piątek, 1 marca 2013

Maya

Od rana zaczęłyśmy z Eve tresować pieski. Musiałyśmy je przede wszystkim nauczyć, że nie zjada się cudzych śniadań…
Szczeniaki na początku nie chciały nas słuchać i hasały po całym pokoju, ale stopniowo zaczynały reagować na komendy. W końcu doszłyśmy do wniosku, że możemy je wypuścić z pokoju i iść z nimi do parku.
Niestety kiedy tylko wyszliśmy na korytarz i szczeniaki zobaczyły nowe miejsce ruszyły pędem przed siebie.
- Luck! Lea! Wracajcie! – zawołałam, biegnąc za nimi
Dogoniłam maluchy dość szybko bo zatrzymały się przed jakimiś drzwiami. Co najgorsze zaczęły w nie drapać, popiskując cicho.
- Nie wolno! – powiedziałam stanowczo, odciągając szczeniaki – Wracajmy do pokoju bo lepiej żebyście…. – nie skończyłam bo drzwi się otworzyły i stanęła w nich jakaś elfka.

Inez - event

Alex przez cały czas leżał nieprzytomny na podłodze, a ja nie wiedziałam co robić. Bardzo chciałam pomóc przyjacielowi, ale co ja mogę?
„Dużo możesz” usłyszałam w myślach
Rozejrzałam się zaskoczona
- Ktoś  tu jest? – zapytałam na głos
„Możesz znacznie więcej niż ci się wydaje” zabrzmiał znowu głos, ale nie odpowiedział na moje pytanie
„Kim jesteś? Pokaż się?” powiedziałam w myślach
Z jakiegoś kąta wyszła ta sama wilczyca co wcześniej.
„Jestem twoją przewodniczką” usłyszałam jej odpowiedź
„Przewodniczką?” zdziwiłam się „Jeśli jesteś po mojej stronie dlaczego skrzywdziłaś Alexa?”
„Ponieważ cię nie posłuchał. Nie zaufał twojej intuicji i zrobił się zbyt zaborczy i nadopiekuńczy”
„Wcale nie!” zaprotestowałam natychmiast
„Nie? Na pewno?” zapytała z lekkim niedowierzaniem
„No może trochę, ale to nie powód żeby zabierać mu wzrok!” powiedziałam stanowczo
„Nie zabrałam mu go na stałe”
Słysząc to odetchnęłam z ulgą.
„Poza tym” kontynuowała wilczyca „Nie zabrałam mu wzroku tylko żeby jego czegoś nauczyć. Ty też musisz stąd wynieść jakąś mądrość”
„Ale jaką?” zapytałam „Zrobię wszystko tylko powiedz mi najpierw czy z Alexem będzie wszystko w porządku” poprosiłam zanim zdążyła mi odpowiedzieć
„To zależy tylko od ciebie”
„Ode mnie? Ale co ja mogę zrobić?” zapytałam z rozpaczą w glosie
„Uwierzyć w siebie i zaufać swojej intuicji. Jeśli tego nie zrobisz zostaniecie tu na zawsze” powiedziała i zniknęła
„Poczekaj!” zawołałam za nią, ale usłyszałam tylko dalekie echo jej głosu mówiące:
„Uwierz w siebie!”
- Łatwo powiedzieć – mruknęłam pod nosem
W gruncie rzeczy wiedziałam jednak, że wilczyca miała racje. Teraz wszystko zależało ode mnie i nie zamierzałam siedzieć bezczynnie. Rozejrzałam się po jaskini i ku mojemu zaskoczeniu zauważyłam niewielką roślinkę wyrastającą z lodowej pokrywy. Jak ona tam wyrosła? Zresztą to nie było teraz ważne ponieważ rozpoznałam tę roślinę. Była to luccressia laurentic czyli ziele które jeśli zjadł je człowiek dawała mu na chwilę możliwość posługiwania się magią.
Uradowana podczołgałam się do miejsca w którym roślina rosła i już miałam po nią sięgnąć kiedy cos mi się przypomniało. Luccressia laurentic mogła zadziałać tylko na człowieka pewnego siebie, o silnej woli i wyczulonej intuicji. Jeśli zażył ją ktoś komu brakowało którejś cechy konsekwencje mogły być straszne. Nie byłam pewna czy jestem tą odpowiednią osobą, ale na sto procent wiedziałam jedno, że muszę pomóc Alexowi.
Zażyłam więc zioło i niemal od razu cos zaczęło się ze mną dziać. Na początku poczułam okropny ból głowy i przed oczami przeleciało mi milion obrazów. Nie wiedziałam co się dokładnie dzieje i przestraszyłam się, że nie powinnam zażywać zioła. Ale nie było już odwrotu…
Po jakimś czasie ból ustał, a obrazy zniknęły. Odetchnęłam z ulgą, ale wciąż nie byłam pewna czy roślina zadziałała tak jak powinna. Postanowiłam to najpierw sprawdzić na sobie zanim spróbuje pomóc Alexowi. Nie chciałam mu dodatkowo zaszkodzić…
Położyłam dłonie na kostce i skoncentrowałam się na skręceniu. Na początku aż jęknęłam bo ból się wzmógł, ale chwilę później noga była zdrowa.
Uradowana wstałam i podbiegłam do anioła. Położyłam mu dłonie na klatce piersiowej i znowu się skupiłam. Po kilku minutach Alex zakaszlał i otworzył oczy.
- Alex! – krzyknęłam z ulgą i przytuliłam go
- Inez…? Gdzie my jesteśmy…? – zapytał z wahaniem anioł
- W lodowej jaskini – odpowiedziałam – Możesz ruszać skrzydłami?
- Skrzydłami tak, ale nadal nic nie widzę i…. – urwał na chwilę – Inez?
- Tak?
- Przepraszam – szepnął ze skruchą – Nie posłuchałem cię. Myślałem, ze sam dam sobie radę i nie chciałem twojej pomocy nawet jak bardzo jej potrzebowałem. A potem jeszcze wpakowałem nas w tarapaty z tymi strzałami i zapadnią….
- Spokojnie, nie gniewam się – zapewniłam go – Ważne, ze już jest w porządku
- W porządku, ale….
- Ale co? – zaniepokoiłam się
- Jak my stąd wyjdziemy? – zapytał – I skoro my mieliśmy kłopoty to co z Rafaellem i Leonardo?
- Myślę, że oni sobie poradzili. Jak to wojownicy – powiedziałam żeby dodać otuchy przyjacielowi, ale w rzeczywistości zaczęłam się martwić o chłopaków – Poszukajmy ich
- No dobrze. Teraz ty prowadź – anioł uśmiechnął się
- Dobrze, ale obiecaj, że mi zaufasz – powiedziałam cicho
- Ufam ci jak nikomu innemu. Wiesz o tym
- No to chodźmy
Wzięłam Alexa pod ramię i pomogłam mu wstać. Poprowadziłam go przez jaskinię. Nagle przed nami wyrosła ściana ognia. Pchnęłam Alexa do tyłu.
- Co się dzieję? – zapytał przestraszony
- Nie wiem, ale to musi być albo pułapka albo ktoś nie chce żebyśmy się dostali do jaskini za ogniem – powiedziałam z wahaniem
- Mogę stworzyć tarczę…. – zaczął anioł
- Nie – przerwałam mu – Przejdziemy normalnie
- Ale Inez...
- Zaufaj mi tak jak obiecałeś, dobrze? – poprosiłam
- W porządku – powiedział
Znowu wzięłam go za rękę i poprowadziłam do ściany z ognia. Tak jak mi to podpowiadała intuicja ogień był zaawansowaną iluzją więc nie zrobił nam krzywdy.
Kiedy już przeszliśmy do drugiej jaskini naszym oczom ukazał się dziwny widok. Leo i Rafaell ranni leżeli przytuleni do siebie w dziwnej pozycji…

Rozalie

- Nira, jak myślisz. Ile jeszcze potrwa moje leczenie? - zapytałam. Elfica spojrzała na mnie.
- To wszystko zależy od ciebie. Jak nie będziesz się poddawała to tydzień może dwa. Ale jak się poddasz to nawet kilka lat... - powiedziała i podniosła mnie z łóżka. - No to pokaż co potrafisz. - Ustawiła mnie na dywanie, dała mi kule i odeszła. Chwiejnie stawiałam każdy krok. Jeden, dwa, trzy. Głęboki oddech, jest okej. Cztery, pięć, sześć. Okej, okej, oddychać. Siedem, osiem, dziewięć. Dobra idę dalej. Dziesięć, jedenaście, dwanaście. Poradzę sobie. Trzynaście, czternaście, piętnaście. Jeah! Szesnaście... I coś się skiepściło. Potknęłam się i upadłam.
- Widziałaś??? Szesnaście kroków! - zawołałam powoli wstając z podłogi, oczywiście z pomocą Niry.
- Gratuluję. Oby tak dalej. Gofry są już na stole. Chodź. - mówi sadzając mnie na wózku.

Cavaliada

-Cav, nadal się nimi przejmujesz? - zapytał Div. W sumie mogłam się przejmować. Moi przyjaciele polecieli do jakiejś szurniętej wiedźmy!
Nie odpowiedziałam. Wzięłam skrzypce (dawno już nie grałam...) WYszłam z pokoju i skierowałam się do parku. Przysiadłam na tamtym kamieniu. Na tym, gdzie pierwszy raz grałam w tej szkole... Wsłuchałam się w ptaki, szelest drzew, strumień... Zaczęłam grać... Zamknęłam oczy. I nagle usłyszałam cichy głos.

Kiedy was nie ma - to jakby nagle
Zabrakło w moim życiu muzyki
Kiedy Was nie ma - to czas mnie straszy
Że przeminę, że będę chwilą
Kiedy was nie ma - to jakby niebo
Miało się rozstać na zawsze ze słońcem
Kiedy Was nie ma - dosyć mam wszystkiego
I pragnę stąd na zawsze odejść

Moi przyjaciele
Moi przyjaciele
Moi przyjaciele bądźcie zawsze ze mną
Moi przyjaciele
Moi przyjaciele

Z wami wiem, że wszystko mogę
Że wystarczy tylko chcieć

Jak mam wyśpiewać, jak mam dziękować
Jak wytłumaczyć, że bez was mnie nie ma
Przytulam do was moją miłość
I wdzięczność mą w modlitwę zamieniam
Milion aniołków narysuję
I wszystkie razem postrącam z nieba
Dom na górze wybuduję
I zagram klauna kiedy trzeba

Moi Przyjaciele...
(Agata Budzyńska - Opowieść o przyjaźni)

Zdziwiona otworzyłam oczy. Na małej gałązce, w strumyku siedziała śliczna myszka. Patrzyła na mnie ślicznymi oczkami.
- Cześć maleńka. - powiedziałam wyciągając ją ze strumyka.
- Witaj! Jestem Kiff. - powiedziała siadając mi na dłoni.
- Ja jestem Cavaliada. Piękna piosenka. Skąd ją znasz? - zapytałam.
- Nie wiem. Gdzieś ją usłyszałam. Czy mogłabym u ciebie zamieszkać? - Roześmiałam się.
- No pewnie!