sobota, 9 lutego 2013

Inez

Kara jaką dostała Maya wydała mi się trochę dziwna, ale najdziwniejsza była reakcja Izo, która niemal popłakała się ze szczęści. Rzuciła się też na szyję temu chłopkowi i zaczęła mu dziękować. Facet odsunął ją i oddalił się bez słowa, a Izo zauważyła, że razem z innymi się w nią wpatruję.
- No co? – zapytała
- Nic – westchnęłam – Wejdźcie do pokoju – poprosiłam wszystkich
Posłuchali, a jak tylko znaleźliśmy się w mojej sypialni posadziłam Izo na łóżku i nakazałam krótko:
- Mów
- Ale co? – zapytała zdziwiona
- No co to oznacza, że Maya została wykluczona z rodu? – zapytałam, sadowiąc się na kanapie z przytulonymi do mnie Mayą i Eve
- Czy to coś złego? – wtrąciła się mała, zanim Izo zdążyła się odezwać
- Nie, w tym przypadku wręcz przeciwnie – powiedziała dziewczyna cala rozpromieniona – Wykluczenie z rodu oznacza, że pakt przestaje cię obowiązywać więc możesz zostać z Eve, nie ponosząc tego konsekwencji
- Wspaniale! – zawołały chórem dziewczynki
- Ale w takim razie czemu Jack nie zrobił tego od razu tylko zaczął straszyć jakąś karą? – zapytał Blar
- Pewnie musiał tak postąpić żeby zachować autorytet – domyśliłam się
- Masz rację. Ja też myślę, że dlatego tak postąpił. Widać było, że nie ma najmniejszej ochoty karać Mayi – powiedziała Lauri
- No cóż. Ważne, że to się dobrze skończyło – podsumowałam z ulgą – A teraz… - nie dokończyłam bo usłyszałam cichy dźwięk dzwoneczka
Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam Nalę leżącą na parapecie i bawiącą się kokardą z malutkim dzwoneczkiem. Wstałam z kanapy i podeszłam do niej. Kotka szybko wskoczyła mi na ręce. Wróciłam z nią na swoje dawne miejsce i zaczęłam ją głaskać. Po chwili w moje ślady poszły dziewczynki 
- Skąd to masz, co? – zapytałam kotkę
- Od Leonardo – odezwała się po chwili Eve
- Co?
- No Leo dał jej to żeby się nie nudziła – wyjaśniła
- No to trzeba mu podziękować – powiedziałam, wstając
- To my już wrócimy do siebie – powiedziała Izo i czwórka przyjaciół wyszła z mojego mieszkania.
Ja odprowadziłam dziewczynki do ich pokoju, a potem zapukałam do lokum chłopaków. Drzwi otworzył mi Leo. Wyglądał na trochę spiętego jakby spodziewał się bury.
- Cześć – przywitałam się  – Mogę wejść?
- Spoko – powiedział i przepuścił mnie w drzwiach
Kiedy weszłam zauważyłam, że Rafaell śpi. Przeszłam więc od razu do kuchni. Tam usiadłam na jednym z krzeseł z Nalą na kolanach.
- Rafaell jest zmęczony i wolałbym żebyś go nie budziła bo… - zaczął Leo, wchodząc za mną do kuchni
- Nie zamierzam – przerwałam mu – Przyszłam do ciebie
- A niby po co?
- Żeby podziękować
- Że co?! – zdumiał się chłopak
- Ciszej bo sam obudzisz swojego pana – powiedziałam z lekkim uśmiechem
- Ale za co ty mi dziękujesz? – zapytał, puszczając moją uwagę mimo uszu
- Za opiekę nad Nalą i za prezent, który jej dałeś – powiedziałam szczerze
- Ale myślałem…. – Leo urwał zmieszany
- Myślałeś, że zrobię awanturę? – zapytałam domyślnie, a chłopak kiwnął głową – Nie mam o co. Przecież nie zrobiłeś jej nic złego, a to że się z nią bawiłeś zrobiło dobrze wam obojgu
- Skąd wiesz, że…?
- Że się z nią bawiłeś? Od Mayi. A to, że dobrze na siebie działacie widać na pierwszy rzut oka – uśmiechnęłam się, wskazując kotkę, która zsunęła się tymczasem z moich kolan i łasiła mu się do nóg.

Rozalie

- Nira długo jeszcze? - pytam. Elfica już od godziny klęczy nad moimi nogami. Próbuje mnie uzdrowić.
- Już koniec - mówi i wstaje. Jest nawet zadowolona. - Próba?
Wzdycham i powoli zaczynam zbierać się z łóżka. Z pomocą Niry stanęłam. Elfica podała mi kule.
-Co najmniej pięć kroków - mówi i odchodzi kawałek. Niepewnie stawiam nogę za nogą. Sześć kroków, siedem kroków, osiem kroków. Po raz dziewiąty odrywam nogę od ziemi.
- Shit - klnę i upadam na podłogę. Jestem zła na samą siebie.
- Nic ci nie jest? - pyta Nira podchodząc do mnie. - Dlaczego płaczesz?
- Nigdy już nie będę chodzić! Nigdy! Ty niepotrzebnie marnujesz na mnie energię! - wykrzyczałam. Suvenire przytula mnie.
- Nie mów tak. Będziesz chodziła. Przysięgam - szepcze i układa mnie na wózku.
- Zawieź mnie do parku. Proszę - mówię i biorę jeszcze koc z łóżka. Nira spełnia moją prośbę po chwili jesteśmy na błoniach.
- Zostawiam cię - mówi i znika. Zamykam oczy. Wsłuchuję się w przyrodę. Śpiew ptaków, szum drzew, rżenie koni w oddali. Zaczynam nucić. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam śpiewać. Śpiewam o dzieciństwie, przyjaźni, wypadku, nieszczęśliwej miłości. O wszystkim co mi się przydażyło. Kiedy otwieram oczy na moich nogach siedzi ognisty ptak. Feniks. Jego pieśń roznosi się po całym parku.

Izozteka

"Nie, tylko nie to!" pomyślałam w duchu. Widok załamanej Eve był na prawdę przygnębiający.
-Jack, proszę... - wyszeptałam w stronę Władcy Mrozu. Chłopak wyglądający na może szesnaście lat, a w rzeczywistości żyjący już kilka stuleci westchną.
-Kara musi być.
-Ale...! - zaczeła Inez. Eve też chciała się wtrącić, lecz Jack nie im nie dał nawet się odezwać.
-Ale symboliczna - dodał czym zatkał obie dziewczyny.
Popatrzyłam na niego zdumiona. Widocznie cała ta sytuacja nie była mu na rękę, ale musiał tak postąpić. Rozumiałam go. Musi zachować swój autorytet... Ale czym może być dla niego symboliczna kara...?
Otworzyłam drzwi do pokoju i poprosiłam Mayę, Lauri i Teito by przyszli. Gdy już stali razem z nami, przemówił Jack:
-Mayu Stark, niniejszym wykluczam cię z rodu Elurra. Od dzisiaj nie możesz mianować się jedną z nich - wyrzucił z siebie szybko Jack, zanim ktoś zdołał mu przeszkodzić.
Wszystkich zamurowało. W szczególności Maya nie wiedziała co powiedzieć. No bo wcześniej nawet nie wiedziała, że należy do naszego rodu, a teraz nagle została z niego wykluczona... Spore zamieszanie się przez to narobiło.
-Ale... Ale... - próbowała coś powiedzieć. 
Nagle cała się rozpromieniłam. Już wiedziałam co to znaczy. Poprzez wykluczenie z rodu, sprawił, że pakt przestał Mayę zobowiązywać i będzie mogła zachować swój kontrakt z Eve.
-Oh, Jack! - wykrzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję. Nie wiem kiedy, ale po policzkach popłynęły mi łzy szczęścia. Zrobiłam się zdecydowanie zbyt ckliwa. - Dziękuję.
Chłopak zaśmiał się krótko i odsuną mnie od siebie. Uśmiechnoł się dość krzywo i... odszedł. Tak po prostu sobie poszedł. Po chwili zdałam sobie że wszyscy na mnie patrzą nic nie rozumiejącym wzrokiem.
-No co? - spytałam.

Leonardo

-To ja pójdę oddać Nalę.- powiedziałem do przyjaciela, który właśnie przysypiał.
Otuliłem go kołdrą i... przypomniało mi się o maleńkim dzwoneczku, który chciałem kiedyś wcisnąć Rafaellowi. Wyszukałem go w jednej z szaf wraz z różową, aksamitną wstążką, która sam nie wiem skąd się tam znalazła. Delikatnie dowiązałem go kotce do obróżki a z reszty zrobiłem puchatą kokardę. Z każdym jej krokiem dzwonił cichutko.
Kotka zaczęła bawić się dzwoneczkiem i przeskakiwać przez poszczególnie części kokardy. Chyba jej się spodobało. Na końcu ułożyła się na niej wygodnie i zaczęła mruczeć.
-Ciekawe jakie są psy.- mruknąłem do siebie.
Zabrałem kotkę wraz z nową zabawką i wyszedłem z pokoju. Zaraz po tym jak się znalazłem na korytarzu usłyszałem czyjeś krzyki. Pech chciał, że to była właścicielka mojej nowej, mruczącej towarzyszki. Gdybym oddał jej ją teraz tak po prostu do rąk to podejrzewam, że miałbym ubaw. Ale... Rafaell prosił o kulturę z mojej strony, więc nie mogłem.
Ruszyłem więc bezszelestnie do wyjścia. Na szczęście nikt nie zauważył. Udałem się wprost pod okno Inez i za pomocą cienia drzewa otwarłem okno jej pokoju. Słychać było, że ktoś tam jest. Wsunąłem tym samym cieniem delikatnie kotkę do środka i ułożyłem na parapecie, po czym zamknąłem okno i wróciłem do siebie, nadal niezauważony.
-Jestem!- walnąłem uradowany gdy zamknąłem za sobą drzwi. Przyjaciel uniósł głowę, popatrzyła na mnie przymrużonymi oczyma i rzucił poduszką.- Oj tam oj tam.
"Gdzie byłeś?" zapytał ziewając.
-Mówiłem, że Nalę odnoszę.
"Sorki. Zapomniałem. Daj mi spać." wymigał ale po chwili jeszcze zapytał "A mam się za ciebie wstydzić?"
-Nie. Dzisiaj nie. Dałem jej taką wielką, aksamitną kokardę i dzwoneczek.
"A Inez na to?"
-Dowiemy się. Chyba miała inne problemy na korytarzu, więc wsunąłem ją cieniem drzewa przez okno, tak, żeby mnie nikt nie widział. Nala chciała na szczęście współpracować.- uśmiechnąłem się.
"Jestem z ciebie dumny." wymigał z uśmiechem.
-Ty tak...- zmieszałem się- Ale Rada nie. Według nich czując jakieś uczucia jestem już wadliwy.
"Że co?!" zdziwił się. Widziałem, że był poruszony. W sumie, to mnie to nie zaskoczyło. Nigdy nie mówiłem mu nic o Radzie. "Ale dlaczego?"
-Tak już jest. My jesteśmy po to by bez żadnych przeszkód: wytropić, rozbroić i zabić. Nie wiem jak się okazuje uczucia i nie wymagaj tego ode mnie. To nie moja działka.
"Rozumiem. Dla mnie nie jesteś wadliwy. Oni są wadliwi." uśmiechnął się.
-Zaparzę ci zioła.- powiedziałem odwzajemniając uśmiech.
Ruszyłem do kuchni zrobić obiecaną rzecz a gdy wróciłem Rafaell już spał. Nie chciałem go budzić. Postawiłem kubek na szafkę przy łóżku i zacząłem kończyć kiedyś napoczęty horror. Sam nie wiem kiedy nad nim zasnąłem. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Usłyszałem dzwoneczek. Czyli Inez...
Coś czułem, że będzie ciężko ale wolałem przeczekać napad jej złości i nic nie wyjaśniać. Nie musiała wiedzieć. A dzwoneczka i tak już by nie wcisnęła mi z powrotem.

Inez


Kiedy razem z Mayą wyszłyśmy z pokoju natknęłyśmy się na nasze znajome siostry.
-Maya, jest do ciebie sprawa - zwróciła się do małej Izo.
-Naprawdę? Jaka? - spytała zdezorientowana dziewczynka.
-Zostałaś oskarżona o złamanie przymierza pomiędzy mną, a waszym rodem - powiedział lodowato chłopak, którego wcześniej nie zauważyłam
- Ale jakiego przymierza? Jakiego rodu? Nie rozumiem o co chodzi – powiedziała Maya trochę przestraszona.
- Nie wiedziałaś, że jesteś członkiem naszego rodu? – zapytała ją Lauri, a mała pokręciła głową.
- To nie ważne i tak musisz ponieść konsekwencje – powiedział chłopak z poważną miną.
- Jack… - zaczęła Izo.
- Nie ma na to rady – przerwał jej.
- Chwileczkę – powiedziałam, a wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni. – Teito zabierz proszę Mayę i Lauri do mojego pokoju i poczekajcie tam na nas dobrze? – poprosiłam spokojnie.
Chłopiec z ponurą miną spełnił moją prośbę i zniknął za drzwiami mojego pokoju, zabierając ze sobą dziewczynki.
- Może mi wyjaśnicie o co chodzi i co ważniejsze jaką karę ma ponieść Maya? – poprosiłam.
- Jest naszą daleką krewną, a to oznacza, że powinna się związać z wróżem mrozu a nie z…
- A nie z przyjaciółką kotołaczką, która już ze sto razy uratowała jej życie, tak?
- Ehhh, no tak – przyznała Izo, po czym spojrzała na mnie przepraszająco i dodała: – Ja wiem, że ona nie zdawała sobie z tego sprawy, ale jej rodzice powinni…
- Rodzice, których prawie nie znała? – zapytałam. – Do jasnej anielki Izo przecież ona ma dopiero 7 lat! – nie wytrzymałam - Już przeszła więcej niż większość dorosłych ludzi, a wy chcecie ją karać za to, że została związana nie z tą istotą co trzeba? Nie mówiąc już o tym, że nie zdawała sobie z tego sprawy – zapadła cisza, którą niespodziewanie przerwał Blar.
- Ona ma racje – szepnął – Jack, nie możemy karać małej za błędy rodziców. Poza tym, osobiście poznałem Eve i wierz mi, że jest godna tego by być towarzyszką Mayi.
- Ale ona jest kotołaczką, a nie wróżką mrozu! – upierał się chłopak.
- Jestem kotołaczką, ale jestem związana z Mayą mocniej niż zwykłym Kontraktem – usłyszeliśmy cichy głos.
Odwróciliśmy się zaskoczeni i zobaczyliśmy stojącą nieopodal Eve. Dziewczynka zazwyczaj bardzo spokojna teraz miała łzy w oczach, a kiedy mówiła głos jej się łamał.



Lauri

-Wstawaj, mała, robota czeka - powiedział głos nad moją głową.
-Jeszcze chwilkę - wymruczałam przekręcając się na drugi bok.
-Ale już znalazłem wyjaśnienie tego, o co mnie prosiłaś - dodał głos, na co ja w końcu skojarzyłam do kogo należy.
-Jack! - powiedziałam szybko się podnosząc. Chłopak wybuchł śmiechem widząc moją zdziwią minę.
-Już znalazłem te dane i mam pewność, że Maya jest twoja daleką krewną - dodał.
-Naprawdę? - ucieszyłam się. Nawet udało mi się uśmiechnąć...
 -Tak, ale to oznacza, że złamała przymierze które zawarłem z waszym rodem.
-Jak to? - Pobladłam.
- Łącząc się z kotołakiem a nie wróżem mrozu. - Jack westchną. -  Można by uznać, że to przez niewiedzę, ale to dalej jest złamane przymierze. Trzeba to jakoś załatwić ubieraj się. Izo i Blar robią już śniadanie. Za pół godziny musimy być u Mayi i Eve.

* * *

Po pół godzinie skierowaliśmy się w stronę pokoju Mayi. Jednak nie doszliśmy tam, bo otworzyły się drzwi pokoju Inez i wyszła z nich właścicielka wraz z Mayą!
-Maya, jest do ciebie sprawa - zwróciła się do dziewczynki Izo.
-Naprawdę? Jaka? - spytała mała zdezorientowana.
-Zostałaś oskarżona o złamanie przymierza pomiędzy mną a waszym rodem - powiedział grobowym głosem Jack. Choć może lepiej by się sprawdziło, gdybym rzekła, że powiedział to lodowatym głosem...

Cavaliada - event

Wstałam z łóżka. Po tej zabawie u Inez niespecjalnie się wyspałam.
Podeszłam do Diva.
- Ubieraj się. Jedziemy do Monako - mówię mu. Ten spogląda na mnie zaspany.
- Do Monako? Kobieto dobrze się czujesz? -
- Tak Div. Musimy zdobyć pazur nietoperza Canry. Trzeba wkońcu załatać tą dziurę w barierze ochronnej - powiedziałam - Spakuj nas, a ja idę do Inez - wybiegłam z pokoju.
- Inez! - wołam wchodząc do pokoju, bez pukania. Cisza. Idę do jej sypialni. Dziewczyna jeszcze śpi.
- Inez! Wstawaj! Mam do ciebie sprawę! - krzyczę i zrzucam ją z łóżka. 
Jest przerażona. Na widok jej miny wybucham śmiechem.
- Co jest? Co chcesz? - mówi i rzuca we mnie poduszką.
- Jadę do Monako. Zajmij się Draco - mówię uśmiechając się.
- Do Monako? Czyżby po pazur nietoperza? - pyta Alex stojący w drzwiach. Odwracam się.
- Tak. Wrócę za jakiś czas. Przywiozę wam coś - mówię i wybiegam z pokoju. 
Div stoi już przed drzwiami z małą torbą.
- Jak dostaniemy się do Monako? - pyta. 
Wznoszę oczy do góry.
- Hmmm, ciekawe... To ty tu masz skrzydła nie ja! - mówię. 
Div klepnął się w czoło, wziął mnie na ręce i wylecieliśmy przez otwarte okno.
- Ale wiesz, że ja muszę też odpoczywać co jakiś czas? - pyta.
- Mam bilety na pociąg - odpowiadam uśmiechając się. - Odjeżdża za 2 godziny. Wiesz gdzie lecieć- anioł kiwnął głową i przyśpieszył.

***
4 godziny później.

- W co ja się wpakowałem? Czy ty wiesz ile tu jest nietoperzy? Jak znajdziemy tego całego Canry? - mamrocze Div. 
Jestem zdenerwowana. Trochę ciężko szuka się jednego nietoperza, kiedy wokół jest pełno takich samych! No ale podjęłam się więc muszę go znaleźć. No cudnie.
- Div, zamknij się. Proszę. Próbuję się skupić! - mówię. 
Szukałam ogromnej jaskini. Według książek tam powinien być ten nietoperz. Szliśmy jeszcze 2-3 godziny kiedy dotarliśmy. Była to wielka jaskinia. wejście miało może 14-15 metrów wysokości, a 17 szerokości. W powietrzu unosiła się magia.
- To tu - mówię odwracając się do Diva. 
Wygląda okropnie. Jego zazwyczaj białe skrzydła, teraz są zielono-brązowo-czarne. Włosy ma potargane (nie żeby wcześniej były ułożone). Delikatnie mówiąc wyglądał okropnie! Ja pewnie nie wyglądałam lepiej.
- Gotowa? - pyta mnie. Łapię go za rękę.
- Jeśli ty jesteś gotowy.



piątek, 8 lutego 2013

Maya

Po krótkiej rozmowie Lauri pociągnęła mnie w stronę kociaków Izo. Bawiłyśmy się z nimi przez pewien czas, aż wreszcie Inez zawołała:
- Dzieciaki zostawcie na chwilkę kotki w spokoju – poprosiła – Zaraz będziemy jeść więc idźcie umyć ręce i siadajcie do stołu.
Wykonałyśmy prośbę bez protestów, a kiedy już usiadłyśmy przy stole do pokoju weszli Alex i Div. Obaj nieśli półmiski z wspaniale pachnącymi potrawami. Postawili je na stole i wszyscy zabraliśmy się do jedzenia. Wszystko było pyszne, ale najlepszy był tort czekoladowy, który Alex wniósł na zakończenie uczty.
Później mogliśmy dalej bawić się, smiać i rozmawiać. W pewnym momencie jednak zmogło mnie zmęczenie. Usiadłam Inez na kolanach i przytuliłam się do niej....
Przebudziłam się kiedy ktoś kładł mnie na łóżku. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą Alexa.
- Spij kochanie – szepnął anioł, widząc, że mam otwarte oczy – Spij i odpoczywaj bo dużo ostatnio przeszłaś – usłuchałam

Obudziłam się późnym rankiem. Ku mojemu zaskoczeniu Eve zerwała się z łóżka dużo wcześniej i przygotowała dla mnie pyszne śniadanie.
Po jedzeniu nakarmiłam psiaki i przy okazji przypomniałam sobie, że nie mają jeszcze imion.
- Hm… Eve jakie imiona do nich pasują? – zapytałam przyjaciółkę
- Ja nie wiem, a ich pytałaś?
- Ich?
- No… psiaków
- Nie pomyślałam o tym… - zastanowiłam się – Ale przecież wiesz, że ja nie rozumiem zwierząt
- Ale ja rozumiem i mogę je zapytać – zaproponowała
- Oj, tak! Zrób to, proszę! – zawołałam
- No dobrze… - powiedziała ze śmiechem po czym skoncentrowała się na zwierzakach – Luck i Lea – powiedziała po chwili
- Jak?
- No Luck i Lea, tak się nazywają – wyjaśniła Eve
- Ale ładnie! – zachwyciłam się
- Jasne – przyznała mi racje Eve – A może teraz pójdziemy do parku?
- Super, ale pieski są jeszcze troszkę niesforne i boje się je puścić wolno – zasępiłam się
- To może niech Luck i Lea tu zostaną, a my zabierzemy ze sobą koty?
Tak zrobiłyśmy.
Na początku do parku zabrałyśmy tylko kotkę Inez. Już miałyśmy zacząć się z nią bawić kiedy zauważyłam w oddali Rafaella. Martwiłam się o niego i musiałam isć zobaczyć czy wszystko z nim dobrze.
- Zaraz wrócę – obiecałam przyjaciółce i pobiegłam pędem w kierunku przyjaciela.
Kiedy się zbliżyłam zauważyłam, że się śmieje.
- Rafaell!- krzyknęłam i przytuliłam się do niego - Już ci przeszło... Nareszcie...- powiedziałam z uśmiechem, a on pogłaskał mnie po głowie - Pobawisz się ze mną, Eve i Nalą? – zaproponowałam bo chciałam żeby chłopak pozostał uśmiechnięty.
- He he he. Sam nie wiesz co masz zrobić. Spadła ci z nieba.- wycedził Leo.
- Ty też możesz – powiedziałam do niego z uśmiechem
- Że co?! Ja? Nie nie nie... Zwierzaki to ja wolę rozwalać, a nie niańczyć.
- No weź. Musiałeś się z kotem kiedyś bawić – nalegałam i już po minucie zrozumiałam, że popełniłam błąd
- Nie. Nigdy - mruknął niezbyt przyjaźnie chłopak - Będę w pokoju jakby co. Miłej zabawy - rzucił i zaczął się oddalać
Zrobiło mi się przykro i spróbowałam zatrzymać chłopaka
- Przepraszam! – krzyknęłam za nim.
Stanął, ale się nie odwrócił. Rafaell podbiegł do niego szybko i cos wymigał. Przez chwilę rozmawiali, targowali się, ale w końcu Leo ustąpił i poszedł z nami.

Wróciłam z przyjaciółmi do czekającej na nas Eve i zauważyłam, że dołączyły do nas także inne kotki.
- A to czyje bestie? - zapytał Leo, wskazując na małe kociaki - Kotka to wiem, że od gołębia jest, ale te?
- To kociaki Izo. Jest jeszcze Kot z Cheshire. Tutaj masz Zimę, Śnieżynkę i Śnieg – wyjaśniłam - Ale ciebie Nala nie odstępuje – uśmiechnęłam się przyjaźnie
Leo czuł się niezręcznie i trudno mu się dziwić skoro jeszcze nigdy nie bawił się z kotami. Na dodatek Eve wcale mu nie ułatwiała sprawy, patrząc na niego krzywym wzrokiem.
Kiedy tylko chłopak zorientował się, ze nie jest do końca akceptowany spróbował wymknąć się do pokoju.
- Wiedziałem, że to bezsensu jest. Nie przeszkadzajcie sobie - powiedział i spróbował wstać, ale Rafaell go powstrzymał. Położył mu łaszącą się właśnie do niego Nalę na kolanach i zaczął głaskać ją jego dłonią - To bez sensu...- mruknął Leo, ale Rafaell nie dawał za wygraną.
W końcu Rafaell zabrał rękę, a Leo sam zaczął zabawiać się z kotką. Nawet się uśmiechnął. Bardzo ładnie razem wyglądali i widać było, że przypadli sobie do gustu.
- Wiesz co...- zaczął niepewnie chłopak, zwracając się do Rafaella po długim czasie zabawy - Miałeś rację. Koty nie są nawet takie złe, jakby nie patrzeć.
- Masz coś do kotów? – zapytała niespodziewanie Eve, a wyglądała na naprawdę oburzoną
- No właśnie zmieniam zdanie - zauważył Leo.
- Nienawidzisz zwierząt? – ciągnęła dalej dziewczyna
- To akurat prawda. Wolę je rozwalać - powiedział szczerze, a Eve słysząc to zagotowała się
- Co?! Jak możesz!! – krzyknęła - Jesteś... jesteś...
- No dalej. Powiedz to. I tak to wiem. Nie zmienisz tego.
- Jesteś potworem! – wrzasnęła
- No nareszcie. Teraz mogę już iść.
- Eve! Leo! Opanujcie się! - poprosiłam, a mój głos zabrzmiał bardziej stanowczo niż zakładałam
- On zaczął. Nazwał kociaki bestiami! – zawołała Eve
- On ma wszystko tropić i w końcu rozwalać. Jest przecież łowcą. Do tego go szkolono – wyjaśniłam spokojnie
- Naprawdę już pójdę bo sprawiam jedynie problemy. Wybacz Rafaell – powiedział Leo po czym wstał i ruszył do szkoły - Masz fajne uszka – krzyknął do Eve na odchodnym
- Ty też pójdziesz? – zapytałam Rafaella. Kiwnął przytakująco głową, patrząc na oddalającą się powoli sylwetkę przyjaciela - No dobrze. Weź Nale – powiedziałam bo wpadło mi do głowy, że ona może pomóc Leo się uspokoić - Ja to Inez wyjaśnię. Leć za nim! – ponagliłam go
Rafaell przytulił nas na pożegnanie, wziął delikatnie kotkę na ręce i pobiegł za przyjacielem.
- No i po co to zrobiłaś? – zapytałam Eve z wyrzutem
- Niby co?
- No po co obrażałaś Leo? Przecież nic złego nie robił, a wręcz przeciwnie, świetnie się bawił z Nalą
- Oj no, ale on jest nieprzyjemny i sam się przyznał, że nie lubi zwierząt – broniła się przyjaciółka
- Och, już ci tłumaczyłam dlaczego tak jest – zniecierpliwiłam się – Poza tym nie uważasz, że trzeba dać mu szanse? – zapytałam
Zapadła cisza, a po chwili Eve westchnęła ciężko i przyznała
- Masz racje…. Przepraszam – szepnęła – Nie gniewaj się
- Nie gniewam się – przytuliłam ją z uśmiechem – Ale muszę iść zobaczyć co z Leo – dodałam po krótkim namyśle
- No dobrze, pójdę z tobą
- Nie nie nie, bo znowu się pokłócicie – zaprotestowałam – Wróć do pokoju i zajmij się psami, a ja pójdę najpierw do Inez , a potem do Rafaella
- W porządku – zgodziła się i każda poszła w inną stronę

Kiedy przyszłam do pokoju Inez, dziewczyna akurat czytała jakąś książkę.
- Maya! – ucieszyła się kiedy mnie zobaczyła – Wszystko w porządku?
- Yyy… nie do końca, ale nie chcę ci przeszkadzać – powiedziałam i chciałam wyjść z pokoju
- Nie przeszkadzasz – powstrzymała mnie przyjaciółka – Powiedz mi co się stało?
Opowiedziałam jej o zabawie w parku i sprzeczce Eve i Leo.
- Nie przejmuj się, przejdzie im – pocieszyła mnie Inez – Eve przekona się do Leo i vice versa
- Ale ona go nie lubi i to bardzo – zaprotestowałam
- Wiesz mi zmieni swoje nastawienie – powiedziała z dziwnym uśmiechem – Leo wcale nie jest taki zły. To tylko jego maska choć czepia się jej jak tylko może
- Tak, to prawda – przyznałam - Wiem, że on też ma uczucia i dlatego chciałabym isć i sprawdzić czy wszystko gra. Pójdziesz ze mną? – poprosiłam
- Oczywiście

Rafaello

W nocy miałem totalny mętlik w głowie, śniły mi się jakieś dziwne rzeczy i w ogóle... Zawsze tak było jak traciłem jakąś część pamięci, tyle, że nie wiedziałem nigdy jaką. Ale na szczęście Leo dał mi jakieś zioła czy jak on to nazwał, ale nie ważne. Ważne, że zadziałały i nie byłem aż tak przewrażliwiony. Po dobrym śniadaniu przyjaciel zabrał mnie do parku, żeby, jak on to stwierdził, sprawdzić co jeszcze umiem.
Udaliśmy się więc do parku. Nie wiem skąd ale Leonardo wyskoczył z dwoma atrapami mieczy i zaczęliśmy się bić. Szło mu o wiele lepiej niż mi. Ja się musiałem namęczyć żeby go choć drasnąć, a on mnie tak po prostu, bez wysiłku łatwo przewracał na murawę. W końcu stwierdził:
- No mogło być lepiej, ale jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że korzystasz prawie wyłącznie z instynktu i odruchów, to aż tak źle nie jest.
"Powiedział Profesor od siedmiu boleści."
- Stwierdzam tylko fakty - powiedział i zrobił niewinną minę.
"Pomógł byś mi lepiej wstać"
- W końcu byś się podniósł - walnął z uśmiechem, stosując się do mojej prośby - To teraz co?
"Mi się nie pytaj"
-Ach... Chyba za dużo ci tych ziółek zaparzyłem. Teraz to ci wszystko obojętne. Jesteś normalnie... nienormalny! - uniósł się, a potem parsknął śmiechem.
Nie mogłem pozostawić takiej sytuacji bez swojego udziału i zacząłem też się śmiać. To nic, że nie było słychać. Ważne, że Leo raz nie potrafił słów dobrać. Nie zdarzało mu się to często więc miałem swoją chwilkę chwały.
Radość przerwał, a raczej przerwała Maya, która nas wyłapała wśród parku.
- Rafaell!- krzyknęła i przytuliła się do mnie - Już ci przeszło... Nareszcie...- pogłaskałem ją po głowie - Pobawisz się ze mną, Eve i Nalą?
- He he he. Sam nie wiesz co masz zrobić. Spadła ci z nieba.- wycedził przyjaciel. Zmierzyłem go wzrokiem.
- Ty też możesz - oświeciła go Maya.
- Że co?! Ja? Nie nie nie... Zwierzaki to ja wolę rozwalać, a nie niańczyć.
- No weź. Musiałeś się z kotem kiedyś bawić - nalegała.
-Nie. Nigdy - mruknął niezbyt przyjaźnie.- Będę w pokoju jakby co. Miłej zabawy - rzucił i zaczął oddalać się.
- Przepraszam! - krzyknęła za nim. Stanął, ale się nie odwrócił. Wykorzystałem sytuację i podbiegłem do niego.
"Leo nie wiedziała. Ja w sumie też" zacząłem.
- Wiem. Zazdroszczę ludziom tego, że wychowywali się w rodzinach - otworzył się nieco - Tam tego nie ma. Tu to troszkę nadrabiam. Z tobą. Ale widzisz, że teraz nawet ciebie coś wyniszcza, a ja nadal nie wiem co – posmutniał - Ale teraz idź się bawić. Dobrze ci zrobi.
"Bez ciebie nie idę"
- Nie targuj się. Nie wygrasz. To tak jakby próbować nauczyć starego kota pływać. Czysty absurd.
"Człowiek uczy się przez całe życie. Czy jakoś tak. Tak to chyba leciało." wymigałem niepewnie. Szczerze nie wiedziałem czy tak to leciało, ale chyba sens był taki sam.
- Nie i koniec. Postanowiłem. A teraz idź - powiedział i dał krok do przodu, ale chwyciłem go za nadgarstek.- Nie rób scen.
"To ty nie rób" wymigałem jedną ręką.
- Ach... Jak pójdę to... to się opanujesz? - zapytał po dłuższej chwili.
Zamiast odpowiedzi posłałem mu promienny uśmiech i razem z Mayą zaciągnęliśmy go do zabawy.
***


W ogrodzie czekała Eve. Nie wiem jak, ale w sumie z jednej kotki zrobiło się ich aż cztery. Dobrze się złożyło.
- A to czyje bestie? - zapytał Leo, wskazując na małe kociaki - Kotka to wiem, że od gołębia jest, ale te?
- To kociaki Izo. Jest jeszcze Kot z Cheshire. Tutaj masz Zimę, Śnieżynkę i Śnieg. Ale ciebie Nala nie odstępuje - uśmiechnęła się.
Leo czuł się nieswojo. Nie spotkał się z sytuacją, żeby tak od siebie głaskać kota. Chyba... Spojrzał na Eve, a ona krzywo zmierzyła go wzrokiem. Była nieufna. Przyjaciel szybko to wykorzystał.
- Wiedziałem, że to bezsensu jest. Nie przeszkadzajcie sobie - powiedział i spróbował wstać, ale mu nie pozwoliłem. Położyłem mu łaszącą się właśnie do niego Nalę na kolanach i zacząłem głaskać ją jego dłonią - To bez sensu...- mruknął.
"Daj sobie szansę. Jej się podoba"
- Matko z tobą...- wywrócił oczami.
W końcu jednak zabrałem rękę, a on sam zaczął zabawiać się z kotką. Nawet się uśmiechnął. Kotka rozwiała jego troski. Najlepiej szło im gonienie jego sznurka od bluzy. Ładnie Leonardo wyglądał z uśmiechem na ustach i rozciągnięty na trawie. Zwierzę fajnie kontrastowało z jego włosami. Wreszcie przydały się jego długie zwinne palce.
- Wiesz co...- zaczął niepewnie po długim czasie zabawy - Miałeś rację. Koty nie są nawet takie złe, jakby nie patrzeć.
- Masz coś do kotów? - zapytała oburzona kotołaczka.
- No właśnie zmieniam zdanie - zauważył Leo.
- Nienawidzisz zwierząt? - ciągnęła mała dalej.
- To akurat prawda. Wolę je rozwalać - powiedział szczerze.
- Co?! Jak możesz!! - uniosła się - Jesteś... jesteś...
- No dalej. Powiedz to. I tak to wiem. Nie zmienisz tego.
- Jesteś potworem!
-No nareszcie. Teraz mogę już iść.
- Eve! Leo! Opanujcie się! - uspokoiła ich Maya.
- On zaczął. Nazwał kociaki bestiami!
- On ma wszystko tropić i w końcu rozwalać. Jest przecież łowcą. Do tego go szkolono - oświeciła przyjaciółkę.
- Naprawdę już pójdę bo sprawiam jedynie problemy. Wybacz Rafaell.
Czar jak z bajki prysnął prawdopodobnie bezpowrotnie. Leo wstał i ruszył w kierunku szkoły. Rzucił tylko jedno zdanie do Eve:
- Masz fajne uszka - powiedział szczerze, wcale nie wrednie.
- Ty też pójdziesz? - zapytała mnie Maya. Kiwnąłem przytakująco głową, patrząc na oddalającą się powoli sylwetkę przyjaciela - No dobrze. Weź Nale. Ja to Inez wyjaśnię. Leć za nim! - ponagliła mnie.
Przytuliłem obie dziewczynki na pożegnanie, pochwyciłem delikatnie kotkę i pobiegłem za przyjacielem.
***

Dogoniłem go dopiero w pokoju.
- Nie naciskaj.- powiedział, widząc kotkę - Mamy już dość problemów. Więcej nie potrzeba.
"Maya chciała nam pomóc. Nie mogłem jej odmówić. Zależy jej" wymigałem po tym jak wręczyłem mu kotkę "Dziś masz luźny dzień. Możesz z nią szaleć"
- To może ja jej coś do jedzenia dam? Yyy... Czym się kota karmi? - zapytał zdezorientowany. Nie chciał strzelić gafy.
"Mleko Leonardzie. Mleko ci się przyda"
Chłopak nakarmił kotkę, a zaś leżał z nią na łóżku, wsłuchując się w zadowolone mruczenie towarzyszki.
- Oby Inez nie wpadła zbulwersowana...- zaczął niepewnie. Nala działała na niego jak jakiś środek odurzający. Otwierał się odrobinkę przede mną - Chyba się nieco ostatnio dogadaliśmy.
"Serio?"
- No tak mi się zdaje. Jak gadaliśmy w kuchni wczoraj to było kulturalnie nawet z mojej strony. Jak na mnie. Mogłem się bardziej wysilić, ale wiesz jak to ja. Na to trzeba dużo czasu.
"Wiem" wymigałem i położyłem się z drugiej strony kotki. "Na serio podobały ci się uszy Eve?"
-Tak. Takie puszyste są. W zimie nie zmarznie.

czwartek, 7 lutego 2013

Lauri

Siedziałyśmy z Mayą w kącie i cichutko ze sobą rozmawiałyśmy. Najpierw opowiedziałam jej co się stało po jej odejściu, a potem poprosiłam, żeby pokazała mi medalion dzięki któremu skomunikowała się z Blarem.
-A po co ci? - spytała wyjmując naszyjnik i podając go mi.
-Chcę coś sprawdzić - odparłam tajemniczo i wzięłam medalion do dłoni jednocześnie mocno się koncentrując na Jacku. Gdy uznałam, że jestem wystarczająco skoncentrowana spytałam w myślach: - Jack? Słyszysz mnie?
Przez chwilę nic nie następowało aż w końcu usłyszałam:
-Lauri? Skąd masz ten naszyjnik? – usłyszałam jego zaniepokojony głos w głowie.
-To pamiątka po matce mojej koleżanki. Mógłbyś to sprawdzić? Coś mi się zdaje, że odnalazłyśmy zagubioną linię naszego rodu.
-Naprawdę? – spytał zdumiony. – Zaraz się tym zajmę – dodał i straciłam połączenie.
-Proszę – oddałam naszyjnik zdumionej May. – Musiałam coś sprawdzić, ale zanim podam ci wyniki musimy trochę zaczekać.
-Trochę to ile? – spytała.
-Kilka dni. A teraz chodźmy pobawić się z kotami – odparłam wskazując na czwórkę ze stadka Izo, która właśnie wkroczyła dumnie do pokoju. Tym  manewrem ładnie oderwałam Mayę od rozmyśle na temat naszyjnika i sprawiłam, że miałyśmy się czym zająć.

środa, 6 lutego 2013

Inez

Wyszłyśmy z Mayą z pokoju Rafaella w nie najlepszych nastrojach. Obie bardzo się martwiłyśmy o chłopaka. Nawet nie musiałam tłumaczyć Mayi co i jak bo dziewczynka rozumiała i to znacznie więcej niż nam się wydawało.
Kiedy dotarłyśmy do mojego mieszkania czekał już na nas nakryty stół. Alex natomiast uwijał się w kuchni z uśmiechem na ustach.
- Rafaell nie przyjdzie? – zapytał kiedy nas zobaczył
- Raczej nie – odpowiedziała smutno Maya
- Ale za to Izo zaraz powinna być – wtrąciłam żeby poprawić atmosferę.
W końcu mieliśmy świętować, a nie smucić się. Jakby w odpowiedzi usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Kiedy je otworzyłam zobaczyłam Izo i Blara oraz dwójkę dzieci.
- Inez, przedstawiam ci moją siostrzyczkę Lauri i jej sługę Teito – zaszczebiotała Izozteka, a ja uśmiechnęłam się do dzieciaków
Nie odwzajemnili uśmiechu, ale i tak wydawali się sympatyczni.
- Proszę, wejdźcie – powiedziałam, przepuszczając ich w drzwiach – Czekamy jeszcze na Eve, która ma przyprowadzić Cav i Diva
- W porządku – powiedziała Lauri
Ku mojemu zdziwieniu kiedy dziewczynka zobaczyła Mayę na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu
- Dobrze, że wróciłaś – powiedziała, podchodząc do niej
Maya coś jej odpowiedziała, ale nie usłyszałam co bo w tej samej chwili do pokoju zapukali Divertente i Cavaliada.
- Część – przywitałam ich i wprowadziłam do pokoju
Cav usiadła ze mną przy stole, ale Div wolał pomóc Alexowi w kuchni. Widocznie chcieli pogadać w spokoju, a ja nie zamierzałam im w tym przeszkadzać
Sama zajęłam się zabawianiem reszty gości. Podczas rozmowy z Cav i Izo zauważyłam, że Lauri i Maya siedzą w kąciku i zawzięcie o czymś rozmawiają. Eve i Teito pozostawieni chwilowo sami sobie zajęli się zabawą z Nalą, a kotce to pasowało.

Lauri

Właśnie razem z Teito i Blarem męczyliśmy się by upchać choć część moich rzeczy do szafy gdy do pokoju wpadła Izo.
-Zbierajcie się! - wypaliła zaraz w progu.- Idziemy na ucztę do Inez. Przy okazji ją poznacie - zwróciła się do mnie i Teito.
Nie byłam tym taka zdziwiona. Izo zawsze tak robiła, wpadała gdzieś i z rozpędu mówiła: "idziemy tu bo to i tamto, a przy okazji jeszcze to". Lubiłam to. Zawsze to jakieś urozmaicenie.
Oderwałam się od szafy co spowodowało, że wszystkie ciuchy z powrotem wypadły na chłopców. Izo i Blar wybuchnęli śmiechem gdy zobaczyli zdziwiona minę Teito. Nawet ja lekko uniosłam kąciki ust.
-Chodźcie - wypowiedziała łagodnie Izo biorąc mnie za rękę.
Okazało się, że wcale nie mieliśmy daleko, bo to tylko na przeciwko było. Dziwne, że Izo zastukała i zaczekała aż ktoś otworzy zamiast - jak to mówiła kiedyś mama - "wparować z kopyta".
Drzwi otworzyła nam jakaś bunetka, a Izo powiedziała:
-Inez, przedstawiam ci moją siostrzyczkę Lauri i jej sługę Teito.
Nawet nie siliłam się na uśmiech, Teito zresztą też nie. To nie w naszym stylu.

wtorek, 5 lutego 2013

Leonardo

- Nie chcę przeszkadzać w tych czułościach, ale to nie najlepszy pomysł - wtrąciłem się.
- Gdyż?- zapytała Inez, dając wyraźnie do zrozumienia, że powinniśmy się stawić - Masz ciekawsze zajęcia?
- Można to tak ująć. Ale zostawmy ich samych na chwilę.- walnąłem spoglądając na zagadanych. Widać było, że Rafaell chciał się oderwać od przygnębienia. Zaprowadziłem więc gościa do kuchni.
- Nie wiem w co się pakowaliście ostatnio, ale spotkanie ma charakter wyłącznie…
- Wiem - przerwałem jej i wskazałem na krzesło znajdujące się naprzeciwko mnie - Siadaj.
- A coś ty taki markotny?- zapytała podejrzliwie.
- Nie będę owijał w bawełnę. Nie życzę sobie, aby ktoś się teraz kręcił wokół mojego pana.
- Ale to nie jest koncert życzeń. Poza tym, odstresujecie się trochę, bo z tego co widzę to w dobrych humorach nie jesteście. Mógłbyś czasem wyluzować.
- Doprawdy? Wyluzować? Jeszcze trochę, a nie będzie już ku temu powodu.
- Gdyż?
- Ja i konwersacje w pozytywnych klimatach to normalnie kpina - mruknąłem spuszczając głowę - Bo widzisz to nie jest takie proste.
- Ale co nie jest proste?
- Trudno się rozchmurzyć, jak masz świadomość, że zaraz to i tak zapomnisz.
- Że co proszę?- zdziwiła się.
- I jak ja mam ci to wyjaśnić.- westchnąłem - Konwersacje międzyludzkie to nie moja działka, chyba, że o zaczepki chodzi.
- To może powiedz prawdę?
- A co niby usiłuję zrobić, hę? Chodzi o to, że Rafaell traci pamięć a ja nie wiem dlaczego. Wiem, że ma doła i to dużego. Kiedyś też tak było...- urwałem zamyślając się.
- Kiedyś?- zapytała cicho- Ale nie rozumiem.
- Powiedzmy, że to nie było zbyt ciekawe doświadczenie i skończyło się w szpitalu.
- Yyy...
- Więc nalegam, wymagam, żądam i co tam jeszcze tego typu można ale nie proszę, abyś go zostawiła dziś w spokoju.
- Dobrze.- powiedziała spokojnie.
- Że co? Zgadzasz się bez protestów? - zdziwiłem się.
- Jeżeli sobie tego życzycie, to nie będziemy na was niczego wymuszać.
- Jestem w szoku, pozwolę sobie zauważyć.
- A to niby dlaczego?
- Że się taka ugodowa zrobiłaś. Może rzeczywiście nie jesteś taka zła...- mruknąłem wychodząc.
W pokoju malował się dość dziwny obrazek. Nie wiem co on w niej widział, ale na jego twarzy malowały się na zmianę dziwne uczucia. W końcu spuścił głowę i znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. Więc jednak mu nie przeszło, a zasłona radości opadła odsłaniając prawdziwy stan rzeczy. Najgorsze było to, że nie jestem stworzony do pocieszania. Po prostu moja życiowa rola jest inna i to mi nie było potrzebne. Do teraz.
Maya siedziała zadziwiona patrząc na Rafaella a on nie robił nic. Po prostu siedział tocząc walkę z myślami. Szczerze, to bałem się jej wyniku.
Po kilku minutach ciszy uniósł dłonie by coś wymigać, ale rozmyślił się, najwidoczniej bo zrezygnował. Widziałem po nim, że chciał wyjść, ale też chciał zostać. Po prostu był rozdarty.
- No to... idziemy czy nie?- zapytałem niepewnie. Jako odpowiedź otrzymałem przeczące kręcenie głową.- Oczywiście. Twój wybór - szepnąłem i usiadłem obok niego.- Chyba powinnyście już iść.
- Rzeczywiście pora na nas. Chodź Maya.
- Ale...-  zaczęła protestować - Niech Rafaell pójdzie z nami.
- Jeżeli zechce to przyjdzie.
- A dlaczego nie może teraz?
- Idźcie.- wtrąciłem - Inez ci wyjaśni.
- No ale... Ach. No dobrze – powiedziała, żegnając się z moim panem i wyszła wraz z towarzyszką.
- To na jakim etapie jesteśmy? - zapytałem delikatnie.
"Na pustce" wymigał smutno. "Leo..." znowu zaczął niepewnie. Nie cierpiałem takich momentów bo nie wiedziałem czego się spodziewać.
- Tak?
"Zostaniesz ze mną?"
- Ja?- zdziwiłem się. Myślałem, że będzie wolał Mayę, że mu to bardziej pasowało - Oczywiście. A Maya nie była by lepsza?- zapytałem ostrożnie
"Nie chce jej do niczego zmuszać. Na razie ty wystarczysz. Mam nadzieję, że tylko ty." spojrzał na mnie zmęczonymi oczyma w których nie było już tej iskierki.
- Spoko. Jak będziesz chciał... To ja ją poproszę aby przyszła.
"Dzięki"

Resztę wieczoru spędziłem z przyjacielem w ciszy. Dziury w pamięci znów się powiększyły... Noc była ciężka.

Maya

Inez zabrała mnie do swojego pokoju gdzie powitał mnie uradowany Alex.
- Jak dobrze, że się znalazłaś – szepnął mi do ucha
- Alex mógłbyś przygotować Mayi coś do jedzenie? – poprosiła Inez
– Jasne, zaraz cos przygotuje – obiecał, wypuszczając mnie z objęć – Ale chciałbym ci przygotować cos wyjątkowego więc czy mogłabyś chwilę poczekać?
- Oczywiście – uśmiechnęłam się, a Alex pobiegł do kuchni – Inez mogłabym w tym czasie odwiedzić Rafaella? – zapytałam
- W porządku, pójdę z tobą – zaproponowała po czym zwróciła się do Izo – Coś czuje, że Alex przygotowuje prawdziwą ucztę nie tylko dla Mayi. Może więc pójdziesz po Blara, a ja zaproszę Rafaella i Leo i razem uczcimy znalezienie naszej zguby co?
- Świetnie! Przy okazji kogoś poznacie! – ucieszyła się dziewczyna i wybiegła pędem z pokoju
- Eve czy mogłabyś iść po Cav i Diva? Oni też się na pewno ucieszą z odnalezienia naszej małej zguby
Eve tylko kiwnęła głową i razem wyszłyśmy z pokoju. Na korytarzu przyjaciółka skierowała się do mieszkania Cav, a my poszłyśmy do Rafaella…
- Może się pościgami? – zaproponowałam
- Jasne! – krzyknęła dziewczyna i ruszyłyśmy biegiem przed siebie.
Inez była ode mnie wolniejsza i dlatego pierwsza dotarłam do pokoju Rafaella. Nie czekając na przyjaciółkę zapukałam i otworzyłam drzwi. Nie zdążyłam nic więcej zrobić bo Rafaell podbiegłszy do mnie, upadł na kolana i mocno mnie przytulił. Trwaliśmy tak przez chwilę aż usłyszałam znaczące chrząknięcie Leo.
Rafaell wstał powoli nadal trzymając mnie w objęciach i zaniósł mnie do środka. Potem usiadł na łóżku i posadził mnie sobie na kolanach. Chłopak wykonał krótki gest w stronę Leonardo, a ten szybko podał mu tableta. Zaczęliśmy rozmawiać.
„Martwiłem się o ciebie”
- Wiem, przepraszam
„Nie przepraszaj. Najważniejsze, że nic ci nie jest”
Zanim zdążyłam odpowiedzieć do pokoju weszła Inez. Nie była ani zmęczona, ani zdyszana więc prawdopodobnie się nie spieszyła, ale czemu w takim razie zaproponowała wyścig? Po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że przyjaciółka chciała mi po prostu pozwolić przez chwilę samej porozmawiać z Rafaellem i byłam za to wdzięczna.
- Jak widać nasza mała zguba się znalazła – uśmiechnęła się przyjaciółka – Może przyjdziecie zaraz do mnie i Alex? Urządzamy niewielkie przyjęcie, żeby to uczcić.
Rafaell coś jej odpowiedział, a mimo, że nie zrozumiałam o co chodzi wiedziałam, że się waha. Bardzo chciałam żeby z nami poszedł i się rozchmurzył dlatego znowu obiełam go mocno za szyję i szepnęłam prosto do ucha tylko jedno słowo
- Proszę

poniedziałek, 4 lutego 2013

Rafaello

"Rzeczywiście mógł byś być milszy."- wytknąłem przyjacielowi.
-Nie w tym życiu.
"Jak nie w tym, to w którym?"
-A tego to nikt nie wie...- mruknął rozciągając się w fotelu.
Nie podobało mi się jego zachowanie. Chociaż teraz mógł się postarać. Chociaż przez chwilę mógł pokazać, że mu zależy... a nie... Jednak gdy na to spojrzeć z innej strony, to widać, że coś go ruszyło...
"Leo..." wymigałem i opadły mi ręce.
-Tak?
"Czy ci w ogóle zależy?"
-Ale na czym?- zapytał zdziwiony.
"Na mnie."
-Do czego zmierzasz?- był coraz bardziej podejrzliwy.
"Mogłeś to wszystko skończyć już wcześniej. Był byś wolny. Chyba. A ty wciąż gnijesz przy mnie a ja nie wiem dlaczego. Niby jesteś ale cię nie ma..." załamałem się. Nie miałem już po prostu siły. Miało być normalnie, znaczy o ile to normalnością można było nazwać, a tu proszę. Z deszczu pod rynnę.
-Nie jestem taki jak ty.- szepnął przesiadając się z fotela na łóżko, obok mnie.- Nie jestem otwarty i w ogóle. Nie okazuję uczuć, no bo po co? To nas różni. Ale do choler*, dlaczego myślisz, że mi nie zależy!- uniósł się.
"Bo wciąż to tak widać."
-Jezu z tobą.- wywrócił oczami.
"Tak. W choler* ze mną." zgodziłem się.
-Co ci jest?! Nie poznaję cię!
"A ja ciebie."
-Ach z tobą.- mruknął i... przytulił mnie jak dziecko. Zszokował mnie tym całkowicie.- Dlaczego myślisz, że mi nie zależy? Przecież się staram. Na swój sposób ale się staram. Ach... W co ja się wpakowałem...
"To idź!" wymigałem nerwowo wyskakując z objęć. Wszystko co robił było sprzeczne. "Mam dość!"
Jednak jego reakcja była szybsza niż się spodziewałem. Z impetem przyskoczył do mnie i przytulił mocno, jednocześnie gładząc po głowie.
-Nie o to mi chodziło. Ciii... Spokojnie. Już dobrze...- uspokajał mnie.
Po kilkunastu minutach ktoś zapukał do pokoju. Zanim zdążyliśmy zareagować w drzwiach stanęła Maya. Poruszyłem ustami chcąc wymówić jej imię, po czym podbiegłem rzucając się na kolana i przytuliłem mocno.
Emocje we mnie rosły warstwami. W końcu nie wytrzymałem i ukradkiem z mego oka wypłynęła łza. Nie bólu... Mała iskierka nadziei, z powodu powrotu kogoś, kogo obiecałem sobie strzec jak oczka w głowie...

niedziela, 3 lutego 2013

Inez

Wzięłam Eve za rękę i wyszłam z pokoju. Poprowadziłam małą przez korytarz i zapukałam do mieszkania Izo. Dziewczyna chyba się mnie spodziewała bo niemal natychmiast nam otworzyła.
- Inez, ja… - zaczęła, ale jej przerwałam
- Może przejdziesz się z nami do parku? – zaproponowałam
- W porządku – powiedziała
We trzy wyszłyśmy ze szkoły i zaczęłyśmy spacerować po parku. Panowala idealna cisza. Dopiero ja ją przerwałam
- Wiesz kim on jest? – zapytałam Izo
- Kto? – zapytała zdezorientowana, chyba wyrwałam ją z rozmyślań
- No ten facet co zabrał Mayę – Izo ze smutkiem pokręciła głową
- Nie mam pojęcia – znów zapadła cisza – Inez, ja przepraszam – szepnęła po kilku minutach – Nie wiem jak mogłam pozwolić żeby Maya….
- Przestań – przerwałam jej stanowczo – Nic nie mogłaś na to poradzić
- Ale… to ja byłam za nią odpowiedzialna – upierała się – Obiecałam ci, że się nią zajmę
- I zajęłaś się – zapewniłam ją – Posłuchaj ani ja ani Alex też nie poradzilibyśmy nic jeśli Maya by zniknęła za naszymi plecami. Wiem, że jeśli byś przy tym była to byś jej pomogła
Ku mojemu zaskoczeniu Izo rzuciła mi się na szyję
- A ja myślałam, że na mnie nawrzeszczysz – zaczęła trajkotać – Jestes najlepszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam…
- Duszę się – przerwałam jej ze śmiechem, ale mówiłam prawdę bo dziewczyna trochę siły miała.
Kiedy się już ode mnie odsunęła zauważyłam, ze Eve nie ma koło nas.
- No nie tylko nie to! – jęknęła Izo
- Tam jest! – krzyknęłam pokazując na Eve, która gdzies biegła - Chodźmy za nią
Izo kiwnęła potakująco głową i ruszyłyśmy sprintem za naszą małą kotołaczką. Dogoniłysmy ją dopiero przy lesie na skraju terenów szkoły.
Kiedy zobaczyłyśmy do kogo mała tak biegła stanęłyśmy jak wryte. To była…
- Maya! – krzyknęłam i porwałam małą w objęcia – Tak się martwiliśmy – szepnęłam
- Wiem i przepraszam – odpowiedziała równie cichym głosem – Ale nic mi nie jest. Jestem tylko trochę głodna bo nie jadłam śniadania…
- Śniadania? – przerwała jej Izo – To przecież pora kolacji
- Ojej, naprawdę? – zdziwiła się – Tam skąd wracam była pora śniadania…
- To nie ważne – powiedziałam z promiennym uśmiechem – Chodźmy do mojego mieszkania. Alex na pewno znajdzie dla ciebie cos dobrego.

Alexander

Po wyjściu Rafaella Inez znowu słabiej się poczuła. Kazałem jej się położyć, a kiedy zasnęła postanowiłem poczytać książkę, którą wcześniej wypożyczyłem z biblioteki. Przeszukałem cały pokój ale nigdzie jej nie znalazłem. Przypomniało mi się, że zostawiłem ją w pokoju Rafaella. Poszedłem po nią szybko.
Kiedy wróciłem do pokoju doznałem szoku. Inez już nie spała, ale nie to było najważniejsze. Mieliśmy nietypowego gościa. Był nim feniks. Inez podeszła do niego i wyciągnęła rękę chcąc go dotknąć. Ku mojemu zdziwieniu zwierzę nie cofnęło się. Wręcz przeciwnie, feniks pozwolił by go pogłaskała i odwiązała liścik z jego nóżki.
Kiedy się od niego odsunęła feniks wyleciał przez otwarte okno. Moja przyjaciółka usiadła na fotelu przy kominku i rozwinęła liścik. W miarę czytania robiła się coraz bledsza.
- Inez? – zapytałem zaniepokojony – Cos się stało?
- Maya… ona zniknęła – wyszeptała
- Jak to? Skąd o tym wiesz?
- To wiadomość od Izo i Blara – wyjaśniła, wskazując świstek papieru
- Ale jak oni mogli pozwolić żeby im zginęła? Przecież mieli jej pilnować! – uniosłem się
- To nie ich wina – szepnęła, a po jej policzku spłynęła łza – Maya podobno poszła gdzies z jakim mężczyzną
- Ale to niczego nie usprawiedliwia! – upierałem się
- Alex proszę…. – Inez urwała i rozpłakała się na całego
- Przepraszam – powiedziałem, przytulając ją – Nie martw się, na pewno się znajdzie – szepnąłem jej do ucha.
Mimo moich wielkich starań Inez uspokoiła się dopiero po godzinie i to tylko dlatego, że zmorzył ją sen. Położyłem ją do łóżka, a potem zająłem się czytaniem książki. Nie szło mi to jednak najlepiej bo martwiłem się o Mayę. W końcu wstałem i poszedłem do kuchni przygotować kolację dla Inez.
Kiedy już wszystko było gotowe i miałem zacząć budzić przyjaciółkę zrobił to za mnie ktoś inny. Tym kims była Eve, która wbiegła z płaczem do pokoju.
- Inez...! Inez…! Maya zniknęła…! – szlochała kotołaczka
Inez szybko wstała z łóżka i przytuliła małą do siebie
- Ciii, spokojnie – mówiła, czule głaszcząc dziewczynkę po włosach – Znajdziemy ją – zapewniała
- Ale jak? – zapytała zrozpaczona Eve – Próbowaliśmy już wszystkiego
- Na pewno coś wymyślimy – obiecałam – A teraz uspokój się i zjedz z nami kolacje dobrze? Przy okazji opowiesz nam dokładniej co się stało.
Mała zgodziła się, a ja przygotowałem dodatkowe nakrycie i podałem posiłek. W trakcie jedzenia Eve opowiedziała nam dokładnie co i jak.
Kiedy skończyliśmy jeść Inez postanowiła zabrać wciąż zdenerwowaną Eve na spacer.
- Pójdę z wami – zaproponowałem
- Nie, zostań – zaprotestowała – Pójdziemy do parku. Będziemy tam bezpieczne – zapewniła mnie
- No niech ci będzie – zgodziłem się

Izozteka

Po poznaniu Hest rozchmurzyłam się trochę, ale tak minimalnie. Gdy tylko doszłam wraz z Blarem, Teito i Lauri do pokoju powiedziałam:
-Pakujemy się. Nie mamy już co robić w tej szkole, musimy wrócić i stawić czoła rzeczywistości.
-Raczej ty musisz, bo to ty miałaś się zajmować Mayą - odparł Blar z półuśmiechem na twarzy.
-Bardzo śmieszne. A teraz nas spakuj, a ja powiadomię o wyjeździe Eve.

***

O wyjeździe udało mi się zawiadomić i Eve i Arisę. Blar spakował nas, a Lauri i Teito zabrali swoje rzeczy których nawet nie zdążyli wypakować po powrocie do Magical Teams. Staliśmy właśnie przed szkołą gotowi do wyruszenia w drogę powrotną.
-To do zobaczenia, odwiedź nas kiedyś - powiedziałam do Arisy.
-Na pewno - odparła uśmiechnięta.
I wyruszyliśmy w drogę powrotną. Dotarliśmy szybko, a gdy stanęłam przed drzwiami naszego pokoju doznałam szoku. Bowiem na tabliczce na drzwiach pisało: "Izozteka i Lauri Elurra". Byłam bardzo szczęśliwa. Za to przygnębiona Eve poleciała od razu do Inez. Coś czuję, że czeka mnie coś okropnego...

Tablica ogłoszeń

W związku z zakończeniem remontu uczniowie będący na wymianie w szkole Magical Teams mogą wrócić z powrotem do naszej szkoły.


Pierwszy łowca

Wstałem dość późnym rankiem, co mnie zdziwiło. Nigdy nie spałem aż tak długo. No może kiedyś. Ale to były inne czasy.
Po szybkim "porządku", poszedłem obudzić Mayę. Jak się jednak okazało, mała już nie spała. Nie było jej nawet w pokoju. Zastałem ją w ogrodzie z medalionem.
- A więc zamierzasz zabrać tylko to?- zapytałem.
- I pamiętnik.
- Dobrze.- szepnąłem, a książka przeteleportowała się z pokoju wprost do mej ręki - Masz zamiar zjeść śniadanie czy wolisz już wrócić do przyjaciół?
- Yyy...- zaczęła niepewnie.- A czy...
- Tak. To przeze mnie wasza rozmowa się urwała. Nie mogę tracić czasu - wyjaśniłem.
- Tracić?
- Ja mam go nadto. Wy, natomiast w porównaniu ze mną macie go bardzo mało. Nie chcesz chyba spędzić tu całego życia, nieprawdaż?
- Oczywiście, że nie - przytaknęła. Jednak, prawdopodobnie nie do końca zrozumiała o czym mówiłem - No to ja pójdę bez śniadania.
- Ciekawe. - mruknąłem sam do siebie, odwracając się do niej plecami.
- Już idziemy? - zdziwiła się.
- Tak.
Mała podbiegła do mnie i ruszyliśmy w stronę lasu, a dokładniej wąskiej ścieżki, wijącej się przez jego wnętrze. Odprowadził nas nawet kot. Jednak gdy mijaliśmy altankę odezwały się moje małe "komplikacje".
- Co to? – zapytała, słysząc ciche dźwięki.
- Szczeniaki.
- Masz psy i kota?!- zdziwiła się.
- Mam kota.
- No ale szczeniaki...
- Nie są moje. Zaopiekowałem się suczką twojej matki. Tutaj czas biegnie wolniej.
- Gdzie więc one są?
- Na altanie.
- Zostawisz je? Tak po prostu?
- Nie wszystkim można pomóc – powiedziałem, kładąc rękę na jej ramieniu.
- To... Daj je mi! - wrzasnęła ze łzami w oczach. Jak na Iskrę przystało była bardzo wrażliwa.
- To je weź.- mała wbiegła na altankę i wyszła z małymi psami na rękach.
 http://static4.depositphotos.com/1011061/326/i/450/dep_3269310-Cute--puppies-together.jpg
- A gdzie matka?
- Zdechła.
- Że co?
- Przez poród. Idziemy skoro masz już wszystko.- uciąłem dalszą rozmowę.
Szliśmy dość wolno. Szczeniaki cały czas lizały Mayę jak tylko mogły, a ona się z tego cieszyła. Jednak po dłuższym czasie nie miała na nie siły. Nawet na nią nie patrząc, dałem jej dwie obróżki i smycze.
Podczas gdy ona próbowała uczyć swoich nowych podopiecznych jak chodzić przy nodze, ja myślałem gdzie ją odstawić. Było kilka miejsc do wyboru ale najodpowiedniejszym wydała mi się szkoła, do której uczęszczała.

Gdy w końcu zaszliśmy w odpowiednie miejsce, otwarłem portal i przeprowadziłem Iskrę do jej świata. Staliśmy na obrzeżach lasu, który przynależał do szkoły.
- Pamiętaj- szepnąłem kładąc jej dłoń na ramieniu - Jeżeli będzie naprawdę ciężko lub stwierdzisz, że naprawdę potrzebujesz pomocy, możesz mnie zawsze zawiadomić a ja sprawdzę, co da się zrobić - powiedziałem w miarę optymistyczne choć to do mnie nie pasowało.
- Ale jak? - zdziwiła się.
- Po prostu daj list Visten. Ona mi go dostarczy.
- A kto to?
- Sowa.- szepnąłem wskazując na ptaka siedzącego na gałęzi. Była dwa razy większa niż zwykła.

 http://www.ptaki.biz/ptaki/biala-las-sowa-galaz.jpeg
- Nie bój się jej. Będzie cię strzec.
- Ale sowy tak dziwnie huczą. A w nocy to jest przerażające.
- Ona nie huczy. Nie może. Żegnaj.- powiedziałem i rozmyłem jej się w powietrzu. Teraz musiałem załatwić swoje sprawy.