Święta, święta i po świętach... Ale Nowy Rok, to co innego. On w końcu będzie trwał 365 dni, a nie jakieś tam 3. Byłam ciekawa, co też grupa pod wezwaniem wymyśliła. Wyszłam przed budynek. Powoli robił się tłum, bo każdy chciał zobaczyć te sławne fajerwerki, o których tyle mówili organizatorzy. W końcu pojawili się - 4 "wspaniałych", którzy za karę lub z własnej woli zajęli się naszym pierwszym wspólnym Nowym Rokiem. Od początku oniemiałam. Wyszli w pomarańczowych sukienkach (tak, nawet Dawid) z wielkim napisem PIROMANI. Już wiedziałam, że lepiej było wytresować parę smoków i efekt byłby lepszy. Kurochi wyczuł mój nastrój.
- Nie narzekaj, może będzie fajnie - szturchnął mnie w zaczepce.
- Ta, jasne - mruknęłam i chciałam jeszcze coś dodać, ale się zaczęło:
Gdy skończyli, pokiwałam głową z uznaniem.
- Nie jest złe - w końcu stwierdziłam. Uczniowie krzyczeli, szturchali się i wymachiwali. Wszyscy nagle zapomnieli o problemach ubiegłych dni.
- DOBRA, DOBRA, SPOKÓJ!!!! - wrzasnęłam, przeciskając się przez tłum. - Tak, tak, wiem, że cieszycie, bo przeżyliście cały boży rok, ale może trochę potem, co? Będziecie mieli tyyyyle czasu, ile chcecie, w końcu do końca tygodnia macie wolne - w reszcie się chociaż trochę uspokoili. - A teraz, jeśli nie jesteście zajęci, chciałabym wam coś pokazać - wyciągnęłam z kieszeni pilota i włączyłam wielki bilbord, wystawiony specjalnie na tą okazję. Film się zaczął:
Gdy w końcu się skończyło, wyłączyłam ekran.
- Możecie się rozejść, to koniec uroczystości - powiedziałam i sama wróciłam do pokoju. kuro ogarnął szybko łóżko i położyłam się spać. Co oni widzą w siedzenie i czekaniu przez pół nocy, żeby pocieszyć, że już nowa doba jest?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz