sobota, 26 stycznia 2013

Rozalie


Siedziałam w sypialni tej dziewczyny (Inez, czy jakoś tak...). Przyglądałam się Nirze. Patrzenie jak uzdrawia jest... Relaksujące.... Nagle dziewczyna otworzyła oczy.

- Co? Co się stało? Kim jesteś? - zaczęła zadawać pytania. Do pokoju wszedł ten anioł. Opiekun tej chorej. Spojrzał zdziwiony, na Inez, na mnie i na Nirę. 
- Jak ty to? - zapytał.
- Nira, jest elfem. Potrafi uzdrawiać, szybciej niż wy. Anioły. - odpowiedziałam. 
- Tak, to prawda. Ona jest elfem. - powiedziała Cav. 
- Dziękuję bardzo. Nie wiem czy się odwdzięczę. - wyszeptał. - A tak właściwie. Nazywam się Alex. 
- Uzdrowiłbyś ją. Tylko zajęłoby to Ci więcej czasu, - powiedziała Nira. Alex spojrzał na nią. 
- Masz rację... Dziękuję Ci jeszcze raz. - powiedział. 
- Nie ma problemu. - powiedziała. 
- Cav. Mogłybyśmy pogadać? - powiedziała ta chora to mojej przyjaciółki.
- Pewnie. 
- To może my już pójdziemy. - zaproponowałam. Nira znalazła się obok mnie.
- Do widzenia wszystkim.- powiedziała jeszcze i już byłyśmy w naszym pokoju.

Cavaliada


- Cav. Odnaleźli Inez. Idziesz ją odwiedzić? - powiedział nagle Div. Zerwałam się z trawy.
- Ro, idziesz ze mną? Kurczę. Sory... Jedziesz ze mną? - zapytałam zawstydzona. Rozalie uśmiechnęła się.
- Pewnie. Tylko muszę wezwać Nire. - powiedziała. Potem gwizdnęła, a obok niej pojawiła się piękna elfica. 
- Cześć. Jestem Cavaliada, a to Divertente. Mój partner. - przedstwaiłam się. Nira uścisnęła mi dłoń, a potem odwróciła się do Diva.
- Ja jestem Suvenire. Co się stało Ro? Po co mnie wzywałaś? - 
- Kochana, chciałabym udać się razem z Cav, do jej chorej przyjaciółki. Zabierzesz mnie? - zapytała słodko, patrząc na Nirę. Ta uśmiechnęła się.
- Dobrze. Może będę mogła pomóc.-
- Nira, potrafi uzdrawiać. - szepneła do mnie Ro. 
- Chodźmy! - powiedział Div. Wziął mnie na ręce i poleciał. Ku mojemu zdziwieniu, Zaraz pod nami, biegła Nira, prowadząc wózek z Ro. Były naprawdę szybkie... Wylądowaliśmy przed szkołą. Obok nas pojawiły się dziewczyny. Ruszyłam prosto do pokoju Inez. Weszłam tam bez pukania.
- Alex co z nią? - zapytałam podchodząc do Anioła. 
- Najgorsze za nami. Ale nadal jest katastrofalnie. - powiedział. Podeszłam do łóżka Inez. Obok niej klęczała Nira. Uzdrawiała ją.

piątek, 25 stycznia 2013

Inez

Przebudziłam się kiedy ktoś wziął mnie na ręce. Zabolało, ale to nie było teraz najważniejsze…
Nie wiedziałam gdzie jestem i co się dzieję. Nagle zaczęły do mnie docierać strzępki rozmowy.
-To po prostu kpina! Tak się dać ośmieszyć...- mówił ktoś.
Ktoś… Leo! Czyli mnie znaleźli! Nie byłam jednak tego do końca pewna i nie miałam nawet siły otworzyć oczu żeby sprawdzić. Po prostu słuchałam dalej.
-Ta... Jasne. A wszystko dlatego, że nie mogłem użyć wszystkich mocy… - zaczął się znowu żalić łowca. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale podejrzewałam, że kłóci się z Rafaellem.
-Dlaczego?- zdziwił się niosący mnie chłopak.
Jego głos rozpoznałabym wszędzie. To był Alex!
-Dużo by gadać - uciął Leo - Leć my sobie radę damy.
-Ale... Na pewno? – zawahał się anioł
Chyba otrzymał potwierdzenie bo wzbił się w powietrze.
Podczas lotu znowu zmorzył mnie sen.
Obudziłam się kiedy Alex kładł mnie na łóżku. Tym razem udało mi się otworzyć oczy.
- Alex… - szepnęłam
- Och, obudziłaś się – anioł pochylił się nade mną – Jak się czujesz?
- Dobrze – skłamałam, żeby go nie martwić
- Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej
- Jasne jasne – powiedziałam i spróbowałam wstać
Zakręciło mi się w głowie i z jękiem opadłam na poduszki
- Inez? – zapytał zaniepokojony Alex
- To nic – westchnęłam
- Przecież widzę, że źle się czujesz – powiedział i położył mi dłoń na czole.
Wiedziałam, że użył mocy bo mimo, że dopiero się obudziłam prawie natychmiast zasnęłam.

Izozteka


-Och, to wspaniale! Może powinniśmy ją poznać z Jackiem? – spytałam Blara, gdy zobaczył już odnowiony las.
-Myślisz? Powinien być szczęśliwy, że ktoś odnowił jego posiadłość, pewnie nawet by coś od niego dostała? – odparł Blar myśląc na głos.
-Na pewno by dostała! Tylko co? Och to na pewno musiałoby być coś wspaniałego!
Paplałam razem z Blarem w taki sposób, że dziewczyna kompletnie nie wiedziała o co chodzi i tylko patrzyła się z tępą miną. Postanowiłam si nad nią zlitować i powiedziałam:
-Mówimy o Jacku Mrozie, panu tej części lasu, którą zwiecie Zimowym. Prawdopodobnie by mógł powstać, on wyraziła na to zgodę i podtrzymywał zaklęcie.
-O mnie mowa? – spytała białowłosa postać stojąca w progu.
-Jack! – wykrzyknęłam uradowana i rzuciłam się mu na szyję. – Wiesz, odnalazłam moja siostrę!
Jack jak zawsze zareagował na moje zachowanie śmiechem. To prawda, że mój ród od wieków był z nim i wróżkami mrozu związany, ale on twierdził, że ja jestem wyjątkowa. Podobno bardzo przypominałam mu jego samego z czasów, gdy był człowiekiem…
-Teraz już wiem, ale przybyłem tu w celu podziękowania tej młodej damie. W zamian za uleczenie mojej części ziemi wręczam ci ten sztylet – powiedział wyjmując jednocześnie zza poł swej szaty to:


-Wiem, że raczej leczysz niż walczysz – kontynuował – lecz to wcale nie jest taka zwykła broń. Zawsze gdy będziesz ją mieć przy sobie będzie cię bronić przed mrozem. Oto mój prezent dla ciebie.
-Dziękuję – wyjąkała zaskoczona. -Na prawdę nie wiem co powiedzieć.
-Nie musisz nic mówić, wystarczy, że go przyjmiesz - Podał jej broń, a ona z lekkim wahaniem ją przyjęła. - Na mnie już czas, muszę wszak zająć się innymi częściami świata. - I wyszedł z pokoju jednocześnie rozpływając się w powietrzu.
Popatrzyłam jeszcze przez okno pokoju i zobaczyłam, że w lesie panuje nie małe poruszenie. Szóstka dzieci bawiła się wspaniale w nowo odnowionym lesie. Wśród tych dzieci była też Lauri! Czyli musiał też tam być Teito, Maya i Eve. Ale kim jest pozostała dwójka?
-Arisa, znasz tą dwójkę? - spytałam wskazując na dwie małe dziewczynki.
-Oczywiście to moja siostra i jej koleżanka - odparła dziewczyna jakby wybudzona z transu.
-To chodźmy się z nimi pobawić! - wykrzyknęłam i wybiegłam z pokoju ciągnąc ze sobą Arisę i Blara. 

Leonardo

Wracaliśmy już do szkoły. Anioł niósł swoją "Panią" a my z Rafaellem wypatrywaliśmy przeciwników. W końcu nie wytrzymał i wymigał:
"Zabierz Inez i leć do szkoły a my sobie radę damy."
-Nie mogę was zostawić tak po- nie pozwolił mu skończyć
"Nic nam nie będzie. Damy sobie radę, prawda Leo?"
-Ta.- odburknąłem niezbyt przekonująco.
"Leo!"
-No co!
"Co ci?!"
-Dałem się nieść aniołowi!-krzyknąłem oburzony.
"I?"
-To po prostu kpina! Tak się dać ośmieszyć...
"Jak dla mnie to nie było śmieszne."
-Ta... Jasne. A wszystko dlatego, że nie mogłem użyć wszystkich mocy...
-Dlaczego?- zdziwił się Alex.
-Dużo by gadać.- ściąłem. -Leć my sobie radę damy.
-Ale... Na pewno?
"Oczywiście."
Anioł posłuchał i odleciał. Zostaliśmy sami. Mówiąc szczerze było mi to całkowicie na rękę. Miałem czas by przemyśleć ostatnie wydarzenia.
Ale najbardziej nie dawała mi spokoju sprawa z Radą. Naraz im się świat przeszukiwać zachciało? I po choler* im naraz Iskra! Czyżby... Nie. To raczej niemożliwe.
Nagle Rafaell szturchnął mnie w ramię.
"Leo przerażasz mnie. Co ci jest?"
-Nic takiego. Tylko myślę.
"Tak. Ty ostatnio za dużo myślisz. Daleko jeszcze?"
-No trochę.
"A skrótu nie znasz?"
-Czy ja wiem...
"Dojdźmy jak najszybciej bo mi się spać chce." wymigał z uśmiechem.
-Heh. To trzeba było po nocach spać.
"Jasne. Profesor się znalazł."
-Oczywiście.- uśmiechnąłem się.

Dalszą drogę pokonaliśmy w milczeniu. Nawet mi zaczęło w brzuchu burczeć. Dobrze, że zrobiłem szarlotkę...
Mieliśmy szczęście, bo nikt nas nie gonił. Nawet niezauważeni wróciliśmy do pokoju. Rafaell rzucił się na łóżko tak jak stał. Najwyraźniej ostatnio nie przesypiał nocy tak gładko jak ja. Gdy zasnął, zdjąłem mu buty i przykryłem kołdrą. Potem się najadłem i sam się położyłem. Niestety zasnąć nie mogłem. Po raz pierwszy...

czwartek, 24 stycznia 2013

Maya

- Sam nie wiem – odpowiedział mi Teito – Tak się zawsze dzieje jak ja czaruje, a Lauri śpiewa
- Wow… - zachwyciłam się – To jest super! – Teito uśmiechnął się zadowolony, a Lauri roześmiała się cichutko
- Cieszę się, że ci się podoba – szepnęła
- Bardzo – zapewniłam ją.
Czułam, że dziewczynka potrzebuje żeby ją ktoś docenił.
Lauri zaczerwieniła się i spuściła wzrok. Za to Teito się rozpromienił, widząc jak traktuję jego panią. Był z nią bardzo związany. Było to widać na pierwszy rzut oka.
Zapadła cisza, a po chwili usłyszeliśmy śmiechy i krzyki. Na polankę wbiegły dwie dziewczynki.
- O! Część! Wy jesteście nowi? – zapytała jedna z nich, może pięcioletnia elfka
- Trochę tak trochę nie – odpowiedziała Eve – My tu dzisiaj przyszłyśmy. Będziemy mieszkać w tej szkole przez jakiś czas, a Lauri i Teito uczą się tu już dość długo.
- Nigdy was nie widziałam… - zastanowiła się dziewczynka, patrząc na nich uważnie – Zresztą nie ważne. Jestem Liranne, a to Tamala – przedstawiła siebie i koleżankę  
- Ja jestem Maya – przedstawiłam się – To są Eve, Lauri i Teito
- Miło was poznać – Liranne się uśmiechnęła - A może chcecie się razem pobawić?
- Jasne – zawołała Lauri – Możemy zabrać też koty
- Super! I jeszcze przyleci Olav – powiedziała Liranne
- Olav? – zaciekawił się Teito
Przytaknęła, a po chwili na niebie zobaczyliśmy wspaniałego ptaka…

Alexander

Kiedy tylko schowałem skrzydła zeszliśmy do obozowiska łowców. Ku mojemu zdziwieniu nikt nie zwrócił na nas najmniejszej uwagi. Ruszyliśmy do środka obozu. W jego centralnej części stał największy namiot. Była w nim ukryta Inez, czułem to.
„Musimy się tam dostać” powiedziałem za pomocą języka migowego. Tak było bezpieczniej.
„Ty siedź cicho, a ja to załatwię” wymigał w odpowiedzi Leo. Zdziwiłem się, że aż tak się zaangażował, ale nie protestowałem. On był najlepszy do tego zadania.
Podeszliśmy do namiotu i niemal natychmiast zatrzymał nas jakiś strażnik.
- A wy tu czego? – warknął
- Nie twój interes – odciął się Leo i spróbował faceta ominąć
- Nie wejdziecie – powiedział mężczyzna, zagradzając mu drogę
- A to niby dlaczego?
- Bo Najwyższy rozkazał – padła krótka odpowiedź.
Leo zacisnął zęby ze złości, ale już po chwili się opanował.
- Najwyższy to kazał nam przejąć „transport”  i mu go dostarczyć – mężczyzna uniósł brwi – Twierdzi, że nie dajecie sobie rady – ciągnął Leo coraz pewniejszym tonem – Sądzi, że transport może wam uciec – zakończyła, ale nie trafił bo strażnik wybuchnął śmiechem
- Uciec? – zapytał – Ona prędzej zejdzie z tego świata niż nam ucieknie! – wykrzyknął.
Zbladłem i zacisnąłem pięści ze złosci. Rafaell dyskretnie poklepał mnie po plecach, chcąc mnie podnieść na duchu. Tymczasem strażnik przestał się śmiać i zaczął znowu rozmawiać z Leo.
- No więc…? – zapytał Leo
- Najwyższy ma przestarzałe informacje – prychnął strażnik, po sekundzie zmarszczył brwi – Zaraz, a jak ty się mogłeś z nim widzieć skoro nie ma go w naszej bazie?
-Hm… - Leo udał, że się zastanawia – O właśnie tak - prychnął i zakneblował faceta cieniem jednocześnie unieruchamiając - Skarbie ty mój, będziesz cichutko dopóki panowie nie wrócą a potem się rozliczymy… - powiedział, a my weszliśmy szybko do namiotu.
Inez leżała w nim nieprzytomna w kałuży krwi. Podbiegłem i uklękłem przy niej. Dziewczyna ledwo żyła.
- Musimy ją stąd zabrać – jęknąłem
Ale zanim zdążyliśmy to zrobić przed namiotem zakotłowało się. Usłyszelismy krzyki i odgłosy walki, a po chwili do namiotu wdarło się mnóstwo łowców. Rzucili się na nas, ale ja nie zamierzałem pozwolić żeby rozdzielili mnie z moją panią, a tym bardziej żeby kogos jeszcze skrzywdzili.
- Zabierz Inez do szkoły! – krzyknąłem do Rafaella
Chłopak chciał zaprotestować, ale nie miał na to czasu bo łowcy już zaatakowali. Odparłem atak po czym objąłem jego i Inez tarczą ochronną.
- Idź już! – zawołałem, a chłopak już bez protestów wybiegł z namiotu z Inez na rękach.
Ja razem z Leo walczyliśmy z łowcami. Dobrze nam szło tyle, że ich ciągle przybywało i była to syzyfowa praca.
- Ej, gołąb dasz radę mnie ponieść? – zapytał Leo kiedy nieoczekiwanie znaleźliśmy się blisko siebie
- Jasne – mruknąłem i zrozumiałem co chłopak planuje – Ok. Raz, dwa…trzy! – rozwinąłem skrzydła i szybko złapałem chłopaka w pasie. Wzbiłem się w powietrze i wyleciałem z obozu. Leo po drodze zabijał kogo mógł żeby nas osłonić. W końcu wydostaliśmy się do miejsca w którym byliśmy już bezpieczni. Wylądowałem, a w tym momencie z krzaków wyszedł Rafaello.
- Czemu nie uciekłeś?! – krzyknął na niego Leo – Czemu nie wróciłeś do szkoły?!
„Nie wrzeszcz” wymigał spokojnie chłopak „Nie zachowujesz się ostatnio tak jak powinieneś, ale jesteś moim przyjacielem i nie mam zamiaru cię zostawić w niebezpieczeństwie”
- Ale… - zaczął znowu Leo
„Poza tym” Rafaell mu przerwał „Inez potrzebuje pomocy i to teraz”
- Gdzie ona jest? – zapytałem słabym głosem
Rafaell pokazał na krzaki w których zrobił prowizoryczne posłanie dla dziewczyny.
Podbiegłem do niej i upadłem na kolana. Położyłem ręce na największej z ran i zacząłem leczenie. Szło opornie bo wdało się zakażenie, ale wreszcie udało mi się ją zagoić.
Wstałem i wziąłem moją panią na ręce.
- Musimy iść – powiedziałem ponuro
Inez nie otworzyła oczu, ale wiedziałem, że śmierć jej już nie grozi. Najchętniej uleczyłbym od razu wszystkie jej obrażenia, ale najpierw musieliśmy znaleźć się w szkole. Łowcy mogli dotrzeć na polanę w każdej chwili….

Cavaliada

Źle się czułam. Może to z powodu przeniesienia się do innej szkoły. Ból głowy nie pozwolił mi się nawet ruszyć. Moje zmysły mówiły, że coś się stanie. Nie wiedziałam, czy to będzie dobre, czy złe. W każdym razie coś miało się zdarzyć.
- Div... Zaniesiesz mnie na dziką łąkę? - zapytałam. Anioł spojrzał na mnie. Przyłożył mi dłoń do czoła. Westchnął.
- No dobrze. - po czym pobiegł do kuchni. 5 minut później przyniósł mi koszyk z jedzeniem i koc. - Zrobimy piknik! - Musiałam się roześmiać. Chwyciłam koszyk, a Div wziął mnie na ręce. Wyleciał przez okno i znaleźliśmy się na łące. Rozłożyłam koc i opadłam na niego. Tu było tak pięknie... Zamknęłam oczy i opalałam się. Usłyszałam cichutki śmiech. I to nie był Divertente... Podniosłam się. Usłyszałam szelest w trawie, więc ruszyłam w tamtym kierunku. W trawie siedziała śliczne dziewczynka.
Przypominała mi kogoś...
- Cześć, jestem Ro. - uśmiechnęła się.
- Hejka, a ja Cav. Czy my się znamy? -
- Tak. Wydaje mi się, że tak. Czy mieszkałaś może w Londsdale? -
- Tak! Mieszkałam! Jak skończyłam 12 lat, musiałam odejść. - zawołałam.
- O bosz... Cavaliada? To ty! No jasne! - krzyknęła.
- Roza! To naprawdę ty! - zawołałam i żuciłam jej się na szyję.
- Yhm. - odchrząknął Div. - przywołałam się do porządku.
- Div to jest Ro. Moja przyjaciółka z dzieciństwa. Ro to Div. Mój chłopak i sługa. - Anioł ścisnął dłoń przyjaciółce.
- Gdzie się uczysz? - zapytała mnie Ro.
- W BCS. A ty tutaj? -
- Nie. Już w BCS. Przepisuję się!

Rafaello

Nie miałem siły, żeby kłócić się z Leonardem. Spojrzałem mu prosto w oczy i czekałem aż w końcu zrozumie...
-Nie patrz tak na mnie. Nie będę miał wyrzutów sumienia.- powiedział prosto z mostu.- Mogło by mi tu stanąć nie wiadomo co i prosić na kolanach, a i tak bym się nie zgodził.
"Leonardzie. Nie mam zamiaru wciągać cię w żadne kłopoty, tylko mi powiedz jedną rzecz, dobrze?"
-Nie powiem gdzie ona jest.- zaparł się.
"Nie o to chciałem zapytać."
-A o co?
"Ty nam po prostu nie możesz powiedzieć, prawda?"
-Brawo.- odparł i zaklaskał teatralnie.- No nareszcie kogoś olśniło. Więc teraz my wracamy do szkoły a pan gołąb sam sobie będzie radził. Więcej robić nie zamierzam.
"Może ty nie ale ja tak."
-Nie powinieneś się wtrącać w ich sprawy.
"A ty powinieneś się mnie słuchać."
-Słucham cię i nie pozwalam zarazem abyś wpadł w tarapaty.
"Tarapaty to ty będziesz miał jak wrócę."
-Słucham?
"Ja idę pomóc a ty wracasz do szkoły i na mnie czekasz."
-Niezły żart.- prychnął.
"To nie żart. To polecenie i ty je wykonasz bez gadania."
-A jak nie?- zapytał już z powagą.
"To albo mówisz gdzie zabrali Inez albo..."
-Albo?
"Nie ważne."- odparłem odwracając się od niego. Alex stał i patrzył na nas z dziwnym grymasem na twarzy. "Masz pomysł gdzie ją mogli zabrać?" zapytałem go.
-Nie za bardzo.- odparł.
"Nie martw się. Skoro to szczeniaki, to musiały zostawić ślady. Na pewno je znajdziemy."
-Ta...- mruknął nie do końca przekonany.- Zanim to zrobimy to z Inez już nic nie zostanie.
"Nie zostanie? Możesz wyjaśnić?"
-Zranili już ją.- nie był zbytnio optymistą.
"Skąd wiesz?"
-Bo poczułem.
-Nie każdy jest związany ze swoim panem na takich samych zasadach.- wtrącił się Leo.
"Wynoś się! Mam dosyć twoich gierek! Ciebie nawet na szczerość nie stać!" uniosłem się patrząc na niego. On natomiast rozsiadł się pod drzewem i spoglądał na nas z uśmiechem.
-Jestem szczery przez cały czas. Wielu rzeczy po prostu wiedzieć nie możesz. A tak w ogóle, to po co ty to robisz? Ledwo się znacie.
"Bo chcę pomóc."
-Tylko to?
"Chce się jeszcze po coś przydać zanim to się skończy. A poza tym, nie chce być takim palante* jak ty."
-Niezbyt miłe.- rzucił.- Nie podobne do ciebie.
"Bo to o tobie." -pokręcił głową.
-Pomogę wam ale tylko dlatego, że jakbym tego nie zrobił to kto wie, co by ci się stało.
"Że co?" zdziwiłem się.
-Tak. Wbrew pozorom, powinienem zachowywać się w stosunku do ciebie inaczej. To przez to, że mi nie chciałeś powiedzieć co ci ostatnio jest.
"Że co?" powtórzyłem pytanie.
-Zbierajcie się bo trochę nam to zajmie.- walnął z dziwnym uśmiechem na ustach.
-Co cię nagle przekonało?- zdziwił się anioł.
-Nie chcę bardziej dobijać Rafaella i chętnie pokażę tym z Rady, jak to jest jak się takie zadania załatwia za pomocą szczeniaków.- powiedział i ruszył przed siebie.- Idziecie, czy się rozmyśliliście?
***

Szliśmy już dość długo. Zaczynało już świtać. Podejrzewałem, że Leo wyprowadza nas w pole. W końcu nie wytrzymałem i zapytałem:
"Leo, gdzie my właściwie idziemy, co?"
-Prosto do tej waszej panny.
"Rozwiniesz trochę swoją wypowiedź?"
-Szczeniaki zatrzymają się w pewnym miejscu i my je tam dorwiemy.- odparł bez głębszego namysłu. Po chwili jednak spojrzał na mnie i wycedził- Ty rzeczywiście szybko się przyzwyczajasz do ludzi. Trzeba cię tego oduczyć.- powiedział z uśmiechem.
"Ty wystarczysz żeby tych ludzi spłoszyć." walnąłem i położyłem mu dłoń na ramieniu. Nareszcie był taki jaki powinien być. Nieobliczalny jak pogoda w marcu.
-Nie chcę wam przeszkadzać ale spójrzcie.- wtrącił się Alex i wskazał ręką jakby... miasteczko. Było bardzo daleko ale już je było widać.
-Jak umiesz, to schowaj skrzydła bo może nie być miło.- walnął Leo i ruszyliśmy w kierunku miasteczka.
Najciekawsze było to, że brak snu odbijał się tylko na mnie.

środa, 23 stycznia 2013

Teito


-Przecież wiesz, że bym cię nie zostawił – odparłem.
-Więc chodźmy – powiedziała Lauri, lekko unosząc kąciki ust.
To niezwykłe, jak zbawiennie wpłyną na nią fakt, ze Izo wreszcie się znalazła. Wcześniej ciągle chodziła przybita, teraz nie minęło kilka godzin a ona prawie się uśmiechnęła.
-W tej szkole są cztery lasy – zaczęła spokojnie tłumaczyć nowym Lauri. – Wiosenny, Letni, Jesienny i Zimowy. Niestety po Wielkiej Bitwie tylko Las Wiosenny i Jesienny zostały odbudowane. Pozostałe wciąż czekają na swoją kolej. Mieliśmy też ogrody, rosarium, storczykarnię i labirynt, ale nie wiem, co z tego pozostało.
-To smutne –wtrąciła Maya. – Dlaczego właściwie odbyła się ta bitwa?
-Niefortunnie tak się złożyło, że do naszej szkoły chodziło zbyt dużo osób nie podobającym się podziemiu – wtrąciłem dość ozięble.
Właśnie weszliśmy na teren gdzie kiedyś było moje ulubione miejsce. Objąłem je smutnym spojrzeniem i zacząłem się bawić moją mocą. Najpierw „narysowałem” w powietrzu mrozem wygląd jak Las Zimowy wyglądał. Później to wszystko się rozprzestrzeniało, i jak bym miał wystarczająco dużo mocy odtworzyłbym w ten sposób wygląd całego Lasu Zimowego, lecz jej nie miałem. Dlatego odtworzyłem tymi mroźnymi zawijasami tylko polanę wokół nas.
-Jakie piękne! – zachwyciła się ta dziewczynka, która była człowiekiem. Bodajże Maya.
-Prawda? – spytała jak zawsze zachwycona faktem że tak potrafię Lauri.
Nawet kotołaczce usta drgnęły, w sposób charakterystyczny dla osoby, która coś podziwia.
A wtedy Lauri zaczęła śpiewać. I świat zmienił się z pięknie malowanego okrutnym mrozem w coś całkiem nierealnego. Obraz mojego lasu rozmył się i zaczął falować…Nie to złe określenie. Zaczął tańczyć w takt łagodnej muzyki, ukazując jak zmieniał się ona na przestrzeni czasu. Jak zwierzęta się przez niego przewijały. Jak ludzie przechodzili lub ćwiczyli. I nagle czar prysną, a mój brak koncentracji sprawił, że wraz z końcem śpiewu, znikną i magiczny świat lodu.
-Co to było? – spytała oszołomiona Maya.

Alexander

Leo zaczął chodzić od drzewa do drzewa. Najwyraźniej czytał coś w ich cieniach. Na koniec podszedł do cielska hybrydy. Przykucnął i coś przy nim majstrował. Po chwili zaklął pod nosem, wstał i podszedł do nas.
- Szczeniaki – mruknął
- Kto? – zapytałem zdziwiony
- No szczeniaki – powtórzył Leo, a widząc moją minę wyjaśnił – Mało ważni posłańcy
- Aha – zastanowiłem się przez chwile – A gdzie ją zabrali?
- Nie wiem – odpowiedział Leo, ale odwrócił wzrok
„Wiesz” wymigał Rafaell „Czemu kłamiesz?”
- Nie wiem i nie kłamię! – zapierał się Leo, ale ani ja ani Rafaell nie chcieliśmy odpuścić – Nie powinniście tego wiedzieć – powiedział w końcu

Rafaello

Staliśmy przez chwilę w kuchni. Gdy Alex skończył się we mnie wpatrywać- nie powiem, że mi to przeszkadzało ale nie powinniśmy tracić czasu- zacząłem wpatrywać się w Leo. Miałem nadzieję, że w końcu ulegnie ale on tylko doglądał ciasta i po prostu jakby nic się nie stało, pogwizdywał szukając cukier puder.
"Leo proszę cię!" wymigałem nerwowo.
-No co? Ja się mieszać nie będę. Nie ma opcji.- powiedział bez jakichkolwiek emocji.
"Leonardzie..." opadły mi ręce. Może faktycznie zbyt mocno się związywałem z innymi, może faktycznie jestem zbyt ufny ale bez jaj! Nie będę czekał bezczynnie! "Zrób to dla mnie. To nic, że zapomnę ale ona ci tego nie zapomni. A gdyby mi się coś takiego stało?"
-Nie mów tak. Zbyt szybko się przywiązujesz.- wytknął mi.
"Ale przynajmniej jak będzie źle to ktoś będzie przy mnie. Bo ty będziesz daleko."
-Nie migaj tak. Nic nie wskórasz. Postanowiłem.
"Wiedziałem. Nie jestem twoi panem. Kłamałeś jak z resztą ostatnio cały czas." wymigałem spokojnie. Alex stał cały czas nie wiedząc o co chodzi.
Nie miałem ochoty z nim gadać. Chciałem iść w długą i jeszcze się do czegoś przydać zanim już nic dla mnie nie będzie. Chciałem wykorzystać to co mam. Ale Leo po prostu wyszedł z kuchni, stanął naprzeciw mnie i wycedził:
-Nie puszczę cię samego. Jeszcze zmarzniesz i co? A jak ci coś jeszcze uszkodzą? To co w tedy? I to nie było kłamstwo. Zapisz to sobie gdzieś!- uniósł się.- I nie rób takich wyskoków. Nie chcę iść bo wiem, że nie jesteś w najlepszym stanie. Z resztą ty to taka niespodzianka jesteś.
"Więc..." zacząłem niepewnie. Alex był totalnie skołowany, nie wiedział, że Leonardo się aż tak często unosił.
-Więc idę i mnie nie denerwuj.- powiedział zakładając ciepłe buty.- Idź się gołąb ubierz bo możesz zmarznąć.
Anioł spojrzał na mnie pytająco. Kiwnąłem przytakująco głową i zabrałem się do ubierania tak jak Leo. Niecałe dziesięć minut wystarczyło a staliśmy we trójkę na korytarzu.
-No to idziemy panowie ale żeby nie było.
-Niby czego?
-Ja się nie zamierzam po powrocie tłumaczyć Przewodniczącej Szkoły. Już jej podpadłem.- walnął z uśmiechem.
-Oł... To z uderzeniem tego kogoś, tak?- bardziej stwierdził niż zapytał.
"Panowie a może tak pójdziemy już?" zniecierpliwiłem się.
-Zgoda. Najpierw panie gołąb prowadź na polanę. Ja pozbędę się sów.
"Leo, musisz z tymi tekstami? Chociaż na razie się opanuj."
-Matko. Zero radości. Niech ci będzie.
-Yyy... a co ci one przeszkadzają?
-Wież mi... Dużo.
***

-A więc panowie- rzekł Leo przed barierą- ja załatwię nasze ptaszki.
"To się pospiesz."
-Idźcie, ja was szybko dogonię.- powiedział i zniknął w lesie a sowy poleciały za nim.
"No to prowadź." uśmiechnąłem się do Alexa.
-Nie ma sprawy.
Podczas gdy szliśmy, mogliśmy obejrzeć piękny zachód słońca. Nagle anioł zapytał:
-Sorki, że się wtrącam w wasze sprawy ale... co jest nie tak?
"Słucham?"
-Widzę, że coś ci jest.
"Do skomplikowane."
-Wydaje się, że czasu mamy sporo. No dopóki Leo nie wróci.
"Z piórami we włosach i psychopatycznym uśmiechem na ustach a zaś walnie: Panowie! Stworzyłem najlepszy obraz świata! Kupę piór i wnętrzności na drzewach." wymigałem i wybuchnęliśmy śmiechem. On normalnie ja bezgłośnie. Opanowaliśmy się dopiero po dłuższej chwili gdy dopadł nas nasz "artysta".
-A wam co tak wesoło, hę?
"Załatwiłeś ptaki?''
-Tak. Łatwo poszło. I nawet czysto.- zdziwiliśmy się.- No co?
"Nic nic. Możesz wyjaśnić Alex`owi co jest ze mną nie tak?"
-A ty dlaczego tego nie zrobisz?
"Szczerze?" spojrzał na mnie wymownie- "Nie chce mi się tyle migać." dokończyłem z uśmiechem.
Leo wyjaśnił mu wszystko dokładnie. Tłumaczył tak długo aż trafiliśmy na polanę gdzie zabrał się do roboty.

Sitri

Bez najmniejszego oporu otworzyłem drzwi do pokoju Tsukihime.
_ Hime, Devi i ja... - przerwałem, gdy zauważyłem, że dziewczyny nie ma. Coś mi nie pasowało. Rozejrzałem się po pokoju i mój wzrok natrafił na wyrwaną z zeszytu kartkę. Podniosłem ją i zacząłem czytać. Gdy skończyłem, papier wypadł mi z rąk. - Więc w końcu do tego doszło? - szepnąłem sam do siebie. - Hime odeszła - dodałem. Słowa wypowiedziane głośno zawisły nade mną, przytłaczając swoim znaczeniem. 
- Ale jak... - zaczął Devi, gdy zobaczył list. - To jakaś pomyłka, Tsukihime pewnie zaraz wyskoczy z szafy i będzie się z nas śmiać...-
- Nie - zaprzeczyłem. - To już koniec. Znaczy to też, że nie mam żadnym powiązań z tą szkołą. Idziesz ze mną, czy zostajesz?
- Coś ty nagle taki miły się zrobił, co?-
- Idioto, nie robię tego dla ciebie, tylko dla Hime. Ona chyba od początku wiedziała, że w końcu odejdzie i dlatego mnie z tobą związała. Nawet po jej odejściu jestem z nią związany czymś silniejszym niż zwykła przysięga posłuszeństwa. I Kuro też, dlatego, jeśli chcesz, możesz iść z nami.-
- Niby gdzie?
- Przed siebie - odpowiedziałem. Kolejny rozdział w życiu się skończył. Jeden z tysięcy. Tym razem czułem się jednak tak, jakby to nie rozdział, a cała książka została już zapisana. Wiedziałem, że nic nie będzie takie, jak kiedyś. Ale szanowałem decyzję Hime i nie miałem zamiaru jej podważać. Jeszcze tej nocy wyruszyliśmy we trójkę w drogę do Podziemia. Do miejsca, które było ponoć naszym domem, a wydawało się teraz tak obce i puste.

Ciąg dalszy nie nastąpi

Oznacza to również, że odchodzę całkowicie z bloga. Nie usuwam go (choć mogłabym), radźcie sobie sami.

wtorek, 22 stycznia 2013

Tsukihime

- Wiesz, co to oznacza, prawda? - anioł spytał mnie poważnie. Kiwnęłam głową.
- Myślisz, że jest jeszcze jakaś szansa? - spytałam z udawaną nadzieją. Znałam już odpowiedź.
- Nie. Jeżeli myślisz o jakimkolwiek uratowaniu tej szkoły i jej ludzi, to musisz uciekać. I to jak najszybcie. Główne siły już są prawie u progu - brat był zupełnie poważny, ale jego głos był spokojny. Tego właśnie potrzebowałam.-
- I gdzie ja mam iść? - wtuliłam się w mężczyznę.
- Wiesz, że zawsze mogę ci znaleźć jakieś ustronne miejsce. Na Ziemi Świętej nawet Michał nie będzie się ważył użyć przemocy. A Najwyższy już kilka razy pytał się mnie, czy to nie byłoby najlepsze rozwiązanie.- 
Rozumiem. Jeżeli uważasz, że nie ma innego wyjścia, to nie mam powodu ci nie ufać. Daj mi chwilę, dobrze? - spytałam drżącym głosem, schodząc z kolan mężczyzny. Wzięłam kartkę i szybkim, niezbyt pięknym pismem napisałam:
" Sytuacja jest gorsza, niż myślałam. Nie mogę narażać życia iinych przez swoje własne problemy. Dlatego właśnie opuszcam tą szkołę, nie szukajcie mnie. Mam nadzieję, że jakoś wam się ułoży.
Tsukihime"
Po chwili namysłu dopisałam jeszcze japońskimi znakami
" Kuro, przepraszam, ale ciebie też nie mogę w to mieszać. Wracam do rodziny. Nie szukaj mnie, twoje miejsce, razem z Sitrim, jest w Podziemiu. Przepraszam"
Położyłam kartkę na łóżku, wraz ze złożonym dosyć starannie mundurkiem reprezentacyjnym.- 
Jestem gotowa - oznajmiłam i podeszłam do Uriela, czekającego już przy oknie. Mężczyzna wziął mnie na ręce i po chwili już lecieliśmy. Ostatni raz rzuciłam okiem na tereny szkolne. Żegnajcie!

Eve



Po rozłączeniu się z Inez Maya zrobiła się niespokojna. Nie płakała już tylko ciągle oglądała się za siebie.
- Co się dzieje? – zapytałam zaniepokojona jej zachowaniem.
Maya nie odpowiedziała
- Hej! – pomachałam jej ręką przed nosem – Co się dzieję? – powtórzyłam
- Nnic – zająknęła się – Po prostu się zamyśliłam
- Jasne – prychnęłam
- Naprawdę – spróbowała mnie przekonać, ale wiedziałam swoje
- No przecież widzę, ze coś jest nie tak – zdenerwowałam się w końcu, przyjaciółka spuściła wzrok – Powiedz mi co cię gryzie – nalegałam.
Niestety zanim Maya zdążyła mi odpowiedzieć zrobiło się zamieszanie bo doszłyśmy już do tej nowej szkoły.

Kiedy już dostałyśmy nasz nowy pokój zabrałam się do rozpakowania rzeczy od Inez. Potem przygotowałam nam kolacje. Zrobiłam pyszne ciasteczka. Jednak zanim zdążyliśmy zjeść ktoś zapukał do drzwi.
- Otworzę – powiedziałam
-Cześć Eve. Przyszłam wam przedstawić moją siostrzyczkę Lauri i jej sługę Teito – powiedziała Izo
- Część – odpowiedziałam – Może wejdziecie?
- Jasne, a gdzie Maya? – zaciekawiła się
- W pokoju. Właśnie mamy jeść kolacje – wyjaśniłam, po czym zawołałam w głąb pokoju – Maya, mamy gości! – brak odpowiedzi – Maya! Co się z tobą dzieję! – krzyknęłam, jednocześnie zamykając drzwi za gośćmi. Kiedy weszłam do pokoju zobaczyłam, że Maya siedzi przy oknie zamyślona. Wyglądała tak jakby nie dotarło do niej żadne z wypowiedzianych przeze mnie słów.
- Maya co się dzieje? – zapytałam podchodząc i lekko nią potrząsając
- Co? Cos się stało? – zapytała przyjaciółka, wracając do rzeczywistości
- Stało się – odpowiedziałam – Odpłynęłaś
- Oj, ja się tylko zamyśliłam – zaczęła się tłumaczyć
- Znowu? – zapytałam ironicznie
- Yhy… - mruknęła, a ja w tym momencie przypomniałam sobie o gościach
- Dobra, pogadamy o tym później – powiedziałam, a Maya odetchnęła z ulgą – Teraz poznaj Lauri siostrę Izo i Teito jej towarzysza
- Część, miło was poznać – przywitała się Maya – Może wyjdziemy na spacer? – zapytała niespodziewanie – Chciałabym obejrzeć szkołę
-Jasne. Może Lauri cię oprowadzi? – zaproponowała Izo
- Byłoby super – oczy Mayi rozbłysły – Ale jeśli nie masz nic przeciwko… - zawahała się, patrząc na trochę od nas starszą dziewczynkę
- Nie mam jeżeli Teito z nami pójdzie – powiedziała  i spojrzała pytająco na chłopaka.

Kurochi

Wracałem z Sitrim i Devim do realności, gdy przeszło mnie dziwne przeczucie. Jak podejrzewałem, w pokoju, oprócz Hime był też anioł. Z początku go nie rozpoznałem, ale gdy tylko zerknął na mnie kątem oka i uśmiechnął się porozumiewawczo, rozpoznałem go. Odwzajemniłem uśmiech i pociągnąłem Deviego za rękaw, chcąc jak najszybciej zostawić dwójkę samych sobie.
- Ale! - zaprotestował, wyraźnie wpatrzony z bólem i poniekąd zazdrością na Uriela i Hime, siedzącą mu na kolanach i śmiejącą się razem z mężczyzną. 
- Już! - syknąłem i z pomocą Sitriego wyciągnęłiśmy go z pokoju. - To jej brat, idioto! - rzuciłem, gdy byliśmy już kawałek za drzwiami.-
- Brat? Ale...
- Długa historia, i poniekąd przynudnawa. Nie chcesz znać. I raczej księżniczce nie jest twoja wiedza na rękę (gra słów - księżniczka to po japońsku "hime", przyp. autorki) - ubiegł mnie Sitri. Popatrzyłem na niego z wdzięcznością, bo nie miałem pomysłu, co zrobić.-
 - ... więc zachowuj się na poziomie, jasne? - zza rogu korytarza wyszła dziewczyna z długimi, błękitnymi włosami, a za nią...
- Varius? - Sitri znów był pierwszy. - Kopę lat! - uśmiechnął się. Wiedziałem, że kiedyś między nimi coś było. Co z resztą mógłbym powiedzieć chyba o każdej innej dziewczynie powiązanej z Podziemiem, gdyby była na jej miejscu. Ale Varius była dosyć szczególna. I najwyraźniej pomyślała o tym samym, bo zbyła mojego brata szybkim spojrzeniem typu "oczekuj nieszczęśliwego wypadku w pracy" i uśmiechnęła się do mnie.-
 Dawno się nie widzieliśmy, nie kotku? - spytała mnie, mrugając okiem. Zagryzłem zęby. Przed oczyma duszy stanął mi dzień, w którym...

< Varius, w którym co? Wiesz, o czym mówię>