sobota, 5 stycznia 2013

Alexander

- To może mi w końcu powiesz dokąd iść? – zapytałem Sitriego
- Lepiej, zaprowadzę cię – powiedział
- W porządku, ale najpierw mam do ciebie pewne pytanie – zacząłem wolno. Miałem udać się z tym do kogoś innego, no ale miałem przed sobą najlepsze źródło informacji i postanowiłem to wykorzystać – Kim on się stał? – zapytałem krótko
- Kto?
- Nie udawaj – zdenerwowałem się – Wiesz, że chodzi mi o Matta. Był zwykłym upadłym aniołem, ale teraz jest o wiele silniejszy.
- Twój znajomek – Sitri uśmiechnął się złośliwie – jest teraz jednym z najwyższych w Podziemu – kiwnąłem głową. Takich właśnie wieści się spodziewałem.
- Mamy z nim jakieś szanse? Jak można go pokonać?
- Powoli powoli – powstrzymał mnie Kurochi – Najpierw musimy go znaleźć. Gdzie są te twoje laski?
- W drodze – odpowiedziałem zmieszany
- Co? Puściłeś je same? Jesteś na tyle głupi? Przecież on je pozabija! – wydarł się na mnie upadły anioł. Kto by pomyślał, że tak się przejmuje ich losem!
- Dadzą sobie radę. Są silne, zdeterminowane i potrafią walczyć – wyjaśniłem – Zresztą niedługo do nich dołączę – zapewniłem – Oczywiście jeśli mi pomożecie
- Dobra, ruszamy! – zakomenderował Sitri. Wyglądał jakby dobrze się bawił – Po drodze opowiem ci wszystko o Mathew.

Divertente


Ocknąłem się. Obok mnie siedział Matthew.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego się mścisz!? - zapytałem słabo. Matt spojrzał na mnie. W jego ciemnych oczach widziałem szaleństwo.
- Naprawdę się pytasz? Zabiłeś Alicę! Zabiłeś ją! - krzyknął zrywając się z ziemi.
- Nie zabiłem jej! Zeskoczyła z klifu! Co miałem zrobić?! - zawołałem. - Jesteś szaleńcem. Jesteś nienormalny! - wyszeptałem.
- Możliwe... A teraz poczujesz jak to jest... Stracić kogoś kogo się kocha... Twoja ukochana już tu jest... Alex też poczuje. Też straci jego Inez. Oboje dowiecie się jakie katusze przeżywałem! - krzyknął. Spojrzałem w jego oczy.
- Zrobisz to własnemu bratu? Zabijesz ukochaną własnego brata? - zapytałem.
- Ja już nie mam brata. - syknął. Uśmiechnął się nagle. - Idę się zająć moimi gośćmi...


Matthew wygląda tak:
http://api.ning.com/files/KesjEfRH-O4Kpd-fBOu*6GKx3K2EhmT2ibXrowwtvfem6v-PjWAqEjxqPqAGFwgexqZ*akR8Bh-Ebjwsj-FfSLcj4a0h-phO/Minitokyo_Anime_Wallpapers_Angel_Sanctuary_3.jpg
Jest upadłym aniołem, młodszym bratem Divertente. Nie są znane jego zdolności.

Kurochi

- Pan się gdzieś wybiera? - spytałem uśmiechnięty, opierając się o ścianę przy drzwiach zewnętrznej strony budynku.
- Ty... skąd wiedziałeś? - spytał Alex.
- Powiedzmy, że intuicja. Idziecie do niego, Matta, tak? Więc chyba nie jesteście na tyle głupi, żeby robić to po omacku - uśmiechnąłem się, wiedząc, że już wygrałem sprawę.
- Czyli, że ty niby wiesz, gdzie iść? -anioł uniósł lekko brew w geście sceptyzmu.
- Ja nie, za długo mnie nie było w Podziemiu - zaprzeczyłem. - Ale mój brat ma wszystko na bieżąco. Prawda, Sitri?
- Ja bym nie wiedział czegoś o ciemnej stronie świata? - zza rogu wyszedł mój młodszy brat, jak zwykle z lekkim podejściem do życia.
- Jasne, jasne. Sprawdziłeś, oczywiście, czy nie ma powiązać z Luckiem? - upewniłem się.
- Nic nie wie. A przynajmniej, dopóki go nie zapytałem - odpowiedział mi spokojnie.
- CO?! Powiedziałeś mu?! - byłem co najmniej zszokowany.
 - Jakoś musiałem sprawdzić. A poza tym, powinieneś mi dziękować. Lucyfer obiecał, że przytrzyma tą twoją dziewczynę do czasu, aż się u niego pojawisz bez zawiązywania kontraktu - demon był dumny z siebie.
- Naprawdę? - ucieszyłem się. - Jak to zrobiłeś?
- Może troszkę później? - przerwał nam Alex. Mruknąłem niezbyt przychylne słowo pod nosem, ale nikt prócz Sitriego tego nie usłyszał. Chłopak uśmiechnął się lekko.
<Cav, Alex, Inez, co było dalej?>

 Gwoli ścisłości, tak wygląda Sitri (może chować leopardzie uszy, a w nocy ma jeszcze czarne skrzydła. Jego bronią jest kosa, którą może chować w cieniu. Pozostałe umiejętności jak w "Goecji")
 

Inez

Kiedy Cav poszła do siebie zaczęłam się szybko pakować. 
- Inez musimy bardzo uważać. To może być pułapka - powiedział zaniepokojony Alex 
- Wiem - przyznałam - Ale nie zostawię Cav w takiej sytuacji. Jest moją przyjaciółką 
- Dobrze wyruszysz z nią, ale obiecaj mi że będziesz ostrożna 
- A ty? - zapytałam zaskoczona 
- Ja do was dołączę, ale najpierw muszę załatwić pewną bardzo ważną sprawę  - wyjaśnił 
- Ważniejszą od ratowania przyjaciela? - zdumiałam się. Alex nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze przekładał bezpieczeństwo przyjaciół nad własne sprawy. Poza tym już od jakiegoś czasu czułam że coś przede mną ukrywa. 
- Pospiesz się, Cav na ciebie czeka - powiedział szybko, zmieniając temat - I nie zapomnij zabrać broni 
- Nie zapomnę -  obiecałam. 
Zawiesiłam na szyi amulet tarczy, ukryłam wachlarze i wzięłam swój luk i kołczan pełen strzał. Byłam gotowa. 
Z Cavaliadą spotkałam sie w stajni. 
- A gdzie Alex? - zapytała mnie dziewczyna 
- Dojedzie do nas - wyjaśniłam 
- W porządku - przytaknęła.
Bez zwłoki osiodłałyśmy konie. Cav wzięła Draco a ja Aryie i ruszyłyśmy do dziury w barierze. Pędziłyśmy przez ładne parę godzin, nie zważając na pogodę, która bardzo się pogorszyła. Wreszcie dotarłyśmy w góry i zaczęłyśmy poszukiwanie jaskini w której więziony był Divertente. Zanim ją jednak znalazłyśmy zaatakowały nas ohydne stwory. To były te same potwory co w moim śnie. Zaczęłyśmy walczyć.

Cavaliada

Podziękowałam szybko Inez, za ''zabawę'' w tłumacza. Niestety nie znam języka migowego... Z tego co zrozumiałam od Inez, chłopak nazywa się Rafaello. Polubiłam go. Był bardzo miły, i pomógł nam posprzątać stajnię. Wyszłam przed budynek. Zobaczyłam ciemnowłosą dziewczynę.
- Shaya, dasz mi kiedyś spokój? ODWAL SIĘ ODE MNIE! Nie twój interes co ja robię! Jutro wybiorę się do dyrektorów i poproszę, aby zabronili Ci zajmowania się końmi! Więc teraz zejdź mi z oczy, nieumiejętna debilko! - wykrzyknęłam. Shaya zrobiła wielkie oczy.
-Nie odważysz się! - warknęła. 
- Nie wierzysz mi? A więc idę już teraz! - zawołałam i pobiegłam do dyrektora. Po pośpiesznie odbytej rozmowie, zadowolona ruszyłam do akademika.Wsunęłam karteczkę pod drzwi Shayi i ruszyłam do mojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i rzuciłam się na łóżko pachnące nim... Pachnące Divem...
***
-Divertetnte! - zawołałam. Jednak ten się nie poruszył... Leżał na ziemi, zakneblowany, na rękach miał ogromne kajdany... A jego skrzydła... Były... Do połowy obskubane... 
- Widzisz... Jeśli nie zjawisz się tutaj w ciągu 62 godzin, on zginie... I nie zapomnij o swoich przyjaciołach! Inez i Alexander też muszą się tu znaleźć... - usłyszałam złowrogi szept. Jego źródła jednak nie odnalazłam. Chciałam podejść do Diva. Jednak on ciągle oddalał się.
- Uratuję Cię. Obiecuję...- Wyszeptałam przez łzy. W tej chwili obudziłam się z krzykiem. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoju Inez.
- Wstawaj! Inez wstawaj! Wyruszamy! - gdy ta otworzyła oczy zabrałam się za budzenie Alexa. Po pięciu minutach, oboje byli na nogach, a ja opowiedziałam im mój sen.
- Cavaliado... Pomyśl logicznie... - zaczął Alex. Zdenerwowałam się.
- Ale ja nie chcę myśleć logicznie! Chcę odnaleźć Diva! A jak mnie ten cały Matthew zabije, to zginę z miłości! W słusznej sprawie. Jak nie chcecie zemną iść to trudno. Pójdę sama. Ale już nie wrócę... - wykrzyczałam przez łzy. Inez i Alex spojrzeli na siebie. 
- Idziemy z tobą. Idź się spakować - powiedziała moja przyjaciółka. Uśmiechnęłam się i pognałam do mojego pokoju.

Izozteka - event


Szliśmy już dość długo przez las. Było pięknie, wszystko spowijał lekki, puszysty śnieg i szron. Było tak pięknie, że nie wierzyłam żeby to była robota przypadku. Jack musiał się kręcić w pobliżu.
Uważnie rozglądałam się w poszukiwaniu i jego i kota z Cheshire, ale nic nie udało mi się wypatrzeć. Nagle Blar powiedział:
-Spójrz, czy to Jack? – Wskazał miejsce pomiędzy drzewami gdzie faktycznie przechadzał się białowłosy chłopak.
-Jack? – zawołałam w stronę tamtego chłopaka.
Białowłosy odwrócił się w naszym kierunku i uśmiechnął się, po czym zaczął do nas iść. Był to nie kto inny, jak Jack Mróz, władca zimy, pan wróżek zimy i nasz dobry przyjaciel.
-Cześć, dawno się nie widzieliśmy. Co tutaj robicie? – spytał gdy stanął przed nami.
-Poszukujemy kota z Cheshire! – powiedziałam dumnie. – Potrzebne nam są jego wąsy.
Jack zaśmiał się krótko i z uśmiechem na twarzy powiedział:
-Nie lada zadania się podjedliście, ale znając ciebie nie będzie to trudne. Kot na pewno was polubi, a ja wam pomogę go znaleźć.
-Naprawdę? – zainteresował się Blar. – Byłoby cudownie!
-To ruszajmy – zakomunikował Jack i poprowadził nas w całkiem innym kierunku niż do tej pory szliśmy.
Szliśmy dość szybko, nie zważają na gałęzie drzew i inne przeszkody. Jack po drodze zamrażał różne rzeczy swoją laską i ozdabiał szronem wszystkie drzewa. Blar rozkoszował się pięknem tworzonym przez swojego władcę (władcę, nie pana, bo jego panią jestem ja), a ja szczękałam zębami z zimna.
-Czyżby moje zaklęcie straciło moc? – spytał w pewnym momencie Jack.
-No tak troszkę – odpowiedziałam lekko zawstydzona.
-To dlaczego nie mówisz? Chodź tu, poprawię je – powiedział i złapał mnie za ramię, na którym miałam tatuaż śnieżynki. Skierował na nią swoją laskę i zaczął mruczeć coś pod nosem. Tatuaż zaświecił lekko na niebiesko, a ja przestałam odczuwać zimno.
-No gotowe – powiedział zabierając swoją laskę. – A o tam – wskazał punkt pomiędzy drzewami – jest miejsce, w którym przecinają się nasze światy. Tam pewnie znajdziecie Kota. A ja muszę już iść, mam sporo rzeczy do zrobienia. Do zobaczenia – dodałjeszcze i rozpłynął się w powietrzu.
-Jak myślisz Blar, co musi załatwić? – spytałam swojego sługi.
- Czasami lepiej nie wnikać w jego sprawy.

* * *

Znowu szliśmy przez las, ale ten był inny. Znajdował się on pomiędzy dwoma wymiarami, dlatego wyglądał jak z odbitego wymiaru, a czułam się w nim jak w swoim wymiarze. Rozglądaliśmy się uważnie poszukując Kota, ale nigdzie go nie było. Byłam już dość zrezygnowana, gdy ujrzałam szaro fioletową kitę kociego ogona. To podniosło mnie na duchu.
Ruszyłam w tamtym kierunku i ujrzałam siedzącego na drzewie takiego kota:
http://www.1zoom.net/big2/40/228517-5873.jpg
-Witam państwa Mroźnych – powiedział piskliwym, przymilnym głosem, rozciągając głoski. – Cóż was tu sprowadza? Zapewne chcecie czegoś ode mnie, ale czy to wam dam? To zależy od tego jak bardzo tego pragniecie.
Byłam tak oszołomiona spotkaniem z Kotem z Cheshire, że nie mogłam wydać z siebie słowa. Po co my tu się właściwie udaliśmy? Chyba po jego wąs… ale wcale nie mam pewności.
-Przyszliśmy tu, ponieważ chciałam cię spotkać już od bardzo dawna – powiedziałam ze swoim zwyczajowym, słodkim uśmiechem. – Ale też dlatego, że potrzebny nam jest twój wąs…
-Mój wąs? A po cóż to?
-W szkolnej barierze są dziury które można załatać tylko przy pomocy pewnego wywaru, którego jednym z głównych składników jest twój wąs – wtrącił się Blar, wielki wielbiciel kotów.
-Widzę, że mam do czynienia z osobami kochającymi koty, ale czy jakiś kot was posiada?
„Nas posiada? ” pomyślałam. Co on ma na myśli? A, już wiem. Koty chadzają własnymi ścieżkami…
-I tak, i nie. Tak jak koty, tak i ja chadzam własnymi ścieżkami. Trzy koty są moimi współtowarzyszami. Za to Blar jest moją i ich własnością.
Kot wyglądał jakby się chwilę zastanawiał, po czym „podpłynął” do mnie w powietrzu i zatrzymał się tuż przed moim nosem.
-Lubię zwariowane osóbki, które wiedzą jak sprawy stoją. Wyglądasz na całkiem niekompetentną, lecz wiesz co i kiedy trzeba zrobić i powiedzieć by osiągnąć własne cele. Z chciał dam ci swój wąs, a i być może dołączę do twojego małego stadka. Czy znajdzie się tam dla mnie miejsce?
Byłam zachwycona! Kot z Cheshire chciał wrócić ze mną do szkoły i stać się „moim” kotem.
-Jestem zaszczycona twoją propozycją Kocie. Z radością przyjmę cię do mojego stada.

* * *

Już następnego dnia wróciliśmy do szkoły. Zaprowadziłam Kota do pokoju i poznałam go z Śniegiem, Śnieżynką i Zimą, a wraz z Blarem poszłam zanieść Tsukihime jeden wąs Kota.
-Dobra robota – powiedziała jakby z ulgą, gdy jej oznajmiłam, że się udało. – Oby tak częściej, a może przestaniesz być tak nie lubiana w szkole. 
Uśmiechnęłam się radośnie przymykając oczy i przechylając głowę.
-Ale kiedy to się stanie to zadecyduję sama – odparłam.

na chwilę


piątek, 4 stycznia 2013

Blar


Izo znowu używała mnie jak worka treningowego, ale nie miałem jej tego za złe. W końcu na kimś musi się rozładować. Tyle czasu trzymać w sobie te wszystkie emocje i pokazywać światu tylko jedną ze swoich twarzy musi być bardzo trudno. Ale taka jej taktyka. W którymś momencie już zapomniała, jak to jest zmieniać maski, zamiast nosić tylko jedną.

-Blar, może pójdziemy do ogrodu? Widziałam tam taki ładny staw – powiedziała Izo, która po wielkim wysiłku powróciła już do swojej zwyczajowej maski.
-Nie czytałaś ogłoszeń? Nie wolno poruszać się w grupach mniejszych niż trzy osoby po terenie szkoły – przypomniałem jej delikatnie.
- I co z tego? Chodźmy – powiedziała, po czym złapała mnie za rękę i otworzyła okno.
Za oknem rosło sporych rozmiarów drzewo wiśniowe. Izo kazała mi na nie przeskoczyć, po czym zrobiła to samo, łagodnie lądując na delikatnych gałęziach. Zeszliśmy na dół i Izo ruszyła w kierunku, w którym powinien być staw. Lecz ja usłyszałem kota.
To podziałało na mnie jak magnez. Pokierowałem się w tamtym kierunku, nie informując nawet o tym Izo, choć wiedziałem, co to może na mnie sprowadzić.
Już po chwili znalazłem w krzakach trzy małe kociaki. Były śnieżnobiałe. Jeden miał zielone oczy, drugi  jedno zielone a jedno niebieskie, a trzeci oboje niebieskich. Gdy to zobaczyłem, od razu nabrałem podejrzeń, że mogą posiadać tą nieszczęsną wadę genetyczną – koty z niebieskimi oczami dość często są głuche.
-Blar, co ty wyrabiasz? – spytała Izo, wyrastając nagle nade mną.
-Spójrz – odparłem tylko i pokazałem jej kociaki.
To jej zmiękczyło serce i pokrzyżowało zamiary. Zamiast iść nad sadzawkę, zabraliśmy kociaki do pokoju i się nimi zaopiekowaliśmy, nadając im imiona. Ten z zielonymi oczami dostał na imię Śnieg, z różnokolorowymi Śnieżynka, a trzeci Zima.

Izozeka - event

Leżałam sobie w pokoju na łóżku odpoczywając po całym dniu nic nierobienia. Tak, lenistwem też można się zmęczyć. Szczególnie, jeśli za nic niezrobienie uzna się ćwiczenie sztuk walki w parze z wróżem. Ten to dopiero ma kondycję…
Więc leżałam sobie tak i zastanawiałam się, co dalej robić ( Blar odmówił dalszej roli worka treningowego i poszedł przygotować coś do jedzenia), gdy ktoś zapukał do drzwi pokoju. Błyskawicznie podskoczyłam z łóżka i pobiegłam otworzyć. Do twarzy przylepiłam radosny uśmiech i je otworzyłam. Osoba stojąca w drzwiach była ostatnią, której się tam spodziewałam. Stała tam, bowiem Tsukihime!
-Nie mogę uwierzyć, ze to mówię, ale potrzebna mi jest twoja pomoc.
Zatkało mnie. Nawet przestałam się uśmiechać i zrobiłam klasycznego „karpia”.
-A do czego? – zreflektowałam się.
-Słyszałaś pewnie, że w szkolnej barierze pojawiły się wyrwy. By je załatać musimy przygotować pewien wywar, do którego potrzeba trudno dostępnych składników. Jednym z takich składników jest wąs kota z Cheshire, ale to podłe stworzenie nie da nic nikomu, kogo nie polubi. Dlatego wydaje mi się, że tobie może się udać – powiedziała jednym tchem jakby chciała się tego jak najszybciej pozbyć.
-Kota z Cheshire? Zawsze chciałam go spotkać! – wykrzyknęłam uradowana perspektywą nowej przygody. – Kiedy mam wyruszyć?
-Widzę, że jesteś pełna entuzjazmu. Tutaj masz wszystkie instrukcje, ja idę zająć się innymi sprawami – powiedziała podając mi zapisaną kartkę, po czym poszła w siną dal.
Weszłam do pokoju czytając jednocześnie kartkę. Wszystko było rozpisane. Będę musiał polecieć do Anglii, ale za przelot zapłaci szkoła, więc nie ma sprawy. Mam też zagwarantowane zakwaterowanie, dzięki czemu nie będę musiała się przejmować takimi prozaicznymi sprawami i od razu mogę przystąpić do poszukiwań.
-Blar, szykuj się, wyjeżdżamy. Za dwie godziny mamy samolot nie możemy się spóźnić! – powiedziałam do kolegi, gdy tylko wyłonił się z kuchni.
-Jak to? Do kont się wybieramy? – spytał zdziwiony.
-Do Anglii. Mamy za zadanie odszukać kota z Cheshire i zdobyć od niego wąs. Szykuje się niezła zabawa!
* * *
Szybko spakowałam do poręcznej torby kilka niezbędnych ciuchów. Mimo zimy wiedziałam, że kurtka nie będzie mi potrzebna, jednak cieplejszy sweter się przyda. Zaklęcie ochrony przed zimnem, nałożone kiedyś na mnie przez dobrego… hmmm… znajomego Blara, już zaczynało się powoli wyczerpywać, więc nie chciałam ryzykować odmrożenia. Blar był na zimno odporny od urodzenia, więc nigdy nie potrzebował ciepłych ubrań. Też spakował do torby kilka najpotrzebniejszych rzeczy i byliśmy gotowi. Jeszcze tylko paszporty i opuściliśmy szkołę.
Bez trudu dostaliśmy się na lotnisko i przeszliśmy odprawę. (pomijając fakt, że trochę nie bardzo chcieli mnie przepuścić z łukiem i strzałami, ale w końcu ich przekonałam, że lecimy na zawody strzeleckie).
W końcu po kilku godzinach lotu dotarliśmy na miejsce, ale zamiast złościć się do hotelu poszliśmy od razu do lasu. Po co? By przejść przez granicę świata rzeczywistego i trafić do jego odbicia. Do tego odbicia, w którym mieszka kot z Cheshire.

Kurochi

No i się wydało. Wiem, że nie mogłem zrobić nic głupszego, jak chlapnąć, że chyba najmłodszy z 72 duchów Salomona ( a już na pewno najbardziej irytujący) to mój młodszy brat. Ale cóż, stało się. Wiedziałem, że Tsukihime właśnie powinna być u Lucka i pewnie wydziera się na niego. Chciałby, to zobaczyć... albo nie. Chciałby,, żeby tego wszystkiego nie było, żeby ktoś wziął gumkę do mazania i wyczyścił wszystko z ostatniego tygodnia. Bez pamięci. Usłyszałem za sobą kroki. Odkąd Hime wyjechała ( o ironio!) nagle zacząłem dogadywać się z jednym z aniołów. Co prawda, nie był on zbyt ważnym aniołem, ale zawsze jakiś postęp jest.
- O co chodzi? - spytałem i instynktownie sięgnąłem po mały sztylet ukryty za pasem odkąd straciłem skrzydlo.
- Dziewczyny chciały, żebyś przyszedł na ich jakieś tam zebranie.
- Jakie dziewczyny? - spytałem podejrzliwie. Pierwsze prawo przetrwania - nigdy nie ufać aniołom, nawet, jeśli one są na niższej pozycji od ciebie.
- No wiesz, Inez, Cav, Raffaello - steścił chłopak.
- To do tej szkoły nawet ciastka chodzą! - wiedziałem, że go tym zirytuję. - Ten świat normalnie głupieje. A ja razem z nim.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę - widziałem, że anioł był na mnie wkurzony.
- Dobra, dobra. Jak mnie najdzie, to przyjdę - odpowiedziałem i powróciłem do oglądania rybek koi w małym oczku, które Hime zrobiła przed otwarciem szkoły specjalnie dla mnie. Tylko ja wiedziałem, ile ta mała, niepozorna "kałuża" znaczy.

czwartek, 3 stycznia 2013

Inez

Kiedy skończyliśmy ostatnie porządki zauważyłam, że zyskaliśmy dodatkowego pomocnika. Był nim Rafaello, mój podopieczny. Po odłożeniu miotel zostawiłam na chwilę przyjaciół i podeszłam do niego.
- Dziękuje – powiedziałam
„Nie ma za co” uśmiechnął się „ A tak z ciekawości to czemu sami sprzątaliście całą stajnie?
- Yh… to jest maja kara – wyjaśniłam zmieszana – A moi przyjaciele mi pomagają żebym tu nie siedziała całą noc.
„Kara?” zdziwił się chłopak „Niby za co?”
Opowiedziałam mu w skrócie co się wydarzyło. Kiedy skończyłam Rafaello wyglądał na zaskoczonego usłyszanymi rewelacjami. Nie zdążył jednak nic powiedzieć bo w tym momencie podeszli do nas Alex i Cav.
„Cześć Alex” przywitał się chłopak z aniołem po czym spojrzał na Cav „ Hej, my się jeszcze nie znamy. Jestem Rafaello, a ty? Jak masz na imię?" – wymigał lekko zakłopotany.
Ale Cavaliada nie odpowiedziala tylko patrzyła na chłopaka nic nierozumiejącym wzrokiem.
Zorientowałam się, że przyjaciółka nie zna języka migowego i szybko wcieliłam się w rolę tłumacza.
(Cav proszę dokończ)

Rafaello

"Jak to która godzina? Przecież nie jest wcale późno!"
-Ale biorąc pod uwagę, że miała cię oprowadzić po szkole, to naprawdę dużo czasu wam to zajęło. I... zaraz. Co ty masz we włosach?- Leo podszedł i wyjął z mych włosów maleńką gałązkę.-Co to?- zachowywał się jakby moją matką był, czy coś.
"Oł. Gałązka. Z ogrodu. Czy ty jesteś moją matką?!"
-Wybacz ale się martwię. Szczególnie, że jakoś mi tu śmierdzi w tej szkole. Ale to przez te anioły zapewne. Wybacz.
"Spoko. Ale... Co masz do aniołów?" zapytałem zaintrygowany. Wiedziałem, że chodzi mu o Alexa.
-Nic.- chciał zakończyć rozmowę. Nie odpuściłem.
"Gadaj."
-Nie lubię delikatnych mężczyzn, mówiąc szczerze.
"Skąd wiesz, że jest delikatny?"
-Ach... Przez te zmianę, przez to wszystko tutaj jestem upierdliwy.- walnął z uśmiechem.- Zadowolony?
"Nie. Nie odpowiedziałeś na pytanie."
-Nic do niego nie mam.- wiedziałem, że uparł się na Alexa, po prostu wiedziałem- Nie znam go, więc jak mogę coś do niego mieć? Z resztą wiesz, że anioły to nie moja liga. I nie podoba mi się, że zaufałeś pierwszej lepszej osobie i na dodatek w pierwszych dniach szkoły to właśnie ona cię oprowadza.
"Leonardzie, dobrze się czujesz? To jest szkoła! A ty nie jesteś moją matką!"
-Przepraszam. Martwię się o ciebie, szczególnie jak nie mam cię na oku.- mówił szczerze- Może pójdę po ciekawe książki?-zaproponował.
"Zgoda. Ale ani mi się wasz do kogokolwiek odburknąć, rozumiesz? Dużo jest palantów na świecie. Nie potrzeba kolejnego."
-Oczywiście.

Leo wrócił szybko. Zdziwiło mnie to. Przyniósł "Wyznawców płomienia" i "Sfinksa". Oczywiście horrory. Klasycznie musiał być Masterton.
-"Sfinks" jest mój a to twoje.- walnął z uśmiechem podając mi książkę.
"No to się wysiliłeś."
-E tam.
"Biegłeś?"
-Nie. Wiedziałem tylko gdzie iść. A co?
"Nic nic. Pokazać ci zaś gdzie, co i jak? Mógł byś się przewietrzyć."
-Spoko. Ale najpierw idę po sok. Suszy mnie. A dla ciebie co?
"To samo."
Po wypiciu soku (o dziwo nie wiśniowego) zabraliśmy się za czytanie. Nie wiem dlaczego ale Leo co jakiś czas chichotał. Co takiego go śmieszyło w horrorach? Zagadka, której raczej nigdy nie zgadnę.
Po jakichś dwóch godzinach nie miałem ochoty dłużej męczyć papieru.
"Leo idziemy?" zapytałem ale mój przyjaciel tak się zaczytał, że nic nie zauważył. Wziąłem poduszkę i z całej siły go walnąłem. O mało co nie spadł z fotela.
-Hej! Oszalałeś? Co jest?
"Idziemy?"
-Aaa... Spoko. Sorki ale się zaczytałem.
"I tak już mnie nic nie zdziwi."

Poszliśmy. W końcu. Niechętnie Leo dał się zaprowadzić do stajni. Nie wiem dlaczego on nie lubi zwierząt ale i tak chciałem mu pokazać co i jak. W stajni była Inez z przyjaciółmi. Z początku nie zauważyła nas ale po pewnym czasie obserwacji, Leo po prostu odbiło.
-A państwo co? Wielkie sprzątanie, hę?- zaśmiał się.- Jeszcze z boku, po prawej. He he.
"Leo! Opanuj się!"- chwyciłem go za ramię.
-Wybacz ale czym się zająć muszę a to jest piękne. Prace społeczne. -Walnąłem go. Miał czasami dziwne przebłyski.
"Czy mam cię" nie pozwolił mi skończyć.
-Możesz mnie ukarać ale to jest najpiękniejszy widok jaki widzę w tej szkole.- cieszył się.
"Rób co chcesz ale ja idę im pomóc."
-Że co? Nie żartuj.
Bez chwili namysłu zabrałem najbliższą miotłę i pomogłem mojej mentorce. Leo zaczął znowu coś mruczeć pod nosem, aż wybuchnął śmiechem na całego. Nie wytrzymałem. Czasami musiałem mu ręcznie przemówić do rozsądku a czasami był wzorowy.
Zdenerwował mnie więc podeszłem go od tyłu,udając że sprzątam i walnąłem go z całej siły. Jednak miotła nie wytrzymała starcia z jego twardą głową i pękła mi w rękach!
-Co jest!
"Wracaj do pokoju. Tam się z tobą rozliczę."
Nic nie powiedział. Odszedł i tak zadowolony z siebie. Ja natomiast zacząłem dalej sprzątać. Szybko poszło.

środa, 2 stycznia 2013

Inez

Jak tylko Alex odnalazł Cav poszliśmy do stajni. Anioł zniknął na pewien czas. Wrócił dopiero kiedy oporządziłyśmy Draco. Był przybity i nieodstępowań mnie na krok. 
Nagle przypomniałam sobie co mówiła Tsukihime.
- Inez idziesz? – zapytała Cav, kierując się do wyjścia ze stajni
- Nie mogę – westchnęłam – Muszę posprzątać całą stajnie
- Ach, zapomniałam. Kara. No cóż, pomogę ci – zaproponowała Cavaliada
- Ja też pomogę – powiedział Alex
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do przyjaciół.
Razem pracowaliśmy i rozmawialiśmy. Wspólnymi siłami szybko nam szło. Kiedy już kończyliśmy do stajni wpadła jakaś ciemnowłosa dziewczyna.
- A co wy tu robicie?! – wydarła się na nas – Czemu wykorzystujesz innych uczniów żeby ci pomagali?! – zwróciła się do mnie – To ma być kara a nie….!
- To jest kara – przerwała jej Cav – Inez nas nie prosiła o pomoc. My sami chcieliśmy jej pomóc, a tobie nic do tego skoro stajnia jest czysta. A w ogóle to czemu się nas znowu czepiasz Shaya co? Najpierw wydarłaś się, że uczę Draco chodzić na lonży, a teraz to… Weź się zajmij własnymi sprawami, dobra?!
- Jeszcze tego pożałujecie – syknęła wściekle dziewczyna – Możecie być pewni, że Tsukihime się o tym dowie! – po tych słowach odwróciła się na pięcie i wyszła ze stajni, a ja patrzyłam za nią przygnębiona.
Cavaliada pobiegła za dziewczyną i chyba jej cos jeszcze wygarnęła, ale nie słuchałam co dokładnie mówiła. Za bardzo się przestraszyłam, że narobiłam wszystkim problemów.
- Nie martw się – Alex objął mnie ramieniem – Nic ci nie może zrobić
- Nie o siebie się martwię – wyjaśniłam – Po prostu nie chcę żebyście mieli przeze mnie dodatkowe kłopoty.
- Nie będziemy mieć – Cav wróciła do stajni. Ku mojemu zdziwieniu uśmiechała się.

Kurochi

Tsukihime pojechała jakieś 4 godziny temu. Byłem zrozpaczony. Wiedziałem, że Lucek nigdy nie daje nic za darmo. Wiedziałem również, co oznacza kontrakt z nim w tak dużej sprawie. Ale nie mogłem nic zrobić, związany kontraktem.
- Cholera jasna! - wydarłem się na całe gardło i uderzyłem pozostałym mi skrzydłem. Zabolało, i to bardzo. Zakląłem pod nosem. Przypomniałem sobie drogę do pokojów tych całych Inez i Cavalidy. Ściągnąłem z drzewa zawieszony płaszcz, kryjący mój ubytek Poszedłem tam. Słyszałem, jak w środku ktoś płacze.
- O co chodzi? - spytał mnie anioł, wracający do pokoju z... Cavalidą.
- Możemy porozmawiać? - spytałem. - Na osobności - dziewczyna weszła do pokoju, a ja zostałem sam na sam z aniołem. Czułem się potwornie, będą przed moim wrogiem w tak opłakanym stanie. Ale nietypowe sytuacje wymagają nietypowych rozwiązań.
- Pokaż prawe skrzydło - zażądałem, chcąc się upewnić jednej rzeczy. Chłopak nie był pewien, co chcę zrobić, ale rozwinął je. Przejechałem palcami po nasadach ostatniego rzędu lotek. Jak podejrzewałem, były kompletne. Uśmiechnąłem się.
- To nie ty - stwierdziłem bardziej, jak pytałem. - W normalnych warunkach pewnie bym ci coś zrobił, ale normalne, to nie jest ostatnio naszym gościem. Powiem więc jedno. Pilnuj tych swoich lasek, a jeszcze bardziej siebie.
- Co masz na myśli? - spytał podejrzliwie.
- W sprawę zamieszany jest Sitri. Jeszcze nie wiem, jako kto, ale czuję jego obecność. A wiesz, co się dzieje, gdy Sitri dostanie w swoje ręce kobietę i mężczyznę samych - uśmiechnąłem się lekko na myśl o tym, co anioł zrobiłby w takiej sytuacji. - A nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie masz instynktu samozachowawczego. Zwłaszcza, w tak młodym wieku - dodałem po chwili.
- Mówisz, jakbyś ty miał Bóg wie ile - zironizował anioł, a ja się tylko uśmiechnąłem lekko.
- Kim ty tak właściwie jesteś? Nie wmówisz mi, że zwykłym upadłym, za bardzo od ciebie trąci czarną materią.
- Ja? Jestem Kurochi, Uniżony sługa Tsukihime - odpowiedziałem i odwróciłem się, by wrócić do siebie.. - I starszy brat Sitriego - dodałem jeszcze na odchodnym.

Cavaliada

Jestem załamana. Div został uprowadzony. Założyłam szybko kurtkę na piżamę, nogi wsunęłam w moje oficerki i wyszłam na dwór. Chciałam wszystko przemyśleć. I odszukać Divertente. Ruszyłam do stajni. Powoli się ściemniało. Było już około 16. Podeszłam do Draco.
- Och mały... I co ja teraz zrobię? - I nagle poczułam się jak w śnie. Jakbym była opętana. Pobiegłam po siodło i ogłowie Draco i zaczęłam go siodłać. To był... To był trans! Wskoczyłam na rumaka. Wydawał się zdenerwowany, ale kiedy ścisnęłam go łydkami ruszył. Po chwili już galopował, tam gdzie mnie coś ciągnęło. Odnalazłam dziurę w barierze i przejechałam przez nią. Teraz tylko znaleźć Diva. To było... Takie... Inne. Czułam się jakby ktoś mną sterował.
- Zwariowałaś?! - usłyszałam i w następnej chwili unosiłam się w powietrzu. To był Alex.
- Puść mnie! Chcę go odnaleźć! - krzyknęłam. W tej chwili nie wytrzymałam i się rozpłakałam.
- Cavaliado. Odnajdziemy go. Ale nie możesz się tak wystawiać Matthew'owi. On tylko na to czeka. - powiedział. Postawił mnie na ziemi, a ja wsiadłam na Draco. Ruszyłam w kierunku szkoły. Alex leciał obok i pilnował, abym nagle nie zmieniła zdania. Kiedy tylko przeszliśmy przez barierę Inez rzuciła się na mnie.
- Co ty sobie myślałaś? Chodź idziemy zająć się małym.

Alexander

Kiedy wreszcie Inez zasnęła, miałem czas na przemyślenie wszystkiego. Moje oskarżenie i zniknięcie Diva wskazywały na to, ze Matthew wrócił. Ale jak nas znalazł? Skąd wiedział, że jesteśmy tu razem, że spotkaliśmy się po tylu latach? Tak jak teraz o tym myślałem to te ataki na Inez i Cav to też mogła być jego robota. Ale dlaczego…?
Nagle Inez zaczęła się niespokojnie rzucać na łóżku, mamrotała cos niezrozumiałego.
- Co jej jest? – zapytała zaspanym głosem Cavaliada, podchodząc do naszego łóżka.
- Chyba coś jej się śni – powiedziałem, przytrzymując przyjaciółkę delikatnie, żeby nie spadła z posłania, ale to nic nie dało bo dziewczyna rzucała się coraz mocniej. W końcu zaczęła krzyczeć i obudziła się.
- Inez, co z tobą? – zapytała Cavalida, pochylając się nad nią
- Widziałam Divertente – wyszeptała Inez
- Co? Jak to?
- On jest uwięziony w jakiejś jaskini.
- Ale żyję? – dopytywała się z przestrachem niebieskowłosa
- Musi żyć – wtrąciłem się – Gdyby zginął poczułabyś to – Cavaliada odetchnęła z ulgą, a ja zwróciłem się do Inez – Co jeszcze widziałaś?
Kiedy opowiedziała mi swój sen cały zmartwiałem. Matthew się z nią połączył! Obawiałem się tego, że wróci i będzie chciał nas dopaść, ale okazało się, że jest jeszcze gorzej. On nie chce się zemścić tylko na Divie i mnie, ale na Inez i Cav też. Znając Matta to dla nich planuje cos jeszcze gorszego niż dla nas. Dobrze wie, że jesteśmy z nimi związani i że jeśli je skrzywdzi to tak jakby skrzywdził nas.

Inez

Po zjedzeniu kolacji, położyliśmy się spać. A raczej Cav spała, a ja leżałam przytulona do Alexa i płakałam. Mój anioł spał ze mną bo jego łóżko zajęła Cav. Przyjaciółka zasnęła niemal natychmiast, ale ja nie mogłam. Wciąż się zamartwiałam tym co się stało. Wszystko wydawało się już dobrze układać. Zadomowiłam się w szkole, poznałam wspaniałych ludzi, a tu nagle Alex zostaje oskarżony o napaść a jego przyjaciel zostaje uprowadzony. To jakiś koszmar!
- Ciii, będzie dobrze.- szepnął mi anioł do ucha, jednocześnie głaszcząc mnie czule po włosach – Zobaczysz, że wszystko się ułoży – mówił z dużym przekonaniem, ale wiedziałam, że sam do końca w to nie wierzył. Alex uspokajał mnie tak jeszcze długo, aż wreszcie zasnęłam wyczerpana płaczem i przeżytymi wydarzeniami.
Nie spałam jednak spokojnie. Miałam koszmary, a potem jakieś dziwne, zagmatwane sny. Widziałam znajome miejsca, a potem wielką łąkę, las i… góry a w nich ogromną jaskinie. Zobaczyłam też jakieś mroczne i odrażające stworzenia, a potem…. Divertente! Anioł leżał nieprzytomny w kącie jaskini. Był skuty wielkimi kajdanami, które nie pozwalały mu się ruszyć nawet o milimetr…Potem to wszystko znikło, ale za to pojawiła się twarz mężczyzny. W jego oczach widać było chęć zemsty. Po chwili usłyszałam głos.
- To samo czeka twojego kochasia – syknął facet – Możesz być pewna, że w wkrótce dopadnę i jego i ciebie i twoją przyjaciółeczkę!
- Nie! – krzyknęłam i wtedy się obudziłam. Byłam przerażona.

wtorek, 1 stycznia 2013

Cavaliada

- Inez. Musimy zebrać dowody. Zebrać dowody, że to nie Alex. - szepnęłam. Ale to było dziwne... - Najpierw znika Div, teraz wrabiają Alexa... Uwzięli się na nas. - Wszystkie zmartwienia i lęki tak nagle pojawiły się. Bardzo tego nie chciałam, ale się rozpłakałam. Teraz obie siedziałyśmy na podłodze niczym fontanny. Alex patrzył się na nas. W jego oczach zauważyłam zmieszanie i zaciekawienie.
- Divertente zniknął? - zapytał. Kiwnęłam głową i dałam mu karteczkę, którą znalazłam. Alex spojrzał na nią.
- Ale tego nie napisał Div. Przynajmniej z własnej woli. - powiedział powoli. Spojrzałam na niego zszokowana. 
- Jak to? - zapytałam przez łzy. 
- Został zmuszony, aby to napisać. Zagrozili mu. - szepnął. - I chyba nawet wiem kto... - Nie dokończył. - Dziewczyny idźcie już spać. Cav, nocujesz tutaj. - powiedział i poszedł zrobić kolację. Wstałam z podłogi i klapnęłam na kanapę.
- Rozumiesz coś z tego? - szepnęłam. 
- Ktoś bardzo chce nas dopaść. Nie martw się. Odnajdziemy Divertente...

Inez

Wróciłam do pokoju zdruzgotana rewelacjami Tsukihime. Ledwo weszłam, z oczu pociekły mi łzy. 
- Inez co się stało? - zapytał Alex, podbiegając do mnie. 
- Alex..... - urwałam
- Jestem, powiedz mi proszę co się stało?! 
- Czy ty...? - zaczęłam, patrząc mu w oczy - Czy ty się dzisiaj biłeś z towarzyszem Tsukihime? 
- Co?! Nie! - Alex był w szoku - Inez przecież mnie znasz. Ja nawet nie wiem jak wygląda ten jej towarzysz. Na oczy faceta nie widziałem! 
- Uspokój się. Wierzę ci, ale musiałam zapytać - wyjaśniłam - Szkoda tylko że Tsukihime nie wierzy - mruknęłam - Więcej kar na mnie nałożyć już chyba nie mogła.
- Co? Ukarała cię? Ale za co?! - zdumiał się anioł 
- Za to że cię nie upilnowałam
- Ale ja jestem niewinny! Nie miałaś mnie po co pilnować! 
- Wiem - powiedziałam przygnębiona - Idę się przejść, muszę pomyśleć. 
- Ale przecież jest burza! - zaprotestował Alex 
- Trudno i tak idę, a ty jakbyś mógł przygotować kolacje i błagam nie ruszaj się z pokoju. Nie chce żeby Tsukihime na ciebie wpadła - po tych słowach wyszłam z pokoju.
Pogrążona we własnych myślach dotarłem do ogrodu. Z rozmyślań wyrwał mnie dopiero potężny piorun,. Zorientowałem się, że jestem przemoczona do suchej nitki . Już miałam wrócić do akademika kiedy zauważyłam że ktoś jest na moście. Podeszłam bliżej. To była Cavaliada! 
- Cav co ty tu robisz? - zawołałam do niej, nie odpowiedziała - Cavaliada! - potrząsnęłam nią za ramiona i dopiero wtedy na mnie spojrzała. 
- Inez? Gdzie jestem? - wzdrygnęła się - i czemu jest tak zimno? 
- Chodź, jesteś cała mokra - powiedziałam i poprowadziłam Cav do akademika. Kiedy dotarłyśmy do mojego pokoju, posadziłam Cav na jednym z foteli, okryłam ją kocem i podałam kubek gorącego kakao. 
- Dzięki - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie 
- Nie ma za co - powiedziałam, ale uśmiech nie odwzajemniłam
- Coś ty taka smutna? - zapytała mnie Cav 
- To nic.... Ja.... - zaczęłam się jąkać. W końcu nie wytrzymałam i wybuchnęłam płaczem. 
- Inez - przyjaciółka przytuliła mnie - Co się stało? - opowiedziałam jej wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Kiedy skończyłam Cav wyglądała na lekko oszołomioną, ale chyba uwierzyła w niewinność mojego anioła.

Tsukihime

Byłam wściekła. Pie pierwszy z resztą raz od ostatniego czasu.
- Musimy porozmawiać, mam do ciebie sprawę - rzuciłam oschle i odeszłam kawałek dalej. Poczekałam, aż brunetka do mnie dojdzie.
- Tak? - spytała w końcu. Była nieco wystraszona. Podniosło mnie to na duchu.
- Nie tutaj, chodź za mną - zadecydowałam i poprowadziłam ją bez dalszego słowa. Doszłyśmy do okolic wejścia do klasy S+, w samym centrum starego ogrodu. Na niewielkiej polanie leżało kilka czarnych piór i jedno białe.
- Poznajesz? - spytałam, przystawiając Inez przed nos białe.
- No... pióro anioła... - zawahała się.
- Dalej, dalej.
- Chyba Alexa - dodała po chwili namysły.
- A kogóż by innego? - spytałam z ironią.
- Ale co się tu... te czarne pióra... jakaś bójka?
- O ile napaść można nazwać bójką, to tak.
- Ale jak... Alex przecież by nie... nie, to niemożliwe.
- Niemożliwe, to dopiero zaraz będzie - syknęłam. Miałam już dosyć naiwności Inez. - A teraz posłuchaj. nie obchodzi mnie, że to nie ty, tylko ten twój zakichany aniołek, jesteś odpowiedzialna za swoją własność.
- Alex to nie... - zaczęła dziewczyna, ale ją uciszyłam.
- Jak zwał tak zwał. I tak, i tak nie umiesz nad nim zapanować. Moja rodzina spędziła wiele czasu i pieniędzy, żeby wybudować tą szkołę. I nie mam zamiaru puścić płazem potyczek międzyrasowych na jej terenie. Od dzisiaj CODZIENNIE będziesz czyścić całą stajnię, co tydzień będziesz mi meldować się, a gdziekolwiek będziecie chcieli iść, ja mam najpierw o tym wiedzieć i mieć czas na rozpatrzenie prośby. I ostrzegam, następnym razem nie będę tak miła. A teraz pozwól, że wrócę do siebie, muszę przygotować się do wyjazdu.
- Wyjazdu? - zdziwiła się Inez.
- Tak, wyjazdu. Dzięki temu twojemu aniołkowi i jego kumplowi Kuro stracił skrzydło, więc muszę spotkać się z Lucyferem i zawiązać kolejny kontrakt. A teraz żegnam - odwróciłam się na pięcie i odeszłam, pomimo, że widziałam, że brunetka chciała coś jeszcze powiedzieć.

Cavaliada

Obudziłam się. Spojrzałam na zegarek. To już 17!? Ile ja spałam?
- Div? - zapytałam. Nie było go. Miejsce obok mnie było puste... Przestraszyłam się. Od wypadku jeszcze mnie nie zostawił... Wstałam, ubrałam się i weszłam do kuchni. Na stole stały tosty i szklanka z sokiem. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Żadnego śladu po Div. Byłam delikatnie mówiąc przerażona. Chciałam założyć kurtkę i iść go poszukać, ale z kieszeni wypadł mi liścik.

Kochanie. Nie martw się. Jutro będę z powrotem.
Muszę załatwi kilka spraw. Jedzenie masz w lodówce, wystarczy odgrzać.
Poprosiłem Alexa, aby czasem wpadł zobaczyć co robisz.
Nie przemęczaj się. Całuję
Div

Kamień spadł mi z serca. On żyje i wszystko jest okej. Ubrałam się i poszłam do stajni. Gdy tylko tam doszłam usłyszałam ciche rżenie. Draco. Podbiegłam do niego. Postanowiłam wyczyścić go i wziąć na lonżę. Zdziwiłam się widząc, że młody nigdy nawet siodła nie miał na sobie. Powinien być już przyzwyczajany. Założyłam mu kantar, wzięłam lonżę i wyszłam z boksu. Dracuś był poddenerwowany. Ale nie dziwię mu się.
- CO TY ROBISZ? NORMALNA JESTEŚ? - usłyszałam krzyk. Wystraszyłam się, że to Div. Ale to nie on. To była jakaś dziewczyna. Miała bardzo jasną karnację i czarne włosy. I była wściekła.
- Przyzwyczajam Draco do lonży. On ma już 2,5 roku. A on dzisiaj pierwszy raz na oczy zobaczył siodło. A kim ty jesteś? - zapytałam.
- Jestem Shaya. Jestem jego opiekunką. - powiedziała. Roześmiałam się.
- A więc dlatego młody jest w ogóle nie wyszkolony. Mając taką opiekunkę... - nie wiem co we mnie wstąpiło. Chciałam tej dziewczynie zrobić przykrość. Nagle zachciałam jej pokazać, że jestem lepsza.
- Co ty możesz w ogóle wiedzieć o koniach? - wydarła się na mnie ta cała Shaya.
- Wychowałam się z końmi. A teraz idź. Przeszkadzasz mi. Zresztą jeśli nie zauważyłaś... Draco też nie ma ochoty oglądać twojej twarzy...-Tymi słowami ją dobiłam. Dziewczyna odwróciła się i pobiegła do akademika. Ja skończyłam lekcję z młodym, wyczyściłam go i ruszyłam na mostek. Tam usiadłam i rozmyślałam. Nie przerwała mi nawet burza z piorunami...

Inez

Kiedy z Rafaellem wróciliśmy do jego pokoju, zrobiło się już późno. Pożegnałam się z chłopakami i razem z Alexem wróciłam do swojego mieszkania.
- I jak pogadałeś trochę z Leonardo? – zapytałam anioła
- Tak, ale jakoś ciężko nam ta rozmowa szła, zwłaszcza na początku
- Przepraszam, że tak cię zostawiłam – powiedziałam nieśmiało
- Hej, nie przejmuj się. Nie było znowu tak źle – pocieszył mnie
- Jasne – prychnęłam
- A ty… oprowadziłaś Rafaella po szkole? – anioł wyraźnie chciał zmienić temat
- Tak – uśmiechnęłam się – I nieźle się przy tym bawiliśmy.
- Cieszę się – Alex położył mi dłoń na ramieniu – Dobrze, że…. – nie dokończył bo rozległo się pukanie do drzwi. Kiedy je otworzyłam, ze zdziwieniem zobaczyłam Tsukihime.
- Cześć – powiedziała – Mam do ciebie sprawę.

Leonardo

Nie byłem zadowolony, że Raffaello dostał na mentora akurat tą kobietę. Inez czy jakoś tak. I jeszcze na dodatek siedzę w pokoju z aniołem. Chyba. Alexem czy coś. Nie cierpię takich akcji w stylu "zostańcie tu i zaprzyjaźnijcie się". Co to miało w ogóle być? A może by tak gościa... Nie. Nie będę robił kłopotów Rafiemu.
-Hej, oglądaliście pokaz fajerwerków? – zagadnął chłopak.
-Tsa. - odburknąłem.
-No i? – nie odpowiedziałem– Jak długo jesteście w szkole? –znowu potraktowałem gościa ciszą – ok, może zobaczymy co robią Inez i Raffaello? – zaproponował i po raz kolejny nie otrzymał odpowiedzi – Jak chcesz to zostań – wzruszył ramionami –Ja idę – powiedział chłopak zbierając się.
-Poczekaj – odwrócił się zaskoczony- Zostaw ich. Dadzą sobie radę.
-Yyy...- chłopak się zmieszał- Ok.
-Jesteś jej aniołem, tak?- zapytałem by się upewnić.- Siadaj.- wskazałem ręką na fotel. Chłopak usłuchał ale niechętnie.
-Tak. A ty? Jeżeli można wiedzieć.- facet był kulturalny co mnie bawiło.
-To raczej nie ważne.- ściąłem. Chłopak przyglądał się mojej broni na stoliku z dziwnym grymasem twarzy.- Coś nie tak?
-Nie.
-Coś sie wyciszyłeś. Szybko się dostosowujesz.
-Jak na razie nie ma o czym gadać. Monologu prowadzić nie zamierzam.- powiedział z uśmiechem. Nadal dziwnie zerkał na stolik.
-Co cię tak to ciekawi?
- Interesujące zdobnictwo. Mogę?- zapytał chłopak z dziwnym błyskiem w oku.
-Zgoda. - odpowiedziałem po dłuższym namyśle- Jak coś wywiniesz to obiecuję, że ci piórka powyrywam. Wszystkie.
-Spoko.- zgodził się. Odruchowo sięgnąłem po drugą broń tak żeby nie zauważył.- Skąd ją masz?
-Stare dzieje.
-Spoko.- powiedział oddając mi pistolet.-Ciekawe te zdobienia.
-Co żeś się uparł na te zdobienia?
-Tak jakoś.
-Interesujesz się bronią?
-Ha! Jeszcze się pytasz. Jak każdy facet.- powiedział promiennie.
-Ta. Jak każdy facet. Wiesz gdzie jest biblioteka?- zapytałem.
-Pewnie a co?
-Chcę się tam udać w najbliższym czasie.
Chłopak ze szczegółami streścił mi drogę do biblioteki. Ku memu zdziwieniu była dość łatwa. Gdy skończył zapytał:
-Co zamierzasz przeczytać?
-Jakiś horror a co?
-A nic. Ciekawość.
-A ty co najbardziej preferujesz?
-Oj dużo by gadać.- trafiłem na temat najwyraźniej odpowiadający mojemu rozmówcy. Zacząłem nawet z gościem gadać a nie tylko odburkiwać. -Polecam "Wiedźmina".
-Że co?- zapytałem zdziwiony.
-No "Wiedźmina" z pod ręki Sapkowskiego. Czytałeś?
-Nie za bardzo. Raczej ja w innym kierunku chyba podążam.
-Możliwe. Ale i tak polecam. Coś ich długo nie ma.
-Przyjdą.
-A jak coś się stanie?
-Że niby? Nie martw się. Masz trochę luzu.
-A ty się kiedyś zaczniesz martwić? A jak go zgubisz?
-Nie zgubię.
-Jasne.
-Jestem łowcą. Nie umknie mi.
-Strasznie pewny siebie jesteś.
-Mój fach.- walnąłem z uśmiechem.
W tym momencie do pokoju "wróciły zguby". Anioł spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Raffaello pożegnał się podszedł do mnie pytając:
"Jak było? Widzę, że nerwy ci nie puściły."
-Jakoś poszło. Następnym razem ide z tobą.
"Dlaczego? Przecież nic mi nie jest."
-Spójrz która godzina.

Rafaello

Cały wieczór Leo nie dawał mi spokoju. Ciągle się o coś wypytywał. Wkurzyłem się, w końcu ile można go słuchać. Dałem mu gitarę i wymigałem:
"Albo zadajesz głupie pytania i próbujesz wyprowadzić mnie z równowagi, albo zaczniesz się normalnie zachowywać"
- Wybacz. Wiesz jak reaguję na nowe miejsca. Z resztą znasz mnie.
Wziął gitarę i zaczął na niej grać. Ja w tym czasie odsłoniłem okno by popatrzeć na gwiazdy.
"Wiesz co? Dostałem mentora. Ciekawe kto to."
- Mnie się nie pytaj. Sprawy biurowe i papierkowe to nie moje klimaty. - walnął z uśmiechem. -Idziemy obejrzeć pokaz?
"A masz ochotę?"
- To zależy od ciebie.
" Spoko. Ale najpierw coś zjemy." Uśmiechnąłem się.

Leo przygotował wspaniały posiłek. Zjadłem go bez gadania. Ostatnio nieźle potrafił coś przesolić ale dziś się naprawdę postarał. We wspaniałym klimacie dotrwaliśmy do pokazu, który był po prostu wspaniały.
-Za rok wyjedziemy.
"Co? Gdzie?"
-Zobaczysz.
"Ale, że nie podobało ci się?"
- Podobało. A teraz idziesz spać. Jedną nockę dałem ci zawalić przez pakowanie się ale następnej nie odpuszczę.
"Co ty moja matka jesteś?"
-Wybacz.
"Mój rozsądek" Walnąłem i z uśmiechem na ustach wróciliśmy do pokoju. Leo w try miga pościelił łóżka i przygotował mi kąpiel. Denerwował mnie nadopiekuńczością. Czy to, że nie mogę mówić czyni mnie słabszym? Nie.
Gdy wyszedłem z łazienki Leo siedział na parapecie i bawił się bronią. Miał dziś wenę na drażnienie mnie.
"Opanujesz się?"
-Wybacz. Przyzwyczajenia.
"Wybitnie dobijające przyzwyczajenia. Właź do łóżka i mnie jużnie denerwój."
-Oczywiście. Dobranoc bladooki. -uśmiechnął się szeroko.
"Oberwiesz jutro"
-Oczywiście. Z chęcią.

Następnego dnia obudził mnie zapach... gofrów?
Wstałem leniwie z łóżka i poszedłem do kuchni. Nos mnie nie zawiódł. Leoś odwalił już całą robotę.
-Idealnie. Siadaj bo ci wystygną.
Zdziwiło mnie jego zachowanie. Całkowita odmiana.
"Co ci jest?"
-Mi? Nic. Mimo obfitej kolacji rano burczało ci w brzuchu, więc gotuję.
"Był ktoś?"
-Nie. Nie migaj tylko jedz, bo odgrzewane już tak nie smakują.
Z chęcią zjadłem śniadanie z Leośkiem. Potem przebrałem się i miałem zamiar znaleźć swojego mentora. Nie wiedziałem za bardzo jak ale miałem zamiar.
-A ty gdzie?
"Szukać mentora"
-Sam cię znajdzie. Zobaczysz.
"Skąd masz pewność?"
-Zobaczysz.
"No zgoda."
Ruszyłem w kierunku okna by zobaczyć jaka jest dzisiaj pogoda, jednak zanim do niego doszedłem ktoś zapukał do drzwi. Była to moja mentorka. Z kotem! Była to ta sama dziewczyna co na moście. Przedstawiła siebie i przyjaciela a ja musiałem przedstawić Leo.
"A tam jest mój przyjaciel Leoś" Wymigałem i wskazałem na rozwalonego na łóżku chłopaka. "Już taki jest, nie patrz na niego. Totalna wredota." Wymigałem z uśmiechem. Leo nie zareagował. Był jakiś cichy.
-To wychodzi na to, że powinniśmy iść na ten spacer. Alex zostaniesz?
-Oczywiście.- usłuchał chłopak.
"Fajnie, że wzięłaś kota. Nie potrzaskaj mi się." Ostrzegłem Leo i udaliśmy się na wycieczkę krajoznawczą.
Dziewczyna pokazała mi całą szkołę, stajnie, boisko i na końcu ogród. Jak zawsze musiałem mieć przy sobie tableta. Dobrze, że to stworzyli. Dobijające jest ciągle nosić kartki i ołówki przy sobie. Poprosiłem dziewczynę, żeby położyła kota na ziemi, żebym mógł go narysować. Jednak on nie chciał współpracować i skończyło się na kupie śmiechu dziewczyny. Musiałem pomóc ściągnąć go z drzewa.
"Chodźmy zobaczyć czy Leo nie rozniósł pokoju."
Dziewczyna się zgodziła. Na reszcie miała spokój. Ku memu zdziwieniu pokój był cały a chłopaki się nie pozabijali.