sobota, 12 stycznia 2013

Maya

Inez wyszła, a my zostałyśmy w pokoju z Alexem. Anioł chciał z nami rozmawiać i bawić się, ale Eve nie chciała nic robić. Siedziała przez cały czas w fotelu przy kominku. Nie odzywała się nawet do mnie! W końcu wróciła Inez i zaczęło się cos dziać.
- Jesteście zapisane do szkoły – obwieściła – Chodźcie pokaże wam wasz pokój
- Super – krzyknęłam, podbiegłam do Eve i chwyciłam ją za rękę, a potem pociągnęłam ją ze sobą – No chodź! – popędzałam
Kiedy wyszłyśmy z pokoju natknęłyśmy się na jakieś dwie dziewczyny.
- Cześć – przywitała się jedna z dziewczyn, miała śliczne niebieskie włosy – Widzę, że dziewczynki czują się już dobrze
- Cześć Cav. Tak już wszystko gra – odpowiedziała Inez – To jest Maya, a to Eve będą chodzić do naszej szkoły. Dziewczyny to jest Cavaliada
- Dzień dobry – powiedziałam grzecznie, trochę onieśmielona. Dziewczyna uśmiechnęła się do nas.
- Dokąd się wybieracie? – zapytała
- Zobaczyć swój pokój
- Poa może im potowarzyszymy? – Cavaliada zwróciła się teraz do dziewczyny o czerwonych włosach z dużym mieczem.
- Spoko – przytaknęła
Kiedy wreszcie doszłyśmy do naszego pokoju okazało się, że mieszkam niedaleko tej czerwonowłosej dziewczyny. Miała na imię Poa czy jakoś tak... Rozdzieliłyśmy się więc. Poa poszła do siebie, ja z Eve do siebie, a Inez i Cavaliada poszły gdzieś razem.
Weszlam do pokoju. Był duży i piękny. Wreszcie miałam swoje łóżko! Oczarowana chodziłam po mieszkanku, oglądając każdy kąt. Kiedy wreszcie sie nacieszylam tym, że mam swoje miejsce Eve zrobiła coś do jedzenia. Przyjaciółka wyraźnie chciała pogadać o tym co sie stało, ale ja nie miałam na to ani siły ani ochoty. Byłam zmęczona i oszołomiona. Chciałam po prostu iść spać.
Tak też zrobiłam.

Izozteka

Obudziło mnie silne potrząsanie za ramię. Kto się ośmiela budzić mnie w takim stanie? Błyskawicznie złapałam za rękę, która mną potrząsała i powaliłam jej właściciela na podłogę. Szczegół polegał na tym, że zanim to zrobiłam zapomniałam sprawdzić, kto mną potrząsa. I jak się okazało potrząsaczem była nauczycielka.
-Oj, bardzo panią przepraszam – powiedziałam przybierając niewinną minę, a Blar stał sobie pod ścianą i dławił się duszonym śmiechem. Palant specjalnie sam mną nie potrząsał! Ja go kiedyś zabiję! …ale nastąpi to dopiero gdy znudzi mi się to życie i sama będę miała ochotę popełnić samobójstwo.
Nauczycielka leżała jeszcze przez chwilę na podłodze, po czym orzekła:
-Dobra z ciebie wojowniczka, ale nie po to tu przyszłam. W pokoju nauczycielskim czeka na ciebie twoja podopieczna, Reina. Od dziś jesteś jej mentorką i musisz się nią zająć.
Zrobiłam taką minę, że Blar teraz już się nie krztusił śmiechem, on leżał na podłodze i kwiczał. W pełni żywy to on z tego nie wyjdzie.
-Chyba się przesłyszałam. Ja na mentorkę?! To wolne żarty!
-Zostałyście dobrane pod względem charakteru, więc mamy nadzieję, że nikogo nie zabijecie. A teraz mam nadzieję, że zajmiesz się nią jak najszybciej.

* * *
Szybko maszerowałam na wyznaczone miejsce zostawiając Blara daleko w tyle. Właściwie to nie ja zostawiłam go w tyle, co on się bał tego co mu zrobię jak już skończę z tą moją podopieczną.
Z rozmachem otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że w pokoju czeka na mnie dziewczyna, z niebieskimi włosami i chłopak o skrzydłach smoka.
-Uuu, ładniutka jesteś – wymksneło mi się, ale na szczęście tak cichutko, cichuteńko. – Więc powiedziano mi, że jestem twoją mentorką. Nie wiem co to za idiota to wymyślił, ale nie będę mu się sprzeciwiać.
Wtedy rozległo się chrząknięcie, gdzieś zza biurka. Ups… Najwyraźniej to ten idiota to wymyślił. Kolejna wpadka….
-Może chodźmy już… -zaproponowałam.
Dziewczyna z chłopakiem wstali i wyszli bez słowa. Gdy tylko byliśmy wystarczająco daleko by nikt w gabinecie nas już nie usłyszał oboje wybuchneli niepohamowanym śmiechem.
-Ty tak zawsze? – spytała dziewczyna.
-Nie, zazwyczaj jest gorzej – powiedziałam uśmiechając się tak jak zawsze, czyli słodko aż do granic.
-Lubię cię. Jestem Reina, a to mój sługa
-Ja jestem Izo, a jak tylko spotkam mojego sługę, to nie pozna go rodzona matka.
-Mogę ci pomoc? – zainteresowała się żywo Reina.
-Jasne – odparłam z entuzjazmem. Zapowiadała się ciekawa znajomość. Bardzo ciekawa znajomość.

Inez

Kiedy wróciłyśmy do pokoju okazało się, że Eve już się obudziła. Mała była kotołaczką. Niestety była bardzo nieufna, zamknięta w sobie. Mimo, że obudziła się już parę godzin temu to nadal nie pozwoliła Alexowi do siebie podejść. Nie zjadła też posiłku, który jej przygotował.
Dopiero kiedy dziewczynka zobaczyła Mayę i usłyszała od niej co się stało uwierzyła, ze są bezpieczne. Zjedliśmy wspólnie kolacje, a potem Eve wstała.
- Musimy już iść – powiedziała do Mayi
- Niby dokąd? – zapytałam
- Jak najdalej stąd. Tam gdzie będziemy bezpieczne
- Nigdzie nie będziecie tak bezpieczne jak tutaj – zaprotestował Alex – Szkoła jest chroniona potężną magią. Nic wam się tutaj nie stanie
- Ale Liam…!
- Liamem zajmie się Rafaello – wyjaśniłam spokojnie – A teraz najważniejsze jest żebyście wy były bezpieczne. Myślę, że najlepszym pomysłem będzie zapisanie was do szkoły.
- Naprawdę możemy się tu uczyć?! – zapytałam Maya
- Jasne – przytaknęłam – Jeśli oczywiście chcecie
- Tak tak tak!!!!! – Maya była w siódmym niebie
- No to załatwione – uśmiechnęłam się – To wy teraz zostańcie tu z Alexem, a ja pójdę załatwić formalności.
W sekretariacie natknęłam się na Kurochi. Starałam się nawet na niego nie patrzeć tylko szybko załatwić swoje sprawy. Nie chciałam znowu mieć kłopotów.

Devi

Włuczyłem się bez celu po budynku. Było już po zmroku, więc wyglądałem jak ta przeklęta panienka do towarzystwa. Może i by to jakoś przeszło, gdybym nie miał na sobie obcisłej bluzki, mini i makijażu na pandę. Byłem poirytowany, ale nie chciałem całych nocy przesiadywać sam lub z Tsukihime. Wiedziałem, że dziewczyna ma swoje życie. Poza tym, niezbyt dobrze się czułem w towarzystwie brata Sitriego. Nie to, żebym go nie lubił, chłopak miał niezłe podejście, jeśli chodzi o naukę. Był moim prywatnym nauczycielem walki i pomagał znaleźć odpowiednią dla mnie broń. Chodziło o to, że Hime mi się podobała. Jak cholera. Ale miała chłopaka i to mnie irytowało. Nie chciałem dla niej źle, ale w głębi duszy modliłem się, żeby z nim się pokłóciła, żebym chociaż na chwilę mógł się stać kimś ważniejszym niż tylko "tym chłopakiem, co jest dziewczyną". Sitri coś chyba podejrzewał, bo za każdym razem, gdy sytuacja robiła się gorętsza i zaczynałem mieć problemy z opanowywaniem potrzeby wyznania dziewcznynie o swoich uczuciach, on rozładowywał sytuację. Nie, żeby to robił dla mnie, ale byłem dzięczny losowi. A może tylko mi się tak wydawało, byłem w końcu przeczulony na tym punkcie.
- Cześć laska - zagadnął mnie jakiś chłopak. Był raczej dużej muskulatury, ale nie napakowany. Spojrzenie miał twarde, pewne siebie. - Dlaczego nikt mi nie powiedział, że tu takie ślicznotki są - oparł się o ścianę, zagradzając mi wejście.
- Spieprzaj, jak nie chcesz dostać - syknąłem. Byłem wściekły - zarówno na niego, że mnie traktował jak szmatę, jak i na siebie, że wyglądam jak takowa.
- Ossstra. Lubię takie - chłopak uniósł głowę. Jego zachowanie było niedwuznaczne. - Jak ci kiciu na imię?
- Powiedziałem, zjeżdżaj - powoli puszczały mi nerwy. Ręce powoli zaczęły zaciskać się w pięści, a adrenalina napływać do krwi.
- O, Devi, szukałam... - za mną pojawiła się Tsukihime. Gdy zauważyła drugiego chłopaka, przerwała. - Leo - stwierdziła bez emocji. - O co chodzi?
- Co, nawet już poflirtować sobie nie można? W to też się wpieprzysz? - spytał "Leo", a ja już miałem mu strzelić, gdy poczułem na ramieniu rękę dziewczyny, uspakajającą mnie.
- Czy ja ci bronię? Po prostu nie myślałam, że wolisz chłopców - uśmiechnąła się z wyższością.
- Co ty odwalasz? Ja chyba ślepy nie jestem - warknął chłopak. Widziałem irytację i rosnącą furię w jego oczach. Tsuhime tego chyba nie zauważyła, bo brnęła dalej.
- No, chyba jesteś. Taki z ciebie kozak, ponoć umiesz czytać w cieniach, a nawet faceta od laski nie rozróżniasz? Cóż, niektórych natura obdarzyła mózgiem, niektórych próżnią termiczną - uśmiechnęła się z własnego dowcipu.
- Ty... - chłopak syknął i rzucił się z pięścią na Tsukihime. Pociągnąłem ją do tyłu za siebie i złapałem lecącą pięść. Nawet w dziennym, normalnym "stadium" nie byłbym w stanie całkowicie wyhamować jej. Poczułem przypływ ciepła na policzku. Przez oko przepłynęła mi strużka krwi. Tsukihime za mną była zszokowana. Chciała coś zrobić, ale nie za bardzo wiedziała co, jej mięśnie były całe spiętę. Zakląłem w myślach, że pozwoliłem na taki stan rzeczy. Powinienem zareagować wcześniej. Nagle usyszałem z oddali kroki kilku osób.
- Leo, jesteś tam? - zawołała jakaś dziewczyna. Po chwili pojawiło się kilka dziewczyn, najwyraźniej gdzieś się wybierających.

Rafaello

Następnego dnia po śniadaniu postanowiłem iść się przewietrzyć. Leonardo był po prostu nie do zniesienia. W całym pokoju panował mrok, mimo, że na dworze było jasno i mieliśmy włączone światło. Te jego "odświeżanie" było nie do zniesienia. Dobrze wiedział, że mimo tego wszystko było by dobrze, przecież mocy pozbyć się nie idzie.
Udałem się do ogrodu. Miałem niezłego fuksa, bo spacerowały w nim Inez i mała dziewczynka. Wyglądała bardzo ładnie w sukience. Gdy zmęczyła się usiedliśmy na ławce i zaczęliśmy rozmawiać. Z tego co się dowiedziałem mała miała na imię Maya, nie miała domu ani rodziny i była wykorzystywana przez niejakiego Liama. Mimo iż nie znałem go, już się nim brzydziłem. Jak można wykorzystywać dzieci... Po prostu chore.
Korzystając z okazji poruszyłem temat naszej wyprawy.
"Inez, żeby iść poszukać" nie dała mi skończyć.
-Eve jest już bezpieczna nie martw się.
"Wiem."
-Skąd?
"Leonardo widział przez okno i się domyślił"
-Aha. Przed nim to się chyba nic nie ukryje.- westchnęła.
"E tam. Ale wracając do tematu, mam zamiar znaleźć tego Liama, czy jak mu tam, a żeby to zrobić będę musiał zabrać Mayę do pokoju."
-Że co? W jakim celu?- zapytała podejrzliwie.
"Nic jej nie będzie, nie martw się. Chcesz to zrobimy to teraz. Mała się zmęczyła więc może zaśnie."
-Ale... co wy chcecie zrobić?
"Wykorzystać to, że Leo jest łowcą. To tylko chwila."
-No...- Inez nadal się wahała.W końcu jednak uległa.-Ale nie będzie jej bolało?
"Nie. Obiecuję"
-Więc zgoda.

Udaliśmy się do mojego mieszkania. Jak tylko otworzyłem drzwi, to wyleciała z niego chmara cienia, bardziej wyglądająca jak mgła. Małą aż pisnęła ale Inez wzięła ją za rękę. Wszedłem powoli szukając włącznika os światła bo oczywiście Leo je zgasił.
-Hej!- krzyknął- A to wy.-walnął od niechcenia spoglądając na gości.
"Gotowy?"
-No pewnie. I to jeszcze jak.- uśmiechnął się przerażająco do małej. Maya widząc tą minę cofnęła się kilka kroków.- Nie rozumiem co wy widzicie w dzieciach.
"Bierz się do pracy" ponagliłem go.
-Ta... Jakby szło.
"Że co?"
-Młoda kładź się na łóżko i ani drgnij.- zagrzmiał.
-Jak ty się odzywasz do dziecka!- krzyknęła Inez.
Podczas gdy Leo wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie przepada za towarzystwem Inez, ona uświadamiała mu, że jej zdanie co do niego zbytnio się nie różni. Ja wziąłem małą na ręce i położyłem na łóżku, po czym położyłem się obok i zacząłem głaskać po głowie. W końcu im przerwała.
-Co będziemy robić?- zapytała ziewając.
-Nic. Idziemy. - odpowiedziała Inez.
-To mamy gościa znaleźć czy nie?- zapytał Leo zaplatając ręce. Wiedział, że wygra.
-Boże z tobą.- westchnęła.
"Widzisz co ja z nim mam." uśmiechnąłem się.

Leo usiadł na łóżku obok dziewczynki i położył dłoń na jej cieniu.
-Możesz czuć dziwne uczucie.
-Jakie?- zaniepokoiła się Maya.
-Zobaczysz. Może.
Leo przymknął oczy i nie ruszał się. Jedyne co można było widzieć to to, jak cień dziewczynki gęstniał i gęstniał aż stał się nieprzenikliwy jak noc. Nie zmieniał jednak swoich rozmiarów. Wciąż był w tej samej pozycji tylko uniósł się nieco do góry. Mała podkurczyła nogi a na jej twarzy pojawił się dziwny grymas. Po chwili dziewczynka poczerwieniał.
-Maya!- wrzasnęła Inez. Zanim do niej dobiegła dziewczynka wybuchnęła śmiechem.
-Łaskocze!- wykrztusiła. Śmiała się do rozpuku. Wiedziałem, że Leo specjalnie wybrał to uczucie zamiast bólu. Chciał jeszcze bardziej dogryźć Inez strasząc ją.
-Słucham?- zapytała nie dowierzając.
-Łaskocze!- pisnęła.
-Ale...
-Skończyłem.- oznajmił z triumfem Leo.- Wiem wszystko. No dobra nie wszystko bo narodzin nie lubię oglądać. Ale mam wszystko.
-No to my idziemy.- powiedziała Inez.
-Ale ja nie mogę.- wyszeptała Maya.
-Dlaczego.
-Muszę do łazienki!- krzyknęła mała jednocześnie biegnąc we wskazane przeze mnie pomieszczenie.
Gdy skończyła razem wyszły a Leonardo streścił mi wszystko od początku do końca.

Inez

Zabrałam Mayę na spacer do ogrodu. Alex został w pokoju żeby przypilnować wciąż nieprzytomnej Eve. Przez cały spacer mała ciekawie się rozglądała. Widziałam, że bardzo jej się tu podoba. Po pewnym czasie dołączył do nas Rafaello i spacerowaliśmy dalej razem śmiejąc się i rozmawiając. Kiedy Maya trochę się zmęczyła, usiedliśmy na ławeczce w cieniu ogromnego dębu. - Fajnie tu macie – powiedziała z zachwytem Maya
- Dzięki, to nasz dom na następnych parę lat – odpowiedziałam i w tym momencie cos mi się przypomniało – Maya, a gdzie ty mieszkasz?
- Już nigdzie – odpowiedziała z ociąganiem dziewczynka
„Jak to?” zaniepokoił się Rafaello „A twoi rodzice?”
- Ja nie…Nie mam rodziców – szepnęła, a po jej policzku popłynęła łza
- Przykro mi – powiedziała i delikatnie starłam łzę
- To było rok temu – wyjaśniła dziewczynka - Do naszego domu wtargnął Liam
- Kto to? – zapytałam, mała się rozgadała i musiałam to wykorzystać. Żeby jej pomóc musiałam się dowiedzieć jak najwięcej o tym co się stało, a drugiej takiej szansy mogłam już nie dostać.
- Czarownik. Zabił rodziców i porwał mnie i Eve – tłumaczyła dalej dziewczynka – Więził nas w jakichś piwnicach. Było zimno, a my byłyśmy głodne. Wypuszczał nas tylko kiedy chciał zrobić jakiś eksperyment – małą wstrząsnął dreszcz, ale po chwili mówiła dalej – Te eksperymenty były okropne. Podłączał nas do różnych maszyn, kazał robić dziwne rzeczy… A kiedy go nie słuchałyśmy albo cos się nie udało bil nas i rzucał jakies czary….
„Jak wam się udało uciec?” zapytał wstrząśnięty Rafaello
- Podczas ostatniego doświadczenia Liam zabrał nas do lasu. Nie wiem co chciał sprawdzić, ale zapuściliśmy się trochę za daleko w las. Dzięki temu kiedy tylko na chwilę spuścił nas z oka schowałyśmy się w krzakach. Nie udało mu się nas znaleźć więc wrócił do siebie. Pewnie po to żeby użyć czarów. My w tym czasie biegłyśmy szybko w przeciwnym kierunku. Chciałyśmy znaleźć bezpieczne miejsce, ale dogonił nas troll, którego Liam na nas nasłał.

Reina

Siedziałam na twardej glebie z wypisanym zamiarem zamordowania pewnego wkurzającego, głupio się uśmiechającego, przystojnego jak sto demonów smoka.
-Jak to możliwe, że się zgubiliśmy?! Twoja wina!
-To ty chciałaś szukać ufopelodacza...-mruknął.- Przez ciebie krążyliśmy 2 godziny po jakimś lesie. A teraz zwalasz na mnie. Jak zwykle, zresztą.
Miałam ochotę wrzeszczeć, jednak sobie odpuściłam.
-A mogliśmy pojechać samochodem...- narzekał dalej.- Teraz muszę tachać twoje bagaże. Ile tego? Pół tony?
-Wcale ni... Patrz!- przepchnęłam ręką jego twarz w stronę tajemniczego błysku.-Ufopelodacz! Lecimy!
Westchnął głośno. Z jego łopatek wyszły skrzydła. Złapał mnie w pasie i wzleciał, jednak nie w stronę domniemanego stworzenia, lecz do góry.
-Hej, a ty gdzie?!
-Szukam szkoły, bo tam mieliśmy iść.
Założyłam ręce z naburmuszoną miną, ale pozwoliłam się nieść.
Pół godziny później dotarliśmy do celu podróży.
-Jejku... - szepnęłam.- Ale toto wielkie!
-Wiesz, takie zwykle są tego rodzaju szkoły...
-Jesteś przykry.
-Ojej, bo umrzesz. Lepiej chodź. Chcę w końcu pozbyć się tego ciężaru - zamachnął moją walizką.
Znowu musieliśmy iść, gdyż, jak się okazało, dotarliśmy nie z tej strony, co trzeba. Główne wejście było zupełnie gdzie indziej. Moja mp3 zdążyła już się wyładować. Deszcz chlupotał w butach. Akurat nad nami rozciągnęła się chmura burzowa.
-Pa-sku-dny dzień. Dosłownie i w przenośni. Ok-rop-ny.
-To ostatnie już nie było sylabizowane - stwierdził mój, psiakość, partner.
Zaczęliśmy szukać naszych pokoi, jednak bez wyraźnego skutku. Za to odnaleźliśmy pomieszczenie, z którego dobiegały głosy. Niczym armia dziesięciotysięczna, wszarżowałam do niego. Przybierając uśmiech nr 4, czyli ten najmilszy, przerwałam jakąś czynność osobom w środku.
-Przepraszam, jeżeli przeszkadzam - niedbale wycisnęłam włosy z wody. - Szukam pokoi mieszkalnych, bo, w mordkę jeża, mam niesamowitego pecha w życiu i nie mogę nic znaleźć ani zrobić bez konsekwencji.
Przerwałam, by zaczerpnąć powietrza. Patrzyli się na mnie dość dziwnie.
-Reina, a tamten w korytarzu, który trzyma moje bagaże to Acrux. Miło poznać i tak dalej.
-Przepraszam, za jej zachowanie, ona jest niepełnospry... - wtrącił się Acrux. Zatkałam mu usta za pomocą celnego wbicia łokcia w żebra.
-Więc, gdybym mogła się dowiedzieć, gdzie tu się mogę rozpakować i kto się dalej mną zajmie... Arigato.

piątek, 11 stycznia 2013

Leonardo

Nie ogarniam dlaczego Rafaell zrobił się taki opiekuńczy. Co on widział w dzieciach! Takie małe... niezdarne... niedoświadczone... Aż się wierzyć nie chce, że z tego czegoś wyrasta rasa ludzi. I jeszcze ta Inez... Dlaczego zawsze jak coś jest nie tak, to właśnie ona musi mieć coś z tym wspólnego! Normalnie jakieś "centrum świrowania czy coś". Nie było mnie tylko moment... Szlak trafił spokojny wieczór!
Jednak w oczach chłopaka zauważyłem dziwny błysk. Jakby... czułość? Nie... jestem zmęczony. To przez te wiewiórkę. Gdy chłopak odprowadził naszych "gości" i wrócił do pokoju był jakiś inny. Zamyślony. Czyli nie przewidziało mi się. 
-Co ci?- zapytałem go. 
"Nic. Tak tylko myślę."a
-Nad czym? 
"Nad tą dziewczynką. Ciekawe gdzie znajdziemy jej przyjaciółkę."
-Nie będziemy jej szukać.- oznajmiłem z triumfem.
"Że co?!"
-Zanim zaczniesz się unosić, uprzedzę cię, że właśnie widziałem jakiegoś gościa przez okno, jak szedł z jakimś innym dzieckiem na rękach.- Rafaell usiadł na fotelu. 
"Ale to nie zmienia sprawy."
-Zmienia i to diametralnie. 
"Nie. Trzeba przecież znaleźć kogoś kto im to zrobił"
-Dlaczego to robisz? Nie pomógł byś gdyby to był ktoś inny.-walnąłem, a on spojrzał na mnie smutno. 
"To tylko twoje, samolubne zdanie."
-Poparte znajomością twojej osoby.- naciskałem. Nienawidziłem jak nie mówił mi o tym co go gryzie. -Co ci jest?
"Nic."
-Przecież widzę. 
"Nic mi nie jest!" zrobił się nerwowy.
-Migaj sobie co chcesz i tak wiem swoje. Mała jest bardzo podobna do tej dziewczynki na zdjęciu. To dlatego.- chłopak westchnął bezgłośnie. 
"Ma inne oczy."
-Tsa... Ta ze zdjęcia ma takie jak... Dziwnie jasne. 
"A ty swoje. Nie odpuścisz, prawda?"
-Nie. 
"A powinieneś." chłopak spojrzał na świat za oknem. Odpływał w wspomnieniach. 
-No dobra.- odpuściłem, wbrew przewidywaniom chłopaka- Ale później mi powiesz. Ok?
"Coś ty taki ulgowy?" zapytał patrząc na mnie zaskoczonymi oczami. 
-Jesteś zmęczony. 
"Jasne..."
-Tak. A ja, tak po głębszym rozpatrzeniu sprawy, to mógł bym się nawet zgodzić szukać tego kogoś. 
"Co? Serio?"
-No w końcu to jakaś rozrywka, co nie? Maleńki przypływ adrenaliny. 
"Skąd ta zmiana?" 
-Z nudów.- Rafaell wywrócił oczyma.- Idę zrobić coś do jedzenia. 

Kolacja minęła szybko i bez większych emocji. Jednak po kąpieli gdy leżeliśmy w łóżkach Rafaell włączył lampkę i zapytał
"Jak myślisz, co nam zrobią, jeżeli musieli byśmy opuścić teren szkoły i faktycznie byśmy to zrobili?" wyskoczył totalnie mnie zaskakując. 
-Yyy... Nie wiem. Chyba mieli byśmy jakąś karę po powrocie, czy coś. 
"Ciekawe."
-Idź już spać. Jutro czeka nas praca. 
"Ta. Łatwo mówić, gorzej zrobić."
-Że co?
"Dobranoc" chłopak zgasił lampkę. 
Nieźle dał mi do myślenia. Ciekaw byłem kto mógł stać za tą akcją. Jak dla mnie krzywdzenie dzieci jest... chore! Przecież one nie umieją się bronić... Raczej... 

CDN 

czwartek, 10 stycznia 2013

Inez

Poeana na początku wydawała się trochę nieśmiała, ale potem się rozkręciła. Przez jakiś czas rozmawialiśmy i śmialiśmy się do rozpuku po czym Cav uznała, że czas pokazać dziewczynie szkołę. Przyjaciółka była trochę zestresowana odpowiedzialnością, która na nią tak nagle spadła. Kiedy wychodziły uśmiechnęłam się żeby dodać jej otuchy. Kiedy zamknęłam za nimi drzwi zajrzałam do dziewczynek. Obie nadal smacznie spały i nie zamierzałam im w tym przeszkadzać. Po cichutku przeszłam więc do kuchni.
Cav i Poe poszły, ale Div został w pokoju. Nie czuł się jeszcze na tyle dobrze żeby gdziekolwiek wychodzić. Teraz siedział przy niewielkim kuchennym stole, a Alex opatrywał mu skrzydła..
- Au! Uważaj trochę – syknął Div kiedy Alex przez przypadek go uraził
- Przepraszam, ale postaraj się nie ruszać dobra? Strasznie się wiercisz – odpowiedział mój anioł
- Wiercę się jak mnie boli. To chyba normalne nie?
- A to się wierć jak chcesz – Alex z uśmiechem wzruszył ramionami – To nigdy tego nie skończę
Przekomarzali się tak przez cały czas i było widać, że im siebie brakowało. Chociaż oni by się oczywiście do tego nie przyznali. Nie chciałam przeszkadzać więc wycofałam się z powrotem do pokoju. Usiadłam z książką na fotelu i odprężyłam się.
Zasnęłam w trakcie czytania…..

Ze snu wyrwało mnie pytanie.
- Gdzie ja jestem? – to była ta mała dziewczynka, którą znaleźliśmy jako pierwszą
- W szkole magii, w moim pokoju – odpowiedziałam, podchodząc do niej. Mała nie bała się już tak bardzo jak wcześniej. Może dlatego, że już się oswoiła z sytuacją, a może bo byłyśmy same w pokoju. Był już bowiem ranek i słyszałam jak Alex przygotowuje w kuchni śniadanie.
- Aaa… kim ty właściwie jesteś? – zapytała zaciekawiona
- Jestem Inez i uczę się tutaj – uśmiechnęłam się do niej – A ty jak masz na imię?
- Maya
- Ładnie – milczałyśmy przez chwilę.
Widziałam, że dziewczynkę cos dręczy. W końcu zebrała się na odwagę i zapytała
- A co z Eve? Znalazłaś ją?
- Nie martw się. Jest bezpieczna, a znaleźli ją moi przyjaciele – Maya uradowana rzuciła mi się na szyję, a potem zasypała gradem pytań
- Gdzie ona teraz jest? Jak się czyje? Mogę ją zobaczyć?
- Ciii – uspokoiłam ją – Bo ją obudzisz – i pokazałam na sąsiednie łóżko w którym leżała druga dziewczynka
- Eve! – Maya rzuciła się do łóżka, chcąc uściskać przyjaciółkę, ale ją powstrzymałam
- Nie ruszaj jej. Musi odpocząć. Odniosła kilka ran. Wyleczyliśmy ją, ale jest jeszcze słaba – wyjaśniłam
- No dobrze – zgodziła się dziewczynka, ale wyraźnie nie mogła usiedzieć na miejscu z radości.
- To może weźmiesz teraz gorącą kąpiel, a potem się przebierzesz i zjemy śniadanie? – zaproponowałam
- Nie mam się w co przebrać – wyznała, spuszczając wzrok
- Nie martw się. Zaraz cos ci znajdę z moich ciuchów – powiedziałam po czym zawołałam do mojego anioła – Alex, możesz przygotować kąpiel dla Mayi?!

Po kąpieli przebrałam Mayę w za małą już dla mnie sukienkę. Umyta, uczesana i z uśmiechem na ślicznej buźce wyglądała naprawdę słodko.
http://passionacademyy.webs.com/rem.jpg

Tsukihime - event

- Więc co zamierzasz teraz zrobić - spytałam siedzącego obok mnie chłopaka. Jak się dowiedziałam, nazywał się Devi, a chłopakiem był tylko w dzień. Jakiś czas temu dorwała go jedna z wiedźm - pradawnych istot, władających Prawdziwą Magią i rzuciła na niego klątwę. Odtąd w nocy zmieniał się w dziewczynę. Pretekst był balany, chodziło tu raczej o coś więcej. Devi był dosyć popularny wśród dziewczyn, zwłaszcza, że miał bogatych rodziców. Nie wiedział, z kim rozmawia, i odrzucił chrześniaczkę staruchy. Przez czar musiał uciekać z dou i od tego czasu żył, gdzie popadnie.
- Pojęcia nie mam. Do tej pory jakoś dawałem radę, ale środki na karcie skończyły mi się tydzień temu, a starzy stwierdzili, że nie muszę żyć dalej - prychnął z przekąsem. Musiał uciekać z domu, żeby jego tajemnica się nie wydała. - Aha, zaczyna się - mruknął. po chwili jego sylwetka się zamazała, a gdy nabrała ostrości, wyglądał(a) tak:
https://encrypted-tbn1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQ1n4OxHAE8izpjjfltxdjfaQtLUsnj9rktAA4q9gSBWzopWt3kBw 
Ku mojemu zdziwieniu, zmieniły się również ubrania.
- Oj! - zdziwiłam się nieco. Nie podejrzewałam zobaczyć czegoś takiego. - Ladnie wyglądasz. To ktoś, kogo znałaś... eś... - nie byłam pewna, jakiej końcówki urzyć.
- Wolę "eś". I tak. Moja matka w młodości była prawie identyczna, więc sądzę, że to przez geny - stwierdził bez większych emocji. Nagle w głowie zaświtała mi pewna myśl.
- Czyli, że szukasz kryjówki, tak? Żeby było bezpiecznie i z kasą? - upewniłam się.
- Tak, a co?
- Bo, widzisz, Sitri szuka kogoś do pary, żeby formalnie miszkać z BCS - oznajmiłam z adowolona.
- Co???? Chyba nie chcesz, żebym mieszkał z nim... z nią... z tym... - myślałam, że demon połknie mnie żywcem. Już miałam odwołać całą propozycję, gdy Devi uśmiechnął się.
- Całkiem ciekawy pomysł. Ile mam czasu na rozważenie? - spytał, przytrzymując Sitriego przede mną. Pomimo kobiecej formy, nadal był silny i zachowywał się jak chłopak.
- Nie zrobisz tego. Nie będę spał w jednym pokoju z tym kimś. Może i lubię podrywać laski i nie przepuściłbym żadnej okazji, ale z PRAWDZIWĄ dziewczyną, a nie jakąś transwestytą! - demon był wkurzony, co mnie bawiło. On, który rozpala namiętności ludzkie, nie chce w jednym pomieszczeniu dziewczyny o figurze modelki.
- To nie jest koncert życzeń. Jak sam wcześniej powiedziałeś, z damą się nie kłóci - Devi był rozbawiony. - A tak się składa, że właśnie przyjmuję propozycję. To co teraz, pani przewodnicząca? - spojrzał na mnie.
- Teraz idziemy znaleźć Sybillę, żeby zdobyć korzeń Mandragory.
- Takie dziwne coś, co wrzeszczy, jak się wyrywa? - upewnił się Devi. Kiwnęłam głową. - Wiem, gdzie takie rośnie - oznajmił.

W rezultacie nie poszliśmy do Sybilli, ale zerwałam świeży korzeń. Do szkoły wróciliśmy następnego dnia. Sitri i Devi poszli tłumaczyć się przed Kuro, a ja załatwiałam formalności związane z przyjęciem nowej pary. Nie byłam tylko pewna, co wpisać w kratkę płeć przy Devim, ale ostatecznie na początku był chłopakiem.

Cavaliada

-Pomóc w czymś jeszcze Inez? - zapytałam. Te dziewczynki potrzebowały opieki.
- Dzięki Cav. Zrobiłaś już dużo. Odpocznij. - Uśmiechnęłam się i usiadłam opok Diva, bawiącego się z Nalą. Mój ukochany spojrzał na mnie uśmiechając się. Wyglądał nadal okropnie. Odgarnęłam kosmyk jego jasnych włosów z jego twarzy. Div pochylił się nademną.
- Jak to zrobiłaś? Tam w jaskini. Nikomu się to jeszcze nie udało-wyszeptał mi do ucha. Spojrzałam mu w oczy.
- Mam przypuszczenie. Ale to nic pewnego. - wyszeptałam. Podniosłam się z ziemi. W tej chwili do pokoju wpadła pani Ellen. Nauczycielka łucznictwa.
- Cavaliado! Chodź tu! - krzyknęła. Podeszłam do niej, no muszę przyznać... Trochę się bałam. - Dlaczego nie spełniasz swoich obowiązków mentora? Twoja podopieczna błąka się sama po szkole! - Spojrzałam zdiwiona na nauczycielkę.
- Ale pani profesor. Nie miałam pojęcia, że jestem mentorką! - powiedziałam na swoje usprawiedliwienie.
- To teraz już wiesz. - fuknęła pani Ellen. Odwróciła się na pięcie i wybiegła. Teraz przed drzwiami stała czerwonowłosa dziewczyna.
- Cześć. Jestem Cavaliada. - zaczęłam.
- Hej. Jestem Poeana. - powiedziała dziewczyna.
- Może wejdziesz? A później zwiedzimy szkołę. Dobrze?
- Okej. - powiedziała i weszła do mieszkanka.
- Ludzie, słuchajcie. To Poeana, moja podopieczna. - zawołałam. Wszyscy popatrzyli się na mnie, a potem na dziewczynę. Pierwsza podeszła Inez.
- Hej! Ja jestem Inez. To moje mieszkanie. Tam siedzi Alex, a potem Div - przedstawiła wszystkich. Spojrzałam na nią z wdzięcznością.
- Dzięki. - szepnęłam i gestem zaprosiłam Poeanę do środka.

Alexander

Widząc jak Izo osuwa się na ziemie szybko do niej doskoczyłem.
- Zabierzmy ją do jej pokoju. Musi odpocząć - zwróciłem się do Blar'a
Chłopak kiwnął głową i ruszył przodem. Kiedy byliśmy na miejscu położyłem Izo na jej łóżku i obejrzałem rany. Nie były głębokie, ale straciła sporo krwi. Szybko wyleczyłem wszystkie obrażenia. Potem kazałem Blar'owi doglądać śpiącej, a sam ruszyłam do pokoju Diva. Chciałem zobaczyć jak sie czuje.
Kiedy zapukałem do drzwi nikt mi nie otworzył. Dziwne, zrobiło się już ciemno, a poza tym Divertente na pewno był jeszcze osłabiony. Więc gdzie oni się podziewali?
Zaniepokojony wróciłem do pokoju. Ku mojemu zaskoczeniu oprócz Inez zastałam w nim Cav i Divertente. Cavaliada pomagała Inez w opiece nad dziewczynkami podczas gdy Div bawił się z Nalą.

środa, 9 stycznia 2013

Izozteka

Walka się przedłużyła. Niby umiałam robić uniki, ale ten troll był wyjątkowo szybki i silny. Dlatego oberwałam, przez co właśnie walka się przedłużyła. Zamiast pomóc chłopakom w walce, to Blar musiał na chwilę opuścić Alexa i odciągnąć mnie na bok. W końcu jednak udało im się. Pokonali trolla i był spokój.
Zebrałam przy sobie wszystkie koty, wraz z nastroszoną Nalą, gdy Śnieżynka jakby zaczęła coś pokazywać Śniegowi. Ten zareagował błyskawicznie i tak jak poprzednio poprowadził nas do Nali, tak teraz poprowadził nas do miejsca gdzie leżała zakrwawiona dziewczynka.
-Matko! – wykrzyknął przerażony Alex podbiegając do niej i biorąc ją na ręce. – O co tu chodzi?
-Nie wiem ale szybko zabierzmy ją do szkoły – odparł Blar.
Nie sprzeciwiałam się, więc popędziliśmy do akademika. Już w progu swojego pokoju Inez chciała się rzucić na szyję Alexowi, ale w porę zauważyła, że niesie on tą dziewczynkę.
-Gdzie ją znaleźliście? – spytała jakby spodziewała się kolejnej dziewczynki, ale nie tak szybko.
-Kawałek dalej na polanie. Koty nas tam zaprowadziły – odparłam. – Potrafiłabyś się nią zająć?
-Oczywiście, najpierw trzeba przemyć jej rany – powiedziała spokojnie, więc Alex zaniósł małą do łazienki.
Gdy tylko z niej wyszli, okazało się, że dziewczynka wcale nie była w swojej krwi, a raczej była w niej tylko w nie wielkim stopniu. Teraz tylko pozostawało pytanie czyja była to krew.
Nie zdążyłam zadać tego pytania. Nie zdążyłam zrobić niczego, ale na szczęście koty zdążyły się rozbiec zanim upadłam. Moje bitewne rany dały o sobie znać i pochłonęła mnie ciemność.

Tsukihime - event

- Jak myślisz, ile jeszcze trzeba czasu, żeby dotarło do tych małych główek, że eliksir jest potrzebny na wczoraj? - spytałam Sitriego, bawiącego się moimi włosami. Demon z niecierpliwością oczekiwał pojawienia się starszego brata i jego miny. Ja się upierałam, że za dużo nie zyska, ale spróbować zawsze warto.
- Cóż, to ciężkie zadanie jest. Wiesz, zanim organizm zajmie się czymś tak skomplikowanym jak myślenie, to najpierw ma cały szereg innych czynności - oparł się na moim ramieniu. Wiedziałam, że (chyba jako jedyna kobieta) nie mam się czym przejmować. - Ale przecież zgłosili się już do 3 przedmiotów, a ogon już nawet masz.
- To i tak za mało. Powiedzieć, a robić, to dwie różne rzeczy - poruszyłam się, poprawiając ramię pod głową chlopaka.
- A może byś się tak przejechała do Polski? W końcu bedzie wymówka, żeby znów pójść do dworku chopinowskiego, co? - zaproponował. Wiedział, że uwielbiam tego kompozytora prawie na równi z Kaoru Wadą.
- No może... ale Chopin odpada. Jedziesz ze mną? - zaproponowałam.
- Chyba "z nami", czemu nie - poprawił mnie, ale pokiwałam głową.
- Ze mną. Kuro zostanie, żeby się nie okazało, że jak przyjadę, to będę już burdelmamą, a nie przewodniczącą szkoły - demon zaśmiał się.
- No dobra. A jakby tak wprowadzić element dreszczyku? - zaproponował i wyjaśnił mi, o czym myślał.
***
Egipcjanie znali tylko osiem plag. Ja na dziewiątą natknęłam się już na początku - polskie lotniska. Czy może być coś bardziej absurdalnego od tego? Zaczynałam żałować, że nie poprosiłam Kuro, żeby porzyczył mi swoją kartę lotnika. Ale taki urok wymykania się bez niczyjej wiedzy. poczułam się prawie jak za dziecka, gdy uciekałam z Sitrim przed Kuro przed lekcjami.
- Dobra. O ile wiem, to najbliżej będzie u Sybilli, nie? Ta stara zawsze ma wszystko i jeszcze kilka rzeczy więcej - zaproponował demon. - I! - dodał. - ... będzie miała przystosowane już do ceremoniału ważenia, bez zbędnych śmieci.
- Jak uważasz. Myślisz, że będzie gdzieś w pobliżu? ostatnio słyszałam, że wybierała się do Kongo - uniosłam lekko brew.
- Jest tu, czuję to. Chyba nawet koło lotniska. Albo była niedawno - stwierdził, węsząc zupełnie nie po ludzku. Pacnęłam go w nos.
- Wyglądasz zupełnie nie moe. Żadna laska nie poleci na dziwadło - stwierdziłam z uśmiechem, widząc jego zdezorientowaną minę. Zaśmiał się. W pewnym momencie poczułam pociągnięcie za torbę. Instynktownie puściłam ją, by zrobić wypad i sieknąć złodziejowi kontem dłoni w żebra. Napastnik puścił torbę, sycząc przy tym z bólu.
- Ty mała suko! - warknął. - Au! - krzyknął z bólu. Sitri trzymał go za nadgarstek z nieco zbyt dużą siłą.
- Może by tak grzeczniej do damy, co? Nie dość, że kradniesz, to jeszcze nie masz honoru - demon był śmiertelnie poważny, czego jeszcze u niego nigdy nie widziałam.
- A ty co? Święty Pedzio? - zapytał z sarkazmem w głosie złodziej. Nie bał się. Przyjrzałam się mu pobieżnie. Wyglądał mniej więcej tak:
W jego spojrzeniu nie zauważyłam ani cienia strachu, raczej hardość kogoś, komu życie dokopało już tak, że przestał się nim przejmować. Usłyszałam z daleka policję.
- Zmywajmy się stąd, jak nie chcemy mieć kłopotów - zaproponowałam. Chcąc, nie chcąc, chłopak poszedł z nami.

Inez

Opowiedziałam Rafaellowi co się wydarzyło. Kiedy skończyłam chłopak wyglądał na zaskoczonego.
„Ale jak mała znalazła się niedaleko szkoły i to sama?” zapytał skołowany
- Nie mam pojęcia – powiedziałam, wzruszając ramionami
- Zaraz może się tego dowiemy – mruknął z kąta pokoju Leo – Wasza podopieczna się budzi – spojrzałam w stronę łóżka.
Dziewczynka siedziała na nim i rozglądała się wokoło szeroko otwartymi oczami.  Wyglądała na przerażoną i skołowaną.
„Nie bój się” wymigał Rafaello i zrobił krok w jej stronę. Mała natychmiast cofnęła się pod ścianę.
„Spokojnie, jesteś tu bezpieczna”  zapewnił ją
Ale dziewczynka nie znała języka migowego i nie zrozumiała co chciał jej przekazać. Kuliła się tylko przy ścianie i dalej rozglądała po pokoju. W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Mała chyba poznała, że to ja ją uratowałam przed trollem. Nie zdawała sobie sprawy, że to była zbiorowa akcja. Podbiegła do mnie szybko, omijając szerokim łukiem Rafaella i Leonardo. Przygarnęłam ją do siebie delikatnie i szepnęłam.
- Nie bój się. Już nic ci nie grozi. My ci pomożemy
- Odnajdziecie Eve? – szepnęła mi do ucha
- Kto to jest Eve? – zapytałam
- Moja przyjaciółka. Ona…. Ona tam została…..- dziewczynka urwała i wtuliła się we mnie tak mocno jakby chciała się ukryć przed resztą świata. Znowu się rozpłakała. Pogłaskałam ją po włosach i ukołysałam. Kiedy wreszcie się uspokoiła zapytałam
- Gdzie została?
- W lesie… nie wiem gdzie dokładnie…. Ona jest ranna…. Próbowała mnie ratować….
„My jej poszukamy” zaproponował Rafaello „Leo się wykaże” uśmiechnął się do przyjaciela
- Dobrze, dziękuje wam za pomoc – powiedziałam i wstałam, trzymając dziecko w ramionach – Chyba jednak zabiorę małą do siebie - postanowiłam
„W porządku, to nawet lepiej bo my się skupimy na szukaniu jej przyjaciółki” wymigał chłopak „A tymczasem was odprowadzę”
Wyszliśmy razem z jego mieszkania. Po drodze do mojej kwatery mała znowu zasnęła. Kiedy dotarliśmy do mojego pokoju, nikogo jeszcze w nim nie było. Zaczęłam się niepokoić o przyjaciół. Pożegnałam się z Rafaellem, a potem położyłam dziewczynkę do swojego łóżka. Sama podeszłam do okna i czekałam na powrót przyjaciół.

Rafaello

Do szkoły wróciliśmy dość szybko. Byłem zadowolony z tego, że udało nam się załatwić tą sprawę tak szybko.
Wiewiórka cały czas nawijała o czym tylko mogła i kiedy tylko mogła. Na dodatek uwielbiała drażnić się z Leo. Gdy wróciliśmy, miałem uczucie, że jeżeli to stworzenie się nie przymknie, to ją sam rozwalę, więc kazałem Leo ją odnieść. Zrobił to bez protestów. W tym czasie udałem się do ogrodu. Chciałem odpocząć od hałasów. Jednak tam nie doszedłem, gdyż ktoś wpadł na mnie z takim impetem, że razem padliśmy na ziemię. Jak się okazało była to zdenerwowana Inez z małą, zapłakaną dziewczynką.
-Wybacz. Żyjesz?- zapytała nerwowo oglądając się za siebie.
"Żyję. Co się stało? Pali się?"
-Nie nie. Dużo by gadać a ja...- urwała bo dziewczynka była bliska histerii.
Bez zadawania zbędnych pytań (wiedziałem, że niczego się raczej w tej chwili nie dowiem), odsunąłem małą i wziąłem w ramiona.
-Co ty...- urwała zszokowana Inez.
Zamiast odpowiedzi ruszyłem wprost do swojego pokoju. Ku memu zaskoczeniu dziewczynka odpłynęła zanim doszliśmy na miejsce. Ułożyłem ją wygodnie na swoim łóżku i otuliłem kołdrą. Zaś delikatnie starłem chusteczką resztki łez z jej policzków.
Inez natomiast usadziłem na fotelu i przyniosłem szklankę soku.
"Powiesz mi co się stało?"
-Dużo by mówić. Nie zawracaj sobie tym głowy.
"Chciało by się. Co jak co ale ślepy jeszcze nie jestem." wymigałem uśmiechając się delikatnie."Kto to?" wskazałem na dziewczynkę.
-Nie wiem. Jeszcze. Znaczy...- była najwyraźniej zakłopotana.
"Nie martw się. Lubie dzieci. Może tu być. Zajmę się nią tak długo jak będzie trzeba a na pewno wam pomogę."
-Co? Nam?
"No tobie i Alexowi."
-Aaa...- dziewczyna była jakaś nieswoja- A Leonardo?
"Nie myśl o nim. Załatwię to z nim."
-Ale mała dziewczynka i dwóch...- nie dałem jej skończyć.
"Nie martw się. Leo dobrze gotuje a z małą nie będzie mieć prawie styczności. Ja się nią zajmę. Aż taki zły chyba nie jestem, co nie?" uśmiechnąłem się szeroko.
-Czy ja wiem...- nadal była niezdecydowana. Pech chciał, że do pokoju wkroczył Leo.
-Wi...- nie skończył wytrzeszczając oczy na małą. Od razu pokazałem mu, że ma być cicho.- Co to cholera jasna jest?! Nie było mnie tylko przez chwilę!- unosił się ale nie obudził małej.
"Mamy na razie towarzyszkę. A ty będziesz dla niej miły."
-Że co?!
"Że to właśnie. I ani mi się wasz przy niej przeklinać!"
-Ja się na to nie piszę. Nie będę nianią!!
"Chodź do kuchni." wymigałem otwierając drzwi. Leo wszedł do pomieszczenia i od razu zaczął pytać.
-Kto to? Jak się nazywa? Wiesz na co się w ogóle piszesz?!
"Wiem! Wiem dokładnie!"
-Jasne...-prychnął- I myślisz, że sobie poradzisz?
"Tak. Wiem co to znaczy ból a ona będzie potrzebować oparcia."
-A państwo pół-boscy nie mogą się nią zająć?
"Kto znowu?"
-Pani Inez i jej narzeczony anioł. Oni mają lepsze predyspozycje, to po pierwsze a po...- zatkałem mu usta dłonią żeby go uciszyć i wymigałem.
"A po drugie nie ma dyskusji. Postanowiłem. Koniec i kropka. A ty nie masz nic do gadania. Nie wymagam abyś stał się dla niej nie wiadomo kim. Ogranicz tylko wredne zachowanie i łacinę. Sam się mogę nią zająć."
-Już to widzę.- prychnął.
"Nie śmiej się cwaniaku bo sam boisz się podjąć takiego zadania."
-Ja? Żartujesz. Nie dam się podpuścić.
"Jasne. Gadaj sobie gadaj ja swoje wiem." ruszyłem do pokoju.
-No dobra... - westchnął- Ale cudów nie obiecuję.
"Dzięki"
Gdy weszliśmy z powrotem do pokoju Leo usiadł na drugim fotelu i zaczął dziwnie patrzeć na dziewczynkę.
"To jak? Wyjaśnisz mi co się stało?" zapytałem znacznie spokojniejszą już Inez.

Poeana

Wstałam o 23. Zwykle się tak budzę . Vird smacznie spał, a przez sen mamrotał coś o gwieździe zarannej . Wzięłam katanę i weszłam na dach internatu . To moje ulubione miejsce do ćwiczeń. Gdy tak walczyłam na niby, rozmyślałam, jak będę wstawać do szkoły ok. 8.00 i jak inni zrozumieją Viridiego. Usiadłam i odsapłam. Postanowiłam poduczyć się mowy elfów. Wtem usłyszałam, jak ktoś wchodzi na dach. Przestraszyłam się ,że kogoś obudziłam. Na szczęście był to tylko Vird.
-Seithr Helgrind - Powiedział gdy mnie zobaczył ( oznacza to mniej więcej Czarownica Wrót Śmierci)
-Proszę, nie nazywaj mnie tak.- Odpowiedziałam
-Isidar Mithrim - Odparł ( Gwieździsty Szafir)
-Co z nim !? - Wykrzyknęłam. Był to jeden z pozostałości krainy mojego elfa.
-Moi - ( Przemienia się!)Podbiegł i złapał mnie za ramie. Pociągnął do pokoju. Szafir zaczął mocno świecić. Nie wiedząc, co robić, wykrzyknęłam:
-Użyj mocy!- Strzelił zieloną kulą. Nic to nie dało . Rzucił czar na strzałę i strzelił wprost w serce kamienia . Blask trochę osłabł, ale nadal był silny. Nie wiedząc co począć, wezwał 3 zwierzęta. Przyleciał jego ptak, następnie jakaś kotka. Na nasze zdziwienie, przyleciała też mucha. Nagle Virdi krzyknął:
-Otrag bagh - ( Otoczcie go) . Zwierzęta posłuchały. Potem znów wystrzelił zieloną kule. Udało się. Owad, ssak i ptak poszły. Wtem sobie przypomniałam , że zostawiłam katanę na dachu. Gdy tam weszłam, owiał mnie lodowaty wiatr. Zobaczyłam pewną dziewczynę.
-Fajnie, prawda? - spytała. Kiwnęłam głową a ona dziwnie się uśmiechnęła. - To musi należeć do ciebie -powiedziała i rzuciła mi katanę. Usiadłam koło niej. Okazało się, że mamy wiele wspólnego. Lubi nawalać z łuku, ja z katany. Jest doskonałym strategiem, ja no... uważałam się taką, lecz jak mi opowiedziała swą strategię zdobycia ciasta z cukierni to mnie to powaliło. O około 4 poszłyśmy razem do pokojów. Stałyśmy się bratnimi duszami, choć jest psychopatką.
-Jutro o tej samej porze na dachu? - spytała
-Oczywiście! - odparłam
- To świetnie! - mrugnęła do mnie. Rozmawiam teraz tylko z nią i Virdem. Mam nadzieje, że to dobry początek w nowej szkole.

wtorek, 8 stycznia 2013

Inez

Kiedy wyszliśmy ze szkoły zatrzymała nas Tsukihime i powiedziała o swoim pomyśle. Chciała zrobić osobne dormitoria tak żeby oddzielić od siebie istoty Nieba i Podziemia. W sumie mi to odpowiadało. Potem białowłosa wróciła do akademika, a my ruszyliśmy do wyjścia. Kiedy już znaleźliśmy się poza terenem szkoły przystanęłam, nie wiedząc dokąd dalej iść.
- Gdzie teraz? – zapytałam Kota
- Nie mam pojęcia….
- Ale Śnieg chyba wie – wtrącił Alex.
Rzeczywiście kociak wyraźnie chciał nas gdzieś zaprowadzić. Poszliśmy za nim, a po pewnym czasie zobaczyliśmy ogromnego trolla, który rycząc atakował jakąś małą dziewczynkę. Obok małej stała… Nala! Kotka miała zwężone oczy i zjeżone futerko. Próbowała obronić dziecko.... Nie miała szans z wielkim potworem.
- Trzeba im pomóc – powiedziałam zwracając się do przyjaciół – Kocie weź Nale i maluchy z powrotem do szkoły. Alex zaatakuj trolla z góry, Izo ty odciągnij jego uwagę, a ty Blar podejdź go od tyłu. Ja zajmę się dziewczynką. Spotkamy się do godziny u mnie w pokoju – zakomenderowałam. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wszyscy mnie posłuchali.
Alex wzbił się w powietrze, a Blar zajął odpowiednią pozycje tak by móc zaatakować w każdej chwili. Tymczasem Izo zaczęła krzyczeć i miotać się wokół trolla. Zupełnie go skołowała, a wtedy chłopaki zaatakowali. Ja korzystając z zamieszania podbiegłam do dziewczynki i szybko wzięłam ją na ręce. Mała płakała wystraszona, ale nie protestowała. Objęła mnie tylko mocno za szyję i przytuliła się. Pobiegłam w stronę szkoły i zatrzymałam się dopiero kiedy przez przypadek na kogoś wpadłam. Tym kimś był Rafaello.

Blar

Siedziałem gapiąc się w okno. Martwiłem się o kociaki. A co jeżeli kiedyś będą musiały się rozdzielić? Lub znajdą się w niebezpieczeństwie a Śnieg nie będzie mógł ich powiadomić?
Nie mogąc już wytrzymać tego bezruchu podniosłem się i poszedłem do pokoju Inez. Jeszcze w progu usłyszałem:
- I znajdziemy.
- Niby jak?
-Kogo znajdziemy? – spytałem a wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Zaginą kot Inez. Kot mówi, że nie ma jej na terenie szkoły – powiedziała dziwnie poważna Izo.
Co jej się dzieje? Boi się…?
-Musimy prędko wyruszyć w takim razie – odparłem pewny. Koty to świętość, nie może im się stać krzywda. – Ale maluchy zostają.
-Nie – wtrącił się Kot. – Mogą się przydać. Czuję, że się przydadzą.
-Komu w drogę, temu czas – powiedziała dalej poważna (wręcz ponura) Izo.
-Czekaj, czekaj a plan? – spytał Alex. – Przecież nie możemy sobie od tak wyjść poza teren szkoły!
-Nikt nas nie zauważy – odparła zmartwiona Inez. – Teraz najważniejsze jest odnalezienie Nali.

Leonardo - event

Rano wstałem wcześniej niż Rafaell. Nie wiem dlaczego wczoraj nie chciał wykorzystać okazji, dlaczego nie chciał poszaleć po górach. Przecież to czysta przyjemność! I nie było wcale tak późno. Trafił bym przecież z powrotem i to bez żadnego problemu! I dlaczego akurat on podjął się łapania tej... tej wiewióry! Przecież wie, że ich nie cierpię. A może to dlatego?...
Z rozważań wyrwał mnie Rafaell, który stanął przede mną. Tak odpłynąłem, że nie zauważyłem kiedy wstał i się przebrał.
"Idziemy coś zjeść i łapać tę wiewiórkę?" wymigał z uśmiechem. Zdziwiłem się nieco ale nie dałem tego po sobie poznać.
-Spoko.
"No to się zbieraj."nadal miał uśmiech na twarzy.

Śniadanie zjedliśmy niemalże można by rzec, że "w locie". Spieszyło mu się do tego lasu, jakby się tam paliło! Przecież ta wiewióra nie wiedziała, że po nią idziemy. Jednak nic nie mówiłem.
Poszliśmy do lasu. Rafaell odezwał się pierwszy. Z tego co udało mi się zobaczyć, wynikało, że był w dobrym humorze.
"Musimy iść do rdzenia lasu"
-Do czego?
"Do najstarszej części. Trochę nam to zajmie"
-Szkoda, że to nie góry...- rozmarzyłem się.
"Leo..." wymigał mój towarzysz, stając się jakoś dziwnie spięty.
-Hę?
"Dlaczego jestem twoim panem?"
-Że co?!- stanąłem jak wryty- Nie pamiętasz?!- wrzasnąłem.
"Pamiętam jak przez mgłę ale nie wszystko. Nie dokładnie"
-Oł... Nie martw się. Kiedyś ci przypomnę. Teraz sobie nie zawracaj tym głowy.
"Dzięki"- widziałem jak na jego twarzy znów pojawiał się uśmiech. Ten zabójczy uśmiech, który mnie rozwalał. Ten, wobec którego nie mogłem być obojętny.

Po jakichś trzech godzinach marszu zadowolony Rafaell w końcu wymigał, że jesteśmy na miejscu. Las był gęsty, głównie rosły w nim dęby. Zrozumiałem dlaczego musieliśmy iść aż tak daleko.
-To jak to "coś" wygląda?- zapytałem szeptem.
"Nie wiem. Najpierw postarajmy się znaleźć normalną może?"
-Myślisz, że ta będzie blisko?
"Może"
Poszliśmy głębiej. Nie wiedzieliśmy nawet czego szukaliśmy, co wydawało mi się bardzo zabawne. Nagle jednak zobaczyłem kątem oka maleńką, jakby niebieskawą plamkę. Instynktownie udałem się za nią. Po jakichś sześćdziesięciu metrach zobaczyłem dziwnie ufarbowaną wiewiórkę.

http://images.wikia.com/nonsensopedia/images/0/07/Li_wiewi%C3%B3rka.jpg

-Mam cię.- szepnąłem niemal niesłyszalnie. Jednak zwierze spojrzało na mnie i zaczęło wiać!- No bez jaj...- walnąłem biegnąc za zwierzątkiem. Rafaell szybko zaczął okrążać ją tak, żeby zmusić ją do biegu wprost na mnie. Jednak zwierzę było sprytniejsze i znów wskoczyło na drzewo, wprost do dziupli!
-Nie no. To jest już szczyt wszystkiego. Jeszcze mam po drzewach łazić, hę?- zapytałem oburzony.
"Jak ty nie lubisz to ja idę."
-Co?! Spadniesz!- uniosłem się.
"Nie drzyj się bo to coś nie wyjdzie." wymigał po czym wspiął się na gałąź, która wyrastała nad dziuplą i usiadł na niej.
-A teraz co?-zapytałem z ironią.
"Ty się zmyjesz kawałek dalej, żeby cię nie widziała a ja będę siedzieć tak długo aż nie wyjdzie. I nic nie mów. Najwyżej migaj."
Kiwnąłem głową i usiadłem pod drzewem jakieś dziesięć metrów od Rafaella. Śmiesznie wyglądał wygięty na tej gałęzi.


Po godzinie miałem dość ale Rafaell nie odpuszczał. Już chciałem wstać, jednak on kiwnięciem ręki kazał mi zostać. Już chciałem wrzasnąć po cholerę, lepiej iść po piłę, ale nagle chłopak delikatnie zdjął bluzę i czekał. Z dziupli poleciał jeden orzech, czy coś a potem następny i jeszcze jeden. Po kilkunastu takich "mini strzałów" wiewiórka wyskoczyła z impetem ze schronienia a Rafaell po prostu ją złapał w bluzę. Ześlizgnął się z gałęzi po czym wymigał oddając mi prowizoryczną siatkę:
"Weź odetnij to co trzeba, bo zaraz mi nic z tej bluzy nie zostanie"
-Z przyjemnością!- krzyknąłem a wiewiórka przestała szaleć. -Teraz się rozliczymy.
"Bądź delikatny. To też żywe stworzenie."wymigał prostując nogi.
-Jaaasne... A to coś zwieje mi wtedy. Nie ma bata.
Wsunąłem rękę do bluzy i szybkim ruchem wyciągnąłem stworzenie na zewnątrz. Nieźle się wierciło to coś, trzeba było przyznać.
-Nie lataj tak bo ci jeszcze łeb utnę.- walnąłem a zwierzę usłuchało.
"Ciekawe."
-To nie jest ciekawe tylko inteligentne.
"Weź ten ogon i idziemy"
-Dobra mała. Dawaj kitę.-walnąłem przykładając ostrze noża do nasady ogona.
Rafaell delikatnie chwycił wiewiórkę, bo ja ją wrednie ściskałem za pożądany przedmiot. Gdy go odciąłem wiewiórka dygnęła dziwnie a zamiast krwi pojawił się puch, czy coś.
-To cholerstwo ma dwa ogony. Bo walnę...- roześmiałem się ściskając przedmiot.
-Mam pełno, tumanie! Jakbyś powiedział, że go potrzebujesz to bym ci dała! A ty mnie miętolisz jak nie powiem już co!- zwierze zaczęło piszczeć.
-A skąd miałem wiedzieć, że gadasz?
-A skąd ja miałam wiedzieć, że nie chcesz mnie zabić?- odgryzała się. Jak na zwierzę była wredna.
-Ja chciałem. On nie.- wskazałem na Rafaela.
-Naprawdę?- zwierze spojrzało na niego, jak dla mnie, dość dziwnie. Chłopak uśmiechnął się.- Po co ci mój ogon?-zapytała wskakując mu na ramię.
"Potrzebny jest do wywaru i tyle"
-Co to miały być za machanie rękoma, hę?- oburzyła się.
-Nie mówi. Zadowolona?-burknąłem.
-Oł... Wybacz. Zabierz mnie stąd.
-Co?!
-No weź... Nowe miejsce, nowy klimat. Mam dosyć tych starych lasów. Nic tu nie ma!
-Yyy...
"Zgódź się ale niech będzie grzeczna."
-On się zgadza ale masz się słuchać.
-Super!

Podczas drogi powrotnej wiewiórce nie zamykała się jadaczka. Miałem nieodpartą ochotę rozwalić jej łeb na ścianie...



CDN

Kurochi

W milczeniu gładziłem Hime po plecach. Miała zły sen, wiedziałem o tym. Jednym z naszych pierwszych ustaleń było, że nigdy nie będę zmieniał jej snu, nawet najgorszego koszmaru. Nieraz potem żałowałem tej decyzji, ale niewiele mogłem zrobić.
- Myślisz, że mama jest szczęśliwa? - spytała nagle.
- Nie rozumiem... - zawahałem się, ale, gdy odczytałęm jej sen, wszystko stało się jasne. Podejrzewałem, że to przez Podziemie koszmar sprzed jedenastu lat wrócił do niej.
- Z pewnością - w końcu odpowiedziałem. - Zjesz coś? - zaproponowałem, by rozluźnić atmosferę. Czułem na sobie wzrok Sitriego, niemal śmiejący się ze mnie. Rzuciłem ostre spojrzenie w jego stronę, ale nic nie powiedział.
- Myślisz, że mógłbym się zapisać do tej szkoły? Niby nie mam swojego człowieka, ale mogłaby być niezła zabawa. Poza tym, ktoś musi pilnować mojego braciszka w miłosnych podbojach? - Sitri zasmiał się, a ku mojemu zdziwieniu, Hime to odwzajemniła.
- Jasne. Z tym, że nie wiem, czy szkoła na tym dobrze wyjdzie - odpowiedziała przez śmiech. - Chyba, że rozbilibyśmy dormitorium na dwie połowy - nagle spoważniała. - Co nie byłoby takim głupim pomysłem... Idę coś załatwić - oznajmiła i wstała. Jakiś czas później dowiedziałem się, że chodziła po pokojach, dając do rozważenia kwestię rozbicia dormitorium na kilka części dla różnych istot.

Inez

- Pewnie gdzieś się włóczy jak to ona – powiedziałam, ale sama nie do końca w to wierzyłam
- Nie ma jej na terenie szkoły – wyjaśnił spokojnie Kot – A w jakim wieku była twoja towarzyszka? – zapytał niespodzianie  - I od jak dawna się nią opiekujesz?
- Niedawno skończyła rok, a mam ją odkąd się urodziła.
- Pamiętam – przytaknął Alex – Dałem ci ją niedługo po zawiązaniu Kontraktu. Z tego co wiem to ona nie jest zwyczajna…
- Żaden kot nie jest zwyczajny – prychnął Kot – Każdy ma jakąś zdolność. U jednych to niesłychany spryt, u drugich super szybkość. A  u mnie to dar znajomości waszej mowy. Nawet takie maluchy jak Śnieg, Śnieżynka czy Zima mają dar, tylko musimy odkryć jaki – wyjaśnił
- Wiesz jaką zdolność posiadała Nala? – zwróciła się do mnie Izo
- Nie mam pojęcia, a zresztą nie jest to dla mnie ważne. Jest moją towarzyszką, trochę niesforną, ale nie wybaczyłabym sobie gdyby cos jej się stało - wyznałam i podłamana podeszłam do okna – Musimy ją szybko znaleźć – szepnęłam
- I znajdziemy – zapewniła mnie Izo
- Niby jak? 

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Izozteka


Po powrocie z Anglii zapoznałam Kota z Śniegiem, Śnieżynką i Zimą. Okazało się, że Zima naprawdę jest głucha, a Śnieżynka na wpół głucha.
-To oznacza, że Śnieg będzie musiał je zawsze pilnować. Ale to dobrze, wspólnie będą bezpieczniejsze – skomentował ten fakt Kot. Za to Blar tylko siedział i pustym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń. Najwyraźniej martwił się losem kociaków. Ale są pod naszą opieką! Co im się może takiego stać?
Wtedy przypomniałam sobie, że przecież Inez też ma kota! Im więcej ich będzie tym lepiej będą się bawić prawda?
-Kocie! Chcesz poznać kolejnego kota z okolicy?
-Co to za pytanie? Oczywiście, że chcę – odparł.
-Chodźcie kociaki, idziemy poznać nowego kolegę – powiedziałam do małych a te ( o dziwo) posłusznie za mną podążyły.
Blar został w pokoju, a ja szybko przemierzyłam korytarz (większej odległości być nie mogło! Przejście na drugą stronę korytarza to istna wielogodzinna tortura!) i uśmiechnięta wpadłam do pokoju Inez.
-Inez spójrz, jaką mam fajną gromadkę – powiedziałam wskazując na Kota i maluchy.
-Jakie śliczne – odparła. – Jak się nazywają?
-To jest Śnieg, to Śnieżynka a to Zima – powiedziałam wskazując po kolei na każdego kota. – A to jest Kot z Cheshire – dodałam wskazując na Kota, który w tym czasie umościł się na moich ramionach i robił za boa.
-Jakie śliczne – włączył się do rozmowy Alex.
-Mam nadzieję, że nie mówisz o mnie – sparował Kot, po czym wzleciał w powietrze i usiadł na mojej głowie.
-O ile dobrze pamiętam, to ty też masz kota – powiedziałam szybko, nie chcąc by i tym razem wywiązała się nieprzyjemna sytuacja z Alexem i mną w rolach głównych.
-Tak, mam. Nazywa się Nala – odpowiedziała mi i zaczęła nawoływać kota. – Nala chodź tu. Gdzie jesteś Nala?
-Przecież w tym pomieszczeniu nie ma i dość dawno nie było innych kotów, jak nasza czwórka. Nawet maluchy by wam to powiedziały, gdyby znały waszą mowę – odezwał się niespodziewanie Kot.
-Jak to? – spytała niedowierzająco Inez.
-A tak to.
Lekko nie dowierzałam w to, co powiedział Kot, ale on raczej nie mógł się pomylić w takiej sprawie, co by oznaczało, że Nala zniknęła.

Rafaello - event

Siedzieliśmy w samochodzie jadąc na lotnisko. Wiedziałem, że Leo nie wytrzyma za długo i zaraz zacznie zadawać idiotyczne pytania, jak zwykle. Jednak gdy spojrzałem na niego kątem oka, zdziwiłem się. Chłopak siedział intensywnie nad czymś myśląc. I to niewątpliwie musiało go dręczyć przez noc.
"A tobie co?" zapytałem niby od niechcenia "Naraz ci język odcięli?"
-Nie. Myślę.- odburknął jak to on, jednak po dłuższej chwili dodał - Kto to Rosalia?-zapytał szokując mnie.
"Co?"
-Wczoraj pakując rzeczy znalazłem zdjęcie brązowowłosej dziewczynki. To ona, prawda? Kto to?- dopytywał się a w jego głosie zabrzmiała dziwna nuta, jakby troski.
"Nie wiem o co ci chodzi. Nie znam" nie pozwolił mi skończyć.
-Znasz. Zdjęcie było podpisane. I pisało...- nie dokończył.
"To stare czasy. Chcę zapomnieć."- gestykulowałem patrząc mu prosto w oczy.
-Ale...- był jakoś dziwnie spięty- Tam było napisane, że to dla- teraz to ja mu nie pozwoliłem dokończyć.
"Wiem. Nie poruszajmy tego tematu. Raz to przeżyłem i nie mam zamiaru roztrząsać starych ran, ok?"
-Spoko. Teraz to trzeba będzie tą rudą kitę złapać.-walnął z uśmiechem, zmieniając temat.
Nie lubiłem o tym gadać. Nawet Leo nigdy nie dowiedział się wprost ode mnie co się tam wtedy stało... Sam do końca nie wiedziałem.
"A wiesz w ogóle jak to coś wygląda? Czym się różni od zwykłej wiewiórki, czy coś?"
-Yyy... Myślałem, że ty wiesz.- powiedział po czym wybuchnął śmiechem- Ale jaja... Jedziemy w ciemno. Nie no... Ha ha ha! Dobre... Tego to jeszcze nie było!
"Ty się tak nie śmiej bo będziesz się za tym po lesie uganiał, cwaniaku."
-Że co?!
"Oj tak."
-Nie cieszy mnie ta perspektywa.- burknął.
"Wiem. Ale widzę, że łatwo cię nabrać." uśmiechnąłem się.
- Idź mi!- rozczochrał mi włosy.-A tak na serio, jak ta wiewióra wygląda, co?- wzdrygnął się. Wiedziałem, że nienawidzi zwierząt, a szczególnie latających czy poruszających się po drzewach.
"Pisało, że ciężko ją spotkać, ale jak już się uda ją zobaczyć, to od razu wiesz, że to ona. No i niby coś tam umie ale w książce brakowało strony, więc wiesz."
- Gdyby wszystko na świecie było opisane jak w książce...- westchnął.
***

Na lotnisku poszło gładko. Nie wiem jak Leo ukrył broń ale za nic w świecie nikt jej nie znalazł. Lot był nawet przyjemny...
Dojechaliśmy do małego hoteliku gdzieś nad jakimś lasem. Leo był w siódmym niebie. Miał fobię na punkcie gór a przecież byliśmy we Włoszech. Wiedziałem, że perspektywa pozostania dłużej gdzie indziej, niż w szkole go niezwykle raduje. Raduje to mało powiedziane.
- To jak? Wcześnie jest. Idziemy łapać tego stwora czy wykorzystujemy do końca daną nam okazję, hę?- wiedziałem do czego zmierza.
"Załatwiamy te sprawę jak najszybciej ale wbrew twojemu stwierdzeniu dwudziesta to nie jest wcześnie, więc nigdzie nie idziesz."
-A ty swoje.
"Tak. A ja swoje. Nie mam zamiaru latać po górach po nocy! A teraz idziemy się najeść, umyć i spać. Ja nie mam weny na nic."
-Bo nie śpisz po nocach, tylko myślisz o byle czym.
"Idziesz na kolację, czy wolisz spać bez niej?"
-Idę, idę.- odburknął.


CDN

Tsukihime

Wróciłam do szkoły. Wyczerpana i z mętlikiem w głowie. Kuro odzyskał swoje skrzydło bez mojego kontraktu. Ponoć zabił kogoś uciążliwego dla Lucyfera. Ale się zmienił. Stał się swoim starym sobą, opryskliwym, wiecznie czujnym i niespokojny, podobny nieoswojonemu zwierzęciu zamkniętemu w klatce. Zdawałam sobie sprawę, że inaczej być nie mogło, ale i tak miałam wyrzuty sumienia. Pomimo zmęczenia drogą z Podziemia i ponownym przyzwyczajeniu się do ciśnienia i atmosfery, nie mogłam usnąć. Kurochi wyszedł, żeby załatwić sprawy formalne związane z naszym przybyciem, a ja zostałam sama z Sitrim. Nie powiem, żebym nie lubiła go, ale czułam się nieswojo w jego towarzystwie. Zbyt dużo demonów przewijało się obok mnie w ubiegłych dniach, bym porzuciła (co prawda nieracjonalną) czujność. W końcu jednak usnęłam, ale nie był to spokojny sen.
Byłam znowu pięcioletnią dziewczynką. Wszystko dookoła mnie było takie wielkie. Trawa, która szumiała powyżej poziomu mojej głowy, drzewa, które zdawały się sięgać nieba. I rodzice. Te dwie latarnie rozświetlające mroki świata. Wszystko wydawało się takie łatwe, takie proste. Nic nie wskazywało na to, co miało nadejść, a było nieuniknione nawet w snach. Rodzice zostawili mnie na chwilę, by porozmawiać ze znajomymi w pobliskiej kawiarence, a ja zostałam z synem znajomych, starszym ode mnie o siedem lat Kurochim. A przynajmniej wtedy tak myślałam. Pomimo różnicy wieku i płci, bawiłam się wspaniale, chłopak wiedział, co sprawi mi radość. Nagle usłyszeliśmy wybuch, a po nim kilka mniejszych. Stanęłam, przerażona. Kurochi stanął za mną i zasłonił mi oczy rękawem.
- Nie patrz tam. Wszystko będzie dobrze - powiedział cicho, uspakajając mnie. Ale ja nie chciałam niewiedzieć.
- Ale mama! - zaprotestowałam. Nie rozumiałam, dlaczego nie mogę iść do mamy, gdy tego chciałam.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - mruknął, ale po chwili dodał. - Dobrze, pójdziemy do mamy. Ale obiecaj mi, że będziesz robić to, to ci będę kazał. Dobrze? - pokiwałam głową z entuzjazmem. Chłopak wziął mnie za rękę. Powoli poszliśmy w kierunku, gdzie stała kawiarenka. To, co tam zobaczyłam złamałoby niejednego dorosłego. Moi rodzice leżeli na ziemi, zakrwawieni, z wygiętymi nienaturalnie kończynami, postrzeleni w kilku miejscach, a jeszcze żywi. Ci drudzy dorośli też, ale to mnie nie interesowało.
- Mamo? - spytałam, hamując resztką własnej woli płacz.
- Hime-chan - wyszeptała matka zniekształconym głosem. - Wracaj do zabawy, wszystko będzie dobrze... - to były jej ostatnie słowa. Chciałam podbiec do matki, ale silne i zdecydowane ręce chłopaka mi nie pozwoliły.
- Oni byli po ciebie - wyszeptał, obracając mnie przodem do siebie.
- Ale... dlaczego?... - nie wiedziałam, co się dzieje.
- Powiem to szybko i tylko raz - oznajmił Kurochi. Nagle wydał się jeszcze większy. - Nie jestem zwykłym człowiekiem. Kilka wieków temu byłem aniołem, ale zbuntowałem się przeciw Bogu. Od tego czasu jestem bardziej demonem, niż aniołem. Rodzina moich opiekunów od pokoleń współpracowała z Podziemiem. Zapewniali mi kontakt z moimi kontraktorami. Teraz z tobą. Jesteś potomkinią jednego z magów pierwotnych. Dlatego możesz wiązać się kontaktem ze światem magicznym. Chciałem to odwlec, ale teraz nie mam wyboru. Niebo będzie cię ścigać, aż zabije lub przejmie do siebie. Zgadzasz się na kontrakt ze mną? Obronię cię przed wszystkimi - nie byłam pewna, co do mnie się mówi, ale pokiwałam głową. Właśnie wtedy zza rozbitego okna wyłoniły się trzy istoty w białych szatach i wielkich, białych skrzydłach...
obudziłąm się zlana potem.
- Kuro? - szepęłam zachrypnięta. Wiedziałąm, żże jestem bledsza niż zwykle. Chłopak podszedł do mnie i przytulił mnie.
- Nie bój, obronię cię. Przed koszmarami też - jego głos był przyjemnie kojący. Ponownie stanął mi przed oczami obraz sprzed jedenastu lat, gdy po raz pierwszy zobaczyłam jego skrzydła - piękne, majestatyczne skrzydła, czarniejsze niż u jakiegokolwiek kruka.

Inez

Razem z Divertente wróciliśmy do szkoły. Ja i Cav odprowadziłyśmy konie do stajni i zajęłyśmy się ich oporządzeniem. Kiedy skończyłyśmy poszłyśmy do pokoju Cav. Div był już zdrowy, ale wciąż słaby, a długa podróż pozbawiła go resztek energii. Zajęłyśmy się nim, a kiedy zmęczony zasnął zwróciłam się do przyjaciółki.
- Pójdę zobaczyć czy Alex już wrócił. Później zajrzy żeby zobaczyć co z Divem – obiecałam. Cav tylko kiwnęła głową, nie odrywając wzroku od śpiącego chłopaka,
Wróciłam do swojego mieszkania, a w tym samym momencie do pokoju wleciał Alex.
- Gdzie ty byłeś?! Czy wiesz jak ja się o ciebie martwiłam?! – zapytałam go zaniepokojona i rozdrażniona jednocześnie
- Nie twój interes – odburknął.
Zupełnie jak nie on. Wyczułam, że coś jest nie tak. Zapadła chwila kłopotliwego milczenia aż w końcu anioł się zreflektował,
- Przepraszam – wyszeptał
- Powiesz mi co cię gryzie? – zapytałam z troską, podchodząc do chłopaka
- Ech… nieważne – wymamrotał, wzdychając ciężko
- Alex… przecież widzę, że coś się stało – nalegałam
- No dobrze, masz racje – przyznał – Usiądź bo to długa historia
Zrobiłam o co prosił. Anioł opowiedział mi wszystko ze szczegółami.
- Czego bym dla niego nie zrobił jest źle – wyznał podłamany
- Nie przejmuj się – pocieszyłam go – Ja mam podobnie z Tsukihime. Nie wiem co bym musiała zrobić żeby mnie zaakceptowała. O polubieniu nawet nie marzę bo to chyba niewykonalne – Alex chciał mi cos odpowiedzieć, ale w tym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
Po chwili do pokoju wpadła rozpromieniona Izo.

niedziela, 6 stycznia 2013

Kurochi

- Kogóż to moje piękne oczka widzą! - uśmiechnąłem się. Miałem ochotę rechotać jak opentany, widząc, jak wygląda postrach całego Podziemia.
- Co... A, spodziewałem się ciebie - Matt wyglądał na zównie zdegustowanego, co ja.
- No, to w jednym się zgadzamy. Żaden z nas nie spodziewał się zobaczyć coś tak niedorzecznego - skwitowałem. - Masz zamiar wrócić do Lucka w spokoju, czy muszę cię sprowadzić na ziemię? - spytałem, wymacując w kieszeni Groma. Ptaszysko ukryte w kostce wielkości pięści czekało niecierpliwe.
- Po tym, jak mnie olał? Chyba śnisz!
***
Poczułem ból. Ostry, przeszywający ból łopatki. Wiedział, że rana po straconym skrzydle jeszcze się do końca nie zagoiła. Syknąłem, tracąc grunt pod nogami. Przez całe zajście straciłem panowanie nad mieczem z Mroku i rozpadł się w pył. Widziałem grymas tryumfu na twarzy Matta. Nie dam mu tej satysfakcji. Udało mi się do niego zbliżyć i przystawiłem mu do piersi kostkę z Gromem. Ptaszysko uwolniło się do połowy, wbijając łakomy dziób w pierś przerażonego Matta. Było po wszystkim. Wyrzuciłem kostkę, by Grom poleciał do Lucyfera i ogłosił wygraną.
***
Pierwsze, co zobaczyłem, gdy się ocknąłem, to zszokowany Sitri i dumny z siebie anioł. Poczułem dziwne, wżerające się we mnie jak wygłodniałe zwierzę uczucie, że coś próbuje mnie zmienić z powrotem w zwykłego anioła. Popatrzyłem się przez prawę ramie za siebie - z mojej łopatki na nowo wyrastało skrzydło. Ale nie moje. Od razu wyczułem, że nie było w nim ani trochę ciemnej materii, pomimo czarnych lotek. Syknąłem z frystracją.
-Ty idioto! - zarówno Sitri, jak i Alex byli zdziwieni moją reakcją.
- Sit, wziąłeś ze sobą oczywiście Hercemona, nie? - popatrzyłem na brata.
- Oczywiście! Za kogo ty mnie masz! - wyciągnął z własnego cienia dużą, czarną kosę.
- Nie spudłuj, bo będę miał dziurę w plecach - nadstawiłem mu nowe, irytująco upierdliwe skrzydło. Demon miał minę, jakby ktoś mu właśnie powiedział, że jest dziewczyną. - powiedziałem, tnij. Nie mam zamiaru mieć tego na sobie ani sekundy dłużej! - warknąłem na niego zniecieerpliwiony.
- O co ci zaś chodzi, co? - Alex wyrwał się z zaniemówienia i przeszedł do fazy oburzenia.
- Może na przykład o to, że nie mam zamiaru pozwolić ci zmienić mnie w jednego z was. Już nie. Sitri, rusz się. Chcesz, żebym latał w białej kiecce po chmurkach? - zironizowałem. - W tym czymś nie ma ani jednej kropli Czarnej Krwi i jest coraz bardziej irytujące - syknąłem z bólu, gdy kolejne pasmo świetlistej energii wpłynęło do mojego serca. Demon zrozumiał, o czym mówiłem i - ku szoku anioła - długim, dokładnym cięciem odciął skrzydło tuż u nasady. Nawet nie zdążyło upaść i rozproszyło się w złotawy pył.
- Widzisz? - spytałem retorycznie brata, widząc jego rozszerzone źrenice.
- Ty! - krzyknął, wymierzając kosę w Alexa. - Myślałeś, że zabierzesz mi brata do tego waszego Las Vegas?! Porzałujesz tego!! - chłopak chciał rzucić się z bronią na anioła, ale uciszyłem go gestem dloni.
- To nie ma sensu - stwierdziłem i wstałem. Chodźmy gdzieś w ustronne miejsce, potrzebuję trochę twojej krwi, bo mi już niedobrze od tym Jasnych krwinek - rzuciłem mu jeszcze, wchodząc w zaciszną niszę w grocie. Podążył za mną bez słowa, jak za dawnych lat. Nie lubiłem swoich wampirycznych zwyczajów, nawet przed poznaniem Hime, ale nie miałem wyboru, jeśli chciałem pozostać tym, kim byłem. Krew Sitriego miała przyjemny, słono metaliczny smak. Już po chwili poczułem się dużo lepiej, gdy moja krew nabrała z powrotem koloru ciemnej mahoni.

Alexander

Kiedy tylko wylądowałem złapałem Inez w ramiona.
- Alex uratowałeś mnie – szepnęła, wtulając się we mnie. Nagle jęknęła z bólu i złapała się za bok.
- Co ci jest? – zapytałem przestraszony
- Jeden z demonów mnie drasnął – wyjaśniła, próbowała się nawet uśmiechnąć ale jej nie wyszło.
- Pokaż mi to – poprosiłem. Kiedy uniosła zakrwawioną bluzkę zobaczyłem paskudną ranę. Szybko przyłożyłem do niej ręce. Natychmiast się zagoiła.
- Dziękuje – powiedziała Inez, widać było, że rana bardzo jej dokuczała, W odpowiedzi pocałowałem ją w policzek i mocniej przytuliłem.
- Może byście przestali się migdalić co?! – zawołał do nas Sitri – Chyba chcecie pomóc przyjaciołom?
- Oczywiście, że tak! – wykrzyknęła Inez, odrywając się ode mnie
- No to ruszajmy. Zaprowadzę was
- Polecimy, będzie szybciej – zdecydowałem i szybko wziąłem przyjaciółkę na ręce. Sitri tylko wzruszył ramionami i wzbił się w powietrze.
Lecieliśmy przez jakieś kilka minut aż znaleźliśmy właściwą jaskinię. Kiedy wlecieliśmy do środka zobaczyliśmy Cavaliade klęczącą przy Divertente oraz Matta walczącego… z Kurochi! To niemożliwe! Czyżby facet naprawdę chciał nam pomóc? A może miał w tym swój interes? Zresztą nie było to teraz najważniejsze. Podleciałem do Diva i postawiłem Inez na ziemi. Oboje przyklękliśmy przy rannym chłopaku,
- Dasz radę mu pomóc? – zapytała mnie moja pani, a Cav spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.
- Spróbuje – przyrzekłem i zabrałem się do roboty. Po jakichś pięciu minutach było po wszystkim. Divertente usiadł i przytulił ukochaną. Był już całkiem zdrowy.
- Cavaliado ty też jesteś ranna! – krzyknęła nagle Inez
- Nic mi nie będzie. Zajmiesz się mną później. Teraz nie ma na to czasu – miała racje, musieliśmy stąd uciekać.
- W porządku, zmiatajmy stąd! – zakomenderowałem.
Kiedy dobiegaliśmy do wyjścia z jaskini zauważyłem, że Kurochi zaczyna przegrywać z Mattem. Zatrzymałem się. Facet pomógł mi uratować przyjaciół. Nie mogłem go tak zostawić.
- Alex! Chodź! – zawołał za mną mój przyjaciel. Pokręciłem głową.
- Div, zabierz dziewczyny do szkoły i czekajcie tam na mnie – poprosiłem. Chłopak mi ufał więc zrobił to bez protestów.
Oni poszli a ja zostałem i ruszyłem pomóc Kuro w walce. Na szczęście chłopak miał tylko chwilowy kryzys i już sobie sam dał radę. Zabił Mathew za pomocą jakiegoś dziwnego przedmiotu.
- I po wszystkim – skomentował Sitri, nawet się nie siląc żeby pomóc bratu. Ale to jeszcze nie był koniec bo Matt zanim zginął poważnie zranił anioła. Kuro próbował nie pokazywać, że cos jest nie tak. Jednak kiedy spróbował wzbić się w powietrze jęknął z bólu i zatoczył się. Podtrzymałem go szybko.
- Ej, co z tobą?
- Nic – odparł, odpychając moją rękę i próbując stanąć o własnych siłach. Był wściekły.
- Przestań się zachowywać jak idiota i pokaż ranę! – wkurzyłem się. Facet zapewne dalej by się opierał, ale w tym momencie stracił przytomność.
Położyłem go na ziemi i odnalazłem ranę. Była głęboka, ale można ją było szybko wyleczyć. Kiedy już ją zagoiłem moją uwagę zwrócił inny szczegół. Płaszcz, który Kuro nosił przez cały czas spadł i zobaczyłam, że chłopak nie ma jednego skrzydła.  Znalazłem miejsce z którego skrzydło powinno wyrastać i przyłożyłem do niego obie dłonie. Przekazałem Kuro całą swoją energię a potem…. powoli powoli, lotka po lotce skrzydło zaczęło się odnawiać. Kiedy skończyłem byłem wyczerpany, ale zadowolony. Za to Sitri był w ciężkim szoku.
- Jak tyś to zrobił?! – wzruszyłem ramionami
- Normalnie – uśmiechnąłem się
- No normalne to to nie było! Kim ty jesteś?
Nie odpowiedziałem bo w tym momencie Kuro otworzył oczy.