wtorek, 11 marca 2014

Alexander

Obudziło mnie mocne szturchnięcie. Syknąłem cicho i otworzyłem oczy. Byłem cały obolały, a kostki i nadgarstki wciąż miałem spętane. Spróbowałem się uwolnić zapamiętale szarpiąc więzy, ale po minucie powstrzymała mnie czyjaś silna ręka. Zaskoczony i wkurzony odwróciłem głowę i spojrzałem w twarz Rafaela.
- Wypuść mnie – powiedziałem ochryple
„Nie, dopóki się nie opamiętasz i nie wrócisz do normy” wymigał z wściekłą miną
- Przecież już to zrobiłem – zacząłem go bajerować – Wszystko jest ze mną w najlepszym porządku. Chciałbym tylko przeprosić moją panią, ale związany nie dam rady tego zrobić…
Chłopak jednak nie złapał się na mój podstęp i tylko szarpnął mnie mocno do tyłu tak, że przyparł mnie do ściany.
„Nie zgrywaj niewiniątka!” warknął wściekle „Po tym, co zrobiłeś Inez nie radziłbym kombinować. A teraz, jeśli ci życie miłe wstawaj i rób, co ci każę”
Nie miałem wyjścia, musiałem go posłuchać. Poza tym opieranie się, gdy miał nade mną miażdżącą przewagę nie miało sensu. Wiedziałem, że lepiej dalej grać niewiniątko i poczekać aż nadarzy się odpowiedni moment i załatwić faceta. Wstałem, więc, a Rafael wypchnął mnie z pokoju, w którym nie zauważyłem ani śladu mojej rzekomej pani a nawet tych małych bachorów, co to się nimi zajmowała. Idąc szkolnym korytarzem przez cały czas zastanawiałem się gdzie facet mnie prowadzi i przede wszystkim jakby tu się uwolnić.
Odpowiedź na to pierwsze pytanie otrzymałem zaledwie pięć minut później. Mianowicie Rafael doprowadził mnie do jakiegoś dziwnego pomieszczenia bez klamek czy okien. Izolatka. Dobrze wiedziałem, że gdyby mnie w niej zamknął miałbym zerowe szanse ucieczki. Kiedy więc facet chciał mnie tam wepchnąć zaparłem się z całej siły i po raz ostatni spróbowałem zagrać na jego uczuciach. Spojrzałem na niego niby to zszokowany.
- Ty chyba nie zamierzasz mnie tam zamknąć?! – zapytałem z udawanym przestrachem
„Ależ oczywiście, że zamierzam” wymigał „Przynajmniej do czasu aż nie wrócimy z misji”
- Ale…
Rafael nie dał mi skończyć i wepchnął mnie do środka i zatrzasnął drzwi. Od razu rzuciłem się na nie wrzeszcząc. Próbowałem sforsować je pięściami i mocą, ale go*no to dało. W końcu dałem za wygraną, oparłem się o te cholerne drzwi i czekałem. W końcu kiedyś muszą po mnie przyjść….

Dopiero po kilku godzinach idealną ciszę izolatki zmąciły czyjeś kroki. Na początku myślałem, że mi się przywidziało, ale moje wątpliwości rozwiały się, gdy usłyszałem szczęk otwieranego zamka. Zerwałem się na równe nogi i przygotowałem się do ewentualnego staranowania przybysza. Nie zamierzałem tu siedzieć ani chwili dłużej, więc postanowiłem zrobić absolutnie wszystko by temu zapobiec. Choćbym miał pozabijać tych wszystkich głupców, jakich pełno w tej szkole. Okazało się jednak, że moja postawa bojowa nie była konieczna gdyż…. Za drzwiami nikt nie stał! Zdziwiony i zdezorientowany rozejrzałem się, węsząc podstęp. Przyszło mi do głowy, że to może być pułapka i ten palant Rafael do spółki z uważającą się za moją panią siksą chcą mnie sprowokować i do czegoś wykorzystać. Niedoczekane! Nie zamierzałem pozwolić na….
- Chodź do mnie… - usłyszałem w głowie niski, seksowny, kobiecy głos
- Kto… kto tu jest? – wydukałem zbity z tropu
- Lepszym pytaniem byłoby:, kogo tu nie ma – głos zaśmiał się perliście, a ja rozmarzyłem się na moment pod wpływem tego cudownego dźwięku.
Po chwili wziąłem się jednak w garść i znowu rozejrzałem. W celi nadal nie było nikogo.
- Pokaż się! – warknąłem – Chcę cię zobaczyć!
- To przyjdź do mnie – zachęcała nieznajoma – Przyjdź i zobacz jak wygląda twoja sojuszniczka…
- Ja nie mam sojuszników – mruknąłem już mnie ostro
- Kto wie, może teraz zyskasz jednego – odparł spokojnie głos
- Nie potrzebuję nikogo
- Tak? – w głosie zabrzmiała nuta rozbawienia i lekkiej irytacji – A w jaki sposób zamierzasz się stąd wydostać? I jak odpłacić tym, którzy na to zasłużyli? Sam tego nie zrobisz, ale z moją pomocą dasz radę zrobić wszystko – kusiła kobieta, a ja miękłem z każdym jej słowa
Ostatecznie się złamałem, kiedy nie wiadomo, w jaki sposób glos zesłał na mnie obrazy, na których widok na mojej twarzy pojawił się zły, pożądliwy uśmiech. Widziałem Rafaela i Leo skutych kajdanami i uwięzionych w ciemnych lochach, torturowanych przez strażników. Ja sam półleżałem na wygodnej leżance, a ta suka Inez klęczała u mych stóp, zakrwawiona i pokorna….
- Może tak być, jeśli do mnie przyjdziesz – zachęcił kobiecy głos, ale nie było to już potrzebne gdyż zawładnięty wizją wyskoczyłem z izolatki. Nie zważając na próbujących mnie powstrzymać uczniów uparcie zmierzałem do wyjścia z budynku. Kiedy wreszcie znalazłem się na powietrzy rozwinąłem skrzydła i wzleciałem w powietrze. Leciałem i leciałem, a głos mnie wabił i prowadził do siebie….

sobota, 22 lutego 2014

Rafaello

Kiedy tylko Leo wyszedł z czerwonym odciskiem mej dłoni na policzku, usiadłem na fotelu chowając twarz w dłoniach. Nadal nie rozumiałem, dlaczego zmieniał te swoje maski i drażnił mnie nimi. Moja cierpliwość była na skraju wytrzymałości. Wyprostowałem się i wygodnie oparłem plecami o oparcie fotela, pocierając palcami swą skroń, oraz główkując, co by tu teraz zdziałać. Zerkałem też na tę jego połamaną gitarę. Grał jedynie zawsze gdy jego wredota była zaspokojona, oraz gdy był w dobrym humorze, co się akurat rzadziej zdarzało. Powoli wstałem i ukucnąłem nad złomem pozostałym po instrumencie, chwyciłem strunę i zacząłem szukać w pokoju laptopa. Znalazłszy go, zamówiłem Leośkowi taką samiutką gitarkę, jaką mu zniszczyłem. Odłożyłem sprzęt, schowałem strunę do kieszeni i wyszedłem biorąc głęboki oddech.
Wszedłem bez pukania do pokoju Inez, wiedziałem dokładnie, że każda minuta może przeważyć szalę i nasze starania pójdą na marne. Zaraz po otwarciu drzwi, wpadła na mnie cofająca się właścicielka lokum. Szybko ogarnąłem swój umysł, gdy zauważyłem co tak naprawdę się dzieje i postarałem się zdziałać cokolwiek... W efekcie anioł spał a ja wściekły na Leo i zawzięty na to przeklęte antidotum głośno parsknąłem. Stałem zamyślony przez kilka minut, po czym poprosiłem by Inez pilnowała dziewczynek a ja sam zaciągnąłem sobie jej sługę do kuchni. Usadziłem go solidnie na krześle i przytwierdziłem do niego kolejnymi odpowiednimi linami. Przysunąłem go z krzesłem do ściany, po czym wyjąłem wszystkie noże i ułożyłem na stole od najmniejszego do największego, połyskującym ostrzem zwrócone do anioła. Następnie wybudziłem go i usiadłem naprzeciw jego osoby.
-Dostaniesz w twarz.- rzekł groźnie, gdy jego grzywka przysłoniła mu oczy.
„Nie” odmigałem i przypiąłem mu ją na czubku głowy za pomocą różowej spineczki Mayi, leżącej na stole.
-Obiecuje Ci, że oberwiesz i to solidnie. Nawet Twój przydupas Cię nie pozna!
„Spoko.” odparłem udając rozleniwienie, po czym najmniejszy nożyk wbiłem głęboko w krzesło pomiędzy jego rozszerzonymi nogami.
-Pojebał* Cię do końca?!- ryknął.
„Porozmawiajmy o antidotum.” zaproponowałem patrząc mu w jego rozzłoszczone oczy.
-Nigdy. Chyba, że mnie wypuścisz.- wywrócił oczami.- To oczywiste.- na te słowa złapałem kolejny nożyk i wbiłem go w ścianę dwa milimetry przy jego uchu.
„Jestem coraz bliżej Ciebie...” zauważyłem.
-Nie rusza mnie to.- odparł wytykając mi język prowokacyjnie. Złapałem więc jeden z największych noży i przystawiłem mu go do gardła mierząc go wzrokiem...- No dalej, oboje wiemy, że nie jesteś w stanie tego zrobić. Nigdy byś nie potrafił i potrafić nie będziesz, ha ha ha!
Anioł się śmiał a ja mocniej zacisnąłem dłoń na drewnianym członie noża, mrużąc oczy. Cofnąłem nieco dłoń, gdy po cichu odwiedziła nas Inez.
-Rafa... Mieliśmy przeczekać atak.- przypomniała widząc nasze nietypowe położenie.
„Spokojnie, nic się nie stanie.” wyjaśniłem, kierując się nadzieją.
-Nie był bym tego taki pewien, he he he! I tak nie zdążycie, jesteś zbyt głu*i by cokolwiek wiedzieć!- śmiał się chaotycznie Alex.
-Milcz!- uniosła się na niego Inez ze łzami w oczach, widocznie wszystko ją przerastało.
„Zostaw nas samych...” poprosiłem a ona tylko trzasnęła drzwiami, wykonując mą prośbę.
-No to dalej bawimy się w Pana Dobrego i Złego Anioła, który Ci i tak wczepie, hę? - zapytał irytująco.
Nie miałem ochoty odpowiadać. Wstałem więc, podniosłem trzy talerze i po kolei rozbiłem je na jego głowie.
„Mówisz więc?” zapytałem.
-Pogięło do reszty?-odparł pytaniem na pytanie.
Złapałem więc dzbanek i dla odmiany go zbiłem mu na głowie. Kilka szkiełek zabarwiło się na czerwono, ale anioł zaczął się tylko śmiać jak opętany. Nadal nie miał ochoty rozmawiać. Byłem wściekły na niego, miałem ochotę rozszarpać sam siebie by mieć spokój, jednak wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Serce mi się kroiło, ale Alex nie pozostawiał mi wyboru... Złapałem go za włosy podnosząc głowę i pociągnąłem największym ostrzem po policzku.
-Co ty...?! Wal się!- zaczął krzyczeć i wyrywać.
„Mów.” wymigałem zaplatając ręce na piersi, jednocześnie trzymając nóż.
-Nie, dopóki mnie nie wypuścisz.- upierał się z tym swoim dziwnym uśmiechem. Wyglądał potwornie. Był całkowicie niepodobny do siebie.
Wyszedłem więc pospiesznie do pokoju, uprzednio jednak zabierając noże, którymi atakowałem go na stół.
„Inez to na nic. On jest jak psychopata!” wymigałem siadając obok niej. Nie zauważyła, że cokolwiek migałem. Siedziała z ukrytą twarzą w dłoniach, szlochając. Szturchnąłem więc ją palcem a gdy podniosła zapłakaną twarz, bezzwłocznie ją przytuliłem. Wyglądała na zmęczoną, co mnie wcale nie dziwiło, jednak widok jej łez był okropny. Nigdy nie widziałem by tak rzewnie płakała. Zacząłem ją jedną dłonią gładzić po plecach a drugą po głowie.
-Powiedział coś?- zapytała nie odrywając głowy od mego ramienia, a ja zaprzeczyłem ruchem głowy tak, by mój podbródek ocierał się o nią, by znała odpowiedź.- Więc co teraz zrobimy?- rozkleiła się po chwili na nowo. Odsunąłem ją od siebie i otarłem krystaliczne łzy z jej policzków, po czym przyrzekłem, że nie spocznę dopóki sam nie zginę, albo dopóki nie pomogę Eve. Poleciłem jej, by się przespała a ja dokończę sprawę z Alexem, po czym gdy ta się położyła, wróciłem do kuchni. Zaraz po otwarciu drzwi usłyszałem:

- No nareszcie, lać mi się chce!- uniósł się.
„Lej w majtki, nie obchodzi mnie to.” odparłem migając, po czym usiadłem naprzeciw niego.
- Powaliło was wszystkich do końca...- wywrócił oczyma.
,„Jeżeli powiesz mi skład antidotum, to obiecuję, że w spokoju się załatwisz.” zaproponowałem.
- Po moim trupie!- napluł mi na twarz.
Westchnąłem głęboko ocierając jego ślinę rękawem, po czym zacząłem sprzątać całą kuchnię, aż znalazła się w stanie bez skazy i wyszedłem, uprzednio usypiając anioła. Poprawiłem kołdrę Inez oraz dziewczynkom i wyszedłem do siebie. Było nieco przed północą. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz i zerknąłem na bałagan zdobiący podłogę. Powoli osunąłem się na kolana i zacząłem sprzątać strzępki gitary. Wpadły aż pod łóżko, pomiędzy... książki?!
Błyskawicznie zacząłem je wygarniać spod łoża. Byłem zaskoczony. Co prawda nie były to książki a zeszyty. Wiedziałem, że Leo lubi czytać, ale nie wiedziałem, że tyle rękopisów tam skompletował! Masa zeszytów z dziwnymi notatkami mego sługi, z tym jego charakterystycznym pochyłym i zakręconym ozdobnym pismem, które zawsze mnie przerażało. Niestety wiele zdań było praktycznie bez ładu i składu a na dodatek wszystko co chwilę się komplikowało, przeczyło samo sobie a nawet mieszało w taki kocioł, że po zwykłym wyrazie „Należy” nie dało się zrozumieć nic poza kropką kończącą zdanie, która tak naprawdę kropką być nie musiała. Wytrzeszczyłem oczy na pergamin i zasiadłem z kilkoma zeszytami przed biurkiem. Zeszytów było idealnie piętnaście, ukrytych w książkach, stanowiących niepozorne ramy. Po wydobyciu takiego zeszytu, nieźle trzeba było się natrudzić, by nie uszkodzić notatek. Nie wiem, po co to robił, ale ponad połowa kartek była pozginana w dziwny sposób. Każde zagięcie albo rwało kartkę obok albo zaczynało mazać czarny tusz, który, mimo iż już od dawna był zaschnięty, nadal wydawał się płynny!
Rozbroiwszy jeden z nich, począłem rozmyślać, co to może znaczyć...
***

Kilka godzin później zabrałem się za trzeci zeszyt, nie wiedząc nadal, co znajdowało się w dwóch poprzednich. Jego pismo było mieszaniną gotyku pisanego piórem oraz jakichś innych bohomazów, co wcale nie było łatwe do odszyfrowania. Enigma przy tym to była bułka z masłem. Wkurzony zacząłem krążyć po pokoju, nie mając już żadnego pomysłu jak to rozszyfrować. Rozplątanie pięciu pierwszych kartek zajęło mi prawie pół godziny! Zirytowany w końcu rzuciłem zeszytem o ścianę, po czym sam nie mogłem uwierzyć własnym oczom... Zeszyt rozsypał się z okładki a gdy spadł na podłogę, okazało się, że kartki nie tyle co były pozaginane a umiejętnie sklejone i złożone w jeden, wielki arkusz papieru! Wytrzeszczając oczy podszedłem do kartek, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Całość była jeszcze bardziej pogmatwana niż poprzednio! Westchnąłem padając przed tym na kolana, po czym wziąwszy w swe dłonie krawędzie papieru, rozciągnąłem go na podłodze. Nie wiedząc zbytnio, co zrobić, zacząłem składać kartę w różne sposoby, niestety nic nie mogąc wskórać...
Dopiero nad ranem przyszedł przełom. Jakimś cudem kilka bohomazów się pokryło, tworząc zarys mapy całego świata. W tym momencie nie mogłem już kompletnie się w tym połapać. Złapałem się za głowę widząc jak wielka ilość notatek zapełnia morza i kontynenty, jak starannie ciągnięte pióro zakreśla każdą rzekę z dokładnością i precyzją chirurga... Teraz zrozumiałem, dlaczego był tak dobry z geografii. Skubany!
Kiedy w końcu odszyfrowałem, co gdzie pisze, było już południe następnego dnia a do pokoju ktoś zapukał. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem Inez, której twarz była pobladła od stresu i braku możliwych opcji działania.
-Znalazłeś coś?- zapytała patrząc na mapę.- Co to jest?
„To cuda spod łóżka Leo. I wiesz, co? To mapa z jakimiś dziwnymi opisami miejsc, gdzie znajduje się, jaki składnik.” odparłem z lekką ulgą.
- Szkoda, że nie ma przepisu na antidotum dla Eve..- westchnęła głęboko.
„To dopiero jeden zeszyt z piętnastu.”
- Że co?- zdziwiła się.
„Ten był z mapą a tamte są całkowicie inaczej poskładane. Nie wiem jak je otworzyć, może masz pomysł?” zapytałem z iskrą nadziei w oczach.
Na szczęście Inez zgodziła mi się pomóc. Wykończone dziewczynki, Eve jadem a Maya stresem, spały dość spokojnie. Wkrótce wykombinowaliśmy, że do otwarcia pierwszego zeszytu potrzeba czterech dłoni. Jednak w nim nie było jednego dużego arkuszu a wiele małych. Przeszukaliśmy prawie wszystkie zeszyty pobieżnie aż w końcu, dzięki Bogu znaleźliśmy wzmiankę o Wampirach. Widząc długaśną listę składników i skomplikowany przebieg samego sporządzania eliksiru, dziewczyna załamała ręce. Tylko dwa składniki zgadzały się z mapą, niestety jedynie dwa na niej były, a mianowicie Ząb i Pazur Śnieżnego Wilkołaka.
Przełknąłem głośno ślinę, widząc gdzie można je znaleźć i cisnąłem poduszką w ścianę z całej siły. Czekał mnie wyjazd na Grenlandię, do jakiejś Cieśniny Kamanu Deretei. Takiego miejsca nie było na żadnej mapie, którą dotychczas miałem w rękach, nie wiedziałem czy dane są prawdziwe i brakło mi czasu na podróż. Przeanalizowawszy jednak wszystko dokładnie w przeciągu kilku minut wymigałem:
„Udam się tam po ten pazur i kieł. Ty zaczekasz w szkole, zaopiekujesz się dziewczynkami i oświecisz Leo, jeśli wróci, że się tam udałem. Powiesz mu też, że nie ma za mną iść. Musisz strzec innych przed Alexem i znaleźć resztę składników.” wymigałem, poważnie patrząc jej w oczy

- Nie puszczę cię samego! I to jeszcze do krainy skutej lodem!- uniosła się.- Nie chcę by tobie też się coś stało!
„A ja nie zniosę myśli, że mogłem pomóc w uleczeniu Eve, a siedziałem bezczynnie. Zostań.”
- Nie ma mowy! Znajdę szybko opiekunkę dla Mayi a Eve przeniosę do skrzydła szpitalnego.- odparła.
„No a co z Alexem?”
- Oddam go do izolatki.- westchnęła a z jej oka popłynęła łza.
Objąłem ją wówczas szybko ramionami i zacząłem kołysać delikatnie. Czułem jak jej łzy płyną mi po szyi i nikną pod kołnierzykiem koszulki, jak moje serce ogarnia nieziemska żałość i ból. Nie byłem w stanie nic wymigać, wiedziałem, że to nic nie da. Jednak teraz musiała być silna dla trójki przyjaciół. Musieliśmy zaś jeszcze ogarnąć Alexa. Prawą dłonią zacząłem gładzić czubek jej głowy, chcąc ją pocieszyć. W końcu po pewnym czasie mi się udało.
„Wiem, że to dla ciebie trudne. Ja zajmę się ogarnięciem wszystkiego z Alexem a ty dziewczynkami, dobrze? Potem weź tylko bardzo ciepłe ubrania i broń, po czym szybko się wynosimy.”
- Dobrze...- odparła zmęczonym głosem. Byłem pełen podziwu, że wytrzymywała tak długo, że nadal chciała walczyć.
Powoli podnieśliśmy się z podłogi i zabraliśmy do pracy.
***

Gotowi spotkaliśmy się przed teleportem. Na szczęście szkoła była coraz bardziej wyposażona... w pradawne środki do działań i nauki. Chcąc nie chcąc, jakoś trzeba było się tam dostać a to był najszybszy sposób. Wzięliśmy głębokie oddechy i udaliśmy się w stronę wirującej wkoło w ramie, płynnej tafli szkła.
Znalazły się na drugiej stronie, dostałem niesamowitego szoku. Nie spodziewałem się, że aż tak będzie tu zimno i że będę tu z jakimś przechodzonym, nieźle stępionym mieczem. Żałowałem, że nie kupiłem sobie nowej broni po tym, jak Leo zniszczył mą ukochaną w naszej obronie. Znajdowaliśmy się nad wielką, lodową rozpadliną, w którą zaczęliśmy powoli się zagłębiać. Panujący wewnątrz mrok był nieprzenikniony i gęsty jak nigdzie. Nie wiało tu i nie padał śnieg. Jedna czarna nicość, a pośrodku my dwoje, skąpe źródło światła i masa płyt lodowych. Wędrowaliśmy w głąb po wąskiej ścieżce, aż ta zaczęła wić się w idealnym poziomie. Powietrze tutaj było niezmiernie rzadkie i utrudniało oddychanie. Nigdy nie przypuszczałem, że tak bardzo znienawidzę śnieg.
Maszerowaliśmy tak, aż zegarek nie wybił godziny osiemnastej. Byliśmy zmarznięci, więc zdecydowaliśmy się trochę odpocząć. Owinęliśmy się śpiworem w kącie, pomiędzy wielkimi bryłami lodu. Siedzieliśmy ciasno przytuleni do siebie, nie było praktycznie, z czego rozpalić ogniska, więc chcieliśmy wykorzystać każdą możliwą okazję do złapania ciepła. Szczelnie otuleni materiałem, rozgrzewaliśmy się jedynie ognistym sztyletem dziewczyny...
Zapowiadały się długie poszukiwania.

czwartek, 2 stycznia 2014

Inez

Mimo usilnych prób ani mnie ani Mayi nie udało się uspokoić Eve. Minęło mnóstwo czasu, a kotołaczka wciąż wiła się i krzyczała. W końcu jednak siły doszczętnie ją opuściły i bezwładnie opadła na poduszki. W pokoju zaległa pełna napięcia cisza, którą przerwał cichutki płacz Mayi. Dziewczynka wtuliła się w Rafaela, a on kołysał ją delikatnie, głaszcząc po główce.
- Nie poznała mnie – szepnęła mała, kiedy już trochę się uspokoiła – Jesteśmy jak siostry, a ona mnie nie poznała…
- To normalne w jej stanie kochanie – powiedziałam łagodnie, jednocześnie okrywając kotołaczkę kołdrą – Eve jest bardzo chora, ale na pewno uda nam się ją wyleczyć i wszystko będzie jak dawniej
Dziewczynka spojrzała mi głęboko w oczy.
- Obiecujesz? – spytała poważnie
- Oczywiście – przytaknęłam – Nie pozwolę żeby Eve… - urwałam, zastanawiając się, jakich słów użyć – żeby jej stan się pogorszył – wydusiłam w końcu – Znajdę sposób żeby jej pomóc
Maya widocznie mi uwierzyła, bo zwinęła się w objęciach Rafaela i zasnęła.
„Pomogę ci” wymigał przyjaciel, kładąc dziewczynkę koło Eve, a ja uśmiechnęłam się do niego słabo.
- Nie wiem tylko czy nasza determinacja wystarczy - mruknęłam
„Co masz na myśli?” wymigał zaniepokojony
- Nie mogę znaleźć informacji o antidotum – wyjaśniłam, wskazując porozrzucane po podłodze książki – Nie znalazłam w nich nawet wzmianki o leczeniu ukąszeń wampira
„Zapytam Leo, może on coś o tym wie” wymigał chłopak z dziwnym błyskiem w oku, po czym wyszedł z pokoju, a ja wróciłam do studiowania moich książek….
- Nic tam nie znajdziesz
Zdziwiona podniosłam głowę i spojrzałam wprost w czarne jak noc oczy Alexa. Anioł spoglądał na mnie z pogardą i wściekłością, prężąc się w więzach.
- Skąd wiesz? – zapytałam niepewnie
- Bo w przeciwieństwie do Ciebie potrafię myśleć – warknął
- Alex… - zszokowana wytrzeszczyłam na niego oczy, ale szybko się opanowałam i poderwałam się z fotela by w razie czego móc się przed nim bronić gdyby więzy puściły.
Nie wiedziałam, do czego jest zdolny w tym stanie. Nie chciałam zrobić mu krzywdy, ale wiedziałam, że póki nie dowiem się, co mu się stało nie będę mogła mu pomóc. Na razie pozostało mi, więc tylko dopilnować by nie zrobił krzywdy sobie czy innym.
- Skoro jesteś taki mądry to mnie oświeć – odwarknęłam, ale anioł milczał – Jeśli wiesz, co może pomóc to natychmiast gadaj! - naciskałam
- Powiem ci, jeśli mnie wypuścisz – powiedział, a w jego oczach błysnęła czysta wredota
- Nie ma mowy – odparłam stanowczo – Nigdzie się stąd nie ruszysz
- Ty suko! – wrzasnął rozsierdzony, a wokół niego rozjarzyła się czarna poświata – Rozwiąż mnie i to natychmiast!
Przerażona cofnęłam się o krok i wpadłam wprost na Rafaela, wracającego z wiadomościami od Leo. Chłopak podtrzymał mnie żebym nie upadła, po czym rzucił krótkie spojrzenie na Alexa i wiedział już, co się dzieje. Zanim zdążyłam choćby zrobić krok w stronę anioła, Rafael przyskoczył do niego z dziwnym przedmiotem w ręku. Przycisnął to „coś” Alexowi do twarzy, a anioł ryknął z wściekłości i zaskoczenia. Po chwili jednak krzyk osłabł, a powieki Alexa opadły.
- Co…? Co to było? – wydukałam – Co mu zrobiłeś?
„Uśpiłem go” wymigał Rafael „To najlepszy sposób by przeczekać atak”
- Atak? – zdumiałam się – O czy ty mówisz?
„Inez…” Rafael wyglądał na zaniepokojonego i przygnębionego jednocześnie „Z tego, co widzę ktoś próbuje zawładnąć Alexem”
- Ale… jak? – wydukałam zszokowana
„Nie wiem dokładnie” wzruszył ramionami „Podejrzewam jednak, że ten ktoś wykorzystuje jego złe emocje, które Alex zazwyczaj potrafi tłumić”
- W takim razie trzeba mu pomóc – powiedziałam stanowczo, ale Rafael pokręcił głową
„Nic nie zrobisz póki nie dowiesz się, kto za tym stoi” zaoponował, a widząc, że zbladłam dodał: „Mamy czas. Na razie ataki są krótkotrwałe i szybko mijają. Alex pewnie się opiera obcej magii. Póki tak jest nic mu nie grozi”
- A jak mam znaleźć tego kogoś?
„Sam nie wiem” przyjaciel wzruszył ramionami „Zajmiemy się tym później. Na razie najważniejsze jest życie Eve”
- Masz racje – przyznałam, biorąc się w garść – Dowiedziałeś się czegoś od Leo?
Rafael pokręcił tylko głową. Na twarzy pojawił mu się grymas, a w oczach zamigotały dziwne iskierki podejrzewałam, więc, że Leo dał mu porządnie w kość. Prawdopodobnie się posprzeczali, a Rafaela strasznie to teraz dręczyło, dlatego nie dopytywałam, o co poszło, nie chcąc pogarszać przyjacielowi humoru.
- No cóż, trudno - mruknęłam
„Musimy jeszcze raz przewertować wszystkie twoje książki"
- To nic nie da - powiedziałam smutno - Stracimy tylko czas, a nic w nich nie znajdziemy
„W takim razie, co proponujesz?”
- Alex zna antidotum – wyznałam
„Co?! To czemu go nie wyjawia?!” wymigał wyraźnie wzburzony
- Powiedział, że zdradzi mi wszystko jeśli go nie wypuszczę – wyznałam, spuszczając wzrok – Ale nie zgodziłam się
„Dobrze zrobiłaś” Rafael położył mi rękę na ramieniu „Nie martw się. Wydusimy to z niego” wymigał, a kiedy nasze oczy się spotkały zobaczyłam w nich niespotykany dotąd u chłopaka gniew i zawziętość.

(Rafael?)