sobota, 16 lutego 2013

Leonardo - event

Nienawidzę tej roboty... Po prostu nienawidzę współpracować! Łowca przecież zawsze jest zdany sam na siebie a tu mam współpracować z gołębiem... Gdyby nie Rafaell, nie było by mnie tu.
Szliśmy już dość długo aż w końcu trafiliśmy na rozwidlenie drogi.
-No to my pójdziemy w jedną stronę a wy w drugą, może?- zapytał Alex.
-Spoko.- mruknąłem. Nareszcie spokój. Nie żebym nie cierpiał ich ale nienawidzę jak nosi mnie anioł... Zepsuto mi tym humor.
Gdy byliśmy już daleko od rozwidlenia Rafaell zapytał:
"Leonardzie a co, jeżeli ona nie wie co mi jest?"
-Musi coś wiedzieć.
"Skąd masz pewność?"
-Nie mam. Ale mam przeczucia.
"Nie ufam jej."
-I bardzo dobrze.- odparłem ale Rafaell nie miał wcale humoru.- Masz doła?
"Nie. Cieszę się, że jakoś się przydam, że nie muszę siedzieć bezczynnie."
-To co ci jest?
"Martwię się, że bardziej zaszkodzę niż pomogę."
-To się nie martw bo ja na to nie pozwolę.- walnąłem z uśmiechem a przyjaciel go odwzajemnił.
Po pewnym czasie marszu miałem wrażenie, że coś nas obserwuje. Jak zwykle moja natura wzięła górę i musiałem to sprawdzić. Zwolniłem kroku i odbiłem w jakiś wąski korytarzyk. Przemknęło mi jakieś... białe pióro? Zdziwiłem się. Ruszyłem szybko za nim. Zdążyłem zobaczyć kontem oka białego ptaka ale coś mnie ogłuszyło i padłem jak długi na ziemię...
***

Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Coś mnie ciągnęło przez jakiś ... pokój?
http://twojurlop.net/wp-content/uploads/2013/01/icehotel-lodowy-hotel-wewn%C4%85trz-3.jpg

-No bez jaj...- mruknąłem.
-Cicho siedź. Nie pogarszaj sytuacji. Tak za mocno cię ogłuszyłem więc byłeś nieprzytomny przez dwie godziny.- usłyszałem. Spojrzałem na to co mnie ciągnęło i mnie zatkało. Lodowy feniks.
-Puść mnie!- krzyknąłem.
-Bo co? Nic mi nie zrobisz. Jesteś związany, rozbrojony a ból głowy nie da ci się skupić.
-Głupia kura.
-Nie szalej bo będzie gorzej.- odparł ptak i walnął mną o ścianę.
-Słabo kurczaczku, słabo...- mruknąłem a ptak powtórzył akcję. Poczułem, że więzy się o coś zaczepiły i nieco poluzowały. Jeszcze kilka razy i się uwolnię.
-Cienko. Na tyle cię tylko stać?- zapytałem z zadziornym uśmiechem. Ptak jednak zmienił taktykę. Rzucił mną pod innym kątem i usłyszałem chrupnięcie.
-Ups... Złamałeś rękę i dwa żebra. Nie radzę mnie dalej podpuszczać bo może z ciebie nic nie zostać.
-Choler*.- syknąłem. A tak blisko było.
-Twój przyjaciel ma lepszą kulturę.
-Ani się wasz go ruszyć.
-Ja nie ale coś innego chętnie. Oj będziesz miał co zbierać, oj będziesz.
-Rozszarpię cię na kawałeczki a zaś...- przerwał mi
-A zaś co? A zaś nic. Bo Rafalla już nie będzie. Jak chcesz go jeszcze zobaczyć to siedź cicho i współpracuj.
-Co wy żeście się na tą współpracę tak uparli wszyscy. Na mózg wam padło czy...- nie zdążyłem skończyć bo ptak wrzucił mnie do jakiejś lodowej dziury.
-Chwilkę sam posiedzisz a zaś się zabawimy. Pamiętaj, że za twoje wybryki on cierpi.- powiedział i odleciał.
"Nich go tylko coś ruszy a rozwalę cały ten lodowy labirynt raz a porządnie. Nieważne jak, ale rozwalę! Po prostu rozwalę!" myślałem wściekły. Po chwili jednak pomyślałem o Rafaellu. Sokoro ja się dałem podejść to co z nim? Teraz z tymi lukami w pamięci nie wygląda to za dobrze. I dlaczego to on ma cierpieć za moje wyskoki? I... jak to go nie będzie? Przecież to nie tak miało być. On miał być moim panem a ja miałem go bronić. Miałem o niego dbać. A ja sobie siedzę w jakiejś kwadratowej, lodowej dziurze i nie mogę wyjść mu pomóc.
Podniosłem się i rozejrzałem. Nie było nigdzie cieni. Tak zaprojektowano jaskinie aby ich wcale nie było. Nie ułatwiło mi to sprawy. Na dodatek rzeczywiście nie miałem broni i bolała mnie głowa. Ściany były perfekcyjnie wyszlifowanym lodem więc nawet gdybym się rozwiązał to bym nie wyszedł. Tak źle i tak niedobrze. Mogłem jedynie czekać...

Po jakiejś godzinie przyleciał feniks.
-Już po wszystkim. Zbieraj się.
-Jak go tknąłeś...- nie skończyłem bo mi przerwał.
-Już za późno. Jesteś sam.
-Jesteś martwy.- wysyczałem.
-Ha ha!- zaśmiało się ptaszysko ścinając mnie długim ogonem z nóg. Nieźle przedzwoniłem głową o lód.- Masz szczęście. Obejrzysz zaś sobie wszystko. Ale najpierw pani pozwoliła mi się z tobą zabawić.- zwierzę złapało mnie za nogę i wyrzuciło z pułapki.
Potem zaczęło atakować. Mogłem jedynie stosować uniki co mnie potwornie drażniło! Jednak w pewnym momencie przekręciłem się tak, że ptak rozerwał to co mnie unieruchamiało. To nic, że rozwalił mi trochę plecy. Ważne, że miałem ręce i mogłem wiać. Nikt mnie tak jak dziś nie upokorzył.
Niezbyt wychodziła mi ucieczka bo feniks doskonale znał tunele a ja biegłem na oślep. Żebra i ręka nie pomagały. Ale musiałem znaleźć przyjaciela. Tylko to się liczyło. Już tyle razy go zawiodłem. Tym razem nie chciałem... tak wyszło.
W końcu stwór mnie dopadł i zaczęliśmy walczyć. Miał przewagę wzrostu, masy, siły... We wszystkim. W końcu nie dałem rady...
-Wygrałem. I jakie to uczucie? Nie masz już nic. Zabrałem ci nawet honor.
-Honoru nie jesteś w stanie mi odebrać.- wychrypiałem, podczas gdy ptak przyciskał mnie za gardło do ziemi.
-Ha ha... bardzo śmieszne. No ale obiecałem ci, że zobaczysz jak skończył twój przyjaciel. Powiem ci na wstępie, że nawet nie próbował walczyć...- ciągnęło ptaszysko.
Nie słuchałem go. Nigdy nie dopuszczałem do myśli, że Rafaella może nie być. Że tak po prostu... Nigdy się nie bałem i nigdy nie byłem tak bezsilny. Ptak urzeczywistnił wszystkie moje lęki. Zacząłem się bać o przyjaciela, nigdy nie byłem tak bezsilny jak dziś. Zawsze udawało mi się wymyślić jak mu pomóc a teraz byłem bezsilny... Nie mógł umrzeć... Po prostu nie mógł...
Tak kalkulowałem wszystkie sprawy nie zważając na to dokąd ciągnęło mnie ptaszysko. Zacząłem wracać wspomnieniami do czasu kiedy jeszcze nie tracił pamięci. Tak bardzo chciał iść gdzieś do szkoły. Tak bardzo nienawidził samotności. A teraz chętnie by z tej szkoły odszedł gdyby nie przyjaciele, chętnie wybierał samotność by się nie narzucać, by nie obciążać kogoś swoimi problemami.
A ja nie potrafiłem mu tej cholerne* pamięci przywrócić!
Ptak wrzucił mnie do jakiejś sali. Na jej środku stało wielkie lodowe lustro. Zwierzę zostawiło mnie samego. Na powierzchni lustra pojawiła się wizja. Widziałem przyjaciela unikającego ciosów zadawanych... ode mnie?! Doznałem szoku... Ta jędza... Nie mogłem na to patrzeć. uklęknąłem przed lustrem i oparłem czoło o lodową podłogę. To nie było fer. Wiedziałem, że Rafaell by mnie nie zabił. Nawet jeżeli ten ktoś wyglądał tylko tak jak ja. Nie mógł by tego zrobić... Uniosłem głowę i zobaczyłem przyjaciela leżącego z na śniegu, który błyskawicznie barwił się na czerwono.
po chwili lustro się roztopiło a za nim był...
-Rafaell.- jęknąłem podchodząc do niego. Był taki biały... Taki zimny...-Już jestem... Już jestem przy tobie...- szepnąłem biorąc go w ramiona. Po prostu się przytuliłem...

(Niech nikt nie kończy)

piątek, 15 lutego 2013

Inez - event

Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku w Islandii nie bardzo wiedziałam co dalej. Leo mówił o jakiejś jaskini w której miała mieszkać nasza wiedźma. Tylko jak znajdziemy tą jaskinie?
Najwyraźniej to samo pytanie chodziło po głowie Rafaellowi bo wymigał:
„Gdzie teraz Leo?”
- A skąd ja mam wiedzieć? – oburzył się chłopak
„No przecież jesteś łowcą nie?”
- No i co z tego?
- Dla Ciebie znaleźć Wiedźmę to pestka – powiedziałam ze słodkim uśmiechem, jednocześnie mrugając do Rafaella – Przecież ty wszystko umiesz więc kto jak nie ty zdoła ją znaleźć?
Tak jak przypuszczałam Leo połknął haczyk. Wyprowadził nas z lotniska, a potem zaczął chodzić tam gdzie był jakiś cień i badać go. Szliśmy za nim w milczeniu żeby go nie rozpraszać.
- To tu – powiedział, zatrzymując się niespodziewanie.
Rozejrzeliśmy się, ale nigdzie nie było widać żadnej jaskini. Był tylko śnieg…. Wszechobecny śnieg.
- Ale gdzie ta cała jaskinia? – zapytał Alex
- Właśnie w niej stoimy – odpowiedział Leo.
Był śmiertelnie poważny
„Ale to niemożliwe… Leo o co ci dokładnie chodzi?” wymigał Rafaell
- Jaskinia jest pod nami. Musimy się do niej jakoś dostać – wyjaśnił spokojnie łowca
- Hm… tylko jak? – zapytał Alex
- A gdyby roztopić ten śnieg pod nami? – zapytałam zamyślona
- Co kombinujesz? – zaciekawił się Leo
- Zobaczysz  - powiedziałam po czym zwróciłam się do przyjaciela – Alex wziąłeś swój ognisty sztylet?
- Oczywiście, ale…
- Pokaż mi go – poprosiłam
Alex wyjął sztylet i podał mi go.
- Hmm… a gdyby tak… - mruknęłam pod nosem
Uklękłam na śniegu i sprawdziłam ostrość sztyletu. Potem wstałam i oddałam broń aniołowi
- Przetnij ziemię pod nami – poprosiłam, a wszyscy trzej faceci spojrzeli na mnie jak na wariatkę – Oj, zaufaj mi. To jest tylko śnieg i lód, a za pomocą tej broni uda ci się szybko je zlikwidować
- No zgoda – powiedział anioł i wykonał moją prośbę
Ledwo naciął śnieg i lód pod nami, ogień ze sztyletu zaczął roztapiać co tylko się da. Już po kilku sekundach mieliśmy przed sobą ogromną dziurą.
- Musimy tam zejść
- W porządku ja was mogę przenieść – zaoferował Alex
- Nie ma mowy! – oburzył się Leo – Nie dam się znowu nosić gołębiowi!
„Leonardo nie rób scen” zganił go Rafaell „Dobrze wiesz, że musimy się tam dostać”
- Yh, no niech ci będzie – przystał w końcu Leo, ale nie był zadowolony
Alex chwycił go w pasie i zleciał na dół. Potem wrócił po Rafaella i na końcu po mnie.
- Dobra, załatwmy to jak najszybciej – powiedział Leo, kiedy wszyscy byliśmy już na dole
- W porządku, widzę jaskinie – powiedziałam i ruszyłam w jej kierunku.
Tuż przy wejściu zatrzymałam się i odwróciłam. Żaden z moich towarzyszy nie ruszył się z miejsca.
- No chodźcie! – zawołałam
Zawahali się, ale wreszcie dołączyli do mnie i razem weszliśmy do jaskini.

środa, 13 lutego 2013

Poeana


Obudziłam się ze strasznym bólem pleców. Moja katana leżała na ziemi. Od razu ją podniosłam. ,,Znów zapomniałam ją naostrzyć " pomyślałam. Przygnębiona poszłam do kuchni. Viridi już tam był.
- Co na śniadanie? - spytałam jednocześnie ziewając.
- Yyy... - wymamrotał kompan. ,, No tak " przypomniałam sobie „ Nauczyłam go dopiero kilku słów z naszego języka. No cóż?”
- Ja coś zrobię - powiedziałam i poszłam do lodówki - Chcesz kanapki z marmoladą? - Przyjaciel kiwnął głową. Po śniadaniu poszłam na lekcje. Nauczyciel od władania mieczem ( jednego z moich najulubieńszych przedmiotów) właśnie pokazywał jak pokonać mieczem półtora ręcznym przeciwnika większego, silniejszego przeciwnika z toporem bojowym. Nagle spytał mnie o coś.
- Poeana! Co zrobisz, jeśli przeciwnik będzie chciał uderzyć zza głowy?
- Yyyy... Trzeba zrobić to no.... unik  - powiedziałam. W ogóle nie słuchałam . Myślałam, co się stało wtedy w nocy, gdy Isidar Mithrim rozbłysł.
- Częściowo dobrze. Trzeba odskoczyć i uderzyć mieczem w bok - powiedział po czym pokazał to na manekinie. - O tak. - ,, Poszczęściło mi się " pomyślałam - Poeana choć tu. Weź swoją katane ! -polecił - Kaya ty też. Weź ze stojaka miecz dwu ręczny.  
Po czym zaczął się pojedynek . Kilka razy ją drasnęłam, lecz nie mogłam się przebić przez osłonę. W końcu mnie trafiła. Niestety w bolące plecy. Upadłam. Miecz rozdał koszule i naruszył skórę.
- Dziewczyno idź do pielęgniarki!
Z krwawiącymi plecami opuściłam sale. Lubiłam przebywać u San. Potrafiła mnie wysłuchać i nawet często pomóc w jakiejś sprawie. Gdy weszłam od razu wykrzyknęła:
- Drogie dziecko, co ci się stało!
Wytłumaczyłam jej dzisiejszy ból pleców i jak się zraniłam. Posmarowała je jakąś maścią i obandażowała.
- No już. Niestety będziesz musiała odpuścić sobie na jakiś czas walki mieczem i strzelanie z łuku. - Już chciałam wyjść, gdy nagle powiedziała: - Poczekaj! Coś cię niepokoi czy mogę wiedzieć, co?
- Niestety San muszę sobie poradzić sama.
I wyszłam.

wtorek, 12 lutego 2013

Leonardo - event

- No to idziemy - walnąłem z uśmiechem słysząc, że wszystkie składniki są już zebrane.
- Musimy jeszcze załatwić wiele...- nie dałem skończyć gołębiowi.
- A zanim to zostanie załatwione to budy już nie będzie. Ciekawe podejście.
- Wiem, że ci się spieszy ale...- znów mu przerwałem.
- Ja nie widzę żadnego ale. Uwiniemy się szybko i już.
- Ale muszę znaleźć kogoś, kto zajmie się szkołą, co nie jest takie proste - upierał się.
- To może ja z Divem? - zaproponowała Cav - Po podróży nie mamy zamiaru chwilowo nigdzie wyjeżdżać i Izo wraz z Blarem może nam pomogą.
- Nie wiem czy powinienem...- zamyślił się.- Ale miejcie oko na wszystko, ok?- zapytał po dłuższej chwili.
"No to ja pójdę po miecz" wymigał Rafaell, kończąc tym całą rozmowę.
Wstaliśmy i ruszyliśmy z pośpiechem do pokoju.
***
Broń znaleźliśmy szybko. Nie wiem dlaczego ale miałem niesamowita pokusę, żeby zabrać parasol. Sam nie wiem dlaczego...
Wyszliśmy przed szkołę, gdzie musieliśmy poczekać za Inez i pierzastym. Gdy byliśmy już wszyscy zapytałem:
- To gdzie idziemy po tą wiedźmę?
- Myślałem, że ty wiesz - walnął Alex.
- Że co?! Ja?! To nie moja sfera!- uniosłem się.
- No to mamy problem.
"Przeryj mój cień, może na coś wpadniesz." zaproponował nagle Rafaell.
- Nie wiem czy po ostatnim szperaniu mam ochotę na kolejne.- mruknąłem niezadowolony.
"Nie masz wyboru"
Zabrałem się do pracy. Nie znalazłem nic. Ale po chwili wpadłem na pewien pomysł.
- Chodźmy do biblioteki - zaproponowałem i nie czekając na odpowiedź ruszyłem we wspomniane miejsce.
Gdy doszliśmy do biblioteki zacząłem przeszukiwać regały w celu znalezienia jednej małej książki.
- I kto tu czas traci.- mruknął gołąb.
- Szukaj spisu nauczycieli całej szkoły. Szczególnie tych co odeszli lub zostali zwolnieni.
- Po co?
- Gdzieś jakaś jędza będzie... Mam!- walnąłem z triumfem wyciągając jakąś starą, wyniszczoną książkę.- No to teraz szukamy...- mruknąłem i zacząłem wertować księgę. Wiele wpisów było już wytartych ale pismo wiedźmy było zawsze przesycone magią. Moją uwagę przykuł podpis mający na pewno ponad trzysta lat no może sześćset. Nosiła je niejaka Saphire Loretti - No to gotowe.
- I co?- zaciekawiła się Inez.
- Saphire Loretti.
- Że co?
- Że daleko, że Islandia, że jaskinia i że wygodny ubiór się przyda - mruknąłem niezbyt zadowolony.
"Opanuj się Leonardzie" upomniał mnie Raffaell.
- No to jak się tam dostaniemy?
- Samolotem.
***
W samolocie nie było wcale tak źle. Broń także szło łatwo przemycić. Będąc w samolocie postanowiłem się zdrzemnąć. Niestety mi to nie wychodziło.
"Co się tak wiercisz?" zapytał mnie przyjaciel.
- Nie nadaję się na takie wyprawy. Wolę glebę.
"Nie przesadzaj. Dasz radę."
- Tsa...- mruknąłem tylko bo mój przyjaciel położył mi głowę na ramieniu.
"Ja..." zaczął niepewnie "Ja już nie pamiętam jak się poznaliśmy."
- Ale... Wczoraj pamiętałeś to dobrze.- zdziwiłem się.
"Ale już nie pamiętam. Nie moja wina..." zasmucił się.
- Wiem. Nie martw się. Myślisz, że poco się tak rwałem do tej wiedźmy? Chcę wiedzieć co ci jest. Może się czegoś dowiem.
"I nawet dla mnie byłeś prosić się o coś u Alexa. To było miłe."
- Ale o tym to wolę zapomnieć.- powiedziałem a Rafaell zaśmiał się niemo.-No co?
"Nic. Zrobiłeś się ostatnio bardziej ludzki, wiesz?"
- Wiem. Zrobiłem się wadliwy, co nie wróży dobrze... Ale się poprawię i będę taki jak kiedyś.
"I tak czuję, że wolę cię teraz"

niedziela, 10 lutego 2013

Cavaliada - event

- Gotowa? - pyta mnie. Łapię go za rękę.
- Jeśli ty jesteś gotowy.
Wchodzimy do jaskini. Na początku jest tylko ciemność. Co jakiś czas słychać szelest skrzydeł.
- Div, zapal coś - szepczę. Prawda jest taka, że paniczne boję się ciemności. Nie wiem dlaczego.
- Jak coś zapalę, możemy go spłoszyć - mówi i ciągnie mnie w głąb jaskini. Idę za nim, bo co innego mi pozostało? Mijamy po drodze śliczny wodospad. Chcę tam usiąść, odpocząć. Na ziemi znalazłam kilka pięknych kryształów. Zaczęłam je zbierać z myślą o Inez, Mayi, Eve, Izo, Ro, Nirze... Zrobię z nich naszyjniki!
- Musimy iść dalej - mruknął. Ale ja już nie miałam siły. Opadam na kamienie.
-Nie mam zamiaru dalej iść! - krzyczę. Kilka nietoperzy odrywa się od ścian i odlatuje. Anioł wzdycha, podchodzi do mnie i bierze mnie na ręce. Natychmiast zasypiam.
***
Godzinę później
- Cav. Wstawaj. Jesteśmy na miejscu - szepcze mi do ucha Divertente. Otwieram oczy. Zeskakuję z rąk anioła. Spoglądam w górę, i widzę ogromnego nietoperza. Jest czerwony w złote pasy. Ma ogromne zęby i wielkie pazury. Śpi.
- Co teraz? - pytam. Ale anioł już coś zaplanował. Zamyka oczy i znika. Potem pojawia się obok nietoperza, łapie go i pojawia się obok mnie.
- Trzymaj - mówi i podaje mi stworzenie. Wyciąga mały nożyk. Spoglądam na niego wielkimi oczami.
- Przemoc? - wyszeptałam. On tego nie słyszy. Odcina pazur nietoperzowi. Ja go wypuszczam.
- Teraz do domu - mówię i zmierzam ku wyjściu z jaskini.
- Nie ma na to czasu - odpowiada anioł, łapiąc mnie za rękę. -Teleportujemy się. - Po chwili stoimy już w naszym pokoju. Podaję Divovi kamienie.
- Zrób z nich naszyjniki. Idę do Inez. Trzeba jej to zanieść - mówię, pokazuję mu pazur i wychodzę z pokoju. Bez wahania wchodzę do mieszkania przyjaciółki.
- In mam ten pazur! - krzyczę. Przy stole siedzą Inez, Alex, Leo, Raff. Uśmiecham się.
- Mam ostatni składnik!

Alexander

Kiedy Inez wróciła od Rafaella była wyraźnie zmartwiona. Bez słowa usiadła na fotelu i pogrążyła się w rozmyślaniach. Miała przy tym taką minę, że wystraszyłem się, że coś się stało. Jednak zanim zdążyłem ją o to zagadnąć Inez sama się odezwała.
- Alex kiedy wyjeżdżamy? – zapytała
- Ale gdzie? – zapytałem zaskoczony
- No na poszukiwanie Wiedźmy
- Nie wiem jeszcze – powiedziałem – Muszę najpierw wszystko przygotować
Odkąd Inez została przewodniczącą rady szkoły oboje mieliśmy mnóstwo obowiązków, a teraz musieliśmy zadbać o to żeby nic się tu nie wydarzyło kiedy nas nie będzie.
- Musimy też poczekać aż Cav i Div wrócą z pazurem nietoperza – dodałem po chwili namysłu – A właściwie dlaczego pytasz?
- Bo Leo i Rafaell chcą iść z nami – powiedziała i jeszcze bardziej posmutniała
- Inez co się dzieje? – zapytałem, podchodząc do niej
- Martwię się o Rafaella – wyznała – Z tego co powiedział Leo nie jest z nim zbyt dobrze…
- Nie martw się. Na pewno nie długo mu się polepszy – pocieszyłem ją, nie była przekonana, ale nie zdążyła nic powiedzieć bo usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
Kiedy je otworzyłem zobaczyłem Leonardo. „O wilku mowa” pomyślałem zaskoczony wizytą.
- O. Leo. – zdziwiłem się na głos - Jeszcze nie wiemy, kiedy pójdziemy, więc...
- Ja nie po to - przerwał oschle. - Zostałem zmuszony poprosić cię o pomoc.
- Że co? – zapytałem zszokowany
-Tak. Ciesz się, bo ja prawie nigdy nie proszę, a teraz właśnie to robię.
- Wow... Ale tak właściwie to, o co prosisz? – zanim chłopak odpowiedział dołączyła do nas Inez.
- Kto to? – zapytała zaciekawiona, a kiedy zobaczyła Leo zmieszała się odrobinę - Ale my...- zaczęła, ale Leo nie pozwolił jej skończyć.
- Pomóż Rafaellowi – zwrócił się do mnie - Nie chcę by się odwodnił.
- Oł...
- No oł. Ja takich mocy nie mam a wiem, że te leki, które są w apteczce, nie mają dobrego skutku, bo jest na nie uczulony. Masz swoją chwilę chwały.
- No... Zgoda – powiedziałem nieufnie, nie byłem pewny czy chłopak mnie w coś nie wrabia.
Przekonałem się, że Leo mówi prawdę kiedy doszliśmy do jego mieszkania. W łazience odnaleźliśmy bladego jak ściana Rafaella. Chłopak leżał na ziemi, a kiedy Leo go podniósł i chciał zanieść do łóżka gwałtownie zaprotestował.
- Jeszcze nie skończyłeś?- spytałem łowca, a Rafaell pokręcił głową.
- Nie za ciekawe widoki – powiedziałem cicho
- Dlatego mówiłem, że jestem zmuszony poprosić – powiedział Leo – To pomożesz mu czy nie?
- Oczywiście, że pomogę. Najpierw jednak postaw go na ziemi – zaleciłem
Leo niechętnie mnie posłuchał, ale cały czas podtrzymywał przyjaciela. Przyklęknąłem obok nich i położyłem Rafaellowi rękę na czole. Chłopak miał gorączkę. Wyczułem, że torsje i temperatura bardzo wyczerpały organizm chłopaka.
Zamknąłem oczy, skoncentrowałem się i najpierw usunąłem gorączkę, potem zawroty głowy i nudności. Na koniec przekazałem chłopakowi dużą część własnej energii.
Kiedy skończyłem otworzyłem oczy i powoli odsunąłem się od chłopaków. Byłem trochę zmęczony, ale też zadowolony bo Rafaell wyglądał jakby nigdy nie chorował. Na jego twarz wróciły rumieńce, uśmiechnął się, a po chwili wstał bez pomocy towarzysza.
Przeszliśmy wszyscy do pokoju, kiedy Leo po raz kolejny dzisiaj mnie zaskoczył.
- Alex możesz ze mną iść na chwilę do kuchni? – zapytał niespodziewanie
- Jasne – przytaknąłem
Chłopak po raz pierwszy zwrócił się do mnie po imieniu.
- O co chodzi? – zapytałem kiedy już byliśmy sami
- Dzięki – powiedział krótko łowca – Nie myślałem, że kiedyś to powiem, ale dobrze, że Rafaell was poznał.
- Wow… Leo, jakie wyznanie – powiedziałem z uśmiechem żeby rozładować atmosferę
- Ta, ciesz się ciesz bo to pierwszy i ostatni raz – jeszcze nigdy nie widziałem żeby Leo się śmiał, a teraz naprawdę tak było
- Dobra, dobra. Wracajmy już do Inez i Rafaella – zaproponowałem – Przy okazji obgadamy sprawę wyjazdu bo słyszałem, że się z nami wybieracie

Leonardo


Na szczęście Inez nie miała ochoty na kłótnie. Nawet byłem jej za to wdzięczny. Wieczne ukrywanie mocy przed radą, ostatnie nieposłuszeństwa i problemy z Rafaellem odbijały się na mnie w postaci zmęczenia i totalnego znużenia.
Siedzieliśmy przez dłuższą chwilę w ciszy, oglądając Nalę, aż w końcu dziewczyna pierwsza się odezwała:
-Co z Rafaellem? Blado wygląda.
-Yyy...- zacząłem niepewnie - Więc... no...
-Aż tak źle?- zapytała zbita z tropu.
-Nie. Na razie jest dobrze. Tyle, że nadal nie wiem, co to.
-No to za ciekawie nie jest – stwierdziła. - Ja muszę znaleźć Wiedźmę, żeby już zakończyć sprawę z barierami, więc będziesz miał z Nalą mnóstwo czasu do...
-Powtórz – zażądałem, słysząc cudowne wyjście z sytuacji.
-Muszę znaleźć Wiedźmę. A co? - zdziwiła się.
-Nie spodziewałem się, że to kiedyś zrobię z własnej woli, ale pomożemy ci.- Wyskoczyłem z mrocznym uśmiechem.
-To chyba nie najlepsze wyjście z sytuacji, bo przecież Ra...
-Ja go obronie jakby co, a on sam twierdzi, że chce się na coś jeszcze przydać, więc wyboru nie masz - przerwałem jej wyjaśniając sprawę.
-No ale...- Nadal się wahała. - Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Więc lepiej, żeby się zamartwiał, żeby się obwiniał, że tylko przeszkadza tak?- zapytałem. - Ty nie wiesz do czego on jest zdolny jak został sam to...- urwałem, zdając sobie sprawę, że za daleko zabrnąłem.
-Że co niby?- próbowała coś więcej ze mnie wyciągnąć.
-Chodzi o to, że Rafaell ma w sobie coś takiego, że bardziej dba o innych niż o siebie, co w konsekwencji sprawia, że jak jest sam to...
-To?
-To czuje się niepotrzebny. Dlatego chcę mieć go ciągle na oku. On ma sumienie, które gnębi go zaś bez przerwy. Jak dla mnie to nadwrażliwy jest, ale to dobrze, bo ja tego nie mam - ostatnie powiedziałem z dumnym uśmiechem.
-Dwa przeciwieństwa - zauważyła.
-To kiedy wyruszamy? - zmieniłem temat bo w tamtym czułem się niezręcznie.
-Yyy... Muszę o tym pogadać jeszcze z Alexem
-To idź. Mi akurat zależy na czasie.
-Spoko. To na razie. - Uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w stronę wyjścia.
-Kot- mruknąłem.- Jeszcze Nala.
-Ach tak. - Wzięła kotkę i wyszły.
Ja natomiast usiadłem przy biurku i wyjąłem teczkę, którą kiedyś mój przyjaciel zabrał Liamowi. Nawet okazała się ciekawa...
***
Gdy byłem już przy końcu teczki Rafaell wypalił z łóżka jak oparzony. Nie wiedziałem w sumie dlaczego. Wstałem od biurka i ruszyłem za nim. Nie zamknął drzwi, co mnie zdziwiło.
-Co jest?- zapytałem, wchodząc.
Widok jednak sam mówił za siebie. Chłopak wisiał nad toaletą i wymiotował.
-Nie powinieneś wymiotować po tych ziołach - zauważyłem.
"To nie od tego. Raczej po soku pomarańczowym" wymigał blado.
-Mówiłem, że nieświeży był.
"Nie mówiłeś" mignął i znów zwymiotował. Po jakichś siedmiu minutach widziałem jak się chwiał.
"Chyba tak." Wymigał, a ja zabrałem go do pokoju i ułożyłem na łóżku.
Przespał jakieś pół godziny, ale potem znów musiał iść do łazienki. Tym razem musiałem pomóc mu tam dojść. O powrocie z niej już mowy nie było.
-Dał bym ci coś na to, ale nie wiem za bardzo co, bo nic nie ma.
"To nic. Samo przejdzie."
-Nie wydaje mi się.
"Naprawdę nic mi nie jest. Samo przejdzie"
-To nie jest normalne. Odwadniasz się - powiedziałem i dotknąłem jego czoła. - No i masz temperaturę.
"To nic takie..." Nie wymigał do końca bo wymioty mu przerwały.
-Nie no. To jest po prostu kpina. Żebym ja musiał do gołębia iść - mruknąłem.
Wyjąłem szybko koc z szafki, okryłem go nim i ruszyłem do pokoju pierzastego. Zapukałem całkiem spokojnie. Na szczęście otwarł mi właśnie on.
-O. Leo. Jeszcze nie wiemy, kiedy pójdziemy, więc...
-Ja nie po to- przerwałem oschle. - Zostałem zmuszony poprosić cię o pomoc.
-Że co?
-Tak. Ciesz się, bo ja prawie nigdy nie proszę, a teraz właśnie to robię.
-Wow... Ale tak właściwie to, o co prosisz?
-Kto to?- zaciekawiła się Inez. Widząc mnie, pomyślała o wyprawie.- Ale my...- zaczęła ale nie pozwoliłem jej skończyć.
-Pomóż Rafaellowi. Nie chcę by się odwodnił.
-Oł...
-No oł. Ja takich mocy nie mam a wiem, że te leki, które są w apteczce, nie mają dobrego skutku, bo jest na nie uczulony. Masz swoją chwilę chwały.
-No... Zgoda- powiedział nieufnie ale mu się nie dziwiłem.
Gdy doszliśmy do łazienki Rafaell leżał na podłodze biały jak ściana. Podniosłem go z ziemi, ale on to wyczuł i zaprotestował.
-Jeszcze nie skończyłeś?- spytałem, a on pokręcił głową.
-Nie za ciekawe widoki - skomentował gołąb.
-Dlatego mówiłem, że jestem zmuszony poprosić.