piątek, 28 czerwca 2013

Yurippe

Mój pierwszy dzień w szkole. Byłam rozpakowana, czekałam na lekcje. W końcu się zaczęły. Oczywiście, ponieważ byłam " ta nowa" musiałam się przedstawić.
- Jestem Yurippe.- powiedziałam radośnie.- Mam 16 lat.- zaczęłam rozmawiać ze śmiechem, w ogóle nie panując nad emocjami.
http://25.media.tumblr.com/84c2dd7be226a9c0d05c1c7f0e661eba/tumblr_mhf84m1ZZU1r987fqo1_500.gif
Nauczycielka w końcu powiedziała, że wiedzą o mnie wystarczająco wiele. Usiadłam na miejsce, które mi wyznaczyli. Całe szczęście, znajdowało się ono przy oknie. Popatrzyłam z utęsknieniem na zewnątrz, ale powróciłam do lekcji.
Nauczycielka mówiła o różnym zastosowaniu magii. Patrzyłam z lekkim uśmiechem przed siebie, uważnie słuchając. Czułam na sobie wzrok kilku osób, ale nie chciałam wiedzieć, czy patrzą na mnie jak na wariatkę, czy może uśmiechając się przyjaźnie.

(kto dokończy?)

środa, 26 czerwca 2013

Pierwszy łowca

Zostawiwszy Mayę w dość dobrych rękach udałem się rozprawić ostatecznie z Radą. W tym celu poszedłem wprost do pokoju gdzie znajdowała się dziewczyna zwana Inez. Nie chcąc jej straszyć, zjawiłem się w kuchni pod ludzką postacią uspokajając ją od progu:
-Siedź. To tylko ja.- powiedziałem a dziewczyna dziwnie się skrzywiła.- Nie martw się Maya jest w dobrych rękach.
-Naprawdę?- zdziwiła się.
-Tak. Jest z Leo.
-Oł...- mruknął anioł obok.
-A gdzie są?- zaczęła dopytywać się kotołaczka.
-Chodź ze mną a dowiesz się wszystkiego.
-Ej! Moment... Jej nie mogę pozwolić zabrać!- uniósł się anioł.
-Dlaczego?- zapytałem.
-Nie pozwolę jej skrzywdzić.
-Alexie... Będziesz potrzebny gdzie indziej.
-Że co?!
-Tak. Wraz z Inez zbierzcie pozostałych uczniów szkoły i zacznijcie zwalczać, jak to się Leo wyraził "Podróbki". My zajmiemy się resztą.- powiedziałem spokojnie uśmiechając się przy tym lekko.- To już prawie koniec.
-Ale...- anioł wciąż był niezdecydowany.
-Alex tak będzie najlepiej.- uspokoiła go jego kontraktorka.
-Więc idziemy.- mruknąłem do kotołaczki. Chwyciłem ją za rękę i jakby nigdy nic, wyszliśmy sobie z mieszkania.

-Maya jest z Leo naprawdę czy Pan blefował?- zapytała idąc czujnie obok mnie. Byliśmy w ogrodzie.
-Mówiłem prawdę. Zaczekaj tu chwilę.- poleciłem po czym zacząłem iść w powietrzu. Niewidzialne schody prowadziły wprost na dach. Będąc już na nim powoli wszedłem do kryjówki Iskry. Spała a łowca leżał obok czuwając, gdy mnie zobaczył, natychmiast wstał i skłonił się nisko.
-Panie... - zaczął nieco zachrypnięty.
-Przeszło jej?
-Tak.- mówił nadal ze spuszczoną głową.
-Dlaczego nie spojrzysz mi w oczy?- zapytałem.
-Nie powinienem.
-Dlaczego tak uważasz?
-Bo... przynoszę wstyd. jestem tylko podróbką łowcy...- przyznał.
-Na jakiej podstawie do tego doszedłeś?
-Ja przepraszam ale...- urwał a ja się uśmiechnąłem.- Ja lepiej pójdę z Iskrą do swojego pokoju.
-Dobrze. Zostaw ją tam wraz z jej kotołaczką i ruszaj do walki.
-Słucham?- zdziwił się unosząc głowę lecz od razu ją opuścił.
-Tak. Masz iść walczyć. Nic już nie stracisz według twojego mniemania. Może przekonasz się, że jest inaczej? Ruszaj.
-Tak jest.- mruknął podnosząc Mayę zawiniętą w kocu jak w kokonie, po czym ruszył na dach.
Tam kazałem mu zejść drugą stroną dachu. Eve nie zobaczyła jeszcze przyjaciółki więc nadal była pełna zapału do jej szukania. Jednym dużym skokiem znalazłem się przy niej.
-Jak Pan to zrobił?- zapytała.
-Są rzeczy, o których nikt nie wie.- mruknąłem z uśmiechem. -Biegnij do głównego wejścia. Leo odprowadzi was do swojego pokoju. Będzie on zabezpieczony tak, że nikt was tam nie skrzywdzi. Potem zostawi was same i uda się walczyć wraz z innymi. Rozumiemy się?
-Oczywiście!- odparła puszczając sie pędem.

Ja w tym czasie przeniosłem każdego członka z całej Rady, oprócz ich sług, do swojego świata. Tam chciałem się rozprawić z każdym z osobna tak, by poczuł ból, który sam zadał. Zamknąłem ich żywcem w czymś podobnym do Czyśćca... Podobnym, gdyż o wiele gorszym.
-Obiecuję ci, że cię dorwę!- wrzasnął jeden z nich.
-Samuelu Meritere, dobrze wiesz, że cię tam zamknąłem na wieki i już stamtąd nie wyjdziesz.
-Ha ha ha! Zobaczymy! Ja ci jeszcze pokażę! Sam mnie wypuścisz!
-Okaże się.- uśmiechnąłem się po czym zamknąłem bramę.
Wróciłem spokojnie do swojego domu gdzie czekała na mnie inna sprawa. Zanim ostatecznie zgładzę Radę, musiałem spełnić swoją obietnicę. Musiałem spróbować oddać Mayi przyjaciela.
Nie lubiłem wchodzić do świata dusz. Szansa na odnalezienie odpowiedniej była znikoma ale była...
Usiadłem po turecku w ogrodzie i zacząłem otwierać sobie mały portal. Nie mógł być zbyt wielki, gdyż inne dusze mogły by spróbować namieszać mi w planach. Zacząłem szukać jednej jedynej. Po godzinie stwierdziłem, że plan jednak jest niewykonalny. Potrzebowałem czegoś co odróżni go od innych. postanowiłem poprosić o pomoc samą Iskrę.
-Mayu, jesteś mi potrzebna.- wyszeptałem używając odpowiedniego zaklęcia tak, że tylko ona słyszała mnie w swoich myślach.
-Ja? Ale po co?- zakrzyknęła zdziwionym głosem w swoich myślach.
-Musisz kogoś dla mnie wezwać.
-Ale jak? Nie rozumiem o co Panu chodzi...
-Wezwij go tak aby się przed tobą stawił. Tak by tylko on cię usłyszał, tylko on cię zrozumiał.
-Ale jak!- usłyszałem przerażony głos dziewczynki.
-Pomyśl. Potem idź do lustra w łazience i go wezwij. Nie wchodź jednak do niego.
-No dobrze...- mruknęła a ja zerwałem czar.
Wstałem i wszedłem do jednego z pokoi. Na ścinach i suficie były lustra a pośrodku leżało ciało chłopaka za którym mała tak tęskniła. W jednym z lustr otworzyłem sobie wgląd w pokój gdzie się znajdowała. Siedziała na łóżku, skupiona jak nigdy.
-Jak ja mam to zrobić?- zapytała nagle towarzyszkę.
-Ale co?
-Nie słyszałaś?
-Czego?
-Pan kazał mi przywołać Rafaela ale ja nie wiem jak! Nigdy tego nie robiłam!
-Eeee... Mayu jesteś zmęczona. Powinnaś odpocząć.- odparła poważnie Eve mierząc Mayę wzrokiem.
-Ach! Eve! Ale ja muszę... a nie wiem jak...- odparła nerwowo Iskra spuszczając głowę.
-Jeśli mam być szczera to nie rozumiem o co ci chodzi. Jeżeli słyszysz głosy to nie jest zbyt dobrze z tobą. Powinnaś...
-Wiem! Odpocząć!- przerwała kotołaczce.-Mam! jesteś genialna!- zakrzyknęła po chwili pędząc do łazienki.
Stanęła przed lustrem po czym zatrzymała otwartą dłoń tuż przed nim.
"Brawo... Teraz tylko go wezwij a będzie dobrze..." pomyślałem. Ale małej zabrakło głosu. Po policzkach popłynęły jej łzy a ręka zaczęła się trząść.
-Dasz radę.- mruknąłem przenosząc się do niej. Stanąłem tuż za nią i położyłem jej ręce na ramionach. -Wierzę w ciebie.
Maya uśmiechnęła się a ja otwarłem jej portal na lustrze.
-Rafael...- zaczęła drżącym głosem.
-Musisz zrobić to głośno. Musi cię usłyszeć.- poleciłem jej.
-Ale tam są tylko szare dymiące kule latające w spirali w dal!
-Znajdź więc tą jedyną.
-Ach... No dobrze...- westchnęła po czym dodała silnym głosem- Rafael! Boje się! Miałeś mnie bronić od koszmarów! Gdzie jesteś!
-Bronić od koszmarów?- zapytałem nieco zdziwiony.
-Obiecałeś!- dodała krzykiem.- Miałeś tu być... Miałeś mnie przytulić!- rozkleiła się.
-Mayu...- zacząłem widząc, że to nie zdało rezultatu.
-Obiecał... mnie mnie bronić... Obiecał!- krzyknęła wtulając się we mnie. Kotołaczka natomiast stała w progu łazienki patrząc na nas jak na obłąkanych.
-Ci... Już dobrze...- mruknąłem pocieszająco chcąc zamknąć portal ale w tym samym momencie jedna z kul zatrzymała się tuż przy lustrze. Stanowczym ruchem ręki wyjąłem ją z niego i zamknąłem przejście. W tym świecie kula była perfekcyjnie biała i zimna. Przypominała blaskiem gwiazdę zdjętą z nieba.- Mayu możesz być z siebie dumna.
-Że co?!- pisnęła- Przecież nawali...- zaczęła podnosząc głowę.-Co to? Miałam wołać Rafaela a nie...
-Spokojnie. Jeżeli nie uda mi się go przywrócić do życia to obiecuję, że nie będzie cierpiał tak jak tam.
-Dobrze. Więc niech Pan już idzie.- poprosiła.
Uśmiechnąłem się i zostawiłem dziewczynki same. Więź między poszczególnymi uczniami tej szkoły była tak duża, że byli się oni w stanie odnaleźć w innych wymiarach.

Stanąłem nad ciałem chłopaka i zacząłem powoli przesiewać sobie jego duszę przez palce. Spadając zamieniała się w pył, który bez śladu niknął w trupie. Przywracanie ludzkiego organizmu do życia było żmudne i męczące. Przywróciłem chłopakowi również wspomnienia, wszystkie zmysły oprócz mowy, której nie byłem w stanie mu oddać. Wyrwanych strun nie mogłem wstawić. Dałem też nieco energii. Musiał jednak jeszcze dojść do siebie. nie chciałem by odzyskiwał przytomność tutaj, lecz w swoim pokoju, wśród przyjaciół, chociażby przy Mayi. Wziąłem więc go na ręce i przeniosłem się do pokoju gdzie znajdowała się Iskra. Było już późno w nocy więc położyłem chłopaka obok niej a w jej dłoń wsunąłem maleńką karteczkę, usprawiedliwiającą biały kolor tęczówek chłopaka i słabość jego organizmu.
"Nie wolno go leczyć magią. Musi sam odzyskać siły. Oczy również odzyskają swój kolor, daj mu trochę czasu."
Zostawiwszy tak Rafaela w dobrych rękach dałem Mayi całusa w czoło budząc tym po czym rozmazałem jej się przed twarzą znikając.
Teraz nadszedł czas na znęcanie się nad Radą, nadszedł czas na nową Radę.

wtorek, 25 czerwca 2013

Leonardo

-Panowie, czy to ładnie tak traktować małą dziewczynkę?- zapytałem drwiąco widząc co "Zacna Rada" wyczynia z bezbronnym dzieckiem.
-O... Jak pięknie. Dwoje na raz.- uśmiechnął się mężczyzna.
-Pewnie. Wraz z kolegą zaraz dostaniecie po mordzi* i będzie spokój.- wypaliłem chociaż wiedziałem, że wcześniej to ja oberwę od nich.
-Nie rzucaj się tak. Samuel Meritere powiedział, że rozprawi się z tobą raz a porządnie, kończąc jednocześnie to co zaczął.- odparł mężczyzna podciągając rękawy czarnego płaszcza. Jego towarzysz nie zrobił tego, gdyż trzymał zgiętą z bólu Mayę.
-Cholerni...- zacząłem ale nie skończyłem. Wkurzony na palantów bez żadnego ostrzeżenia zacząłem strzelać do nich materią.
Robiąc to zszokowałem sam siebie... Myślałem, że to i tak nic nie da ale jak się okazało biała materia ich raziła. Nie tak jak kiedyś...
"Zasrańcy, wzmacniali się czarną magią..." pomyślałem po czym podbiegłem do dziewczynki.
-Żyjesz?- zapytałem delikatnie podnosząc ją z ziemi. Delikatnie jak na mnie.
-Ał...-jęknęła ze łzami w oczach.
-Czym cię zaatakowali?- zacząłem wypytywać.
-Nie wiem... ja... nie widziałam!- pisnęła krzywiąc się.
-Aż tak boli?
-Tak!- wrzasnęła po czym zaczęła płakać. Wyjąłem magazynek i dałem jej jeden nabój z białą materią.
-Trzymaj go przy sobie dopóki nie stanie się przezroczysty.
-Po co...- jęknęła. Wziąłem ją na ręce i ruszyłem w stronę szkoły.
-Zapewne zaatakowali cię czarną magią więc biała powinna ją wchłonąć, teoretycznie.
-Teore... och...
-Nawet cię upilnować nie umieją.- mruknąłem chcąc zmienić temat.
Starałem się iść nie za szybko lecz również nie za wolno a jednocześnie tak by nikt nas nie zauważył. Musiałem znaleźć miejsce do odpoczynku, gdzie mógł bym się zając Mayą. Wybrałem fragment strychu. Można tam było wejść jedynie przez dach a samo pomieszczenie nie było naniesione na żadnej z map szkoły, które widziałem.
Do szkoły dotarliśmy bez przeszkód. Gorzej było wejść na dach.
-Musisz się mnie mocno trzymać.- poleciłem jej.
-Nie mam siły...
-Masz i nie gadaj.
-Nie mam.- upierała się.
-Więc Rafaell umierał na próżno?- zapytałem ją. Wiedziałem, że po tych słowach dziewczynka chociażby spróbuje.
-Ale tylko chwilę. Dłużej naprawdę nie dam rady.- odparła po dłuższym namyśle.
-No widzisz. A mi ta chwila wystarczy.- mruknąłem poprawiając ją sobie na rękach. Usadziłem ją tak, że trzymałem ją tylko lewą ręką. Prawa była mi potrzebna do wspinaczki.
Ruszyłem po gzymsie w górę. Początkowo małą chowała głowę w moim ramieniu ale zaś jakby się przełamała i zaczęła obserwować zmęczonym wzrokiem co robię. Gdy byliśmy już prawie na dachu, mruknąłem.
-Teraz musisz się mnie mocno trzymać. Potrzebuję obu rąk by przejść za rynnę dachu tak byśmy nie spadli i jej również nie urwali.
-Ale... tu jest tak wysoko...- szepnęła.
-Jesteśmy już prawie na górze.
-Boję się...
-Mayu, zgodziłaś się. Teraz nie ma odwrotu. Dalej, Rada idzie!
-Ale...
-Bez ale mi tu!
-Bo...
-Mayu do choler*! Mamy tylko do przejścia niecałe trzy metry, nachylone tak do ziemi tak, że z jedną ręką z grawitacją nie wygram. Musisz się trzymać!
-Dobrze...- jęknęła i objęła mnie mocno nogami i rękoma. Wiedziałem , że jest słaba więc starałem się wspiąć jak najszybciej. Na szczęście się udało. Gdy tylko znalazłem się na dachu, natychmiast złapałem mocno dziewczynkę i pomknąłem jak najszybciej do kryjówki.

-Ał...- jęknęła kiedy kładłem ją na podłodze.
-Spokojnie, już jesteśmy na miejscu.- mruknąłem rozglądając się.
-Dlaczego nie zabrałeś mnie do Alexa?- zapytała nagle patrząc na mnie zapłakanymi oczyma.
-Mam być szczery?- zapytałem a ona kiwnęła lekko głową potakując.- Bo dał dup*. Miał cię pilnować a nie...
-Nie jego wina, to ja...- powiedziała po czym wrzasnęła z bólu. Ledwo zdążyłem zasłonić jej usta dłonią.
-Weź jeszcze dwa.- mruknąłem wciskając jej kolejne naboje. Mała wzięła je do ręki po czym oddała mi pierwszy nabój, który jak się okazało stał się czarny.- Widzisz? Działa.
-Ale boli...- szepnęła zwijając się w kulkę. Usiadłem obok niej i okryłem swoją bluzą.
-Jeszcze trochę i ci przejdzie.
-Yhm...- mruknęła przymykając oczy. Po kilku minutach znów się odezwała.- Dlaczego mnie uratowałeś?
-Ech, to skomplikowane.
-Powiedz.
-Po prostu jestem to winny Rafaelowi. A teraz pozwolisz, że pomilczę bo i tak zużyłem już tygodniowy limit słów.
-Tygod... Że co?
-Nic. Śpij.
-Leo... nie jesteś zły... ja to wiem...- zaczęła znowu po jakichś dziesięciu minutach ciszy.
-Miałaś spać.
-Ale...
-Śpij.
-Tu jest zimno i twardo.- skrzywiła się.
-A boli?
-Już nie tak bardzo.
-No właśnie. Dobranoc.- mruknąłem. Przez cały dzień udawałem, że nic się nie stało i zaczynało mi już brakować ochoty na cokolwiek.
-Ale Leo, ja wiem, że...- zaczęła ale nie skończyła wziąłem ją na ręce i przycisnąłem delikatnie do piersi, okrywając jednocześnie bluzą.
-Teraz masz miękko i ciepło. Dobranoc.- mruknąłem już nieco zirytowany.
-Ach, z tobą...- odparła przymykając oczy.
Nawet nie wiedziała co tą krótką wypowiedzią zrobiła. Tak bardzo mi się z nim kojarzyła... Tak mi go brakowało... Odruchowo przytuliłem dziewczynkę do siebie. Zasnęliśmy oboje.

W nocy "coś" nagle przerzuciło mnie z jednego końca pomieszczenia na drugie. Maya dziwnym trafem nawet nie zauważyła, że śpi na podłodze. Impet z jakim napastnik we mnie uderzył, sprawił, iż broń wyślizgnęła mi się z rąk. Leżałem więc pod jakąś istotą w półmroku, nieuzbrojony, a na dodatek ciężar ciała stworzenia przyduszał mnie do ziemi tak, że nie mogłem nabrać powietrza do płuc. Dziwne pazury wbijały mi się w ręce. Niesamowicie istota kojarzyła mi się z dużym kotem, choć nie wiedziałem dlaczego... Po dłuższej chwili stwór zaczął powoli i jakby degustacyjne zamykać paszczę w okół mej szyi. Czułem każdy ząb, który wbijał mi się wszyję.
-Nie...- jęknęła nagle Maya. Obudził ją dziwny charkot stwora.- Zostaw go proszę...- zaczęła szeptać po czym niespodziewanie wyjęła cały magazynek białej materii z broni, który rozświetlił pomieszczenie. Próbowała się do mnie dobrać... puma! Co najmniej trzy razy większa od normalnej!
-Zostaw go, on jest przyjacielem!- pisnęła dziewczynka.
-Kimori, Maya ma rację. Puść Leonarda i idź się najeść czymś innym.- mruknął nagle ktoś, kto pojawił się znikąd za dziewczynką. O dziwo, wielki kot posłuchał.
-Proszę Pana... Co to było?- zapytała go dziewczynka.
-Kimori to ten kot, za którym poszłaś na strych, gdy się bawiłaś.
-Ale ten kotek był malutki!
-Ale to inny świat.- odparł spokojnie mężczyzna a ja wytrzeszczałem na niego oczy...- Nic ci nie jest?- zapytał się mnie nagle.
-Nie.- odparłem spuszczając nisko głowę.
-To dobrze. Zajmij się Mayą. Z tego co widziałem, to masz naprawdę ciekawe pomysły moja droga.- mruknął mierząc ją wzrokiem.
-Przepraszam.- odparła dziewczynka tuląc się do niego.
Mężczyzna wyjął nagle zza pleców gruby, duży koc po czym dał do Mayi i zniknął tak jak się pojawił.
-Nie mówiłaś, że...- zacząłem.
-Nic ci nie jest?
-Nie. A ciebie boli nadal?
-Nie. Jeden nabój zrobił się czarny a jeden przeźroczysty, tak jak mówiłeś.- odparła z uśmiechem. Przyciągnęła do mnie koc i broń po czym ułożyła się przy mnie wygodnie. Objąłem ją ramionami i otuliłem kocem. Był niewiarygodnie miękki i ciepły. Całą noc leżałem tak przy niej bijąc się z myślami. Tak bardzo tęskniłem za swoim panem...

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Maya

Obudziłam się wczesnym popołudniem. Wstałam cicho i przeszłam do salonu gdzie siedzieli wszyscy moi przyjaciele. Byli bardzo zdenerwowani i zasmuceni. Byli tam wszyscy oprócz….
(…)
- Inez i Cav mają kłopoty – powiedziała cicho Eve – Niro musimy szybko do nich iść – Elfka kiwnęła tylko głową
- Pójdę z wami – zaproponował Alex
- Nie! – zaprotestowały dziewczyny
- Ale ja muszę pomóc Inez! – upierał się – Poza tym Cav to Kontraktorka mojego najlepszego przyjaciela i podczas jego nieobecności czuję się za nią odpowiedzialny. Muszę im pomóc!
- I pomożesz – powiedziała cicho Nira – Przygotujesz tu wszystko na trzeba, a kiedy przyjdziemy tu z Cav oboje się nią zajmiemy.
- No…w porządku – anioł zgodził się po krótkim namyśle
Nira i Eve szybko wstały i wybiegli z pokoju.
Podczas gdy reszta siedziała w milczeniu i patrzyła w ślad za wychodzącymi ja wpadłam w panikę. Najpierw Rafaell umarł, a teraz Inez i Cavaliadzie grozi niebezpieczeństwo! Nie mogłam ich też stracić. Musiałam szybko upewnić się, że nic im nie będzie.
Jak najprędzej się dało przebrałam się i doprowadziłam do porządku po czym spróbowałam wykraść się na palcach z pokoju. Dobrze wiedziałam co by się stało gdyby ktoś….
- Maya, gdzie ty się wybierasz?
Odwróciłam się zaskoczona. Za mną na wózku siedziała przygnębiona Rozalie. Miała podkrążone oczy i ogólnie wyglądała na zmęczoną, ale w jej spojrzeniu zobaczyłam cos co powiedziało mi, że nie puści mnie nigdzie samej. Nie mogłam jej więc prosić o pozwolenie bo dobrze wiedziałam jaka będzie odpowiedź. Nie miałam też czasu przekonywać jej by dobrowolnie mnie wypuściła. Musiałam zastosować inny sposób.
Bez słowa ruszyłam więc biegiem do drzwi i już po krótkiej chwili wypadłam z pokoju na opustoszały korytarz. Nie zatrzymałam się jednak ani na chwilę bo za sobą cały czas słyszałam krzyki Rozalie, która najwyraźniej zorientowała się już dokąd biegnę.
- Maya! Wracaj! Tak im nie pomożesz!
Zdyszana zatrzymałam się dopiero przy wyjściu ze szkoły gdzie krzyki Ro już do mnie nie docierały. Zaczęłam się zastanawiać gdzie mogły być Inez i Cav. W skrawku rozmowy, który podsłuchałam nie było na ten temat żadnych informacji.
„Trudno” pomyślałam „Będę musiała ich po prostu poszukać”
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam na szkolny dziedziniec i jak się okazało prosto w ręce ludzi z tej dziwnej Rady. Jeden z nich szybko chwycił mnie i zatkał dłonią usta żebym nie mogła krzyczeć. Wyrywałam się, gryzłam, kopałam i szarpałam się aż wreszcie facet stracił cierpliwość i potraktował mnie zaklęciem od którego nie dość, że nie mogłam się ruszyć to jeszcze wszystko tak strasznie mnie bolało.
Niemal natychmiast do oczu napłynęły mi łzy bólu i rozpaczy…
Nie wiedziałam co teraz ze mną będzie. Przecież Pan mówił, żebym na siebie uważała, a ja tak głupio się wystawiłam. Zawiodłam go i to było okropne, a najgorsze, że nawet nie mogłam go teraz wezwać….
Moje ponure rozmyślania przerwały nagle znajome kroki, a do mojego serca napłynęła nowa nadzieja. To był Leo! Tak, na pewno to musiał być on!
 Jakby na potwierdzenie moich myśli usłyszałam znajomy, lekko drwiący głos.
- Panowie, czy to ładnie tak traktować małą dziewczynkę?