wtorek, 12 lutego 2013

Leonardo - event

- No to idziemy - walnąłem z uśmiechem słysząc, że wszystkie składniki są już zebrane.
- Musimy jeszcze załatwić wiele...- nie dałem skończyć gołębiowi.
- A zanim to zostanie załatwione to budy już nie będzie. Ciekawe podejście.
- Wiem, że ci się spieszy ale...- znów mu przerwałem.
- Ja nie widzę żadnego ale. Uwiniemy się szybko i już.
- Ale muszę znaleźć kogoś, kto zajmie się szkołą, co nie jest takie proste - upierał się.
- To może ja z Divem? - zaproponowała Cav - Po podróży nie mamy zamiaru chwilowo nigdzie wyjeżdżać i Izo wraz z Blarem może nam pomogą.
- Nie wiem czy powinienem...- zamyślił się.- Ale miejcie oko na wszystko, ok?- zapytał po dłuższej chwili.
"No to ja pójdę po miecz" wymigał Rafaell, kończąc tym całą rozmowę.
Wstaliśmy i ruszyliśmy z pośpiechem do pokoju.
***
Broń znaleźliśmy szybko. Nie wiem dlaczego ale miałem niesamowita pokusę, żeby zabrać parasol. Sam nie wiem dlaczego...
Wyszliśmy przed szkołę, gdzie musieliśmy poczekać za Inez i pierzastym. Gdy byliśmy już wszyscy zapytałem:
- To gdzie idziemy po tą wiedźmę?
- Myślałem, że ty wiesz - walnął Alex.
- Że co?! Ja?! To nie moja sfera!- uniosłem się.
- No to mamy problem.
"Przeryj mój cień, może na coś wpadniesz." zaproponował nagle Rafaell.
- Nie wiem czy po ostatnim szperaniu mam ochotę na kolejne.- mruknąłem niezadowolony.
"Nie masz wyboru"
Zabrałem się do pracy. Nie znalazłem nic. Ale po chwili wpadłem na pewien pomysł.
- Chodźmy do biblioteki - zaproponowałem i nie czekając na odpowiedź ruszyłem we wspomniane miejsce.
Gdy doszliśmy do biblioteki zacząłem przeszukiwać regały w celu znalezienia jednej małej książki.
- I kto tu czas traci.- mruknął gołąb.
- Szukaj spisu nauczycieli całej szkoły. Szczególnie tych co odeszli lub zostali zwolnieni.
- Po co?
- Gdzieś jakaś jędza będzie... Mam!- walnąłem z triumfem wyciągając jakąś starą, wyniszczoną książkę.- No to teraz szukamy...- mruknąłem i zacząłem wertować księgę. Wiele wpisów było już wytartych ale pismo wiedźmy było zawsze przesycone magią. Moją uwagę przykuł podpis mający na pewno ponad trzysta lat no może sześćset. Nosiła je niejaka Saphire Loretti - No to gotowe.
- I co?- zaciekawiła się Inez.
- Saphire Loretti.
- Że co?
- Że daleko, że Islandia, że jaskinia i że wygodny ubiór się przyda - mruknąłem niezbyt zadowolony.
"Opanuj się Leonardzie" upomniał mnie Raffaell.
- No to jak się tam dostaniemy?
- Samolotem.
***
W samolocie nie było wcale tak źle. Broń także szło łatwo przemycić. Będąc w samolocie postanowiłem się zdrzemnąć. Niestety mi to nie wychodziło.
"Co się tak wiercisz?" zapytał mnie przyjaciel.
- Nie nadaję się na takie wyprawy. Wolę glebę.
"Nie przesadzaj. Dasz radę."
- Tsa...- mruknąłem tylko bo mój przyjaciel położył mi głowę na ramieniu.
"Ja..." zaczął niepewnie "Ja już nie pamiętam jak się poznaliśmy."
- Ale... Wczoraj pamiętałeś to dobrze.- zdziwiłem się.
"Ale już nie pamiętam. Nie moja wina..." zasmucił się.
- Wiem. Nie martw się. Myślisz, że poco się tak rwałem do tej wiedźmy? Chcę wiedzieć co ci jest. Może się czegoś dowiem.
"I nawet dla mnie byłeś prosić się o coś u Alexa. To było miłe."
- Ale o tym to wolę zapomnieć.- powiedziałem a Rafaell zaśmiał się niemo.-No co?
"Nic. Zrobiłeś się ostatnio bardziej ludzki, wiesz?"
- Wiem. Zrobiłem się wadliwy, co nie wróży dobrze... Ale się poprawię i będę taki jak kiedyś.
"I tak czuję, że wolę cię teraz"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz