sobota, 27 kwietnia 2013

Cavaliada - event

Inez straciła przytomność. Miałam ochotę rzucić się na tą wiedźmę.
- Zostaw ją! Kobieto uspokój się! - krzyknęłam i skoczyłam na nią. Jednak jej magia odrzuciła mnie.
- Cavaliado. Spokojnie - usłyszałam cichy głosik. Maya. Podeszła do królowej.
- Wasza Wysokość. Wiem, że nie powinnyśmy przychodzić i prosić Cię o przysługę. Ale musimy. Jesteśmy zdesperowane. Proszę daj nam Konia. Oddamy go. Przysięgam. - szeptała mała.
- Co z tego będę miała? - fuknęła Pani Światła. - I jaką mam gwarancję, że koń wróci? - Zaskoczyło mnie to pytanie.
- Zostanę tutaj, jako twój sługa. - powiedział Div. Serce mi zamarło.
- Nie! - krzyknęłam. Podeszłam do Diva. - Nie zostaniesz. - wyszeptałam.
- A ja jestem za. Aniele chodź tu! - zawołała pani Światła. - Zwrócicie konia, dostaniecie przyjaciela. - w tej chwili do sali wpadło pięciu rycerzy prowadzących ogromnego konia. Był... Przepiękny! I wielki!
- Pamiętajcie! Koń za przyjaciela! - krzyknęła i wyszła z pomieszczenia ciągnąc za sobą Diva. Nie mogłam nic powiedzieć. Rycerze wcisnęli mi do ręki uwiąz zawiązany na szyi konia.
- Powodzenia! - zawołał któryś. W tym momencie pałac rozpłynął się, a my staliśmy w lesie.

http://mobini.pl/upload/files/128/619/730/305/290/665_jednorozec14et5.jpg

piątek, 26 kwietnia 2013

Leonardo

Wstałem wcześnie rano. Dzień jak co dzień, oczywiście gorszy od poprzedniego. Przebrałem się w czyste ubranie, otuliłem Rafaela kołdrą i wyszedłem z mieszkania, zakluczając je. Zawsze gdy nad ranem przyjaciel miał najgłębszy sen wychodziłem się przewietrzyć. Dzisiaj jednak coś było nie tak. Od razu gdy znalazłem się w ogrodzie zauważyłem, że panowała w nim pustka, co się bardzo rzadko zdarzało odkąd bariery zostały naprawione.
Zadziwiony udałem się w kierunku stajni. Miałem przypuszczenia, iż tam jest to "coś" co spowodowało pustki w szkole. Zamiast wparować jak zwykle z jakimś wrednym tekstem, podkradłem się na tyle blisko by móc widzieć znajdujące się tam osoby, słuchać ich rozmów i pozostać niezauważonym. Ku memu zaskoczeniu byli tam Inez, niebieskowłosa i para gołębi, lecz bez Mayi i Eve.
"Tak szybko by wrócili? Zastanawiające." pomyślałem. Po chwili jednak moje wątpliwości rozwiały się, gdy zobaczyłem znajomy tatuaż na kostce jednej z dziewczyn. Dobrze, że była w sukience. "... 638 2. Dwa! Mam cię!" myślałem zadowolony choć wcale nie było z czego. Wręcz przeciwnie, oznaczało najgorsze.
- Trzeba wykorzystać okazję. Coś takiego nie wydarzy się w najbliższym czasie.
- Tsa... Ale piątki mogły by wreszcie ich zlikwidować. Wtedy można by zespolić ciała i nie musielibyśmy tu gnić.
- No tak. Ale weź pod uwagę, że zniknięcie połowy uczniów nam nie pomaga. Gdyby te zasrane wyjazdy edukacyjne odbyły się kilka miesięcy wcześniej, a nie akurat gdy wracamy, to aż tyle podejrzeń o to by na nas nie spadło. No i jeszcze musimy znaleźć tą jedną jedyną dziewczynkę, a praktycznie wszystkie są na wyjazdach. Wolę aby się szlajali i zaś zrobi się podmiankę. Jedynki wezmą się do roboty, a nie. Siedzą, a my odwalamy całą brudną robotę.
- Dobra kończcie te dyskusje bo ktoś nas zauważy. Edwardzie musisz mieć śnieżną biel, a nie zakurzoną pajęczynę.
- Wal się. Nie wiem jak wy, ale ja idę ryć w aktach uczniów, tak około czwartej w nocy, puki prawdziwy dyrek jest w potrzasku. Może znajdę kogoś ciekawego.- odparł pseudo Alex i ruszyli do wyjścia. Nie miałem na co czekać. Pozostało wracać do pokoju.

Będąc na miejscu, myślałem jak ogarnąć całą sprawę. Z jednej strony, nie obchodziła mnie szkoła i to co się z nią stanie, ale z drugiej, jeżeli udałoby się w jakiś sposób pomóc Rafaellowi, to by mi nie wybaczył, że zostawiłem wszystkich od tak sobie. Patrząc na to z jeszcze innej perspektywy, jeżeli doniosą na mnie do Rady, że jestem w "normalnej" szkole i mam pana... Jeszcze gorzej...
Oddzielną sprawą było samo to zamieszanie i jego powód. Skoro szukali Mayi, oznaczało to, że nie wiedzieli, iż Pierwszy ich uprzedził, co z kolei również dobrze nie wróżyło dla nas. Tak samo niejasne było dla nich gdzie małą jest teraz.
No i jeszcze piątki. Jedyna zgubna rzecz wprowadzona w szeregach Rady to te eteryty. Kiedy już widzę ostatnią liczbę to wiem z kim mam doczynienia. Na szczęście zmiennokształtni to nie aż taka zła grupa. Ciekawe ile osób zostało podmienionych. Trzeba będzie uważać...
Po przeanalizowaniu masy spraw, doszedłem do wniosku, że muszę wykraść naszą teczkę danych i teczkę dziewczynek. O ukrywaniu ich nie było mowy, ale na szczęście w szkole znajdował się stary teleport miejscowy, do przenoszenia różnych składników. Nie mogłem zniszczyć teczek no bo przecież gdy sytuacja się unormuje wszystko musiało być w nienaruszonym stanie. Pozostawało jedno wyjście. Przeniesienie ich do Inez. Ale do tej prawdziwej. Miałem szczęście, że Alex zgubił kilka piór u nas w pokoju. Jeszcze kilka dni, a bym je sprzątnął raz a porządnie, ale jakoś nie miałem ochoty.
"Nie będę sprzątał tego typu rzeczy raz na zawsze. Muszę mieć po jednym egzemplarzu. Co najmniej!" obiecałem sobie.
Miałem mało czasu, słaby plan, zero przygotowania i musiałem być w dwóch miejscach jednocześnie. Nie mogłem zostawić Rafaela samego, ale nie mogłem też oddać teczek.
Chcąc wykorzystać czas, zacząłem pisać list do gołębia. Oczywiście przez dziesięć minut nie wiedziałem jak zacząć, bo gdyby list wpadł nie w jego ręce to wszystko trafiłby szlak. W końcu olałem prawidłowy układ graficzny i poprawne zwroty. Miało do niego dotrzeć raz a porządnie, ale tak aby nie pomyślał, że sobie robię z niego żarty.

Alex jeżeli to czytasz, oznacza to, że chociaż ta część planu poszła jak należy. Za inne nie gwarantuję. Wraz z listem dostaniesz dwie teczki. Jeżeli spadły ci na głowę, to dobrze. Jeżeli nie, poszukaj ich. Są to dane na nasz temat i temat dziewczynek. Nie mogłem ich spalić bo potem nie miałbym co za nie wstawić gdyby jednak się udało. Pilnuj ich jak oka w głowie.
Poza tym, radzę się Wam pospieszyć. Jeżeli posiedzicie tam z dwa tygodnie to lepiej już nie wracajcie i zmieńcie nazwiska. Wszyscy. Bez wyjątków.
Teraz lepiej usiądź gdziekolwiek jesteś i czytaj list sam, nie na głos abyś mógł go przeanalizować i wyjaśnić wszystko Inez. Po pierwsze, wasze sobowtóry panoszą się w budzie. Co ciekawe nie ma wśród nich dziewczynek, co oznacza, że nie wiedzą kogo szukają i gdzie ten ktoś jest. Nie wiem czy one idą gdzieś za wami czy z kimś innym, ale pilnuj by nadal nikt nic nie wiedział. Dasz mi tym nieco czasu i zwiększysz ich szansę na przeżycie, a szczególnie Iskrze.
Po drugie, gdzieś w waszej okolicy będą kręcić się Piątki. Zapewne małe, może trzy lub czteroosobowe grupy ludzi. Tropiciele i zwiadowcy nie tolerują większych grup. Jeżeli już na taką grupę trafisz i rozłożysz, to sprawdź tatuaż. Na końcu kodu jest to co Cię powinno interesować. Jeżeli nie ma liczby 5 to inna organizacja macza w tym palce. Jeżeli wcale nie ma kodu, to ktoś dodatkowy się do was uczepił.
Po trzecie, jak będziecie wracać, to radzę zrobić to dyskretnie bo nikt się nawet nie zorientuje, że w ogóle wasze stopy dotknęły terenu szkoły po powrocie.
Po czwarte zapomnij o dyrektorze. Nie idź za nic w świecie do niego z żadną sprawą. Jak znam życie to na jego miejscu również jest podmianka. Układ z nim to samobójstwo. Nie szukaj prawdziwego. Wkopiesz się gorzej.
Pamiętaj, że dopóki nie wiedzą tego co Wy, macie przewagę. Nie myśl też, że to jakieś żarty. Dobrze wiesz, że za cholerę bym do ciebie nie pisał.
Jest też ostatnia sprawa. Nie wiem co z tego wszystkiego wyniknie bo z Radą nie ma tak łatwo jak z tym palantem, który znęcał się nad dziewczynkami. Chciałbym cię poprosić, tak dobrze widzisz, POPROSIĆ abyś zajął się moim Panem. Nie chcę by zrobił coś... no wiesz... gdyby mnie zabrakło. Dopóki jednak oddycham nie widzisz ostatniego akapitu. Miło by było gdybyś zachował go tylko dla siebie.
No i oczywiście nie muszę ci przypominać, że masz ten list spalić.

Wasza Wredota.

Ps.: Jak już jesteś tam gdzie jesteś to przywieź mi coś do ostrzenia miecza.

Tak niezgrabnie napisany list w pośpiechu zgiąłem jedynie na pół i wsunąłem do kieszeni. Gdyby ktoś go przeczytał nie znalazłby gołębia i nie dowiedział się też gdzie jest Maya i jak się nazywa.
Teraz zostało gorsze zadanie. Teczki...
Odkąd Inez wraz z przyjaciółmi wyruszyła na poszukiwania konia, miałem nadzieję, że mój pan odkąd się wybudzi będzie wracał do zdrowia. Było jednak odwrotnie i z każdym dniem gorzej. Najbardziej drażniło mnie to, że nie wiedziałem jak mu pomóc. Nie wiedzieć dlaczego, gdy stałem przed łóżkiem i wpatrywałem się w jego bladą twarz, naszła mnie dziwna myśl. Obiecałem sobie, że pochowam go w górach. Nie ważne czy za dzień, tydzień, miesiąc, rok, czy może za jakieś siedemdziesiąt lat. Kochałem góry, a on był dla mnie jak brat. Dwie rzeczy tak blisko siebie... Wiedziałem też jednak, że nie będę potrafił się pogodzić z myślą, że go nie ma.
Nie mając w sumie nic do stracenia, wyszedłem z pokoju i niezauważony dostałem się do archiwum. Poszło zbyt łatwo abym mógł w to uwierzyć. Na miejscu przekonałem się, że mam racją. Cztery podróby ryły w tylnych szafach. Musiało im się nudzić skoro przyszli tak wcześnie. Nie zwracali uwagi na kolejność czy ułożenie według alfabetu. Brali co im w ręce wpadło i jeżeli zdjęcie im się nie spodobało to po prostu teczka lądowała na podłodze.
W końcu jednak któryś z chłopaków wypalił:
- Ale ma... Więc stwierdzam, że dziś w nocy będę zajęty.
- Pokaż.- zaczął drugi, biorąc teczkę.- Nie ma opcji ta będzie moja.
- Opanujcie się. Tylko o tym potraficie myśleć?
- Właśnie. Szczerze to niespecjalna ona jest.- mruknęła jedna, patrząc chłopakowi przez ramię.
- To pokaż lepszą cwaniaro.
- Stoi tuż za tobą.
- Ciebie to bym nawet kijem nie tknął, jeżeli mam być szczery.
- Odszczekaj to!- uniosła się dziewczyna.
- Nie rozśmieszaj mnie...
Chwilę później cała czwórka zniknęła za zakrętem w poszukiwani lepszej dziewczyny na wieczór. Nie mogłem przepuścić takiej okazji i szybko zacząłem szukać odpowiedniej teczki. Trochę to trwało i o mały włos nie wpadłem wprost na falsyfikat gołębia.
Gdy byłem już na korytarzu, odetchnąłem z ulgą.
"Jedna część z głowy. Teraz trzeba dostać się na dół, wprost do teleportu. Czyste samobójstwo." myślałem.
Teleport miejscowy miał tą zaletę, że można było ustawić go tak aby uległ autodestrukcji. Po prostu rozsypywał się w drobny błyszczący pył po dotarciu na miejsce. Zazwyczaj było to kilkanaście metrów nad ziemią, a to co przenosił spadało wprost na odbiorcę.

Do teleportu było trudniej się dostać, gdyż drzwi do sali gdzie się znajdował były naprzeciwko drzwi do sali z eliksirami. Pech chciał, że stale ktoś się tam szwendał. Musiałem czekać aż będzie zmiana wartownika. Wtedy miałem niecałą minutę aby dostać się do środka niezauważonym. Nie mogłem również używać swoich mocy. Dzięki temu, że nikt z rady o nich nie wiedział, mogłem mieć imitację normalnego życia. No chociażby takiego jakie mają inni uczniowie tej szkoły. Od mocy zależał eteryt. Dopóki go nie miałem nie musiałem się spowiadać Radzie z wszystkiego. Szczególnie, że mnie szkolono inaczej...
Gdy siedziałem przyczajony, postanowiłem związać list wraz z teczkami czerwoną wstążką. Wiadomość znajdowała się na górze, a do niej były przyczepione trzy gołębie pióra. Miałem nadzieję, że wystarczą.
Gdy nadszedł czas wślizgnąłem się do graciarni i zacząłem szukać tej starej skrzynki. Wiedziałem, że tu jest, ale nie miałem pojęcia, że aż tyle gratów tutaj jest! Starałem się nie hałasować ale niestety coś poszło nie tak i stróż wszedł do sali w najgorszym momencie.
Musiałem w ciągu ułamku sekundy zdecydować czy się bronić czy wysłać wiadomość. Padło na drugie. Mężczyzna zranił mi rękę, a krew pechowo poleciała na list, brudząc go. Jednak mimo to udało mi się wysłać wiadomość. Gdy to zrobiłem, zająłem się kretynem, który mi przeszkodził. Złapałem coś twardego i zaczęliśmy walczyć. On miał miecz, a ja... w sumie to nawet nie wiedziałem co to. Okazało się jednak wytrzymalsze niż wyglądało. W końcu jednak udało mi się zabić przeciwnika. Uprzątnąłem jego zwłoki w niewidocznym końcu sali i wróciłem do pokoju. Okazało się, że zasady panujące w szkole zostały drastycznie zaostrzone.

W pokoju zająłem się ręką i przyjacielem. Nieoczekiwanie pojawił się też gość. Nala siedziała na parapecie i czekała aż ją wpuszczę. Nie miałem nic przeciwko, ale też nie miałem pewności czy to ta kotka czy podróba.
Skończyło się zasłonięciu okien i nadziei, że tusz się nie rozmazał w kontakcie z krwią. Ponoć nadzieja umiera ostatnia... ale też jest matką głupich.


Inez - event

Kiedy spętani weszliśmy do wielkiej komnaty czekała już na nas królowa. Była piękna i jakby jaśniała złotym blaskiem. Wyglądała na cichą i nieszkodliwą osóbkę, ale jak się okazało były to tylko pozory...
- Czego chcecie? - zapytała władczo - Dlaczego zakłócacie nasz spokój?
- Wasza wysokość - zaczęłam, skłaniając się w miarę możliwości - Nie chcieliśmy zakłócać Ci spokoju. Jednakże potrzebujemy Twojej pomocy.
- W jakiej sprawie?
- Chcielibyśmy złapać i wytrenować Konia Światła - wyrwała się Cav
Niestety dość niefortunnie się wyraziła i królowa poderwała się na równe nogi.
- Co?! Jak śmiecie?! - krzyknęła wściekła nie na żarty - Chcecie wykorzystać Zwierzę Światłości do własnych, przyziemnych celów?!!! - wrzasnęła po czym wykonała ręką dziwny gest.
Poczułam jak moje więzy zaczęły się zaciskać i parzyć mi skórę. Krzyknęłam, zwijając się z bólu.
- Inez! - krzyknęła przerażona Cav, której chyba nic nie było - Co jej zrobiłaś? - zapytała Królową
Zrozumiałam, że gniew władczyni spadł tylko na mnie....
- To jest kara za waszą zuchwałość - odpowiedziała królowa, trochę się uspokajając
- Ale to ja się źle zachowałam! - zaprotestowała Cav - Dlaczego mnie nie ukażesz?
- Uważasz mnie za głupią?! - W oczach królowej znów błysnął gniew, a moje więzy zaczęły płonąć żywym ogniem - Przecież wiem, że jesteś odporna na tego typu klątwy, a ta pannica jest Ci bliska więc może się czegoś nauczysz.
Niestety nie usłyszałam reakcji Cavaliady bo ból wzmógł się do tego stopnia, że straciłam przytomność...

Cavaliada - event

Irlandia. Czy tu zawsze pada? Chyba tak... Byłam zmęczona. Ale nie było mowy o spaniu. Mieliśmy misję! Div wziął mój bagaż. Nie wiem co z nim zrobił. Inez wypuściła Kirę z klatki i ruszyliśmy na poszukiwania. Przyznam się bez bicia. Strasznie marudziłam. Jęczałam prawie 2 godziny bez przerwy. Wszyscy mieli mnie dość. Div wziął mnie na ramię i niósł jakiś czas. Potem kazał mi samej ruszyć dupę. No cóż. Szliśmy parę dobrych godzin. Pięć? Sześć? Byłam pełna podziwu dla Mayi. Taka mała, ale jaka wytrzymała! Wzięłam się w garść.
- Daleko jeszcze? - mruknęłam. Wilczyca posłała mi złe spojrzenie. Dość... Niedyskretnie kazała mi się zamknąć.
- Jesteśmy już blisko... - powiedziała Inez. Spojrzałam na nią.
- Chodźmy! - wykrzyknęłam i ruszyłam przodem chciałam, żeby to się skończyło. Nagle przede mną wyrosła wielka góra. Strasznie wysoka. A na jej szczycie... Stał złoty pałac! Biło od niego światło. Obejrzałam się. Za mną wszyscy stali. Inez zachęcająco kiwnęła głową.
- Czyli mam iść pierwsza? - zapytałam. Westchnęłam o zaczęłam wspinać się na szczyt. A potem wszystko poczerniało i upadłam na ziemię.

***
Ciemność, uderzenie o ziemię, niesamowity ból. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Chciałam się ruszyć, ale nie mogłam. Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w jasnym pomieszczeniu. Ręce i nogi miałam związane jakby... Liną ze światła.
- Cav... - usłyszałam szept. Odwróciłam głowę. Obok leżała Inez.
- Co się dzieje? -
- Zabiorą nas do królowej. - W tej chwili do pokoju wparowali rycerze. Podnieśli nas i wyprowadzili z pomieszczenia. Szliśmy w milczeniu. Jeden z rycerzy otworzył ogromne złote drzwi. Weszliśmy do środka. Na tronie siedziała ona. Królowa.
http://t3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcT0dMjxIYWAUdTOIiQ6uJEZ8-va6giwhxzp_xCgnmzKMI8ksz9bHg