.- Zadowolony?
"Nie. Nie odpowiedziałeś na pytanie."
-Nic do niego nie mam.- wiedziałem, że uparł się na Alexa, po prostu wiedziałem- Nie znam go, więc jak mogę coś do niego mieć? Z resztą wiesz, że anioły to nie moja liga. I nie podoba mi się, że zaufałeś pierwszej lepszej osobie i na dodatek w pierwszych dniach szkoły to właśnie ona cię oprowadza.
"Leonardzie, dobrze się czujesz? To jest szkoła! A ty nie jesteś moją matką!"
-Przepraszam. Martwię się o ciebie, szczególnie jak nie mam cię na oku.- mówił szczerze- Może pójdę po ciekawe książki?-zaproponował.
"Zgoda. Ale ani mi się wasz do kogokolwiek odburknąć, rozumiesz? Dużo jest palantów na świecie. Nie potrzeba kolejnego."
-Oczywiście.

Leo wrócił szybko. Zdziwiło mnie to. Przyniósł "Wyznawców płomienia" i "Sfinksa". Oczywiście horrory. Klasycznie musiał być Masterton.
-"Sfinks" jest mój a to twoje.- walnął z uśmiechem podając mi książkę.
"No to się wysiliłeś."
-E tam.
"Biegłeś?"
-Nie. Wiedziałem tylko gdzie iść. A co?
"Nic nic. Pokazać ci zaś gdzie, co i jak? Mógł byś się przewietrzyć."
-Spoko. Ale najpierw idę po sok. Suszy mnie. A dla ciebie co?
"To samo."
Po wypiciu soku (o dziwo nie wiśniowego) zabraliśmy się za czytanie. Nie wiem dlaczego ale Leo co jakiś czas chichotał. Co takiego go śmieszyło w horrorach? Zagadka, której raczej nigdy nie zgadnę.
Po jakichś dwóch godzinach nie miałem ochoty dłużej męczyć papieru.
"Leo idziemy?" zapytałem ale mój przyjaciel tak się zaczytał, że nic nie zauważył. Wziąłem poduszkę i z całej siły go walnąłem. O mało co nie spadł z fotela.
-Hej! Oszalałeś? Co jest?
"Idziemy?"
-Aaa... Spoko. Sorki ale się zaczytałem.
"I tak już mnie nic nie zdziwi."

Poszliśmy. W końcu. Niechętnie Leo dał się zaprowadzić do stajni. Nie wiem dlaczego on nie lubi zwierząt ale i tak chciałem mu pokazać co i jak. W stajni była Inez z przyjaciółmi. Z początku nie zauważyła nas ale po pewnym czasie obserwacji, Leo po prostu odbiło.
-A państwo co? Wielkie sprzątanie, hę?- zaśmiał się.- Jeszcze z boku, po prawej. He he.
"Leo! Opanuj się!"- chwyciłem go za ramię.
-Wybacz ale czym się zająć muszę a to jest piękne. Prace społeczne. -Walnąłem go. Miał czasami dziwne przebłyski.
"Czy mam cię" nie pozwolił mi skończyć.
-Możesz mnie ukarać ale to jest najpiękniejszy widok jaki widzę w tej szkole.- cieszył się.
"Rób co chcesz ale ja idę im pomóc."
-Że co? Nie żartuj.
Bez chwili namysłu zabrałem najbliższą miotłę i pomogłem mojej mentorce. Leo zaczął znowu coś mruczeć pod nosem, aż wybuchnął śmiechem na całego. Nie wytrzymałem. Czasami musiałem mu ręcznie przemówić do rozsądku a czasami był wzorowy.
Zdenerwował mnie więc podeszłem go od tyłu,udając że sprzątam i walnąłem go z całej siły. Jednak miotła nie wytrzymała starcia z jego twardą głową i pękła mi w rękach!
-Co jest!
"Wracaj do pokoju. Tam się z tobą rozliczę."
Nic nie powiedział. Odszedł i tak zadowolony z siebie. Ja natomiast zacząłem dalej sprzątać. Szybko poszło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz