Szliśmy już dość długo, wspominając wszystkie śmieszne rzeczy, jakie nam
się przydarzyły, ale jak się okazało, to zbyt wiele to tego nie było. W
końcu jednak postanowiłem powiedzieć Rafaellowi ciekawostkę, którą
wcześniej przemilczałem ze względu na Mayę.
- Wiesz...- zagadnąłem ostrożnie.- Jest coś, czego nie zdążyłem ci powiedzieć.
"Co takiego?" zapytał z dziecinnym, szerokim uśmiechem na twarzy. Dawno
takiego u niego nie wiedziałem. Częściej, a raczej prawie w
osiemdziesięciu procentach, na jego twarzy malowała się maska, którą
zwałem twarzą Psychologa. Niby wiesz, co widzisz, ale tak na prawdę to nie
masz pewności, czy cię w ogóle słucha, czy raczej ma cię w czterech
literach. Chociaż ostatnio dość często się jej pozbywał. Robił się niby
naturalny, niby szczęśliwy. Niby...
- Zadzieramy z gołębiami - nastała cisza. Rafaell zatrzymał się, a
uśmiech przed chwilą cieszący moje oczy zniknął bez śladu. Po chwili
jeszcze bardziej się zdziwiłem, ponieważ na jego twarzy nie namalował
się żaden grymas. Po prostu nic. Po prostu patrzył na mnie
jasnoniebieskimi oczami. Pustymi oczami, z których nie szło nic a nic
odczytać. Szczerze nienawidzę, jak tak na mnie patrzy.- Żyjesz? NASA tu
baza. Czy mnie słyszysz?
"Kiedy chciałeś mi poinformować?" wymigał spokojnie. Nadal nic nie można było stwierdzić z jego oczu ani twarzy.
- Sam sobie nie dałeś powiedzieć. Wolałeś robić za Panią Nianię. Ja bym po prostu - nie dał mi dokończyć.
"Ty byś po prostu wystawił ją za drzwi i powiedział: Sorki mała, ale to
koniec zabawy. Ja natomiast mam sumienie. I dość często się ono odzywa.
Czasem aż za często. Poza tym, ona nie ma nikogo z rodziny. Ma tylko Eve
i kilka osób z tej budy, którym zaufała." - wydał mi się dziwnie
spokojny. Za spokojny. "Z resztą, ja nie chcę nikomu bardziej ryć
psychiki, a szczególnie sobie. Nie polecam mieć wyrzutów sumienia, bo to
najgorsze co może kogokolwiek spotkać."
-Dziwne, bo ja wyrzutów sumienia nie mam.
"Ale ja mam ich tyle, że dla dwojga z łatwością starczy. A o, jak to się wyraziłeś gołąbkach, to się domyślałem."
- Jasne- prychnąłem. Ruszyliśmy dalej, nie przerywając rozmowy.
"Tak. Ty ogólnie piórek nie lubisz. A poza tym, chcesz się wyszumieć. Nie
przepuścił byś okazji, żeby to zrobić. Instynkt cię wzywa." rozbroił
mnie.
-Chyba rzeczywiście znasz mnie lepiej niż ja sam- walnąłem i zaczęliśmy się śmiać, ale Rafaela nie było słychać. A szkoda...
***
"Daleko jeszcze?"
-Nie. Zaraz będziemy.
"Spoko. A może mnie olśnisz jaki masz plan?"
- Skąd wiesz, że mam jakiś?
"Przecież cię znam. Zawsze masz plan. Nawet, jak twierdzisz, że się na
coś nie piszesz. A szczególnie, jak kogoś sprzątnąć, czy znaleźć trzeba."
- Tsa...- nieźle mu dzisiaj szło rozbrajanie mnie. - Mam zamiar być kulturalny i trzymać się zasad Rady.
"Zasad? Ty?" zdziwił się. "I to w dodatku Rady?"
- Tak. Ale podkreślam, że mam taki zamiar, a nie tak, jak powinienem. I nie
wypytuj mnie o Radę, bo nie mogę ci nic powiedzieć. To, że wiesz, że
ona w ogóle istnieje, to jest już o wiele za dużo.
- A ile jest tych zasad?
- Trzy. Nie ryzykuj, bądź sprytniejszy. Standardowe pytanie i stosowna akcja.
"A ty którą będziesz przestrzegać?"
- Wszystkie.
Zatrzymaliśmy się. Przed nami, jakby w małej dolinie, znajdował się dom.
Ot tak. Taki sobie dom, jak każdy dom. Jednopiętrowy, jeśli nie liczyć
trzech pięterek pod powierzchnią gleby. Ciekawe te pokłady podziemne." -
przefrunęło mi przez myśl. Według cienia Mayi, dużo ciekawych rzeczy
szło by w nich zrobić. Trzy pięterka, każde niczym laboratorium, mogło
funkcjonować oddzielnie, ale razem tworzyły interesującą całość. Z tej względnej "normalności" aż się rzygać chciało.
- Fajna chatka na kurzej stópce, he he he- zaśmiałem się odbezpieczając broń.
Rafael z dziwną miną przyszykował swoją broń. Nie lubił grać roli
agresora w starciach. Gdy ruszyłem w kierunku "chatki", zapytał:
"To co masz w planach?"
- Odrobinę kultury i resztę po swojemu.
"Po swojemu?"
- Za pozwoleniem, ale się wyszumię odrobinkę.
"Pan Życia i Śmierci się znalazł."
- Nie moja wina, że kocham patrzeć ofierze w oczy jak umiera, że
ubóstwiam gasić ostatni płomyk nadziei, który w nich błyszczy, jak prosi
o śmierć. To uczucie jest tylko i wyłącznie cudne!
"Psychopata. Na czym tyś się chował?"
- Na poradnikach. Co, gdzie i dlaczego przesiaduje oraz jak to coś zabić. I ogólnie tego typu rzeczy, a co?
"To było pytanie retoryczne." wywrócił oczami. " Więc jak atakujemy?"
- Atakuję ja i tylko ja odwalam robotę. Ty zostajesz w tym miejscu i nigdzie się nie ruszasz.
"Chciało by się. Psychopaci powinni być pod nadzorem. Szczególnie tacy, jak ty."
- A ten swoje... Ach... no dobrze. Ale i tak robimy to po mojemu, ok? Daj mi się pobawić.
"No, dobra. To będzie prezent na święta. Ja pójdę popatrzeć i coś znaleźć w papierkach."
- To szukaj w biurku. Ważniejsze rzeczy tam wkładał.
Szliśmy do drzwi frontowych. Nie miałem ochoty się w tym momencie bawić w
ciuciubabkę. Skoro, zamiast ołowiu czy innego metalu w pociskach, mam
albo czarną albo białą - oczywiście czystą materię - mogłem mu w lepszy
sposób tyłek wypchać niż wiórkami.
"Kocham tą robotę..." pomyślałem.
Tyle tylko, że Rafael o tym nie wiedział i czekała go niespodzianka. Może się domyślił, ale raczej nie.
Zapukałem w drzwi. Cisza. Ponowiłem akcję, ale znowu nie było żadnej reakcji.
"I ty, pan łowca, myślisz, że on ci otworzy?"
- Wiem, że tego nie zrobi. To część kulturalna. Mówiłem, że taka będzie, jak się zdecyduję - drzwi otwarłem za pomocą cienia w zamku. Łatwo poszło. Zanim
przekroczyłem próg, w ciągu siedmiu sekund znalazłem zgubę, a w ciągu
dwudziestu wiedziałem, gdzie jest każda pułapka. I wystarczył do tego
tylko cień. Najlepsza rzecz, jaka powstała. Nasz pseudo "naukowiec" od siedmiu boleści siedział w piwnicy.
Poprowadziłem nas idealnie, jedną jedyną ścieżką, która była czysta od
pułapek. Ostrożnie zeszliśmy po schodach do najniższego "pokładu". Po
środku dobrze oświetlonego pomieszczenia czekał na nas Liam bawiący się
kulą energii, ale słabszą - o wiele - niż materia.
-Wreszcie jesteście, dzieci kochane. Spieszy mi się. Jestem umówiony na spotkanie z... - nie pozwoliłem skończyć.
-Z gołąbkiem. Wiem. Chcesz to załatwić ulgowo czy klasycznie?- podczas,
gdy my zaczęliśmy konwersację, Rafael zwinnie, niezauważony dobrał się
do biurka.
-Wolę klasykę - syknął.
-A już myślałem, że się spietrasz.
Mężczyzna (tak, mimo wyglądu miał coś koło siedemdziesiątki z hakiem i
najwidoczniej już tak dobrze nie tkał magii) zaczął we mnie ciskać
kulami. Miałem ubaw na całego! Bez energii Mayi, nie był w stanie we
mnie trafić! Wystarczyły tylko uniki. Śmiałem mu się prosto w twarz. Po
kilkunastu minutach zabrakło mu energii do miotania. Próbując we mnie
trafić, rozwalił około połowę swoich sprzętów na tym poziomie, ale to
szczegół. Bez Mayi był niczym.
-Nie użyłem wcale broni, wystarczyły tylko uniki i się sam rozbroiłeś. Dobry jesteś. He he he...
-Ty... - syknął, ale nie dokończył, bo w naszym kierunku już zmierzał już
Rafael z jakimi listami i teczką, a na jego twarzy malował się
tryumfalny uśmiech. - Zostaw to palancie! Nawet nie wiesz, od kogo one są,
idioto! - warknął na niego. Nikt nie będzie warczeć na mojego Pana... Nikt na niego nie będzie się darł, a szczególnie takie... gówno.
-Milcz, a może pożyjesz- mruknąłem.
-Idio..- nie dokończył, bo jego głowa, tak, jak całe ciało pofrunęło obok
mego towarzysza, brudząc go i rozmalowało się na ścianie. Stworzyło
piękny abstrakcyjny obraz pod tytułem "Marność Palantów Całego Świata".
Każda kość skróciła się idealnie tak, że perfekcyjnie zgrywała się z
mozaiką wnętrzności na dominującym, krwistym płótnie. Nie zostało nic.
Oprócz pięknego obrazu, nie przypominającego nic. Niestety, mózgu nie szło
rozróżnić.
Uwielbiałem tą broń, bo nie trzeba było po tym bawić się w grabarza. Nic nie mogło się zrekonstruować. Nie taki niski pomiot.
-Coraz lepszym malarzem jestem. Jeszcze trochę, a farba będzie idealnie gładka, nie będzie żadnej grudki.
"Czym ty strzelasz?!" migał oburzony. "Cały brudny jestem! Śmierdzę jelitami! Czekaj. Czy to są maleńkie fragmenty wątroby?!"
-No co? Chyba nie myślałeś, że będę w niego jakimś syfem walić- wywrócił oczami.
"Ale nie musiałeś mnie tak wybrudzić."
-Aj tam... Stanąłeś w złym miejscu i tyle.
"
Ukurwiłeś (zaznaczyć, aby przeczytać - wyraz niecenzuralny) mnie całego!"
-Przeklinasz? Wow... - wyszczerzyłem się.- Ale mam na ciebie wpływ!
"Nie drażnij mnie. Idziemy."
-Pewnie. Tylko posprzątam ogólnie ten sprzęt.
"Nie. To nie nasza działka. A poza tym, niech ten, kto go nasłał wie, że
nas nie zaskoczy. Znaczy szkoły. Dużo ciekawych rzeczy można się
dowiedzieć z tych listów."
-No... - zawahałem się. - Niech ci będzie- w końcu uległem.
-Myślałem, że młodszy będzie.
"Milcz."
-Ach ty...
Jak na razie do szkoły wracaliśmy w milczeniu. Rafael pilnie studiował teczkę...
CDN