sobota, 19 stycznia 2013

Inez

Zgodnie z życzeniem Tsukihime o szesnastej wyszłam na dziedziniec żeby odprawić uczniów.
Kiedy przyszłam byli już wszyscy.
- Inez! – Maya podbiegła do mnie – Idziesz z nami prawda? – zapytała z nadzieją
- Nie mogę kochanie – odpowiedziałam z żalem – Ale Izo się wami zaopiekuję, a niedługo tu wrócicie – zapewniłam
- A odprowadzisz nas chociaż kawałek? – zapytała
- No… - zawahałam się
- Tylko kawałeczek – poprosiła Maya
- Niech będzie, ale tylko kawałek – zgodziłam się
- Hurra! – krzyknęła uradowana dziewczynka i uwiesiła mi się na szyi
- No dobrze, chodźmy już
Divertente oczywiście prowadził. Ja szłam na końcu z Mayą za rękę. Pilnowałam żeby żaden uczeń się nie zgubił.
Kiedy doszliśmy do wioski, która mieściła się nie daleko szkoły Alexa postanowiłam wracać. Pożegnałam się ze wszystkimi, uspokoiłam Mayę, która się popłakała, a potem ruszyłam w drogę powrotną.
Szłam przez gęste lasy. W pogotowiu cały czas miałam w rękach wachlarze. Przez jakiś czas było spokojnie aż nagle… usłyszałam wyraźny szelest.
- Kto tu jest? – zapytałam, brak odpowiedzi – Pokaż się! – krzyknęłam, a w tym momencie zza krzaków wyszedł potwór taki sam jak ten, który zaatakował szkołę.
Stwór rzucił się na mnie, ale odparłam atak. Walczyliśmy przez chwilę w milczeniu aż zdecydowałam się zapytać
- Czego ode mnie chcesz co?
- Mam cię zanieść panu – odpowiedział zniekształcony głos
- I myślisz, że ja na to pozwolę?
- Tak
- Niby dlaczego?
- Bo pan każe, a ja mam wykonać rozkaz
- A jak go nie wykonasz?
- To zginę
- To radzę ci zginąć już teraz niż żeby cię pan zabił – poradziłam mu – Będzie mniej bolało
- Naprawdę?
- Naprawdę – odpowiedziałam z przekonaniem
- Ok – potwór przestał walczyć i pozwolił mi się dobić
Kiedy już z nim skończyłam odetchnęłam z ulgą. Dręczyła mnie jednak myśl, że poszło zbyt łatwo i miałam racje. Na pobliskiej polanie zostałam otoczona nie tylko przez potwory, ale i mężczyzn, prawdopodobnie łowców.
Broniłam się tak długo jak mogłam, ale atakujących nie powstrzymywał już nawet amulet tarczy. W końcu poważnie ranna osunęłam się na kolana i straciłam przytomność.

Alexander

- Dobra dobra, już idę – powiedziałem, wstając. Inez pszła w moje slady – A ty dokąd? – zapytałem
- Idę z tobą
- Nie ma mowy! – zaprotestowałem
- Dlaczego? – dziewczyna uniosła brwi
- Po pierwsze mam to zrobić szybko, a po drugie…
- Po drugie ja cię stąd nie wypuszczę – wtrąciła się Tsukihime – No w końcu ktoś musi odprawić uczniów do tej waszej super szkoły
- Jak chcesz – westchnęła ciężko Inez, a potem szepnęła do mnie – Uważaj na siebie
- Nie martw się – powiedziałem z uśmiechem – Niedługo wrócę – obiecałem, po czym zwróciłem się do Kurochiego – Możesz otworzyć okno?
Chłopak wykonał moją prośbę bez oporów, a ja rozwinąłem skrzydła i opuściłem pokój. W kilka chwil odnalazłem dziurę w barierze i opuściłem tereny szkolne. Poleciałem w stronę wysokich gór. Na ich szczytach widać było czapy śniegu mimo, że do zimy było jeszcze daleko.
Skupiłem swoją wolę, a po kilku sekundach wiedziałem już dokładnie gdzie lecieć. Skierowałem się na najwyższy szczyt. Kiedy tam dotarłem moim oczom ukazała się niewielka jaskinia. Wszedłem ostrożnie do środka i dotknąłem skrzydłem jednej ze ścian. Po kilku sekundach otworzyło się niebiańskie przejdzie. Przeszedłem przez nie szybko bo wiedziałem, że długo się nie utrzyma. I rzeczywiście miałem racje. Przejście zamknęło się tuż za mną.
Rozejrzałem się dookoła. Byłem w domu, ale to nie był czas na odwiedzanie znajomych. Miałem zadanie do wykonania i chciałem to szybko zrobić żeby wrócić do Inez. Ruszyłem szybko do najmniej obleganej części nieba, wiedziałem gdzie mieszka Uriel. Kiedy jednak dotarłem na miejsce okazało się, ze jego dom już tu nie stoi. Tylko dokąd się przeprowadził?
Poszedłem szybko do Gabriela. Był jednym z najważniejszych, ale nie zadzierał nosa i zawsze mogłem na niego liczyć. Gabriel poinformował mnie, że Uriel wplątał się w jakąs aferę więc musiał się przenieść w inne miejsce.
- Zaprowadzę cię do niego – zaproponował
- Będę bardzo wdzięczny – uśmiechnąłem się
Uriela znaleźliśmy siedzącego na tarasie jego nowego domu.
- O co chodzi panowie? – zapytał – Czemu mnie niepokoicie?
- Nie zajmę ci dużo czasu Urielu – zapewniłem - Mam dla Ciebie wiadomość – powiedziałem i wręczyłem mu kopertę

Tsukihime

- Widzę, że pan Jaki-to-ja-nie-jestem ma masę czasu. Przepraszam, że wyrwałam z wakacji na Bahamach - rzuciłam ironicznie, gdy Inez i jej anioł w końcu się pojawili. Nie powiem, żeby to było od razu.
- Widzę, że jak zwykle miła - odszczeknął anioł, ale chyba bał się powiedzieć coś ostrzejszego w otoczeniu demona, anioła ciemności i Deviego, choć bardzo chciał.
- Niedość, że wspaniały, to jeszcze nawet mówić nie umie. Polecam Hamleta na samotne wieczorki - uśmiechnęłam się z udawaną życzliwością. - A przechodząc do sprawy, to zaniesiesz mi coś Urielowi.
- Dlaczego powinienem - spytał. Przypuszczałam, że nie zgodzi się od razu.
- Dlatego, że jak tego nie zaniesiesz, to mogę równie dobrze po prostu stąd odejść i to zrobię. A wy zostaniecie z Łowcami na głowie. Swoją drogą, ciekawa jestem, co zrobi ten wasz cały Leo, jak się dowie, że Rada wystąpiła przeciwko szkole. Poza Łowcami, szykują się Białe Szeregi  anielskie spod komendy Miśka, osierocone dzięki idealnemu pomysłowi państwa artystów malarzy ścian hybrydy ( a ponad setka ich będzie) i parę innych związków zawodowych, których mi się nie chce wymieniać. Pasuje ci taki układ? - założyłam nogę na nogę. Wiedziałam, że nie może odmówić.
- Heh, chyba nie mam wyjścia. Spytam tak z ciekawości, co cię tak nagle naszło na archanioła. Ponoć całe Niebo jest fuj - chłopak nic nie rozumiał. Nie miałam mu tego aż tak za złe, ale stwierdziłam, że na ignorancję powinni jakiś limit wstawić.
- Biedny, nie pamięta afery sprzed kilkudziesięciu lat. To ja może przypomnę. Mówi ci coś Jałta?
- Jałta... o ile kojarzę, to tam się Ruski dogadywali na II wojnie światowej...
- Później. Rok 82.
- Nie kojarzę, o czym mówisz - spodziewałam się takiej odpowiedzi. Nie zmieniało to faktu, że wywróciłam oczami.
- Ojcem Uriela jest Samarantiel, tak? A przynajmniej jego opiekunem. W '82 spotkał mojego ojca, Akirokito Sanchou i zakochał się w nim. Tak, facet w facecie. Co ciekawe, chcieli mieć razem dziecko. Fajnie, nie? Mniej więcej w tym samym czasie mój ojciec poznał matkę. Samarantiel wiedział, że gdyby urodziła wtedy, byłoby takie bagno, że jeszcze by wybuchła jakaś kolejna wojna. I to wcale nie taka mała wojna. Więc czekali i moja matka, która naprawdę kochała ojca i nie miała zielonego pojęcia o jego kochanku zaszła w ciąże ostatecznie prawie piętnaście lat później. Kilka dni później, niby przypadkowo zasłabła na spotkaniu towarzyskim, a Samarantiel, równie przypadkowo będący tam, udzielił jej pomocy. To, że podmienił część genów płodu na swoje tak, by nienarodzone dziecko było też jego dzieckiem, to oczywiście niewarty wspomnienia szczegół - uśmiechnęłam się cynicznie.
- Tym dzieckiem jesteś ty? - skinęłam głową. - Więc Uriel...
- ... to mój brat. Spotkaliśmy się jakieś pięć lat temu i opowiedział mi wszystko. Potrzebuję wiedzieć, co planuje Niebo, a na nikogo innego liczyć nie mogę - Fortuno! Powiedzieć aniołowi, że nie mogę na nikogo liczyć w Niebie. Satysfakcja gwarantowana. Alex zagryzł zęby w hamowanej wściekłości.
- I myślisz, że będę robił za pocztę między tobą, a kochanym braciszkiem, tak? Poza tym, jeśli myślisz, że Uriel będzie miał jakieś informacje, to się mylisz. Może i jest dalej archaniołem i mieszka w Niebie, ale to nie zmienia faktu, że jest na szarej liście i nikt mu tam nie ufa - anioł wydawał się dumny z siebie. Zaczęłam się śmiać tak mocno, że wszyscy popatrzyli na mnie jak na wariatkę, nie wiedząc, co zrobić.
- Myślałam, że ty po prostu jesteś niepoprawnym idealistą. Ale to się już nazywa ignorancja i impertynencja - stwierdziłam, dusząc się niemal ze śmiechu. - Utopia, w której wszyscy postępują według zasad i są poprawni w każdej dziedzinie życia nie istnieje. Ludzie, jak i każda inna rozumna istota, jest pazerna, egoistyczna, przekupna i pełna słabości, którymi można manipulować. Stojąc na uboczu można załatwić więcej, niż by ci się wydawało. I właśnie dlatego muszę się skontaktować z bratem, inaczej nie będę miała dobrego obrazu sytuacji. Więc z łaski swojej: - podałam aniołowi małą czarną kopertę, zalakowaną czerwoną pieczęcią dwóch skrzyżowanych piór. W oryginale pióra były białe i czarne, ale tego oczywiście nie było widać. - I raczej zrób to szybciej, niż tu dotarłeś. W odróżnieniu do niektórych, nie mam wieczności do przepuszczenia przez palce.

Alexander

Po przekazaniu wiadomości Izo poszedłem do pokoju dziewczynek. Chciałem pomóc im w pakowaniu. Kiedy przyszedłem okazało się, że moja pomoc nie była im potrzebna… Przynajmniej nie w takim sensie o jakim myślałem.
- Jesteśmy już gotowe – powiedziała Maya kiedy zapytałem czemu nie przygotowują się do podróży.
- No to dobrze, a gdzie są wasze bagaże? – zapytałem z uśmiechem
- No…. Nie mamy bagaży – wyjaśniła z wahaniem Eve
- O rany…. – zawstydziłem się, że popełniłem taką gafę – Słuchajcie postaram się wam cos załatwić, dobrze? – kiwnęły głowami – Poczekajcie, zaraz wrócę
Wyszedłem z pokoju i pobiegłem do naszego mieszkania. W środku czekała już na mnie Inez
- Szukałam cię – powiedziała z wyrzutem – Musimy iść do…
- Za moment – poprosiłem, przerywając jej – Na razie musimy dać kilka rzeczy dziewczynkom na drogę. Przygotujesz coś?
- Już przygotowałam – powiedziała i wyjęła dwie walizeczki
- Jesteś niezastąpiona – powiedziałem i przytuliłem ją
- Nie przesadzaj – odpowiedziała skromnie, uśmiechając się – Chodźmy zanieść bagaże dziewczynkom – zaproponowała – Potem musimy jeszcze wpaść do Tsukihime
- Co? Nie przesłyszałem się?
- Nie, nie przesłyszałeś się – potwierdziła spokojnie
- Ale czego Tsukihime od nas chce?
- Od ciebie – poprawiła – Wiem tylko, że musi się skontaktować z jakimś archaniołem
- Archaniołem? Ale po co?
- Bo ja wiem?
- I ona myśli że ja jej to tak po prostu załatwię? – zapytałem podenerwowany – Po tym jak cię traktowała?
- Alex proszę zrób to – Inez spojrzała na mnie niemal błagalnie – Tu chodzi też o Mayę – przekonywała
- W porządku – westchnąłem – Zrobię to dla Ciebie i Mayi
- Dziękuje – przyjaciółka uśmiechnęła się promiennie
Zanieśliśmy bagaże Mayi i Eve. Były wniebowzięte jak zobaczyły co przynieśliśmy.
Po jakimś kwadransie radości i rozmów opuściliśmy pokój dziewczynek i poszliśmy do Tsukihime.

Izozteka

Podniosłam się słysząc pukanie do drzwi.
-Już idę – krzyknęłam i dalej ponura zwlokłam się z łóżka i poszłam drzwi otworzyć.
Stał w nich Alex, średnio zadowolony z tego, że mnie widzi.
-Inez kazała przekazać, że musicie się chwilowo przeprowadzić do innej szkoły. I ten no… - zaczeł by urwać i dalej kontynuować. – Czy zajęlibyście się w tym czasie Mayą i Eve? Chodzi o to, że w szkole ma być remont, a my mamy przy tym pomagać. Więc jak?
-Jasne, zajmiemy się nimi – odparłam bez dłuższego namyślania. – To kiedy ma być ta przeprowadzka?
-Dziś po południu wyruszacie. Spakujcie się i o szesnastej bądźcie przed szkołą. Do zobaczenia – powiedział i już go nie było.
-Blar, pakujemy się! – krzyknęłam w głąb mieszkania.
Byłam pewna, że w tej szkole wydarzą się niezwykłe rzeczy.

Devi

Ćwiczyłem z Tsukihime walkę mieczem w Świecie odwróconym Sitriego, gdy pojawił się przede mną Kurochi, wytrącając mnie z równowagi. Anioł złapał mnie w ostatniej chwili.
- Koniec na dzisiaj, mamy gości - zakomunikował zwięźle i wrócił do realizmu. Sitri westchnął i machnął ręką, rozpraszając wykreowany przez siebie świat. Gdy wróciliśmy, w pokoju siedziała już Inez na kanapie. Przed nią na stole leżał plik kartek.
- Co to jest? - spytałam Tsukihime, od razu przechodząc do rzeczy.
- Listy Liama i tego całego archanioła... Michała - brunetka wydawała się bardziej pewna siebie, niż ostatnio, gdy została sama ze mną i Kuro. Białowłosa bez słowa podeszła do biurka i wyciągnęła z pojemnika na długopisy ołówek automatyczny. Wzięła do ręki najnowszy list i wyciągnęła kartkę z koperty. Zerknąłem przez jej ramię:
" Do Liama!
Jak zwykle, pogoda u mnie ładna. Mówiłem ci, że tak będzie, ale nie chciałeś mi wierzyć. Wszyscy się śmiali, że twoje prognozy się nie sprawdziły. Czekają tylko na spotkanie z tobą, by móc zobaczyć, jaką minę zrobiłeś. Na twoje nieszczęście, Kasia też wie. Sygnał doszedł nawet do niej i teraz jest u nas. Do tego, Mac dostał się do ligi mistrzów. Ataku raczej nie powstrzyma, ale chociaż pokarze się w telewizji.
Nie chcę cię martwić, ale chyba nie będę miał w niedzielę czasu. Obiecuję, że za tydzień już na pewno pójdziemy na pizzę. Że też muszę mieć spotkanie w tym tygodniu. Mała odmiana chyba jednak dobrze mi zrobi. Przeżyje ten tydzień z niecierpliwością. Martw się tylko, żebyś się nie rozchorował. Się wtedy nie spotkamy. O piątej ci pasuje o Leny? Nią się nie martw, na pewno się zgodzi. Sam wiesz, że to fajna dziewczyna.
4354218 to numer telefonu do Juri, jak mnie prosiłeś. Jest on sprawdzony. Moja komórka codziennie dzwoni na ten numer i działa. Nie podejrzewam, by go zmienił. Zabij mnie, jeśli tak się stanie. Jest to może jednak jakiś pomysł...
Jałta mówiła, że zna wiek Potta. @3, jeśli się nie mylę."
- Ten gość to debil - stwierdziłem w końcu. Tsukihime pokiwała przecząco głową. Ołówkiem podkreślała każdy pierwszy wyraz w zdaniu. Wszystko nabrało sensu.
- Nie ryzykowałby otwartą wiadomością. Gdyby coś się stało z przesyłką, mogłyby wyjść dziwne rzeczy - odpowiedziała. Następnie zaczęła wykreślać co drugi z pozostałych wyrazów."zwykle, u, ładna, że, będzie,nie, mi,się, że, prognozy..." nie miało to dla mnie większego sensu. Ale Tsukihime zaznaczyła niektóre z nich, bez większego systemu.
- Ten twój Idealny ma dostęp do góry? - spytała brunetkę sceptycznie.
- To znaczy?
- No, do archaniołów, itp.
- Powiedzmy. A co?
- Muszę jak najszybciej skontaktować się z jednym z nich. Wiadomość dam ci dopiero, jak będę miała pewność, że trafi w odpowiednie ręce bez pośredników - skwitowała i złożyła wszystkie listy z powrotem na jedną kupkę. - To pilne - zastrzegła i kiwnęła lekko głową. Sitri z powrotem zamknął nas w Świecie Odwróconym.

Inez

Po wyjściu Cav i Poeany opowiedzieliśmy Div*owi o przeprowadzce do innej szkoły
- Ale o jaką szkołę chodzi? – zapytał anioł
- O naszą – wyjaśnił krótko Alex
- Co? Ale jak chcesz to zrobić?
- Wysłałem już wiadomość do profesor Lansy. Myślę, że nie będzie problemu
- W porządku, jak tylko się zgodzi to jestem za
- Super, ale mamy do ciebie prośbę
- Jaką?
- Ty jeden znasz drogę do szkoły. Czy mógłbyś poprowadzić innych uczniów? – zapytał Alex z nadzieją – No wiesz, dopilnować żeby się nie pogubili w lasach.
- Jasne, nie ma sprawy – odpowiedział anioł z uśmiechem – W sumie to się cieszę, że pokaże Cav naszą szkolę. No, ale skoro się w podróż wybieramy to muszę zacząć nas pakować – powiedział i wstał
- No to my nie będziemy przeszkadzać – powiedziałam i poszłam w jego ślady – Poza tym musimy jeszcze powiadomić innych o wyjeździe
- Ok, no to do zobaczenia – powiedział Div, a my wyszliśmy z pokoju.

Kiedy byliśmy na korytarzu podbiegły do nas dziewczynki
- Inez! Rafaell cię woła! – zakomunikowała mi Maya
- Rafaell? Ale po co? Cos się stało? – zaniepokoiłam się
- Tak! Nie!... To znaczy…. Och sama zobaczysz! – zapętliła się dziewczynka
- No dobrze, już idę – powiedziałam, a potem zwróciłam się do Alexa – Idź do Izo i Blara i zawiadom ich o wszystkim. Ja powiem Rafaellowi. Spotkamy się w naszym pokoju – anioł kiwnął głową i poszedł w kierunku mieszkania Izo.
Ja pozwoliłam żeby dziewczynki mnie poprowadziły. Już po kilku minutach byłyśmy na miejscu. Rafaell w kilka chwil streścił mi wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, a potem podal mi tajemniczą teczkę.
- Co to? – zapytałam zaciekawiona
"Nie wiem. Raczej wiem ale uznałem, że powinnaś to zobaczyć" wymigał i zaczęliśmy studiować teczkę... Mayi...
W środku znaleźliśmy jakieś dokumenty:

Obiekt: Maya Stark
Rasa: w połowie anielica, w połowie istota należąca do rasy nadludzi
Wiek: 7 lat
Pochodzenie:
Ojciec: Rick – anioł 
http://passionacademyy.webs.com/____GuY_____by_Zariah.jpg

Matka: Laura – istota należąca do rasy nadludzi
http://www.bloblo.pl/image/256458/oryginal/Anie+Girl+brown+HairAdumi01.jpg
Zdolności – empatia, która pozwala jej wyczuwać emocje innych. Ich marzenia, pragnienia i obawy. Wie czy ktoś kłamie. Może wpływać na emocje innych.
Obiekt nie zdaje sobie sprawy ze swoich zdolności, ale one wpływają na jego charakter.

Test nr.1
Obiekt samodzielnie niezdolny do przekazania mocy, jednakże, po przyjęciu odpowiednich odczynników, moc jest łatwa do pozyskania.

Test nr. 2
Obiekt silnie reaguje na substancje halucynogenne, przesadnie reaguje wówczas na bodźce zewnętrzne.
   
Test nr.3
Obiekt przesadnie reaguje na wspomnienia.
Łatwo nim wówczas manipulować, szczególnie nakłaniać do współpracy.
Moc staje się wówczas silniejsza.

Test nr. 4

Nie zdążyłam przeczytać reszty bo Rafaell się wściekł i rzucił dokumentami o ścianę. Zrobił to tak mocno, że wszystkie kartki się rozsypały, a trzeba przyznać, że było tego sporo.
Dawno nie widziałam Rafaella tak wytrąconego z równowagi.
- Co się stało? Co tam wyczytałeś? – zapytał Leonardo, wchodząc do pokoju
Ale Rafaell nawet go nie słuchał. Leo stał przez moment skołowany…
- To może ty mi powiesz co się stało co? – zwrócił się do mnie
- Sam zobacz – szepnęłam i wskazałam na rozrzucone kartki.
- A to skur…. – zaczął kiedy już się zorientował o co chodzi
- Przestań! – skarciłam go – Tu są dzieci!
- No nie ci będzie – Leo zacisnął szczęki, a potem podszedł do biurka i wyjął z niego jakies koperty – To jest korespondencja między Liamem a tym całym archaniołem – wyjaśnił, wręczając mi je – Zrób z tym co chcesz.
- Dlaczego mi je dajesz? – zapytałam zdziwiona
- Bo wolę żebyś ty musiała to czytać a nie Rafaell – wyjaśnił ze złośliwym uśmiechem
- Myślę ze trzeba je zanieść Tsukihime – zastanowiłam się – Ona zna tego archanioła i na pewno ją to zainteresuje
- No to jej je zanieś, ale nas w to nie mieszaj – zastrzegł
- W porządku – powiedziałam.
Pożegnałam się z dziewczynkami i poszłam szukać Tsukihime.

Rafaello

Leo zafundował dziewczynką tak w skrócie, rzecz ujmując, niemałego szoku. Jakby moja osoba cała w "farbie" Pana Artysty nie wystarczyła. I tak Maya miała już oczy pełne łez. I to jego mówienie prosto z mostu...
Złapałem Mayę za rękę i ruszyłem do pokoju. Eve poszła z nami. Niechętnie ale poszła. Mieliśmy jednak tyle szczęścia, że nie trafiliśmy po drodze na nikogo. Będąc w pokoju schowałem listy do szuflady, teczkę położyłem na stole i usadziłem dziewczynki w fotelach. Zaczęły grać w łapki czy coś. Leo natomiast zagnałem do kuchni a sam udałem się do łazienki by doprowadzi się do stanu używalności. To co miałem we włosach przechodziło ludzkie pojęcie. O ubraniu nie wspomnę. Po prostu śmierdziałem jak ... sam nawet nie wiem jak, ale śmierdziałem paskudnie. Jeszcze jeden taki wybryk a Leo tego gorzko pożałuje...
Gdy wyszedłem już czysty, dziewczynki bawiły się na całego a Leo stał z zaplecionymi rękoma i patrzył na nie dziwnym wzrokiem po czym dodał:
-Nie ogarniam. Świat jest pełen niespodzianek...
"Miałeś gotować, co nie?"
-Miałem i właśnie to robię.
"To czego szukasz w pokoju?"
-Patrze na...- zamyślił się na chwilę- największą zagadkę ludzkości.
"Że co?"
-Nie rozumiem po co ...- nie usłyszałem dalszej części, ponieważ Leonardo zniknął w kuchni a odgłosy gotowania zagłuszyły jego wypowiedź.
- W końcu wyglądasz normalnie.- ucieszyła się Maya. Eve natomiast widocznie za mną nie przepadała. Nie dziwiłem jej się. Wziąłem kartkę i długopis po czym zaczęliśmy rozmowę.
"Coś się stało jak mnie nie było?"
-Yyy...- dziewczynki spojrzały na siebie- Tylko takie tam.
"?"
-No nie umiem tego tak po prostu fachowo nazwać.- uniosła się Maya a ja nie mogąc wytrzymać uśmiechnąłem się szeroko.
"Tylko spokojnie."
-Przecież ja jestem spokojna.- odparła zadzierając nosa.- A ty byłeś... u Liama?- zapytała niezdecydowanym głosem.
"Może. Ale to nie ważne."
-Leo mówił prawdę?- ciągnęła już teraz Eve.
"Tak"
-Och... Będziemy miały spokój.- zamyśliła się- A te wszystkie...- rozczochrałem jej włosy chcąc dodać otuchy. Odpowiedziała delikatnym uśmiechem.
-Ale koszmary wrócą...- spuściła głowę Maya. Przytuliłem ją.
"Wiesz przecież, że jak przyśni ci się koszmar to możesz do mnie przyjść."
-A jak cię nie będzie?
"A Eve to co?"
-Racja.
"Poprosisz przyjaciółkę aby poszła po Inez?"
-Pewnie. Pójdziemy razem. Zaraz wrócimy!- krzyknęła uradowana i ciągnąc przyjaciółkę za rękaw wyszły z pośpiechem.
Zanim wróciły zdążyliśmy z Leo się najeść. Ale to chyba dlatego, że aż tak nam kiszki marsza grały...
***

-Co to?- zapytała zaciekawiona Inez
"Nie wiem. Raczej wiem ale uznałem, że powinnaś to zobaczyć" wymigałem i zaczęliśmy studiować teczkę... Mayi...

Cavaliada

Inez weszła do pokoju. Ucieszyłam się na jej widok. Dawno się nie widziałyśmy.
- Cześć! Jak się czujesz? - zapytała Inez.
- Dobrze. Mam dla was kilka informacji. - Inez i Alex zaraz szybko usiedli na sofie, a Div przyniósł kilka książek.
- No więc. W jaksini, jak ratowaliśmy Diva, stało się coś dziwnego. Matt rzucił na mnie jakąś klątwę. No... A ja tak poprostu ją odepchnęłam. Nic nie czułam. Nie zadziałała na mnie. A to dość dziwne... Bo to była mocna klątwa. Rzucona przez potężnego upadłego. I potem zaczęłam szukać. Znalazłam kilka książek, ale tą najważniejszą pokazał mi profesor Nemu. Wyciągnęłam najstarszą książkę. I zaczęłam czytać na głos.

''Potomkowie nadludzi nadal istnieją na tym świecie. Zazwyczaj odziedźiczają po przodkach jedną cechę. Odporność na klątwy/uroki, piękno, przyśpieszone gojenie ran, mądrość, siła. Co najciekawsze, żeńska połowa zawsze miała niebieskie włosy. ''

Inez patrzyła się na mnie. Alex zaczął czytać inne książki.
- To by się zgadzało. - powiedział nagle.
- Co?
- Odparłaś klątwę, niebieskie włosy... -
- No... Niby tak. Ale to niekoniecznie może być to... - powiedziałam.
- Serio w to wierzysz? - zapytała Inez. Popatrzyłam na nią.
- Cav, masz gościa. - powiedział, a do pokoju weszła Poeana.
- Hejka. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - zapytała. Uśmiechnęłam się.
- Jasne, że nie. Co się stało? -
- Chciałabym iść do stajni, ale nie mam pojęcia na kim mogę jeździć...
- Spoko. Chodź idziemy. - powiedziałam, zerkając na Inez, Alexa i Diva. Otworzyłam drzwi i wyszłam za Poeaną. Kiedy doszłyśmy do stajni, powitało nas radosne rżenie. Podeszłam do boksu mojego Draco. Dałam mu marchewkę. Odwróciłam się do Poay.
- To jest Draco. - powiedziałam. A teraz konik dla Poeany...
Wiem. Ruszyłam szybko do ostatniego boksu. Stała tam kobyłka 7 letnia. Saphira.
- Poa! To jest Saphira. Myślę, że się dogadacie. - powiedziałam. Ruszyłam do siodlarni.
- To jest jej siodło, czaprak, podkładka. Tu jest ogłowie, a tu owijki oraz ochraniacze. Tylko nie zakładaj w tym samym czasie i tych i tych.- Poa skinęła głową.
- Dzięki. A pojeździsz dzisiaj ze mną? - zapytała. Uśmiechnęłam się.
- Spoko. Tylko ja dzisiaj polążuję młodego, a tobie poprowadzę jazdę.



piątek, 18 stycznia 2013

Maya

Po powrocie do pokoju zastałam Eve krzątającą się po kuchni.
- Przygotowałam coś do jedzenia – powiedziała kiedy mnie zobaczyła
- Super! – ucieszyłam się, a w tym samym momencie zaburczało mi w brzuchu. Słysząc to jednocześnie wybuchnęłysmy śmiechem.
- Siadaj, już podaje. Żebyś mi tu z głodu nie umarła – po tych słowach Eve wróciła do swoich zajęć, nie przestając się śmiać.
Ja tymczasem usiadłam przy stole i czekałam cierpliwie. Po kilku minutach przyjaciółka postawiła przede mną talerz z sałatką z kurczakiem. Moją ulubioną!
- Wow – skomentowałam
- Nie gadaj tylko jedz – upomniała mnie z uśmiechem. Usłuchałam i w kilka chwil oczyściłam talerz.- To co teraz robimy? – zagadnęła mnie dziewczyna sprzątając po obiedzie
- Pakujemy się
- Co? – Eve stanęła jak wryta
- No pakujemy się – powtórzyłam
- Wyjeżdżamy? Ale dokąd?
- Do innej szkoły
- Ale dlaczego?
- Bo tu będzie remont – wyjaśniłam spokojnie – No i walka z archaniołem
- Nic nie rozumiem – powiedziała z wyrzutem – Może mi wyjaśnisz
- Ok, no to może chodźmy do parku? – zaproponowałam
- Nie. Po co?
- No chodź – przekonywałam – Tam ci wszystko opowiem
- No niech ci będzie – powiedziała i razem wyszłyśmy z pokoju

Spacerowałyśmy przez pewien czas po parku. Opowiedziałam Eve wszystko… no może prawie wszystko. Ominęłam fragment o mojej rozmowie z białowłosą dziewczyną. Nie wiem czemu czułam, że nie przyjaciółka nie powinna o tym wiedzieć.
Zagadane, nie patrzyłyśmy dokąd idziemy, a w rezultacie dotarłyśmy pod jedną  z dziur w barierze i nawet tego nie zauważyłyśmy. Zorientowałyśmy się dopiero kiedy przez dziurę ktoś przeszedł. Tym kimś był Leo, a zaraz za nim wyszedł…
- Rafaell! – zawołałam i podbiegłam chcąc go przytulić na powitanie.
Zatrzymałam się jednak tuż przed nim. Dopiero co zauważyłam, że jest cały we krwi.
- Co ci się stało? – zapytałam łamiącym się głosem, a do oczu napłynęły mi łzy.
Widząc to chłopak pogłaskał mnie po głowie i wymigał cos do Leonardo.
- Nic mu nie jest – oświadczył Leo z ciężkim westchnieniem
- Ale przecież…. -  zaczęłam, ale przerwał mi nie cierpliwie
- To nie jest jego krew tylko tego twojego Liama
- Co? Jak to? – wtrąciła się Eve
- No tak to – odpowiedział Leo – Po prostu zabiliśmy Liama – wyjaśnił a Rafaell szturchnął go w bok – Au! No co? Mówię jak było! – oburzył się Leo

Leonardo

Szliśmy już dość długo, wspominając wszystkie śmieszne rzeczy, jakie nam się przydarzyły, ale jak się okazało, to zbyt wiele to tego nie było. W końcu jednak postanowiłem powiedzieć Rafaellowi ciekawostkę, którą wcześniej przemilczałem ze względu na Mayę.
- Wiesz...- zagadnąłem ostrożnie.- Jest coś, czego nie zdążyłem ci powiedzieć.
"Co takiego?" zapytał z dziecinnym, szerokim uśmiechem na twarzy. Dawno takiego u niego nie wiedziałem. Częściej, a raczej prawie w osiemdziesięciu procentach, na jego twarzy malowała się maska, którą zwałem twarzą Psychologa. Niby wiesz, co widzisz, ale tak na prawdę to nie masz pewności, czy cię w ogóle słucha, czy raczej ma cię w czterech literach. Chociaż ostatnio dość często się jej pozbywał. Robił się niby naturalny, niby szczęśliwy. Niby...
- Zadzieramy z gołębiami - nastała cisza. Rafaell zatrzymał się, a uśmiech przed chwilą cieszący moje oczy zniknął bez śladu. Po chwili jeszcze bardziej się zdziwiłem, ponieważ na jego twarzy nie namalował się żaden grymas. Po prostu nic. Po prostu patrzył na mnie jasnoniebieskimi oczami. Pustymi oczami, z których nie szło nic a nic odczytać. Szczerze nienawidzę, jak tak na mnie patrzy.- Żyjesz? NASA tu baza. Czy mnie słyszysz?
"Kiedy chciałeś mi poinformować?" wymigał spokojnie. Nadal nic nie można było stwierdzić z jego oczu ani twarzy.
- Sam sobie nie dałeś powiedzieć. Wolałeś robić za Panią Nianię. Ja bym po prostu - nie dał mi dokończyć.
"Ty byś po prostu wystawił ją za drzwi i powiedział: Sorki mała, ale to koniec zabawy. Ja natomiast mam sumienie. I dość często się ono odzywa. Czasem aż za często. Poza tym, ona nie ma nikogo z rodziny. Ma tylko Eve i kilka osób z tej budy, którym zaufała." - wydał mi się dziwnie spokojny. Za spokojny. "Z resztą, ja nie chcę nikomu bardziej ryć psychiki, a szczególnie sobie. Nie polecam mieć wyrzutów sumienia, bo to najgorsze co może kogokolwiek spotkać."
-Dziwne, bo ja wyrzutów sumienia nie mam.
"Ale ja mam ich tyle, że dla dwojga z łatwością starczy. A o, jak to się wyraziłeś gołąbkach, to się domyślałem."
- Jasne- prychnąłem. Ruszyliśmy dalej, nie przerywając rozmowy.
"Tak. Ty ogólnie piórek nie lubisz. A poza tym, chcesz się wyszumieć. Nie przepuścił byś okazji, żeby to zrobić. Instynkt cię wzywa." rozbroił mnie.
-Chyba rzeczywiście znasz mnie lepiej niż ja sam- walnąłem i zaczęliśmy się śmiać, ale Rafaela nie było słychać. A szkoda...
***

"Daleko jeszcze?"
-Nie. Zaraz będziemy.
"Spoko. A może mnie olśnisz jaki masz plan?"
- Skąd wiesz, że mam jakiś?
"Przecież cię znam. Zawsze masz plan. Nawet, jak twierdzisz, że się na coś nie piszesz. A szczególnie, jak kogoś sprzątnąć, czy znaleźć trzeba."
- Tsa...- nieźle mu dzisiaj szło rozbrajanie mnie. - Mam zamiar być kulturalny i trzymać się zasad Rady.
"Zasad? Ty?" zdziwił się. "I to w dodatku Rady?"
- Tak. Ale podkreślam, że mam taki zamiar, a nie tak, jak powinienem. I nie wypytuj mnie o Radę, bo nie mogę ci nic powiedzieć. To, że wiesz, że ona w ogóle istnieje, to jest już o wiele za dużo.
- A ile jest tych zasad?
- Trzy. Nie ryzykuj, bądź sprytniejszy. Standardowe pytanie i stosowna akcja.
"A ty którą będziesz przestrzegać?"
- Wszystkie.
Zatrzymaliśmy się. Przed nami, jakby w małej dolinie, znajdował się dom. Ot tak. Taki sobie dom, jak każdy dom. Jednopiętrowy, jeśli nie liczyć trzech pięterek pod powierzchnią gleby. Ciekawe te pokłady podziemne." - przefrunęło mi przez myśl. Według cienia Mayi, dużo ciekawych rzeczy szło by w nich zrobić. Trzy pięterka, każde niczym laboratorium, mogło funkcjonować oddzielnie, ale razem tworzyły interesującą całość. Z tej względnej "normalności" aż się rzygać chciało.
- Fajna chatka na kurzej stópce, he he he- zaśmiałem się odbezpieczając broń.
Rafael z dziwną miną przyszykował swoją broń. Nie lubił grać roli agresora w starciach. Gdy ruszyłem w kierunku "chatki", zapytał:
"To co masz w planach?"
- Odrobinę kultury i resztę po swojemu.
"Po swojemu?"
- Za pozwoleniem, ale się wyszumię odrobinkę.
"Pan Życia i Śmierci się znalazł."
- Nie moja wina, że kocham patrzeć ofierze w oczy jak umiera, że ubóstwiam gasić ostatni płomyk nadziei, który w nich błyszczy, jak prosi o śmierć. To uczucie jest tylko i wyłącznie cudne!
"Psychopata. Na czym tyś się chował?"
- Na poradnikach. Co, gdzie i dlaczego przesiaduje oraz jak to coś zabić. I ogólnie tego typu rzeczy, a co?
"To było pytanie retoryczne." wywrócił oczami. " Więc jak atakujemy?"
- Atakuję ja i tylko ja odwalam robotę. Ty zostajesz w tym miejscu i nigdzie się nie ruszasz.
"Chciało by się. Psychopaci powinni być pod nadzorem. Szczególnie tacy, jak ty."
- A ten swoje... Ach... no dobrze. Ale i tak robimy to po mojemu, ok? Daj mi się pobawić.
"No, dobra. To będzie prezent na święta. Ja pójdę popatrzeć i coś znaleźć w papierkach."
- To szukaj w biurku. Ważniejsze rzeczy tam wkładał.

Szliśmy do drzwi frontowych. Nie miałem ochoty się w tym momencie bawić w ciuciubabkę. Skoro, zamiast ołowiu czy innego metalu w pociskach, mam albo czarną albo białą - oczywiście czystą materię - mogłem mu w lepszy sposób tyłek wypchać niż wiórkami.
"Kocham tą robotę..." pomyślałem.
Tyle tylko, że Rafael o tym nie wiedział i czekała go niespodzianka. Może się domyślił, ale raczej nie.
Zapukałem w drzwi. Cisza. Ponowiłem akcję, ale znowu nie było żadnej reakcji.
"I ty, pan łowca, myślisz, że on ci otworzy?"
- Wiem, że tego nie zrobi. To część kulturalna. Mówiłem, że taka będzie, jak się zdecyduję - drzwi otwarłem za pomocą cienia w zamku. Łatwo poszło. Zanim przekroczyłem próg, w ciągu siedmiu sekund znalazłem zgubę, a w ciągu dwudziestu wiedziałem, gdzie jest każda pułapka. I wystarczył do tego tylko cień. Najlepsza rzecz, jaka powstała. Nasz pseudo "naukowiec" od siedmiu boleści siedział w piwnicy. Poprowadziłem nas idealnie, jedną jedyną ścieżką, która była czysta od pułapek. Ostrożnie zeszliśmy po schodach do najniższego "pokładu". Po środku dobrze oświetlonego pomieszczenia czekał na nas Liam bawiący się kulą energii, ale słabszą - o wiele - niż materia.
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgX-Dw9JwkARwsJvQHsVa6fZKWDZbG0ooGqXO4wg2kCSTfVshYQRhalGJZoj_nLB7bAz2turMU8SNrRj-M0m5B1LYmVpLGHxqFbusbl6sGCCDaGQa2lJonIRF-MpLeTqy4G7mu0v_7pVx8/s640/AnimeGuy.jpg
-Wreszcie jesteście, dzieci kochane. Spieszy mi się. Jestem umówiony na spotkanie z... - nie pozwoliłem skończyć.
-Z gołąbkiem. Wiem. Chcesz to załatwić ulgowo czy klasycznie?- podczas, gdy my zaczęliśmy konwersację, Rafael zwinnie, niezauważony dobrał się do biurka.
-Wolę klasykę - syknął.
-A już myślałem, że się spietrasz.
Mężczyzna (tak, mimo wyglądu miał coś koło siedemdziesiątki z hakiem i najwidoczniej już tak dobrze nie tkał magii) zaczął we mnie ciskać kulami. Miałem ubaw na całego! Bez energii Mayi, nie był w stanie we mnie trafić! Wystarczyły tylko uniki. Śmiałem mu się prosto w twarz. Po kilkunastu minutach zabrakło mu energii do miotania. Próbując we mnie trafić, rozwalił około połowę swoich sprzętów na tym poziomie, ale to szczegół. Bez Mayi był niczym.
-Nie użyłem wcale broni, wystarczyły tylko uniki i się sam rozbroiłeś. Dobry jesteś. He he he...
-Ty... - syknął, ale nie dokończył, bo w naszym kierunku już zmierzał już Rafael z jakimi listami i teczką, a na jego twarzy malował się tryumfalny uśmiech. - Zostaw to palancie! Nawet nie wiesz, od kogo one są, idioto! - warknął na niego.  Nikt nie będzie warczeć na mojego Pana... Nikt na niego nie będzie się darł, a szczególnie takie... gówno.
-Milcz, a może pożyjesz- mruknąłem.
-Idio..- nie dokończył, bo jego głowa, tak, jak całe ciało pofrunęło obok mego towarzysza, brudząc go i rozmalowało się na ścianie. Stworzyło piękny abstrakcyjny obraz pod tytułem "Marność Palantów Całego Świata". Każda kość skróciła się idealnie tak, że perfekcyjnie zgrywała się z mozaiką wnętrzności na dominującym, krwistym płótnie. Nie zostało nic. Oprócz pięknego obrazu, nie przypominającego nic. Niestety, mózgu nie szło rozróżnić.
Uwielbiałem tą broń, bo nie trzeba było po tym bawić się w grabarza. Nic nie mogło się zrekonstruować. Nie taki niski pomiot.
-Coraz lepszym malarzem jestem. Jeszcze trochę, a farba będzie idealnie gładka, nie będzie żadnej grudki.
"Czym ty strzelasz?!" migał oburzony. "Cały brudny jestem! Śmierdzę jelitami! Czekaj. Czy to są maleńkie fragmenty wątroby?!"
-No co? Chyba nie myślałeś, że będę w niego jakimś syfem walić- wywrócił oczami.
"Ale nie musiałeś mnie tak wybrudzić."
-Aj tam... Stanąłeś w złym miejscu i tyle.
"Ukurwiłeś (zaznaczyć, aby przeczytać - wyraz niecenzuralny) mnie całego!"
-Przeklinasz? Wow... - wyszczerzyłem się.- Ale mam na ciebie wpływ!
"Nie drażnij mnie. Idziemy."
-Pewnie. Tylko posprzątam ogólnie ten sprzęt.
"Nie. To nie nasza działka. A poza tym, niech ten, kto go nasłał wie, że nas nie zaskoczy. Znaczy szkoły. Dużo ciekawych rzeczy można się dowiedzieć z tych listów."
-No... - zawahałem się. - Niech ci będzie- w końcu uległem.
-Myślałem, że młodszy będzie.
"Milcz."
-Ach ty...
Jak na razie do szkoły wracaliśmy w milczeniu. Rafael pilnie studiował teczkę...

CDN

czwartek, 17 stycznia 2013

Inez

Po rozmowie z Tsukihime odprowadziliśmy Mayę do pokoju. Potem wybraliśmy się powiadomić o wszystkim Cavaliadę. Swoją drogą dawno jej nie widziałam… Zrobiło mi się głupio, że tak ją ostatni zaniedbywałam więc postanowiłam to nadrobić.
Kiedy zapukałam, drzwi pokoju otworzył nam Div.
- Cześć, możemy? – zapytał go Alex
- Jasne, wchodźcie – powiedział z uśmiechem i wpuścił nas do środka
Kiedy weszliśmy w głąb pokoju zobaczyliśmy Cav siedzącą w fotelu z wielką książką. Dziewczyna usłyszawszy nasze kroki uniosła głowę i nasze spojrzenia się spotkały…

Tsukihime

-Hm... no dobrze - odpowiedziałam po chwili. - Ale nie mam zamiaru robić nic przy tym. Jeśli nie wezmą ich, to osobiście będziesz załatwiać każdemu schronienie - zastrzegłam. Nie ufałam mu, mimo, że to był "ten wspaniały" anioł. Nie, żeby Kuro miał odmienny pogląd, ale jego gra była idealna. Alex mu ufał i nie miałam zamiaru tego nie wykorzystać. Dobry i zły glina w końcu dawali prawie sto procent skuteczności. - W takim razie uzgodnione na razie. Reszta potem, żebyście zdążyli z rozumieniem, co do was mówię - stwierdziłam. Wiedziałam, że co najmniej zirytuję Mr. and Mrs. Wonderful, ale oni tylko zagryźli zęby, a ja wyszłam.

OGŁOSZENIA:
W związku z wojną i przebudową dormitorium wszyscy uczniowie przenoszą się do MT (szczegóły u Inez, czyli gulinek.16 na Howrse). Zostają (panowie + słudzy): 
Tsukihime (czyli ja),
Inez,
Devi,
Rafaello (jak wróci).
Proszę się przeprowadzić wraz ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami  do końca miesiąca tam, być może na dłużej. Jeśli ktoś jeszcze chce brać udział w wojnie, zgłosić to do mnie, żebym nie ścigała za brak przeprowadzki.

Maya



Kiedy Izo i Blar odeszli Eve też postanowiła isć do pokoju. Chciała żebym z nią poszła, ale się nie zgodziłam. Czułam, że muszę zostać….
- To co teraz? – zwróciła się Inez do białowłosej – Masz jakiś plan jak pokonać tego archanioła?
- Może… – odpowiedziała z wahaniem dziewczyna
- No to może nas wtajemniczysz? – zaproponował Alex
- Niech wam będzie, ale nie tutaj – powiedziała i zaprowadziła nas do akademika.
Po kilku minutach siedzieliśmy już w jej pokoju razem z dwoma chłopakami. Jeden chyba był aniołem, ale nie takim jak Alex. Był inny i miał czarne skrzydła.
Ten inny anioł na początku strasznie się zdenerwował kiedy usłyszał co się stało. Po chwili się uspokoił i wszyscy usiedliśmy żeby wysłuchać co białowłosa ma do powiedzenia.
- Nie mamy łatwego przeciwnika – zaczęła dziewczyna – Michał jest silny, cwany i ma na pewno różnych…. – zawahała się, patrząc na mnie – sługusów na każde zawołanie…
- Nie rozwódź się nad nim tyle tylko powiedz jak go mamy załatwić – przerwał jej drugi chłopak
- Devi, zamknij się i daj jej mówić! – skarcił go anioł – Kontynuuj – zwrócil się poważnie do dziewczyny
- No więc zanim spróbujemy stanąć z nim do walki musimy gdzieś ukryć uczniów żeby nie oberwali przez przypadek. Nie wiem jeszcze gdzie ich przeniesiemy, ale gdzieś na pewno….
- A może do szkoły, która jest ukryta w środku lasu co? Nadawałaby się – zapytała nieoczekiwanie Inez
- Nie wykluczona, ale skąd wiesz czy nas tam przyjmą?
- To jest szkoła w której uczyłem się razem z Divertente – wyjaśnił Alex – Znam nauczycieli i myślę, że nie będzie żadnych problemów z chwilową przeprowadzką.
- A ta wasza szkoła jest chociaż jakoś chroniona? – zapytała z powątpiewaniem białowłosa
- Oczywiście. Są tam specjalne bariery ochronne.
- Hm… - dziewczyna zastanawiała się przez chwilę, a potem westchnęła ciężko i odpowiedziała…

Izozteka

-Zmywamy się – szepnęłam do Blara.
Szybko zabraliśmy koty (wraz z Nalą, która jeszcze nie chciała się rozstawać z innymi) i poszliśmy do pokoju. Tylko Kot został twierdząc, że chce wszystko obserwować i że później powiadomi nas o rozwoju wypadków.
-Dlaczego chciałaś stamtąd iść? – spytał mój sługa, gdy już znaleźliśmy się w pokoju.
-Nie mam zamiaru mieszać się w sprawy pomiędzy „niebem a piekłem” – odparłam dziwnie ponuro.- A niestety zapowiada się, że taki konflikt nie tyle jest nieunikniony, co już trwa.
-Ale dalej nie rozumiem, czemu nie chcesz pomóc swojej koleżance.
-Mojej koleżance? Fajnie, mam koleżankę – wymruczałam do siebie. Kiedy ja ostatnio nazwałam kogoś koleżanką? Na pewno nie przez te dwa lata, od kiedy Blar został moim „jedynym przyjacielem”…
Właśnie, to już dwa lata, a on nie ogarniał mojego zachowania. A może chciał mną tak troszkę, ociupinkę zmanipulować żebym jednak pomogła „koleżance”?
Usiadłam na łóżku, a po chwili namysłu padłam na nie zostawiając nogi n podłodze.
-Przypomnij mi: dlaczego zostałeś moim sługom? – spytałam nagle.
-Dlaczego…? Bo nie miałem zamiaru zostawić cię samej, a to był najlepszy sposób na to.
-Ale dlaczego nie chciałeś zostawić tej wrednej i wkurzającej dziewczyny jaką byłam?
-Hmm… Właściwie to nie wiem. Może dlatego, że ta dziewczyna ma szczególne względy u mojego pana? A może jednak, dlatego, że wcale nie była taka wredna i wkurzająca, na jaką pozowała?
-Dzięki – powiedziałam z niemrawym uśmiechem, a wkrótce potem zasnęłam, myśląc o tym co się mogło stać z moją rodziną…

Tsukihime

Właśnie medytowałam, gdy do Świata Odwróconego wrócił Sitri.
- Musimy porozmawiać - oznajmił, potrząsając mną lekko. Wróciłam do pełnej świadomości i popatrzyłam na niego nieco zaspanym wzrokiem.
- Więc? - spytałam. W odpowiedzi pokazał mi kawałek pióra. Białego pióra o charakterystycznej ostrej końcówce.
- Misiek? - spytałam, zaciskając zęby, by nie krzyknąć z bólu. Nigdy nie zagojone rany Niebiańskiego Miecza wyczuły obecność świętego pióra i zaczęły pulsować, odnawiając się. Poczułam strużki krwi ściekające w dół pleców.
- Był tu? - spytałam słabym głosem.
- Hybryda - demon zaprzeczył głową  poważnie. - Na razie. Jesteś pewna, że nie chcesz mówić Kuro?
- Jestem. Masz wiadomość? - spytałam.
- Jaką wiadomość? Tylko to mam, ale nie szukałem, więc... - nie dałam mu dokończyć.
- Odwołaj Świat. Muszę zobaczyć ciało.

Na miejscu już był tłum. Zaklęłam w myślach na widok  Inez i jej anioła. Dziękowałam wszystkim duchom opatrzności, że założyłam na siebie kurtkę. Inaczej na pewno zobaczyliby, że moje plecy są całe we krwi, mimo, że kawałek pióra był już spalony. Nie oni jednak przykuli moje spojrzenie, a mała dziewczynka, z którą ostatnio Wspaniali Tego Świata bawili się w przedszkole. Jej oczy były dużo głębsze niż zwyczajnego dziecka. Nie zdawała sobie pewnie nawet z tego sprawy, ale była jedną z broni ludzi, maszyną do zabijania. Oczywiście, uśpioną, ale ciągle cykającą przed wybuchem.Mówiono na nich nadludzie i mieli zdolność do przekazywania swojemu potomstwu wszystkiego, co wiedzieli. Po kilku pokoleniach było tego całkiem sporo. Dziewczynka nie wiedziała chyba jednak o tym w świadomy sposób. (...)
- Zgoda - powiedziałam w końcu. Nie była to jednak moja całkowita wola. Jakiś niedefiniowalny rodzaj magii kazał mi przystać na to. Być może był to instynkt rodowy, w końcu kiedyś moi przodkowie rządzili jej przodkami i mieli niejako do nich zaufanie. Zwłaszcza, że nadludzie, podobnie jak inne istoty z grupy Artificials nie byli w stanie kłamać.
- Cóż to się stało, że pani "ja wszystko umiem lepiej" przyjmuje pomoc od dziecka? Staczasz się, wiesz? - dociął mi Alex, ale zbyłam go krótkim spojrzeniem. Podeszłam do truchła pozbawionej głowy hybrydy grizzly, lwa i czegoś jeszcze. Przemacałam kieszenie, ale nie mogłam nic znaleźć. W końcu, wkurzona , kopnęłam ciało i znalazłam to, czego szukałam. Na ludzkich plecach istoty napisane było "Niech twa duża mizerna spocznie w pokoju, dziecino", pod spodem runa oczyszczenia. Poleciało kilka niecenzuralnych słów.
- On? - spytał Sitri, podchodząc do mnie i obejmując mnie w pasie.
- On - potwierdziłam. - Jak zwykle hojny i wielkomyślny - zironizowałam. - I, jak widzę, wraca do starych kontaktów.
- Czyli wiesz, kogo to hybryda?
- Oczywiście, że tak. Mało kto ma tak zły gust - uśmiechnęłam się z wyższością do Inez. Wiedziałam, że nie ma zielonego pojęcia o świecie i nie zna prawie nikogo z tej swojej kochanej "białej strony mocy". Ja znałam aż za dobrze. Ale nie miałam zamiaru nic mówić. Informacja ma w końcu swoją cenę...

Inez


Uslyszawszy krzyki i zamieszanie w parku razem z Alexem pobiegłam zobaczyć co sie dzieje. Kiedy dobieglismy na miejsce moim oczom ukazał sie bezgłowy potwór leżący na trawie w kałuży krwi. Niedaleko stwora stał lekko ranny Blar i Izo z Eve w ramionach. W krzakach dojrzałam tez Maye z kotami. Podeszłam najpierw do Izo. Dziewczyna wypuściła już Eve z objęć. Podalam jej rękę i pomogłam wstać. Alex tymczasem szybko wyleczyl obrażenia Blara. 
- Co tu sie stało? - spytałam - Skąd ten potwór sie tu wziął? 
- Nie wiem - odpowiedziała z wahaniem dziewczyna - Pewnie przeszedł przez dziurę w barierze 
- Ale to nie jest zwykły potwór - wtrącił sie nagle Kot - To hybryda
- Hybryda? - zapytaliśmy chórem 
- Taa, to taki potwór niezbyt mądry i ładny, ale dość silny i prawie niezniszcalny. Ale oprucz tego jest jeszcze jeden problem 
- To znaczy? Przeciez go zabiloscie - odezwala sie Maya 
- Tak, ale on nie powstał samoczynnie. Ktoś go musiał stworzyć...
- I chyba wiem kto - przerwał mu Alex i pokazał nam ulamane białe pióro. Podeszłam do niego i przyjrzałam sie znalezisku - To pióro archaniola - wyjaśnił 
- Kogo? 
- Archaniola Michała 
- Kto to? 
- To ten cholerny anioł, który mi to zrobił - usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam sie na pięcie i zobaczyłam Tsukihime, szybko zmierzającą w nasza stronę  -To on mnie ścigał kiedyś i to o mnie mu chodzi teraz - wyjasnila, widząc nasze zdumione 
spojrzenia. Wyglądała na zdenerwowaną, ale po chwili okazało sie, że to coś wiecej. 
- Jesteś silna więc czemu sie go boisz? - zapytała Maya, nieoczekiwanie zbliżając sie do białowłosej 
- Nie boje sie go! - odparla podenerwowana dziewczyna, ale zrobiła to za szybko jak na przemyślaną odpowiedż. Maya pokręciła głową. 
- Boisz sie i to bardzo, obie o tym wiemy - szepnęła dziewczynka, była tak blisko białowłosej i mówiła tak cicho, że oprócz Tsukihime tylko ja mogłam ją zrozumieć - Możemy ci pomoc - oznajmiła stanowczo 
- Nie! Nie zamierzam przyjmować pomocy od.... - urwala zaskoczona bo dziewczynka stanela na palcach i położyła jej rękę na ramieniu 
- Obie wiemy, że sama go nie pokonasz i może ci sie stać krzywda więc pozwól sobie pomóc - mała mówiła bardzo przekonująco, przez cały czas patrząc Tsukihime prosto w oczy. 
 Na twarzy białowłosej dziewczyny widniało niebotyczne zdumienie i jakieś inne uczucie po części wzruszenie po części rezygnacja. Dziewczyna toczyła walkę sama ze sobą. Zapadła chwila klopotliwej ciszy...
- Zgoda - szepnęła w końcu Tsukihime

środa, 16 stycznia 2013

Sitri

Znudzony wpatrywałem się w bawiące się ze sobą motyle. ?Były na swój sposób piękne. Usłyszałem za sobą szelest i automatycznie złapałem skradające się do mnie stworzenie. Był to biały kot z niebieskimi oczami, a właściwie kotka, i to dosyć młoda.
"Puszczaj!" zwierzątko było wściekłe na mnie. Uśmiechnąłem się i położyłem je na ziemi, wyciągając i prostując pionowo kocie uszy w geście pokoju. Przekrzywiłem lekko głowę, by spytać, skąd tu jest.
"Moją panią coś napadło. Postanowiłam się nie narzucać." odpowiedziała, jak gdyby to było oczywiste. Wywróciłem oczami i zakreśliłem łuk ręką, by mnie poprowadziła. Prychnęła i skoczyła w krzaki, myśląc, że mnie zbędzie. Nie miałem jednak najmniejszego problemu z podążaniem za nią. Muszę przyznać, że dźwięki wydawane przez jej łapy były stłumione, ale podejrzewałem, że to jakaś kocia magia, więc nic nie mówiłem. Zwłaszcza, że zwierzę było przekonane, że go nie słyszę, więc nie mówiłem mu, że na mnie wpływ magii jest mniejszy przez "wspólne korzenie". W końcu wyszliśmy na polanę, gdzie panował tłok, i to dosłownie mówiąc. Była tam ta dzina dziewczynka pachnąca chemią i metalem, młoda kotołaczka i psychopatyczna dziewczyna w krzakach, a na otwartej przestrzeni walczył wróż z jakąś hybrydą. Wszystkiemu przyglądał się Kot z Cheshire, mój stary kumpel wraz z trójką innych kotów. Poza tym, z oddali słyszałem przyspieszony kroki "watahy", jak nazywałem w myślach Inez i spółkę.
- Widzę, że sparing tu macie, Kocie - zagadnąłem kocisko.
- Nie gadaj, tylko byś mu pomógł. W końcu niewiele osób wie, jak się zabrać do hybryd - odparował.
- I ty niby jesteś w tej większości? - uśmiechnąłem się z tryumfem, ale odwróciłem się do potwora. - Te, ładny! - rzuciłem w niego małym kamykiem, by zwrócić na siebie uwagę. Odrzucił łapą ww tył walczącego z nim wróża... Blara, czy jak mu tam było. - Nie, żebym coś do ciebie miał, czy coś. Ja osobiście jestem za istotami in' labour, ale nie na moim terenie. Tak się tylko zastanawiam, kto cię zrobił, co? Bo poczucia smaku, to chyba nie miał.
- TY!!! - wykrzyknęło stworzenie zniekształconym głosem.
- Ja? Ja jestem całkiem ładna istota. W odróżnieniu do ciebie. Na twoim miejscu wstydziłbym się pokazać na oczy swojemu panu. Takiego paszczura musi biedny oglądać. Ale wiesz, jest na to sposób. Twój pan przyznałby mi rację, że będzie mu lepiej w ten sposób - ciągnąłem dalej. Wiedziałem, że załapie. 
- Co mam zrobić? - załapało.
- Wiesz, to prosta sprawa. Nie będzie się na ciebie musiał patrzyć, jak cię nie będzie. Ale to drastyczne rozwiązanie jest. Więc po prostu oderwij sobie głowę, bo ona jest najgorsza, z resztą jakoś da się żyć - uśmiechnąłem się życzliwie.
- Tak... - stworzenie sięgnęło łapami, prawdopodobnie niedźwiedzimi, do swojej głowy i szarpnęło za nią gwałtownie z siłą. Po chwili, leżała na ziemi we krwi. W tym momencie Kot skoczył na nią i wbił pazury w oboje oczu stworzenia. Było po wszystkim.
- Masz jeszcze gorsze maniery niż kiedyś. Tak po prostu źle doradzać i jeszcze z tego się cieszyć - skwitował w końcu Kot, wylizująć łapy.
- Uznam to jako komplement - uśmiechnąłem się promiennie. - Resztą zajmiecie się wy, nie lubię sobie brudzić rąk z byle powodu. Tylko polecam to spalić, inaczej się odbuduje i wróci do pana, jeśli jest dobrze zrobiony - machnąłem ręką na pożegnanie i już miałem odejść, gdy moją uwagę przykuł jeden szczegół. Podszedłem do ciała i włożyłem rękę do kieszeni. Zakląłem. Stwór miał w niej białe pióro i karteczkę. Nie musiałem czytać, by wiedzieć, o czym ona jest. Z furią wrzuciłem ją do krwi i po chwili pozostała po niej tylko kupka popiołu. Słysząc, że wataha pojawi się za chwilę na polanie, przełamałem pióro na pół i puściłem nasadę luzem, by ją zobaczyli. Koniec włożyłem do kieszeni i zmyłem się do dzikszej części ogrodu.

Izozteka


Obudzili mnie nad ranem Blar i ta mała kotołaczka, Eve. Lubiłam małą, ale poranne pobudki to nie moja specjalność. Ale jak mi powiedzieli, że chcą się pobawić z kotami w parku to obudziłam się bardzo szybko. Ubrałam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i poszliśmy się pobawić.
-Czyli umiesz rozmawiać ze zwierzętami, tak? – spytałam po pewnym czasie zabaw.
-Tak – odparła mała, która dzięki kotom była teraz cała w skowronkach.
-A powiesz mi czy Zima też coś mówi?
-Przecież mogłaś się mnie spytać! – wtrącił zdegustowany Kot.
-Cicho, ja tu się zaprzyjaźnić próbuję – odparłam i wystawiłam mu język na co Eve się roześmiała.
-Tak, Zima mimo, że nic nie słyszy to potrafi „mówić”. Dzięki temu udało mi się dowiedzieć, jakie są ich zdolności.
-Naprawdę? – odezwał się przysłuchujący się tylko do tej pory rozmowie Blar. – A jakie to?
-Śnieg jest ich przewodnikiem – zaczęła dostojnie dziewczynka – dlatego zawsze będzie wiedział jaką drogę wybrać by była ona tą właściwą. Śnieżynka ma jedno ucho nie sprawne, ale nadrabia to drugim i słyszy na dwa razy większą odległość niż inne koty. A Zima potrafi poruszać się całkiem bezszelestnie. Nie wyda żadnego dźwięku, nawet gdy coś przypadkiem strąci, może strawić że nikt tego nie usłyszy.
Ja i Blar patrzyliśmy na nią całkowicie oczarowani tą przemową. Jednak nie zdążyliśmy nic powiedzieć gdy Eve wykrzyknęła:
-Maya! - I podbiegła do dziewczynki, która stała z jakimś chłopakiem nieopodal nas.
Zamieniła ona kilka słów z tym chłopakiem, (który nic nie mówił tylko coś odpisywał) i zaraz wróciła do nas.
-Cześć młoda, chcesz się z nami pobawić? – spytałam słodko May.
-Jasne! – odparła i zaczęliśmy zabawę.
Bawiliśmy się wszyscy wspaniale. W końcu wpadłam na pomysł żeby pobawić się w chowanego. Stanęłam w miejscu, w którym wszyscy mogli mnie zauważyć, zakryłam oczy ręką i zaczęłam odliczać. Gdy zbliżałam się do zera Blar coś krzykną i zostałam powalona na ziemię.
Natychmiast otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Blar mierzy się z jakimś dziwnym stworzeniem – zapewne jednym z tych, co się dostały na teren szkoły przez dziury w barierze. Odtoczyłam się pod krzaki i spokojnie czekałam aż Blar załatwi całą sprawę – nie miałam mu jak pomóc, bez łuku w takich sytuacjach byłam bezbronna. Blar już kończył z tym stworzeniem, gdy nagle skoczył na nie tygrys. Wszystko by było pięknie, tygrys wielkie i wspaniałe zwierzę, raz dwa by sobie poradziło z tym małym stworzonkiem. Ale ten tygrys był mały, i to bardzo mały. Młody i niezbyt silny, dlatego od razu zorientowałam się, o co chodzi.
-Eve nie! – krzyknęłam i skoczyłam by zepchnąć młodą kotołaczkę z toru lotu.
Udało mi się to w ostatnim momencie. Gdyby Eve zdążyła dotknąć stworzenia, wraz z nim zostałaby zamrożona. Przeturlałam się z tygrysem w objęciach, a gdy usiadłam w moich ramionach znów była mała i lekko wkurzona Eve.