środa, 16 stycznia 2013

Sitri

Znudzony wpatrywałem się w bawiące się ze sobą motyle. ?Były na swój sposób piękne. Usłyszałem za sobą szelest i automatycznie złapałem skradające się do mnie stworzenie. Był to biały kot z niebieskimi oczami, a właściwie kotka, i to dosyć młoda.
"Puszczaj!" zwierzątko było wściekłe na mnie. Uśmiechnąłem się i położyłem je na ziemi, wyciągając i prostując pionowo kocie uszy w geście pokoju. Przekrzywiłem lekko głowę, by spytać, skąd tu jest.
"Moją panią coś napadło. Postanowiłam się nie narzucać." odpowiedziała, jak gdyby to było oczywiste. Wywróciłem oczami i zakreśliłem łuk ręką, by mnie poprowadziła. Prychnęła i skoczyła w krzaki, myśląc, że mnie zbędzie. Nie miałem jednak najmniejszego problemu z podążaniem za nią. Muszę przyznać, że dźwięki wydawane przez jej łapy były stłumione, ale podejrzewałem, że to jakaś kocia magia, więc nic nie mówiłem. Zwłaszcza, że zwierzę było przekonane, że go nie słyszę, więc nie mówiłem mu, że na mnie wpływ magii jest mniejszy przez "wspólne korzenie". W końcu wyszliśmy na polanę, gdzie panował tłok, i to dosłownie mówiąc. Była tam ta dzina dziewczynka pachnąca chemią i metalem, młoda kotołaczka i psychopatyczna dziewczyna w krzakach, a na otwartej przestrzeni walczył wróż z jakąś hybrydą. Wszystkiemu przyglądał się Kot z Cheshire, mój stary kumpel wraz z trójką innych kotów. Poza tym, z oddali słyszałem przyspieszony kroki "watahy", jak nazywałem w myślach Inez i spółkę.
- Widzę, że sparing tu macie, Kocie - zagadnąłem kocisko.
- Nie gadaj, tylko byś mu pomógł. W końcu niewiele osób wie, jak się zabrać do hybryd - odparował.
- I ty niby jesteś w tej większości? - uśmiechnąłem się z tryumfem, ale odwróciłem się do potwora. - Te, ładny! - rzuciłem w niego małym kamykiem, by zwrócić na siebie uwagę. Odrzucił łapą ww tył walczącego z nim wróża... Blara, czy jak mu tam było. - Nie, żebym coś do ciebie miał, czy coś. Ja osobiście jestem za istotami in' labour, ale nie na moim terenie. Tak się tylko zastanawiam, kto cię zrobił, co? Bo poczucia smaku, to chyba nie miał.
- TY!!! - wykrzyknęło stworzenie zniekształconym głosem.
- Ja? Ja jestem całkiem ładna istota. W odróżnieniu do ciebie. Na twoim miejscu wstydziłbym się pokazać na oczy swojemu panu. Takiego paszczura musi biedny oglądać. Ale wiesz, jest na to sposób. Twój pan przyznałby mi rację, że będzie mu lepiej w ten sposób - ciągnąłem dalej. Wiedziałem, że załapie. 
- Co mam zrobić? - załapało.
- Wiesz, to prosta sprawa. Nie będzie się na ciebie musiał patrzyć, jak cię nie będzie. Ale to drastyczne rozwiązanie jest. Więc po prostu oderwij sobie głowę, bo ona jest najgorsza, z resztą jakoś da się żyć - uśmiechnąłem się życzliwie.
- Tak... - stworzenie sięgnęło łapami, prawdopodobnie niedźwiedzimi, do swojej głowy i szarpnęło za nią gwałtownie z siłą. Po chwili, leżała na ziemi we krwi. W tym momencie Kot skoczył na nią i wbił pazury w oboje oczu stworzenia. Było po wszystkim.
- Masz jeszcze gorsze maniery niż kiedyś. Tak po prostu źle doradzać i jeszcze z tego się cieszyć - skwitował w końcu Kot, wylizująć łapy.
- Uznam to jako komplement - uśmiechnąłem się promiennie. - Resztą zajmiecie się wy, nie lubię sobie brudzić rąk z byle powodu. Tylko polecam to spalić, inaczej się odbuduje i wróci do pana, jeśli jest dobrze zrobiony - machnąłem ręką na pożegnanie i już miałem odejść, gdy moją uwagę przykuł jeden szczegół. Podszedłem do ciała i włożyłem rękę do kieszeni. Zakląłem. Stwór miał w niej białe pióro i karteczkę. Nie musiałem czytać, by wiedzieć, o czym ona jest. Z furią wrzuciłem ją do krwi i po chwili pozostała po niej tylko kupka popiołu. Słysząc, że wataha pojawi się za chwilę na polanie, przełamałem pióro na pół i puściłem nasadę luzem, by ją zobaczyli. Koniec włożyłem do kieszeni i zmyłem się do dzikszej części ogrodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz