- Shaya, dasz mi kiedyś spokój? ODWAL SIĘ ODE MNIE! Nie twój interes co ja robię! Jutro wybiorę się do dyrektorów i poproszę, aby zabronili Ci zajmowania się końmi! Więc teraz zejdź mi z oczy, nieumiejętna debilko! - wykrzyknęłam. Shaya zrobiła wielkie oczy.
-Nie odważysz się! - warknęła.
- Nie wierzysz mi? A więc idę już teraz! - zawołałam i pobiegłam do dyrektora. Po pośpiesznie odbytej rozmowie, zadowolona ruszyłam do akademika.Wsunęłam karteczkę pod drzwi Shayi i ruszyłam do mojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i rzuciłam się na łóżko pachnące nim... Pachnące Divem...
***
-Divertetnte! - zawołałam. Jednak ten się nie poruszył... Leżał na ziemi, zakneblowany, na rękach miał ogromne kajdany... A jego skrzydła... Były... Do połowy obskubane...
- Widzisz... Jeśli nie zjawisz się tutaj w ciągu 62 godzin, on zginie... I nie zapomnij o swoich przyjaciołach! Inez i Alexander też muszą się tu znaleźć... - usłyszałam złowrogi szept. Jego źródła jednak nie odnalazłam. Chciałam podejść do Diva. Jednak on ciągle oddalał się.
- Uratuję Cię. Obiecuję...- Wyszeptałam przez łzy. W tej chwili obudziłam się z krzykiem. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoju Inez.
- Wstawaj! Inez wstawaj! Wyruszamy! - gdy ta otworzyła oczy zabrałam się za budzenie Alexa. Po pięciu minutach, oboje byli na nogach, a ja opowiedziałam im mój sen.
- Cavaliado... Pomyśl logicznie... - zaczął Alex. Zdenerwowałam się.
- Ale ja nie chcę myśleć logicznie! Chcę odnaleźć Diva! A jak mnie ten cały Matthew zabije, to zginę z miłości! W słusznej sprawie. Jak nie chcecie zemną iść to trudno. Pójdę sama. Ale już nie wrócę... - wykrzyczałam przez łzy. Inez i Alex spojrzeli na siebie.
- Idziemy z tobą. Idź się spakować - powiedziała moja przyjaciółka. Uśmiechnęłam się i pognałam do mojego pokoju.
-Nie odważysz się! - warknęła.
- Nie wierzysz mi? A więc idę już teraz! - zawołałam i pobiegłam do dyrektora. Po pośpiesznie odbytej rozmowie, zadowolona ruszyłam do akademika.Wsunęłam karteczkę pod drzwi Shayi i ruszyłam do mojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i rzuciłam się na łóżko pachnące nim... Pachnące Divem...
***
-Divertetnte! - zawołałam. Jednak ten się nie poruszył... Leżał na ziemi, zakneblowany, na rękach miał ogromne kajdany... A jego skrzydła... Były... Do połowy obskubane...
- Widzisz... Jeśli nie zjawisz się tutaj w ciągu 62 godzin, on zginie... I nie zapomnij o swoich przyjaciołach! Inez i Alexander też muszą się tu znaleźć... - usłyszałam złowrogi szept. Jego źródła jednak nie odnalazłam. Chciałam podejść do Diva. Jednak on ciągle oddalał się.
- Uratuję Cię. Obiecuję...- Wyszeptałam przez łzy. W tej chwili obudziłam się z krzykiem. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do pokoju Inez.
- Wstawaj! Inez wstawaj! Wyruszamy! - gdy ta otworzyła oczy zabrałam się za budzenie Alexa. Po pięciu minutach, oboje byli na nogach, a ja opowiedziałam im mój sen.
- Cavaliado... Pomyśl logicznie... - zaczął Alex. Zdenerwowałam się.
- Ale ja nie chcę myśleć logicznie! Chcę odnaleźć Diva! A jak mnie ten cały Matthew zabije, to zginę z miłości! W słusznej sprawie. Jak nie chcecie zemną iść to trudno. Pójdę sama. Ale już nie wrócę... - wykrzyczałam przez łzy. Inez i Alex spojrzeli na siebie.
- Idziemy z tobą. Idź się spakować - powiedziała moja przyjaciółka. Uśmiechnęłam się i pognałam do mojego pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz