sobota, 29 grudnia 2012

Izozteka


Do szkoły przyjechaliśmy wieczorem. Ah... Jak dobrze było w końcu rozprostować nogi i wyjść z auta. 
-Blaaaar zajmiesz się bagażami, prawda? - spytałam słodko po czym nie czekając na odpowiedź wbiegłam do akademika.
I tak wiedziałam co Blarek Talarek zrobi. Westchnie głęboko, chwile mnie poprzeklina i zajmie się tachaniem olbrzymiej sterty bagaży. Ale to on pakował i wybierał co potrzebniejsze więc niech ma pretensje do samego siebie.
Szłam po korytarzu rozglądając się na boki z wielkimi oczami, chłonąc wszystko. Tylko od czasu do czasu wzdychałam nie mogąc nacieszyć się tym jakie to wszystkie piękne. Szczęśliwym trafem zatrzymałam się tuż przed drzwiami na których wisiała karteczka z moim imieniem i nazwiskiem. Otwarłam drzwi i jeszcze bardziej nie mogłam się nacieszyć tym jakie to piękne. Wszystko było w kolorach bieli i błękitu, do tego takie piękne i duże. Zachichotałam jak małe dziecko.
-Fajnie, że ci się podoba ale to zaraz mi.... - nie dokończył Blar. Wszystkie bagaże rozsypały się po podłodze.
-Oj... biedny Blar. Wiesz co cię za to czeka? - spytałam wciąż się uśmiechając, ale tym razem bardziej... Krwiożerczo.
-Nie, tylko nie to - wyszeptał mój sługa po czym rzucił się do ucieczki.
W mig pomknęłam za nim. Może po drodze "przypadkiem" na kogoś wpadnę? Kogoś fajnego i ładnego?

Alexander

Byłem zły i przybity. Inez to moja pani, a jednocześnie najlepsza przyjaciółka. Jak mogłem pozwolić żeby coś złego jej się stało?! Krążyłem po pokoju, czekając aż dziewczyna wróci. Byłem coraz bardziej podenerwowany, że to tak długo trwa.
Wreszcie Inez weszła do pokoju.
- No wreszcie! Gdzie…? – przerwałem zaskoczony jej postawą. Nie była przestraszona, tak jak się tego spodziewałem. Była uśmiechnięta, radosna, a oczy jej błyszczały – Nic ci nie jest? – wyjąkałem zbity z tropu
- Oczywiście, że nie – zapewniła mnie z uśmiechem. Nie byłem przekonany. Przyjaciółka podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu – Alex, uwierz mi, nic mi się nie stało.
- Ale przecież zostałaś zaatakowana! Wyczułem to! – wybuchnąłem.
- Spokojnie – powiedziała, prowadząc mnie w kierunku fotela. Usiadłem na nim, a ona przysiadła na drugim, naprzeciwko mnie. -  Masz racje. Zostałam zaatakowana, ale Cav mnie uratowała – wyjaśniła. Coś mi się nie zgadzało…
- Cav? – zapytałem, unosząc brwi.
- Cavaliada, to ta dziewczyna z niebieskimi włosami. Widziałeś ją w ogrodzie – rzeczywiście. Dopiero teraz przypomniałem sobie dziewczynę z ładnymi, niebieskimi włosami, która była z Inez kiedy znalazłem ją w ogrodzie.
- I takie chucherko zdołało cię uratować? – zapytałem kpiąco, przypominając sobie smukłą sylwetkę dziewczyny.
Inez dała mi kuksańca w ramię.
- Nie mów tak. Ona jest bardzo fajna i naprawdę mi pomogła! – zaprotestowała
- Oj no już dobrze, przepraszam – powiedziałem
- No, i żeby mi to było ostatni raz! – zażartowała dziewczyna. W odpowiedzi wstałem i wykonałem przesadnie głęboki ukłon.
- Jak sobie życzysz o pani – powiedziałem po czym oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. 
Kiedy się już uspokoiliśmy przygotowałem przyjaciółce kolacje, a potem gorącą kąpiel.
Kiedy już wszystko było zrobione, a Inez spała, usiadłem przy kominku i zacząłem rozmyślać. Towarzystwo mojej pani jak zawsze sprawiało, że zapomniałem o wszystkich troskach. Teraz jednak znowu zacząłem się niepokoić tym co zaszło. Postanowiłem czuwać całą noc żeby należycie dopilnować bezpieczeństwa Inez. Gdyby coś jej się stało nie przeżyłbym tego. Nie tylko ze względu na kontrakt.

Cavaliada


- To dziwne... - powiedziałam. - To miejsce powinno być bezpieczne...
- I jest. Szkoła jest chroniona potężnymi czarami. Nikt tu nie wejdzie... - powiedziała dziewczyna. Chyba nazywa się Inez. - Cokolwiek to było trzeba powiadomić profesorów. - Dziewczyna miała rację...
- A tak właściwie. Jestem Cavaliada, ale mów mi Cav. - powiedziałam. Inez uśmiechnęła się.
- Miło mi. Moje imię już znasz. Aha, właśnie. Pięknie grasz na skrzypcach. Kto Cię tego nauczył? - cała poczerwieniałam. Zawsze reaguję tak na pochwały...
- Sama się uczyłam. Wystarczy wsłuchać się w przyrodę... - wyszeptałam. 
- Zaczyna się ściemniać... Może chodźmy do pokoi. - zaproponowała Inez. Zgodziłam się. Pewnie Div już się martwi. Ruszyłam wolnym krokiem. Ku mojemu zdziwieniu zauważyłam, że mój pokój jest naprzeciwko mieszkanka Inez.
- Cav! Martwiłem się! - usłyszałam. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam Divertente. Był zdenerwowany. Podbiegł do mnie i pocałował mnie.
- Div, poznaj Inez. Inez to Divertente. - przedstawiłam ich sobie. Pożegnałam się szybko z Inez i poszłam się wykąpać. Zaraz potem rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.

Ekatherina

Weszłam do sypialni wschodzącej na zachód,na podjazd przed domem.Drewniana podłoga,żołte ściany,spadzisty sufit,śnieżno białe firanki - to zobaczyłam wchodząc do mojego nowego pokoju. Reszta domu bardzo mi się podobała, ale ten pokój wymagał mojego czujnego oka. Przy oknie stał czarny skórzany fotel, który teraz mógł nadawać się tylko i wyłącznie do wyrzucenia.W kącie pokoju stało łóżko - jedyny znośny przedmiot w tym pomieszczeniu,w drugim kącie stało niewielki, puste biurko.Spojrzałam z niechętnym wyrazem twarzy na Anastazję. Usiadłam na fotelu i momentalnie nad moją głową uniosła się chmura kurzu.
-A-Anastazja... Zajmij się tym trochę, bo się zaczadzimy - machałam rękami próbując jakoś oczyścić powietrze w moim otoczeniu.
 -Oczywiście... - podeszła wolnym krokiem do okna. Gdy szła było słychać lekki dźwięk metalu uderzającego o drewno. Po chwili poczułam ulgę - moja anielica otworzyła skrzypiące okno.
-Anastazjo to koszmar... - oparłam głowę na oparciu. Anastazja tylko skinęła głową. - Niedługo trzeba będzie się wybrać na zakupy, żeby ożywić jakoś to miejsce... - wyjrzałam przez okno i spojrzałam w gwiazdy. 
-Martwi się panienka o niego? - Anastazja spojrzała na mnie bez żadnego wyrazu twarzy ,ale wiedziałam że przejmuje się moim stanem psychicznym.
-O kogo ci chodzi?. Nie jestem wszystko wiedząca ,mogła byś mnie oświecić... - spytałam ,chodź dobrze wiedziałam o kogo chodzi.
-Panienko, chodzi mi o panicza Alexandra.
-Alexa.... - zamyśliłam się.- Może trochę. Jestem ciekawa gdzie teraz jest, jak tam żyje, jak się czuje, czy nadal go ścigają... - westchnęłam. - Tyle pytań i żadnej odpowiedzi .
-Miejmy nadzieje że żyje... - powiedziała anielica, brzmiało to tak jakby zwątpiła. Od razu to wyczułam.
-Anastazjo - powiedziałam poważnym tonem. - Chyba wiesz, jak potężny jest Alexander Nickolas Hell... - piorunujące spojrzenie i kontynuacja. - Więc niemożliwością jest, by ten chłopak mógł zginąć z ręki takich ścierw... A teraz żegnam i proszę cię o to, byś zastanowiła się nad tym co powiedziałaś. - surowy ton głosu.
-Tak panienko. - wyszła i zostawiła mnie samą z tysiącami pytań.


Dawid

- Laurel... Myślałaś o założeniu rodziny? W przyszłości? Przypomina mi się co mówił Aaron, kiedy... - ...był jeszcze naszym przyjacielem, pomyślałem, choć zdania nie dokończyłem na głos. - Myślisz, że mówił prawdę? Że nie możesz mieć.. no wiesz, dzieci?
- A co ci przyszło do głowy? Dawid, nie myśl o tym, masz 16 lat, ja 15... Mamy jeszcze czas. Kochanie, z ta niespodzianką... Mówiłeś na serio? Myślałam, że to żart - odpowiedziała Laurel. - Nie chciałam cię zranić - zobaczyła smutek w moich oczach. - Aż tak bardzo ci zależy?
Musicie wiedzieć, że mimo iż uważają mnie za odważnego, mam jedną słabość. Od kiedy zostałem sierotą, ciągle myślę o rodzinie, o tym, ja będzie wyglądać moje życie kiedyś....
- Dobrze, dobrze. Zależy mi, ale masz rację, wróćmy do tego później. Choć, pójdziemy do ogrodu.
- Dawid?
- Tak, Lauri?
- Kocham cie, nie chce, żebyś myślał, że nie chce być z tobą, że nie chce mieć nowej rodziny... Ale... Ja jestem inna, nie jestem taka jak ty. Nie wiem, czego się spodziewać.
- Nie będziesz wiedzieć, póki nie spróbujesz - ująłem ją za rękę, otworzyłem drzwi internatu i wyszliśmy do pięknych ogrodów naszej szkoły.
Usiedliśmy na ławeczce, Laurel położyła nogi na moich kolanach i zaczęła rozmyślać.
- Wiesz - powiedziała - tak sobie myślę, czy nadal potrafię władać żywiołami.... Może to był tylko taki... przypadek na wojnie?
- Chcesz spróbować?
- Tutaj? Teraz?
- A co ci szkodzi? Spróbuj, proszę.
- Dobrze...
Skupiła się z całych sił na wodzie w rzeczce, i <niesamowite> podniosła ją do góry.
- Widzisz, wierzyłem w to cały czas. Potrafisz to - powiedziałem... - Brrr... Laurel! Zimna woda!
- Mam cię - powiedziała Laurel rzuciwszy we mnie uniesioną wodą. - Teraz ja się zaopiekuje tobą. Chodź do pokoju.
- Ale, dopiero co przyszliśmy... - zacząłem protestować...
- A, tak myślałam, ze te ogród, to nie był dobry pomysł. Chodź.
***
"Widzę trzy postacie, są niekształtne, dziwne. Co to może być? Jedna z nich podchodzi do mnie, i ukazuje swoje puste oczy. Boję się, nie wiem, dokąd uciec. Co zrobić?"
Laurel zrywa się z łóżka na którym siedzimy, wychyla się przez okno i patrzy.
- Co się dzieje?
- Aaron, Bastial i Andrew.
- Tutaj?
- Miałam jakąś dziwną wizje, choć tych nigdy nie doświadczyłam...
- Ciiii, spokojnie.
- Przepraszam, już nie ważne. Idź się wysuszyć, a ja poszukam jakiegoś filmu... Co ty na to?
- Dobrze - pocałowałem ją i poszedłem do łazienki.

Dawid

- Opowiedz mi o tym, o czym myślisz, albo... - wiedziałem, co mnie czeka. Czytanie w myślach, czego nienawidzę. Kiedy dowiedzieliśmy sie o magicznych mocach Lauri, postanowiliśmy, źe czytanie w moich myślach będzie tylko przymusem, w kryzysowych sytuacjach...
- Oj, Laurel, skarbie... Wiesz, ze tego nie lubię, tak samo, jak nie lubie, zebyś zamartwiała się, a zwłaszcza o mnie. Myślałem... O tamtych zdarzeniach. Ciągle nie moge wybaczyć Aaronowi, za to, co nam zrobił... Jak on mógł? Był naszym przyjacielem!
- Dawid, przepraszam cię. To była moja wina, ja... - Lauri rozpłakała się.
Rok temu, w naszym małym miasteczku Orino, doszło do walki, pomiędzy wróżkami, a ich największymi wrogami - bezlitosnymi trollami. Wszystko zaczęło się od naszej, mojej i Laurel, przyjaźni z Aaronem. Wydawał się naprawdę miłym nastolatkiem. Zaufaliśmy mu, a pewnego dnia wyjawiliśmy mu nasz sekret, magiczną stronę Lauri. Okazało się, że Aaron wcale nie chciał być naszym przyjaciel, a był łowcą wróżek, jednym z trolli. Wykorzystał informacje zdobyte podstępem od nas, opowiedział o wszystkim swojemu panu, i zaatakowali nas. Tym sam, my musieliśmy uciekać jak najdalej. Dlatego przyjechaliśmy do tej szkoły. Była to, z jednej strony, dobra kryjówka, a z drugiej... Możliwość znalezienia nowych przyjaciół.
- Nie obwiniaj sie, kochanie. Ja mogłem go powstrzymać... Mogłem nie ufać mu, ale był taki przekonujący.
- Powstrzymać? Dawid! To ja mam ciebie chronić, a tym czasem... Ciągle ty mnie bronisz, czuwasz... Nie spełniam swojej roli!
- Laurel, kto ci powiedział takie bzdury. Skarbie, kocham ciebie, i nie pozwole, by ktoś ciebie skrzywdził, nawet kosztem mojego ludzkiego zycia.
- Dawid... - popatrzyła na mnie. W jej oczach widziałem ból, smutek i coś jeszcze... stracone zaufanie. Wiedziałem, że tak delikatnej istocie będzie trudno nawiązać nowe przyjaźnie... - postaram się.
- Miałaś... - złożyła namiętny pocałunek na moich ustach.
- Musiałam. Ale widziałam tylko to, co cię trapi. I postaram się być dzielna. Dla ciebie. - całowaliśmy się... Zaczynało robić się coraz goręcej... - Kochanie, jesteś dla mnie wszystkim... Chodź ze mną... Mam niespodziankę. Wzięla mnie za rękę, zawiązała oczy...
... I przygotowała... śniadania? Cóż za niespodzianka - pomyślałem.
- Mmm, niespodzianka - zawołała Lauri.
- Śniadanie? Naprawdę? Myślałem...
- ... nie myśl, skarbie - nie mogąc powstrzymać sie od śmiechu powiedziała to Laurel.
- Kiedyś ja dam ci niespodziankę, o której nawet nie myślałaś - zagroziłem Laurel, po czym oboje się roześmialiśmy. Tylko my wiedzieliśmy, o co chodziło Dawidowi. Była to nasza słodka tajemnica.



Inez

Po śniadaniu poszłam się przejść. Spacerowałam po ogrodzie kiedy usłyszałam cichą muzykę. Oczarowana skierowałam się w stronę z której dobiegała. Musiałam koniecznie wiedzieć kto tak pięknie gra.
Wreszcie zobaczyłam dziewczynę o niebieskich włosach. Trzymała w dłoni skrzypce i trzeba przyznać że umiała na nich grać. Zasłuchana stanęłam w cieniu drzew. Kiedy dziewczyna skończyła miałam wielką ochotę podejść do niej i zapytać kto ją tego nauczył. Nie zrobiłam tego jednak. Powstrzymało mnie wspomnienie białowłosej. Nie chciałam znowu wyjść na idiotkę przez to że staram się być miła. Z westchnieniem wycofałam się więc tak żeby mnie nikt nie zauważył.
Wróciłam do zwiedzania ogrodu. Szłam powoli zatopiona we własnych myślach. Nagle usłyszałam czyjś krzyk.
- Uważaj! – odwróciłam się i zobaczyłam lecący w moją stronę elektryczny pocisk. Zanim zdążyłam zareagować ktoś popchnął mnie na trawę. Pocisk przeleciał koło nas i uderzył w pobliskie drzewo. Oszołomiona i przestraszona zarazem spojrzałam na tego kogoś kto mnie uratował. To dziewczyna z niebieskimi włosami. Ta sama, którą obserwowałam wcześniej jak grała na skrzypcach.
- Dziękuje za pomoc – odezwałam się
- Nie ma sprawy – dziewczyna uśmiechnęła się – Może mi powiesz co to w ogóle było? – zanim zdążyłam odpowiedzieć koło nas pojawił się Alex. Był wyraźnie przerażony.
- Inez! Ktoś cię zaatakował?! Nic ci się nie stało?
- To nic takiego – uspokoiłam anioła – Później ci opowiem.
- Ale….
- Wróć proszę do pokoju i poczekaj tam na mnie, dobrze? – poprosiłam odrobinę poirytowana
- W porządku – westchnął ciężko i poleciał do pokoju. Kiedy już zniknął mi z oczu, odwróciłam się z powrotem do niebieskowłosej dziewczyny.
- Przepraszam cię, o co pytałaś?
- Co to był za pocisk? Twój anioł mówił że ktoś cie zaatakował, ale kto i dlaczego?
- Szczerze to sama nie wiem. Ale to już drugi atak na uczniów w przeciągu dwóch dni.  

Kurochi

Byłem wściekły. Wściekły na świat, że był jaki był. Wściekły na tą małą ognistą poczwarę, że przypaliła mi skrzydło. I w końcu, najbardziej wściekły byłem na samego siebie, że dopuściłem do sytuacji, w której Hime widziała mnie słabego. Chciałem ją chronić za wszelką cenę, nawet pomimo kontraktu, a do tego potrzebowałem być silny. Wkurzony na maksa trzepnąłem skrzydłem.
-Au! - syknąłem, gdy zabandarzowane skrzydło uderzyło w kant szafki.
- Kuro! - Hime wstała nieco przestraszona. - Nic ci nie jest? Może coś ci przynieść? - spytałą, zmartwiona. Nienawidziłem się za to, że muszę pozwalać, aby moja ukochana pani opiekowała się mną. To było upokarzające.
- Nic mi nie jest - warknąłem. Dziewczyna odsunęła się krok ode mnie. - Nie, przepraszam mała. Jestem tylko poirytowany tą całą sytuacją. Nie powinienem tak łatwo dać się złapać.
- Nie martw się. Każdemu może się zdarzyć - dziewczyna pocałowała mnie lekko w policzek. Daj, popatrzę, czy nic się nie dzieje. Jakaś nowa coś mówiła, że może to zaleczyć, ale tylko mnie wkurzyła. Od razu pojawia się i udaje wielką przyjaciółkę - Hime odwróciła się, by podejść do mojego skrzydła, ale złapałem ją w pasie i przyciągłem do siebie.
- Hime, nic mi nie jest. Za dużo się martwisz - pociągnąłem lekko za jej ucho zebami. - Poza tym, mogłabyś się czasem otworzyć na ludzi. Nie wszyscy to świnie.
- Takie jak ty? - zażartowała.
- Tak, takie jak ja - oboje się roześmialiśmy.

Dawid

Laurel obudziła się. Spojrzała zaspanymi oczami na zegarek, po czym na mnie. Nawet zaspana wyglądała tak delikatnie, tak pięknie. Była całym moim światem. Jej długie, złotorude włosy, jej niebieskie oczy, i smukłe ciało... To wszystko było moje, ona cała była moja. Laurel, wróżka, która wygląda jak człowiek, a jest najbardziej zaawansowaną istotą życia - rośliną. Nie pomyślcie sobie źle, Laurel żyje, choć nie musi oddychać. Jest niezwykłym stworzenie.
- A ty nadal rozmyślasz, Dawid? - zapytała mnie, po czym uśmiechnęła się tak nieśmiało. Pomimo czasu, który spędziliśmy razem, czułem się tak. jakby ona nadal nie ufała mi do końca... Choć wiem, że ufa mi, jak nikomu innemu. - Nie możesz dać sobie spokoju z tamtymi wydarzeniami? Czy jest coś o czym nie wiem? - zapytała podejrzliwie.
- Laurel, przecież wiesz, że nic nie ukrywam przed tobą, kochanie. - wstałem i pocałowałem ją. Delikatnie musnąłem jej wargi, ale ten pocałunek był słodki... Jak każdy inny.

Cavaliada

-Div, weź przestań. Człowiek się wyspać nie może? - warknęłam do poduszki. Było wcześnie rano. A on oczywiście musiał, bawić się moimi włosami. To silniejsze od niego! Tyle razy mu tłumaczyłam...
- Kochanie, ale twoje włosy... Mają cudny kolor! I wiesz, że to silniejsze ode mnie! - mruknął mi do ucha. Uśmiechnęłam się. Przekręciłam się na łóżku i spojrzałam w jego niesamowicie, niebieskie oczy. Aż westchnęłam na jego widok. Gdybym nie była już w nim zakochana na zabój, w tej chwili zakochałabym się jeszcze raz . Pocałowałam go i wstałam z łóżka. Coś tam jeszcze mamrotał, więc rzuciłam w niego poduszką. Poszłam coś zjeść. W sumie ja zawsze jestem głodna...
- Div, co wolisz? Naleśniki z czekoladą? Czy gofry z bitą śmietaną? - zapytałam.
- Oczywiście, że naleśniki, księżniczko! - Mimo woli uśmiechnęłam się. Jak on mnie dobrze zna... Zjadłam w pośpiechu śniadanie.
- Idziemy się przejść? - zapytał Div.
- Pewnie. - uśmiechnęłam się. Przy nim zawsze jestem radosna. Ubrałam się szybko i wzięłam skrzypce. Były wykonane z białego drewna. Jedyna pamiątka po mamie. No i jeszcze włosy... Wybiegłam do ogrodu. Za mną leciał Divertente. Jak tu pięknie! Usiadłam nad rzeką i zaczęłam grać. Wszytko ucichło. Teraz liczyły się tylko nuty. Wspominałam te wszystkie chwile z Divem. Przeżyliśmy wiele... Zebrało mi się na łzy... Spojrzałam na Div'ego. Śmiał się ze mnie. Przestałam grać. Coś mnie zaniepokoiło. Odwróciłam się i zobaczyłam... Czarnego jak smoła rumaka biegnącego wprost na mnie... Był... Piękny! Zatrzymałam go. Był młody. Co najwyżej dwuletni ogierek. Prawdopodobnie uciekł ze stajni. Uśmiechnęłam się.
- Div, idę odprowadzić tego malucha do stajni. Byłbyś łaskawy w domu naszykować mi kąpiel?
- Pewnie Księżniczko. - pocałował mnie i odleciał. Ja ruszyłam ku stajni. Maluch był cudny. Kłusował obok mnie. Doszłam do jego boksu. Nazywa się... Draco! Piękne imię. Wpuściłam malucha do środka i ruszyłam do pokoju, gdzie czekała mnie gorąca kąpiel z mym aniołem.

piątek, 28 grudnia 2012

Inez


Reakcja dziewczyny mnie zszokowała. Przecież ja jej proponowałam pomoc a nie… Ach nieważne, nie to nie. Trochę urażona i rozgoryczona wróciłam do pokoju.
- Możesz mi przygotować kąpiel? – poprosiłam Alexa
- Oczywiście – wyszedł na chwilę, a ja w tym czasie pobawiłam się z Nalą.
Leżąc już w wannie, delektowałam się ciszą. Odprężyłam się i udało mi się zapomnieć o tamtej dziewczynie. Niestety nie na długo.
Po wyjściu z łazienki, położyłam się na większym z łóżek i wtuliłam w poduszkę. Byłam zmęczona, ale nie udało mi się zasnąć bo znowu myślałam o białowłosej. Dlaczego się tak zachowała? Czy myślała że chce cos w zamian. Bzdura! Przecież nie dlatego to proponowałam. Nie litowałam się też ani nad nią ani nad jej partnerem. Więc dlaczego…?
- Czemu nie spisz? – zapytał Alex, przysiadając na skraju łóżka.
- Nie mogę zasnąć
- Cos się stało? – zapytał zatroskany
- Nie…. Nic
- Jasne jasne. Już ci wierzę. Przecież widzę, że cos cię dręczy – westchnęłam zrezygnowana, przed nim nic się nie ukryje.
Opowiedziałam o spotkaniu z dziewczyną. Alex wysłuchał. Kiedy skończyłam ścisnął delikatnie moją dłoń.
- Inez, nie wszyscy są tacy jak ty – powiedział z uśmiechem
- To znaczy? – nie zrozumiałam
- Nie wszyscy są tak wrażliwi i bezinteresowni – wyjaśnił – Ta dziewczyna pewnie uznała, że cos knujesz, albo masz w tym jakiś interes – zastanowił się i po chwili dodał – A nawet jeśli uwierzyła, że po prostu chcesz pomóc to musiało się jej to wydać dziwne. No w końcu jej nie znasz.
- Może masz racje – mruknęłam i uśmiechnęłam się do swojego anioła. Jego bliskość sprawiła, że przestałam się martwić. Odprężyłam się i zasnęłam.


Tsukihime

- Może mogłabym pomóc? - spytała brunetka, patrząc na mnie dużymi oczami.
- Nie, dziękuję - syknęłam, nagle poirytowana. - Powinnaś wiedzieć, że smoczy ogień jest oporny na magię - wstałam i poszłam do pokoju. Kuro już kończył przemywanie rany, krew powoli nabierała odpowiedniej barwy.
- Pomóc ci? - zapytałam, kładąc rękę na zdrowym skrzydle chłopaka.
- Daję radę. Z resztą, co ze mnie byłby za mężczyzna, gdybym kazał kobiecie opiekować się moim własnym ciałem - odpowiedział. Z uśmiechem przyjęłam ten przejaw jego męskiej dumy. Był w końcu moim aniołem, nie spodziewałabym się czegokolwiek mniej po nim.
- Jasne - mruknęłam i wyszłam z łazienki. Do głowy wpadł mi obraz brunetki spotkanej na korytarzu. Ja tylko bawiłam się z jej kotem, a ona już myślała, że jesteśmy przyjaciółmi. Absurdalne. usłyszałam w łazience donośny trzask. Wbiegłam do niej momentalnie. Kurochi siedział z krzywą miną na podłodze, rrozlewając przy okazji wodę po całym pomieszczeniu.
- Jesteś pewien, że nie potrzebujesz pomocy? - spytałam, unosząc brew.
- No, może troszeczkę... - przyznał w końcu.

Inez


Wyjrzałam przez okno samochodu, znudzona podróżą.
- Alex daleko jeszcze? – jęknęłam, ziewając
- Nie, jeszcze kilka minut i będziemy na miejscu – zapewnił mnie anioł, uśmiechając się delikatnie. Odetchnęłam z ulgą. Jechaliśmy już od dwóch dni i miałam serdecznie dość naszego samochodu. Nie żeby był zły, niewygodny albo cos w tym stylu. Wręcz przeciwnie. No ale nawet najlepsze auto może się znudzić jeśli się spędza w nim tyle czasu!
Na szczęście już po dziesięciu minutach wjechaliśmy na teren szkoły. Kierowca zatrzymał samochód przed głównym budynkiem. Alex wysiadł pierwszy, obszedł powoli pojazd i otworzył moje drzwiczki. Wyszłam z samochodu i odetchnęłam świeżym powietrzem, zadowolona, że jesteśmy u celu. Tymczasem Alex wyjął z bagażnika moje walizki.
- Co teraz robimy? – zapytał spokojnie
- Czy ja wiem…? – rozejrzałam się dookoła. Było już dość późno – Może poszukajmy naszego pokoju – zaproponowałam
- W porządku – zgodził się anioł.
Ruszyliśmy w stronę akademika. W środku było mnóstwo pokoi. Nie wiedziałam który należy do nas, ale wtedy zauważyłam niewielką wizytówkę na jednych drzwiach. Na wizytówce widniało imię i nazwisko jakiegoś ucznia. Pomyślałam, że w takim razie ja też muszę mieć przydzielony pokój. Poszukiwanie mojej siedziby trochę zajęło, ale w końcu ją znalazłam. Na dębowych drzwiach widniała wizytówka z napisem „Inez Casella”. Weszłam do środka. Były tam dwa łóżka, duża szafa na ubrania, półka na książki, kominek a przy nim dwa głębokie fotele. Do pokoju była też dołączona łazienka. Duża i dość luksusowa jak na szkolne warunki. Była też kuchnia, ale do niej nawet nie zajrzałam. Wróciłam do pokoju gdzie Alex zaczął już rozpakowywać moje ubrania.
- Gdzie Nala? – zapytałam chłopaka. Nala była moją kotką. Była mała, urocza, ale i bardzo sprytna. Zawsze chodziła własnymi ścieżkami.
- Nie mam pojęcia. Może została na dole – zastanowił się
- Pójdę jej poszukać – zdecydowałam i wybiegłam z pokoju.
Nie doszłam jednak daleko. W pospiechu prawie zderzyłam się z jakąś białowłosą dziewczyną.
- Ojej, przepraszam – bąknęłam zawstydzona
- Spoko, ale następnym razem uważaj trochę
- Jasne – przytaknęłam. Nagle usłyszałam miauknięcie i spojrzałam w kierunku z którego dobiegało. To co zobaczyłam zbiło mnie z tropu. Na rękach białowłosej spoczywała kotka. Bardzo znajoma kotka.
- Nala! – wykrzyknęłam radośnie
- To twoja kotka? – zapytała dziewczyna
- Tak – przyznałam, biorąc zwierzaka z jej rąk – Dziękuję, że ją znalazłaś.
- Nie ma sprawy. Przepraszam, ale muszę iść. Mój towarzysz jest ranny
- Ranny? Może mogłabym jakoś pomóc? Ja albo mój przyjaciel. On potrafi uzdrawiać.