poniedziałek, 31 grudnia 2012

Tsukihime - NOWY ROK!!!

Święta, święta i po świętach... Ale Nowy Rok, to co innego. On w końcu będzie trwał 365 dni, a nie jakieś tam 3. Byłam ciekawa, co też grupa pod wezwaniem wymyśliła. Wyszłam przed budynek. Powoli robił się tłum, bo każdy chciał zobaczyć te sławne fajerwerki, o których tyle mówili organizatorzy. W końcu pojawili się - 4 "wspaniałych", którzy za karę lub z własnej woli zajęli się naszym pierwszym wspólnym Nowym Rokiem. Od początku oniemiałam. Wyszli w pomarańczowych sukienkach (tak, nawet Dawid) z wielkim napisem PIROMANI. Już wiedziałam, że lepiej było wytresować parę smoków i efekt byłby lepszy. Kurochi wyczuł mój nastrój.
- Nie narzekaj, może będzie fajnie - szturchnął mnie w zaczepce.
- Ta, jasne - mruknęłam i chciałam jeszcze coś dodać, ale się zaczęło:
 
Gdy skończyli, pokiwałam głową z uznaniem.
- Nie jest złe - w końcu stwierdziłam. Uczniowie krzyczeli, szturchali się i wymachiwali. Wszyscy nagle zapomnieli o problemach ubiegłych dni.
- DOBRA, DOBRA, SPOKÓJ!!!! - wrzasnęłam, przeciskając się przez tłum. - Tak, tak, wiem, że cieszycie, bo przeżyliście cały boży rok, ale może trochę potem, co? Będziecie mieli tyyyyle czasu, ile chcecie, w końcu do końca tygodnia macie wolne - w reszcie się chociaż trochę uspokoili. - A teraz, jeśli nie jesteście zajęci, chciałabym wam coś pokazać - wyciągnęłam z kieszeni pilota i włączyłam wielki bilbord, wystawiony specjalnie na tą okazję. Film się zaczął:



Gdy w końcu się skończyło, wyłączyłam ekran.
- Możecie się rozejść, to koniec uroczystości - powiedziałam i sama wróciłam do pokoju. kuro ogarnął szybko łóżko i położyłam się spać. Co oni widzą w siedzenie i czekaniu przez pół nocy, żeby pocieszyć, że już nowa doba jest?

Izozteka


Gdy tylko Inez wyszła, David zabrał nas z powrotem do swojego pokoju. Na szczęście długo tam sami nie siedzieliśmy, bo przyszła Inez z kartonem pełnym fajerwerk, sztucznych ogni… i strojów dla nas! Były, co najmniej niesamowite. Muszę koniecznie pogratulować Cavaliadzie gustu.
-Czyli teraz musimy je ustawić, tak? – spytałam.
-Na to wychodzi – odparł David. – A gdzie dokładnie mają stać?
-Niedaleko boiska. Powinniśmy się pospieszyć, bo jeszcze nie zdążymy – powiedziała Inez, po czym zabrała karton i wyszła, a my pospieszyliśmy za nią.
-Jesteś pewna, że to dobry pomysł?- spytał w połowie drogi Blar. – Zabawa z ogniem w naszym przypadku… No wiesz! Ty to jak śnieżynka, a ja to wróż mrozu… Przy ogniu możemy się rozpuścić, czy coś…
-Nie przejmuj się! W końcu przetrwaliśmy w Puszczy Białowieskiej zupełnie sami i w górach też! Nawet smok jeden się kiedyś nas przestraszył, pamiętasz?
-Tak, ale on był mały i…
-Ale to był smok! I ział ogniem! Ale się nas przestraszył!
-Kto by się nie przestraszył ciebie, umorusanej błotem i krwią w podartym ubraniu i poszarpanych piórach we włosach?
-No masz rację – przytaknęłam mu z uśmiechem. – Ale piór to się więcej nie czepiaj, bo dostaniesz kolejną karę – dodałam zbierając do ręki pióra wplecione we włosy.
-Jesteśmy na miejscu – poinformowała nas Inez. – David i Laurel wyjmijcie fajerwerki. Izo i Blar połóżcie je tam. Ja się zajmę wyznaczaniem miejsc, w których należy je później wetknąć.
I zaczęliśmy ciężko pracować. Ciężko jak ciężko. Fajnie się przy tym też bawiliśmy. Kilka razy ktoś się pogubił w tym wszystkim i trzeba mu było pokazywać, lub tłumaczyć, co, do czego. W końcu na półtorej godziny przed pokazem wszystko było gotowe.
- To teraz jeszcze ubrać się w stroje i gotowe – powiedziała wciąż roześmiana od ucha do ucha, Laurel.
* * *
Po przebraniu się poszliśmy do pokoju Cav i daliśmy jej strój. Wyglądała wspaniale, tak samo jak my. 
-Czyli wszystko gotowe! – krzyknęłam. – Chodźmy zobaczyć jak zbiera się tłum!

Cavaliada


- Cavaliada. Uspokój się. Poradzą sobie. - szeptał uspokajająco Div. Leżałam w jego ramionach. Byłam conajmniej... Przerażona. A jak im coś nie wyjdzie? Albo materiały nie przyjdą na czas? 

- To zupełna tragedia! Coś nie wypali! A mnie tam nie będzie, żeby pomóc! - zawołałam. 
- Kochanie, będziesz tam. Odwaliłaś kawał dobrej roboty. Musisz tam być. - wyszeptał i pocałował mnie w ucho. Uśmiechnęłam się. A więc, będę tam. Już zaczęłam odliczać. 
- Cav zdrzemnij się... Obudzę Cię godzinę przed pokazem. - powiedział. Zrobiłam co kazał. Zasnęłam. 
***
- Cava! Wstawaj! - usłyszałam wołanie. Zaplątałam się w koce i wylądowałam na podłodze. Kiedy już wstałam zobaczyłam kto mnie wołał. Stała tam moja ekipa z pokazu. Mieli na sobie stroje, które zamówiłam. Granatowe z czerwonym napisem PIROMANIACY. Uśmiechnęłam się. 
- Cavaliado. Może założysz swój kostium? - zapytał Div. 
-Pewnie.

Inez

Po spotkaniu z rysownikiem wróciłam do siebie. W chwilę później pojawiła się Izo prowadząc Davida i jakąś ładną dziewczynę,
- Cześć jestem Inez – powiedziałam na powitanie – A to jest Alex – przedstawiłam mojego anioła, który właśnie wszedł do pokoju z kubkami gorącej czekolady. Rozdał je wszystkim – Jak zawsze przewidywalny – uśmiechnęłam się do niego promiennie,
- Ja jestem David – przedstawił się chłopak – A to Laurel moja towarzyszka
- Miło mi – powiedziała – Siadajcie – zachęciłam
- A Cavaliady nie będzie? – zapytała mnie Izo
- Nie, źle się czuje – wyjaśniłam – Ale już odwaliła kawał roboty – pokazałam im papiery Cav
- Wow, wszystko rozrysowała – zdziwił się David
- Zadbała o każdy szczegół – zachwyciła się Laurel
- Jasne – przytaknęłam – Postarała się, a reszta należy do nas
- Ok, to jak się podzielimy? – zapytał David
- Najpierw trzeba odebrać materiały. Ja mogę to zrobić – zaproponowałam
- My się możemy zająć Fajerwerkami – powiedział David
- A ja wam w tym pomogę! – włączyła się Izo
- No to mamy ustalone – podsumowałam
Pożegnaliśmy się a potem każdy wrócił do własnych spraw. Ja poszłam do głównego budynku po zamówione przez Cavaliade materiały. Kiedy weszłam do środka natknęłam się na Tsukihime. Białowłosa spojrzała na mnie trochę bardziej przyjaźnie niż zwykle. Może dlatego, że jako jedna z nielicznych pojawiłam się na obu spotkaniach…
- W sekretariacie czeka na ciebie paczka – poinformowała mnie
- Wiem, właśnie po nią idę. To są materiały na pokaz fajerwerków. – wyjaśniłam
- Spoko – dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie – A poznałaś już swojego podopiecznego?
- Podopiecznego? – zdumiałam się – O kim ty mówisz?
- Nie wiedziałaś? Do szkoły dołączył nowy uczeń Rafaello, a ty zostałaś jego mentorką.
- O niczym nie wiedziałam – przyznałam – Dzięki za informacje, a wiesz może gdzie ten Rafaello mieszka? Przydałoby się żebym go poznała.
-Jasne – Tsukihime objaśniła mi jak dojść do pokoju chłopaka po czym pożegnała się i szybko ruszyła w swoją stronę.
Ja poszłam do sekretariatu i odebrałam paczkę. Zaniosłam ją do pokoju Davida.

Rafaello

" Jak długo jeszcze?" zapytałem na migi Leosia. Nie cierpiał gdy tak go nazywałem.
- Nie długo i nie mów na mnie Leoś.- spojrzałem na niego znacząco.- Przepraszam. Nie cierpię jak tak do mnie migasz. Jesteś pewien, że będziemy pasować?
" Tak. Jak nie tam to gdzie mieli byśmy pasować, hę?"
- Bo ja wiem. Nie jestem do tego przekonany.
" Ty do niczego nie jesteś przekonany. Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz."
- Tsa... Ciekawy jestem ile osób zna tam migowy.
" Nie muszą. Po to mam tableta" - uśmiechnąłem się szeroko. Leonardowi jednak do śmiechu nie było. " Uspokój się. Nic nam nie będzie"
- Tsa...
" No weź. ". - szturchnąłem go ramieniem. Obrócił się a w tedy uniosłem mu palcami kąciki ust. Wybuchnął śmiechem.
- Ty to masz pomysły.
" Kto z kim przystaje takim się staje"
- Jesteśmy na miejscu.
 " Ok. Ja się rozejrzę a ty, mógł byś wnieść nasze walizki a szczególnie znaleźć pokój".
- Oczywiście ale pamiętaj, że będę mieć cię na oku. I nie zapomnij wziąć tableta.
Leoś wyszedł pospiesznie z samochodu i zabrał się do pracy. Ja poszedłem obejrzeć ogród. Już z daleka wyglądał interesująco. Przysiadłem pod jakimś drzewkiem na wprost mostku. Spacerowała po nim jakaś dziewczyna. Zaintrygowało mnie to co miała ze sobą, a mianowicie jej kot. Wyglądała naprawdę ciekawe, szczególnie na tym moście. Postanowiłem ją narysować.
Tak skupiłem się na pracy, że nie zauważyłem jak dziewczyna zniknęła. Stałą tuż za mną i oglądała przez ramię moje bazgroły.
- Ładnie rysujesz.
" Dziękuję. "
- Jesteś... - przytaknąłem - Oj... Wybacz.- Odruchowo mówiłem migowym zamiast pisać. Przyzwyczaiłem się, że zawsze migałem z Leosiem albo to on tłumaczył. - Spokojnie znam migowy. 
" Świetnie. Na reszcie mogę pogadać z kimś innym niż Leonardo"
- Leonardo?
" Mój... " zapomniałem słowa.
- Rozumiem. To on? - wskazała na zmierzającego w naszą stronę Leosia.
"Tak. Lepiej już pójdę. Oprowadzisz mnie jutro?"
- Z przyjemnością.
" Masz fajnego kota. " - wymieniłem ostatnie gesty i pomachałem dziewczynie z daleka na pożegnanie.
Leoś był wkurzony jak ktokolwiek do mnie podchodził. Był bardziej wyczulony niż pies gończy.
- Skończyłem. Poukładałem wszystko i zrobiłem ci obiad. Co tam stworzyłeś?- zapytał biorąc ode mnie tableta. - Ciekawe....

Cavaliada


Powoli podeszłam do drzwi. Jeszcze byłam cała obolała po ataku, a Div dwoił się i troił, abym się zbytnio nie wysilała. Otworzyłam drzwi.
- Cześć Cav! Jak tam? Dobrze się czujesz?- zapytała Inez.
- Wszystko okej. Pewnie przyszłaś w sprawie pokazu... - powiedziałam. Byłam tego pewna. Mam już nawet rozrysowane, opisane i wycenione wszystko. W gruncie rzeczy zrobiłam całą papierkową robotę.
-Usiądź. Chcesz coś do picia? - zapytałam, ale Div podszedł do mnie wziął mnie na ręce i położył na kanapie. Wciąż ma poczucie winy. Myśli, że to tylko i wyłącznie jego wina, że zostałam zaatakowana... Zaraz potem podał nam szklanki z sokiem o smaku mango. Moim ulubionym.
- No więc. Tak. Przyszłam porozmawiać na temat pokazu. - zaczęła Inez. Uśmiechnęłam się. Wyciągnęłam papiery spod stolika i podałam jej.
- Jak widzisz, wszystko jest rozpisane. Waszym zadaniem jest tylko to zorganizować. Sztuczne ognie zamówione, ale jak chciecie mogę wymienić połowę, na te które wybierzecie wy. Materiały na estradę w drodze. Nawet fajne stroje nam zamówiłam. - Było mi trochę głupio, że wszystko zrobiłam sama, bez pytania ich o nic. Ale nudno tak siedzieć samemu w pokoju, więc zabrałam się do roboty... - Mam nadzieję, że nie jesteś zła... No wiesz, sama to wszystko zrobiłam, nie pytając was o zdanie... - powiedziałam i spojrzałam na Inez.
- Żartujesz? Jesteś genialna! Zbieram ekipę i zabieramy się do roboty. A ty odpoczywaj! - zawołała i wybiegła z pokoju.
- Nie spodziewałaś się takiej reakcji. Prawda? - zapytał Div.
- Nie kochanie. Sądziłam, że będzie wściekła...

Tsukihime

Zadowolona, przypięłam na tablicę kartkę z ogłoszeniami. Kawałek dalej czekał na mnie Kurochi i Rose, jedna z uczennic klasy W, z którą ćwiczyłam z reguły walkę mieczem. Też była z Japonii, więc miałyśmy pasujące do siebie style.
- Hime, ile można jedną kartkę przybijać, co? - zdenerwowała się.
- No, czekaj chwilę! Przecież musi być równo - poprawiłam katkę.
- Jasne, żeby było łatwiej ją zedrzeć Wallowi - prychnęła z lekką pogardą. Rose miała nad wyra trudny charakter.
- Wiesz, że się nie odważy. nie po tym, co mu ostatnio zrobiłam - uśmiechnęłam się złośliwie na wspomnienie powieszenia chuligana szkolnego na maszcie szkoły na cały dzień.
- Cześć, Leszcze! - usłyszałam za sobą nieco skrzekliwy głos. Odwróciłam się. To była Izozeka, niezbyt lubiana przeze mnie ( i większość szkoły) dziewczyna z klasy M. - Co wy tu robicie z takim ciachem?
- Spadaj. Mam lepsze zajęcia - syknęłam.
- Na przykład? - zapytała bezczelnym tonem.
- Patrzenie jak trawa rośnie pomiędzy płytkami chodnika - odpowiedziałam.
- Ty...
<ja? Izo, dokończ>

Inez



Kiedy po zebraniu wróciłam do pokoju, zastałam w nim nową dziewczynę i chłopaka z niebieskimi włosami.
- Cześć jestem Izo! – dziewczyna podeszła do mnie, uśmiechając się mile
- Inez – przedstawiłam się – Miło mi cię poznać, ale powiedz  mi co robisz w moim pokoju?
- Wpadłam… - zastanowiła się – w odwiedziny. Chciałam poznać innych uczniów.
- Aha, spoko. To może usiądziesz – wskazałam ręką na fotel
- Jasne, dzięki
- To ja już pójdę – odezwał się towarzyszący Izo chłopak
- Ok, przygotuj film, Blar – powiedziała Izo, a chłopak wyszedł nawet się z nami nie żegnając. Spojrzałam na Alexa. Jego mina wyrażała niesmak i zakłopotanie. Uśmiechnęłam się do niego.
- Mógłbyś nam zrobić coś do picia? – poprosiłam
- Oczywiście – Alex wyszedł do kuchni, a ja usiadłam w fotelu naprzeciwko Izo
- Słuchaj, skoro chcesz poznać innych uczniów to może weźmiesz udział w pokazie fajerwerków? – zapytałam
- Jakim pokazie? – zainteresowała się
- No z okazji nowego roku – wyjaśniłam – To jak, zaangażujesz się?
- Jasne! – krzyknęła z entuzjazmem – To co mam robić?
- Hm… - zastanowiłam się przez chwilę – W wydarzeniu bierze udział jeszcze kilka osób
- Kto?
- Cavaliada i David Lawson
- No i…
- I trzeba by ich znaleźć i obgadać kto co robi. Ja porozmawiam z Cav, a ty znajdź Davida ok?
- Ok, to ja już idę – powiedziała i wybiegła z pokoju.
Ja też wyszłam z mieszkania i zapukałam do pokoju Cav.

Szkolna Tablica Ogłoszeń

1. SR zabrania poruszanie się poza budynkami szkolnymi pojedynczo lub we dwójkę. Po budynkach też najlepiej być w grupie.
2. Poszukiwani są ochotnicy do zdobycia składników eliksiru odnajdującego dziury w barierze. potrzebujemy:
- pazur nietoperza Canry,
- ogon wiewiórki Setro,
- korzeń Mandragory,
- wąs kota z Cheshire. Ochotników prosimy o udanie się na wyprawy z celu ich uzyskania. Po szczegółowe informacje zgłaszać się do Tsukihime.
3. Przed 9.00 i po 19.00 zakaz wychodzenia poza dormitorium.
4. Włączamy system mentorów. Każdy, kto jest już w szkole musi się przygotować na ewentualne otrzymanie podopiecznego, którego wprowadzi w zasady szkoły.
Podpisano:
członkowie SR, obecni na zebraniu

informacje techniczne

Jak już pewnie wszyscy zauważyli, pojawił się czat. Można z niego korzystać, ale:
- podczas zebrań rozmawiamy tylko jako postacie (poza zebraniami temat dowolny)
- obowiązuje kultura (brak wulgaryzmów, rozmów o pieniądzach, religii, polityce, itp)
- nie wstawiać trollerskich linków, nie trollować
- zastrzegam sobie prawo do usunięcia wiadomości / czatu.
Po 2. usuwam punkt z regulaminu o zgodności czasu.
Po 3. obecność na zebraniach minimalna jest 2/3. W przeciwnym wypadku usuwam z bloga (jeżeli jest jakiś ważny powód, proszę mnie o tym powiadomić).
Po 4. wprowadzamy system o kryptonimie "sztuczny tłum". Polega on na wprowadzeniu uczniów,których nich nie posiada i są bohaterami drugoplanowymi.

niedziela, 30 grudnia 2012

Izozteka

-Coś ty taki brutal, co? – spytałam dalej słodko się uśmiechając. – Lubię takich – prawie zamruczałam, dzięki czemu natychmiast mnie puścił niczym oparzony. – Blar! Jednak wolę dzisiaj Matrixa! A co do ciebie, to się mną nie przejmuj. Ja tak zawsze i wszędzie. Masz do czynienia z psychopatką! – wykrzyknęłam wyrzucając ręce do góry i robiąc obrót wokół własnej osi.
No i wtedy moją zabawę przerwał Blar.
-Izo! Co ty wyrabiasz? Zawsze musisz od razu zrażać do siebie ludzi? To, że jesteś psychopatką i do tego bi nie oznacza, że musisz się wszystkim naprzykrzać!
Zapadła pewna niezręczna cisza. Ja się wciąż uśmiechałam, ale był to uśmiech pełen smutku. Oczy mi się lekko zaszkliły i bałam się, ze zaraz się rozpłaczę. Nie znosiłam jak Blar tak się na mnie patrzył. Z naganą.
-Przepraszam! – wyszeptałam jednocześnie mocno się do niego przytulając.
-Nic się nie dzieje – odparł równie cicho, głaszcząc mnie po głowie. – Przepraszam za jej zachowanie, ona tak ma. Po prostu czasem trzeba nią wstrząsnąć – zwrócił się do anioła z uśmiechem.
-Jak ja tobą wstrząsnę to zobaczysz – mruknęłam, po czym puściłam Blar’a.
-No więc jak? Zostaniemy znajomymi? – spytałam a w drzwiach właśnie stanęła kolejna dziewczyna.

Kurochi

Tsukihime wróciła z zebrania zdenerwowana... nie, to złe słowo... wkurzona - zbyt łagodne, rozwścieczona -trochę kojarzy się z grizzly, ale mniej więcej pasuje. Wręcz promieniowała toksycznie zieloną aurą chęci mordu. Wolałem nie pytać, jak poszło, bo chyba by mnie zabiła. Usiadła na klęczkach na poduszce przed oknem i nic. Już od ponad trzech godzin tylko siedziała. Po pewnym czasie powoli zaczęła się uspokajać. Widziałem, że weszła w stan medytacji i pewnie gdzieś wędruje po moich starych Odwróconych Światach. Dzięki niezwykle wyczulonej wyobraźni, potrafiła to robić, jako jedyna na świecie.
- Żyjesz? - spytałem w końcu, gdy uspokoiła zupełnie oddech.
- Czy ja wyglądam, jakbym nie żyła? - syknęła na mnie. Czyli jej jeszcze nie przeszło. Westchnąłem i otoczyłem nas Odwróconym Światem. Wyglądał jak tereny dookoła Kyoto, ukochane przez Tsukihime. Postawiłem przed nią guan dao.
- Atakuj - zażądałem. popatrzyła się najpierw na mnie, potem na włucznię.
- Po co? - spytała sceptycznie.
- No, atakuj. Widzę, że jesteś wściekła. Może jak się wyżyjesz, to ci przejdzie. Westchnęła i wstała, podpierając się bronią. Wymierzyła we mnie i zaatakowała. Nad wyraz nieprecyzyjnie i źle z tempem. Bez problemu wybiłem jej włócznię z rąk.
- Jeszcze raz - rozkazałem. I tak kilkanaście razy. Widziałem, że to nic nie daje, więc w końcu odpuściłem. Złapałem ją w tali i przyciągnąłem do siebie.
- Dobra mała, co się stało na tym przeklętym zebraniu?
- Nic.
- Przecież widzę, że...
-NIC!!! - krzyknęła i wyrwała się z nadzwyczajną dla siebie siłą. - Przecież mówię. Zupełnie NIC! - była wściekła. - Nie przyszli. Szkoła się powoli burzy, a oni woleli grzać fotele zamiast wymyślić cokolwiek sensownego. Nic...
- I co teraz masz zamiar zrobić?
- Za pół godziny jest druga próba. Jak znowu nikogo nie będzie, to olewam tą szkołę i odchodzę. A mój ojciec ją zamknie i będzie pozamiatane.
- Wiesz, że to nic nie da? Że dalej będzie ci siedzieć w głowie. Tu nie chodzi o tą dziurę. Nawet nie o to, że nikogo nie było na zebraniu. Myślisz o dyrze, prawda? O tym, co ci powiedział. Że olał sprawę zupełnie. Że miał CIĘ gdzieś.

Alexander


Niedługo po tym jak Inez wyszła na zebranie do naszego pokoju wparowała jakaś dziwna dziewczyna.
-Hellow! Jestem Izo! Jest tu ktoś kto polubi psychopatkę i sadystkę która uwielbia koty? – zamurowało mnie, stałem jak słup soli i nie mogłem dobyć słowa.
- Ej, ty ładniutki! – dziewczyna zauważyła mnie – Czemu nic nie mówisz? Taki nieśmiały jesteś?
- Zaskoczyłaś mnie – wyjaśniłem krótko
- No i o to chodzi! Może razem zaskoczymy jeszcze kogoś?
- Nie dzięki. Wiesz, jestem trochę zajęty i…. – nie dokończyłem bo do naszego pokoju znowu ktoś wpadł.
- Izo! Wolisz „Matrixa” czy „Tomb Raidera”?!
- Blar! Nie przeszkadzaj! – skarciła go dziewczyna – Oczywiście że „Tomb Raidera”!
- Ok – chłopak wycofał się z pokoju
- No to co kochasiu? Zmieniłeś zdanie?
- Nie – odpowiedziałem krótko
- Oj na pewno? – dziewczyna uśmiechnęła się słodko i zbliżyła się do mnie – Może jednak? – pokręciłem głową – Nie? A teraz? – zbliżyła się jeszcze bardziej i pogłaskała mnie po policzku. Odwróciłem głowę, ale dziewczyna nie dawała za wygraną – Oj no nie bądź taki – mruknęła, ale ja miałem już dość. Chwyciłem ją za nadgarstki i odsunąłem od siebie.

Izoteka

Wczoraj, gdy dopadłam Blar’a to nie miał on zbyt przyjemnie. Choć wyznam, że tym razem byłam dość łagodna. Ot, po prostu przebrałam go za słodkiego różowego króliczka i kazałam tak paradować. Dodajmy jeszcze, że on nie znosi różu, a króliki uważa za pożywkę dla kotów. Słodko, prawda?
Dzisiaj za to jak wstałam, musiałam rozłożyć wszystkie stroje do szaf tak, żeby później wiedzieć gdzie, co jest. Gdybym to zostawiła Blar’owi nie wiem czy bym później znalazła, choć część z tych rzeczy. No, więc układałam. Stroje wiktoriańskie na prawo, cyberpunk na lewo. Steampunk tam gdzieś w kącie, lolita na wieszaki. A dla strojów na cosplay’e miejsca znaleźć nie mogłam, więc chwilowo zostawiłam je w walizce.
Gdy skończyliśmy porządki (Blar mi POMAGAŁ, a nie PSZESZKADZAŁ, co jest dziwne) było już dobrze po południu. Szczęśliwa, że skończyliśmy wystrzeliłam z pokoju mówiąc:
-Postaraj się nie zrobić nic głupszego ode mnie. Możesz załatwić jakieś filmy.
Pochodziłam po szkole, powłóczyłam się, po podsłuchiwałam. W większości pokoi pary sługa i pan były jednocześnie parami typu dziewczyna i chłopak, więc jedno do drugiego się mizdrzyło. Och… Ale będę mieć zajęć! Ciekawe ile par uda mi się rozbić?
Idąc tak (i podsłuchując) udało mi się zobaczyć jak jakiś anioł (No nie mogę, uwierzyć ile w tej szkole ich jest! Jakieś miasto aniołów czy coś?) przekazuje jakiemuś innemu aniołowi, o jakimś spotkaniu o 16. Z tego otóż powodu już miałam zajęcie. Plan? Wparować na spotkanie!
***
Stałam przed drzwiami do sali, w której miało być spotkanie. Właśnie miałam zamiar zrobić Wielkie Wejście, gdy usłyszałam „przekładamy zebranie na 20.00”. No, żeby to szlag trzasnoł! Muszę sobie znaleźć zajęcie na całe cztery godziny…. Idziemy kogoś podręczyć! A może jednak nie? Zdaje się, że obok mojego pokoju, swój pokój ma ta jedna (czy dwie) dziewczyny z Super Klasy. No to zamiast na spotkanie wparuję do nich!
***
Na tabliczce na drzwiach pisało „Inez Casella”. Zapukałam i bez pozwolenia otworzyłam drzwi już od progu wołając:
-Hellow! Jestem Izo! Jest tu ktoś kto polubi psychopatkę i sadystkę która uwielbia koty?

Inez

Razem z Cav oporządziłam konie a potem postanowiłam wrócić do pokoju żeby zobaczyć co z Alexem. Pożegnałam się z koleżanką i pobiegłam do akademika. Kiedy weszłam do mojego mieszkania Alex już nie spał.
- Był tu jakiś anioł i mówił, że o 16.00 jest jakieś zebranie. – zakomunikował mi ledwo weszłam.
- Ok – spojrzałam na zegarek. Była 15.30 – Muszę się pospieszyć – powiedziałam i wybiegłam z pokoju.
Udało mi się o wyznaczonej porze dotrzeć do sali w której miało odbyć się spotkanie. Zastałam w niej tylko białowłosą dziewczynę i jakąś nową uczennicę.
- A gdzie reszta? – zapytała mnie białowłosa
- Nie mam pojęcia – wzruszyłam ramionami
- Dobra, siadaj. Poczekamy na nich chwilę
- W porządku – usiadłam w kącie sali
Mijały minuty a nikt się nie pojawiał. W końcu białowłosa straciła cierpliwość.
- Gdzie ich wszystkich wcięło?! – mruknęła pod nosem po czym zwróciła się do nas – Przekładamy zebranie na 20.00 – po tych słowach wyszła z klasy. Nowa dziewczyna też wstała i wyszła. Zostałam sama. Po kilku minutach do klasy wpadła zdyszana Cavaliada
- Wybaczcie nie było mnie bo byłam w stajni… - w tym momencie spostrzegła, że oprócz mnie nie ma nikogo – Cos mnie ominęło? – zmartwiła się
- Nie, zebranie przełożono na później – wyjaśniłam

Tsukihime

- Można wiedzieć, co to ma znaczyć? - spytałam podniesionym głosem, chodząc w tę i na zad po pomieszczeniu.Byłam wściekła.
- Mogłaby panienka sprecyzować, o czym mówi? I na pewno nie tym tonem do nauczyciela miecznictwa i zarazem dyrektora placówki - Vinsora.
- Dobrze, postaram się uspokoić - wzięłam głęboki wdech. Wiedziałam, że za drzwiami podsłuchuje nas Kuro, nie chciałam sprawiać mu kolejnego kłopotu, więc pilnowałam się. - Powiem to tylko raz. Albo zrobi pan coś z tą dziurą w barierze i zapewni bezpieczeństwo szkole, albo zgłaszam sprawę do Izby Głównej Bezpieczeństwa i Higieny Magii (BHM). Mam już dosyć otrzymywania skarg, że kogoś zaatakował drakon, ktoś musiał walczyć z gryfem wychodzącym z prysznica, że kogoś w ogrodzie napadły Piekielne Ogary. Tylko dzisiaj dostałam chyba siedem zgłoszeń na zakłócenie porządku przed intruzów. I to nawet pierwszego stopnia. To jakaś kpina!
- Znany mi jest ten problem. Mogę panienkę zapewnić, że podjąłem już odpowiednie kroki i w ciągu najbliższych kilku dni problem sam się rozwiąże - dyrektor nie wydawał się być przejęty. W odróżnieniu od pielęgniarki, pani San, która co chwila musiała kogoś opatrywać, czy usztywniać kończyny. I tak od kilku dni.
- Kilku, to znaczy ilu? 2, 3, tydzień? Żądam konkretnych informacji.
- Panienko Nanahachi, proszę się nie zapominać. To ja tu jestem dyrektorem.
- Nad wyraz niekompetentnym dyrektorem - dodałam. - Nawet pomniejsze szkółki nie mają takich problemów z barierą. A co dopiero taka wielka szkoła z setką ludzi. Na razie oddelegowałam Lilię i Mathea do podtrzymywania bariery, ale to s tylko uczniowie, a nie specjaliści. Przypominam również, że moja rodzina, która od pokoleń jest jedną z głównych w kręgu magii wydała fortunę na tą inwestycję i nie ma zamiaru stracić ani centa. Do końca następnego tygodnia sprawa ma być rozwiązana. Tyle mam do powiedzenia - wyszłam z gabinetu, mając nadzieję, że cokolwiek wskóram. Dyrektor był nad wyraz pewny siebie i zadowolony ze stanu obecnego. Zastanawiałam się, czy ma w tym jakiś interes...
- Hime? - Kurochi podążał za mną do tej pory w milczeniu. - Wszystko gra? Wiem, że ta dziura w barierze jest poważna, ale nie musisz brać wszystkiego na siebie. Pamiętaj, że zawsze masz mnie... i nauczycieli, którzy powinni się tym zająć, a nie uczniowie.
- Kuro, ktoś musi wreszcie się tym zająć. Od "się zrobi" i "jakoś będzie" jeszcze nic się nie wydarzyło. en wspaniały Się, o którym wszyscy mówią jeszcze nie zstąpił z obłoków, by chociaż ruszyć palcem. Więc ktoś inny to musi zrobić.
- I jak zwykle to musisz być ty?
- Najwyraźniej - potwierdziłam i zastanowiłam się chwilę. - Roześlij wiadomość po S+, że o 16 jest zebranie SR. W trybie pilnym.
- Jasne, mała - zgodził się anioł i odszedł w kierunku dormitorium.

Inez

- Może my już pójdziemy? – zaproponowała szeptem Cav
- Nie trzeba – powiedziałam – Alexa nic nie da rady obudzić – uśmiechnęłam się. Cav nie była przekonana.
- A może masz ochotę iść ze mną do stajni? Jest tam taki młody ogier, nazywa się Draco. Chciałabym pójść go odwiedzić.
- Jasne – zgodziłam się
- Div idziesz z nami? – zapytała anioła
- Nie, dzięki. Mam dość wrażeń jak na jeden dzień. Posiedzę w pokoju
- Jak chcesz – Cav wzruszyła ramionami
- Tylko uważajcie na siebie – poprosił nas Divertente
- Ok, obiecujemy – uśmiechnęła się Cav
We trójkę wyszliśmy z mojego pokoju po czym Div wrócił do siebie, a my poszłyśmy w kierunku stajni. Po drodze gadałyśmy i śmiałyśmy się na całego.
Kiedy już byłyśmy na miejscu Cav podeszła do boksu w którym mieszkał Draco, a ja przystanęłam z boku nie chcąc przeszkadzać. Nagle poczułam, że coś szarpie mnie za włosy.
- Au! – krzyknęłam zaskoczona i odwróciłam się szybko. Okazało się, że to była mała, biała klaczka. Miała na imię Arya
- Widzę, że ty też znalazłaś wspaniałego konika – roześmiała się Cav
- To nie ja ją znalazłam – powiedziałam – To ona znalazła mnie

Alexander

Szybko podszedłem do niebieskowlosej i położyłem dłoń na jej czole. Z tego co mówił Div została trafiona jakimś magicznym pociskiem. Rzeczywiście, niemal od razu wyczułem działanie ciemnego ognia. Wiedziałem, że jeśli nie zacznę działać niebieskowłosa może umrzeć. Skoncentrowałem się i posłałem w jej stronę energię leczniczą. I jeszcze raz i jeszcze…
Trochę to trwało, ale wreszcie dziewczyna otworzyła oczy.
- Cav – szepnął z ulgą Divertente i przytulił do siebie dziewczynę
- Div, gdzie my jesteśmy? – zapytała Cavaliada
- W moim pokoju – odezwała się Inez, podchodząc do niej – Div cię tu przyniósł, kiedy zostałaś trafiona
- Trafiona?
- Nie pamiętasz? – zapytał zaskoczony Div. Cavaliada pokręciła przecząco głową - Później ci wszystko opowiem – obiecał jej – A teraz może pójdziesz się położyć? – nie usłyszałem odpowiedzi Cavaliady bo kiedy wstałem z klęczek zakręciło mi się w głowie i zatoczyłem się.
- Alex, wszystko w porządku? – Inez w mgnieniu oka znalazła się przy mnie.
- To nic takiego. Po prostu jestem zmęczony – przyjaciółka podprowadziła mnie do łóżka na które ciężko opadłem.
- Nie dziwię się, że jesteś zmęczony – wtrącił Div - Musiałeś zużyć mnóstwo energii żeby wyleczyć Cav
- Nic mi nie będzie – mruknąłem
- Pewnie nie, ale teraz musisz odpocząć – powiedziała stanowczo Inez – Prześpij się teraz, to ci dobrze zrobi – okryła mnie kołdrą i pocałowała w policzek. Nie kłóciłem się z nią. Nie miałem na to siły. Prawie natychmiast zasnąłem.

Divertente

Byłem przerażony! Moja kochana Cavaliada, leżała na ziemi. Nie wiem skąd przyleciał pocisk. To wyglądało jak ogień... Ale nie taki zwykły... To był czarny ogień. Zły. Cav nie ruszała się. Wziąłem ją na ręce. Jak najszybciej poleciałem do naszego pokoju. Jednak zanim do niego wszedłem, coś mnie zatrzymało. Odwróciłem się i wszedłem do pokoju, tej całej Inez.
- Co jej jest? - to było pierwsze pytanie jakie usłyszałem. Opowiedziałem, jak Cav, grała na skrzypcach, a chwilę potem już leżała na ziemi. Podałem każdy szczegół. Spojrzałem do rogu pokoju. Tam stał ktoś... Również anioł... Ale... To chyba nie on...
- Alex? - zapytałem. Byłem zdziwiony. Przecież przyjaźniłem się z nim! Kilka lat temu byliśmy nierozłączni... Żartowaliśmy razem, uczyliśmy się, nawet przez jakiś rok, razem mieszkaliśmy... Najlepsi przyjaciele.
- Div? To serio ty? - zapytał. A więc mnie pamiętał!
- Echm, panowie... Nie powinniśmy zająć się Cavaliadą? - zawołała brązowowłosa. Miała rację. Podbiegłem zaraz do mojej ukochanej. Próbowałem ją uzdrowić. Jednak moje moce były zasłabe...
- Alex? Pomożesz?! - zawołałem przez ramię. Anioł zaraz znalazł się obok mnie...

Cavaliada

-Cav! Wstawaj! - usłyszałam wołanie. Divertente...
- Kochanie, daj się człowiekowi wyspać! - mruknęłam. Jednak mój anioł nie miał w planach pozwolić mi spać. Wylał mi wiadro wody na głowe!
- Divertente! Normalnie Cię uduszę! - zawołałam i zaczęłam gonić go po całym mieszkaniu. - Idiota. - mruknęłam i opadłam na fotel.
- Królewno, co na śniadanie? O przepraszam. Co chcesz na obiad? - zapytał. Zastanowiłam się.
- Zdecydowanie spaghetti! - Po zjedzonym obiedzie, wzięłam skrzypce i wyszłam do ogrodu. Div poszedł oczywiście za mną. Zaczęłam grać i cały świat przestał istnieć. Byłam tylko ja, skrzypce i mój ukochany anioł. Nie wiem ile czasu minęło. Nie wiem co się stało. Nagle zauważyłam, że leżę na ziemi. A potem była już tylko ciemność...

sobota, 29 grudnia 2012

Izozteka


Do szkoły przyjechaliśmy wieczorem. Ah... Jak dobrze było w końcu rozprostować nogi i wyjść z auta. 
-Blaaaar zajmiesz się bagażami, prawda? - spytałam słodko po czym nie czekając na odpowiedź wbiegłam do akademika.
I tak wiedziałam co Blarek Talarek zrobi. Westchnie głęboko, chwile mnie poprzeklina i zajmie się tachaniem olbrzymiej sterty bagaży. Ale to on pakował i wybierał co potrzebniejsze więc niech ma pretensje do samego siebie.
Szłam po korytarzu rozglądając się na boki z wielkimi oczami, chłonąc wszystko. Tylko od czasu do czasu wzdychałam nie mogąc nacieszyć się tym jakie to wszystkie piękne. Szczęśliwym trafem zatrzymałam się tuż przed drzwiami na których wisiała karteczka z moim imieniem i nazwiskiem. Otwarłam drzwi i jeszcze bardziej nie mogłam się nacieszyć tym jakie to piękne. Wszystko było w kolorach bieli i błękitu, do tego takie piękne i duże. Zachichotałam jak małe dziecko.
-Fajnie, że ci się podoba ale to zaraz mi.... - nie dokończył Blar. Wszystkie bagaże rozsypały się po podłodze.
-Oj... biedny Blar. Wiesz co cię za to czeka? - spytałam wciąż się uśmiechając, ale tym razem bardziej... Krwiożerczo.
-Nie, tylko nie to - wyszeptał mój sługa po czym rzucił się do ucieczki.
W mig pomknęłam za nim. Może po drodze "przypadkiem" na kogoś wpadnę? Kogoś fajnego i ładnego?

Alexander

Byłem zły i przybity. Inez to moja pani, a jednocześnie najlepsza przyjaciółka. Jak mogłem pozwolić żeby coś złego jej się stało?! Krążyłem po pokoju, czekając aż dziewczyna wróci. Byłem coraz bardziej podenerwowany, że to tak długo trwa.
Wreszcie Inez weszła do pokoju.
- No wreszcie! Gdzie…? – przerwałem zaskoczony jej postawą. Nie była przestraszona, tak jak się tego spodziewałem. Była uśmiechnięta, radosna, a oczy jej błyszczały – Nic ci nie jest? – wyjąkałem zbity z tropu
- Oczywiście, że nie – zapewniła mnie z uśmiechem. Nie byłem przekonany. Przyjaciółka podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu – Alex, uwierz mi, nic mi się nie stało.
- Ale przecież zostałaś zaatakowana! Wyczułem to! – wybuchnąłem.
- Spokojnie – powiedziała, prowadząc mnie w kierunku fotela. Usiadłem na nim, a ona przysiadła na drugim, naprzeciwko mnie. -  Masz racje. Zostałam zaatakowana, ale Cav mnie uratowała – wyjaśniła. Coś mi się nie zgadzało…
- Cav? – zapytałem, unosząc brwi.
- Cavaliada, to ta dziewczyna z niebieskimi włosami. Widziałeś ją w ogrodzie – rzeczywiście. Dopiero teraz przypomniałem sobie dziewczynę z ładnymi, niebieskimi włosami, która była z Inez kiedy znalazłem ją w ogrodzie.
- I takie chucherko zdołało cię uratować? – zapytałem kpiąco, przypominając sobie smukłą sylwetkę dziewczyny.
Inez dała mi kuksańca w ramię.
- Nie mów tak. Ona jest bardzo fajna i naprawdę mi pomogła! – zaprotestowała
- Oj no już dobrze, przepraszam – powiedziałem
- No, i żeby mi to było ostatni raz! – zażartowała dziewczyna. W odpowiedzi wstałem i wykonałem przesadnie głęboki ukłon.
- Jak sobie życzysz o pani – powiedziałem po czym oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. 
Kiedy się już uspokoiliśmy przygotowałem przyjaciółce kolacje, a potem gorącą kąpiel.
Kiedy już wszystko było zrobione, a Inez spała, usiadłem przy kominku i zacząłem rozmyślać. Towarzystwo mojej pani jak zawsze sprawiało, że zapomniałem o wszystkich troskach. Teraz jednak znowu zacząłem się niepokoić tym co zaszło. Postanowiłem czuwać całą noc żeby należycie dopilnować bezpieczeństwa Inez. Gdyby coś jej się stało nie przeżyłbym tego. Nie tylko ze względu na kontrakt.