- Jak myślisz, ile jeszcze trzeba czasu, żeby dotarło do tych małych główek, że eliksir jest potrzebny na wczoraj? - spytałam Sitriego, bawiącego się moimi włosami. Demon z niecierpliwością oczekiwał pojawienia się starszego brata i jego miny. Ja się upierałam, że za dużo nie zyska, ale spróbować zawsze warto.
- Cóż, to ciężkie zadanie jest. Wiesz, zanim organizm zajmie się czymś tak skomplikowanym jak myślenie, to najpierw ma cały szereg innych czynności - oparł się na moim ramieniu. Wiedziałam, że (chyba jako jedyna kobieta) nie mam się czym przejmować. - Ale przecież zgłosili się już do 3 przedmiotów, a ogon już nawet masz.
- To i tak za mało. Powiedzieć, a robić, to dwie różne rzeczy - poruszyłam się, poprawiając ramię pod głową chlopaka.
- A może byś się tak przejechała do Polski? W końcu bedzie wymówka, żeby znów pójść do dworku chopinowskiego, co? - zaproponował. Wiedział, że uwielbiam tego kompozytora prawie na równi z Kaoru Wadą.
- No może... ale Chopin odpada. Jedziesz ze mną? - zaproponowałam.
- Chyba "z nami", czemu nie - poprawił mnie, ale pokiwałam głową.
- Ze mną. Kuro zostanie, żeby się nie okazało, że jak przyjadę, to będę już burdelmamą, a nie przewodniczącą szkoły - demon zaśmiał się.
- No dobra. A jakby tak wprowadzić element dreszczyku? - zaproponował i wyjaśnił mi, o czym myślał.
***
Egipcjanie znali tylko osiem plag. Ja na dziewiątą natknęłam się już na początku - polskie lotniska. Czy może być coś bardziej absurdalnego od tego? Zaczynałam żałować, że nie poprosiłam Kuro, żeby porzyczył mi swoją kartę lotnika. Ale taki urok wymykania się bez niczyjej wiedzy. poczułam się prawie jak za dziecka, gdy uciekałam z Sitrim przed Kuro przed lekcjami.
- Dobra. O ile wiem, to najbliżej będzie u Sybilli, nie? Ta stara zawsze ma wszystko i jeszcze kilka rzeczy więcej - zaproponował demon. - I! - dodał. - ... będzie miała przystosowane już do ceremoniału ważenia, bez zbędnych śmieci.
- Jak uważasz. Myślisz, że będzie gdzieś w pobliżu? ostatnio słyszałam, że wybierała się do Kongo - uniosłam lekko brew.
- Jest tu, czuję to. Chyba nawet koło lotniska. Albo była niedawno - stwierdził, węsząc zupełnie nie po ludzku. Pacnęłam go w nos.
- Wyglądasz zupełnie nie moe. Żadna laska nie poleci na dziwadło - stwierdziłam z uśmiechem, widząc jego zdezorientowaną minę. Zaśmiał się. W pewnym momencie poczułam pociągnięcie za torbę. Instynktownie puściłam ją, by zrobić wypad i sieknąć złodziejowi kontem dłoni w żebra. Napastnik puścił torbę, sycząc przy tym z bólu.
- Ty mała suko! - warknął. - Au! - krzyknął z bólu. Sitri trzymał go za nadgarstek z nieco zbyt dużą siłą.
- Może by tak grzeczniej do damy, co? Nie dość, że kradniesz, to jeszcze nie masz honoru - demon był śmiertelnie poważny, czego jeszcze u niego nigdy nie widziałam.
- A ty co? Święty Pedzio? - zapytał z sarkazmem w głosie złodziej. Nie bał się. Przyjrzałam się mu pobieżnie. Wyglądał mniej więcej tak:
W jego spojrzeniu nie zauważyłam ani cienia strachu, raczej hardość kogoś, komu życie dokopało już tak, że przestał się nim przejmować. Usłyszałam z daleka policję.
- Zmywajmy się stąd, jak nie chcemy mieć kłopotów - zaproponowałam. Chcąc, nie chcąc, chłopak poszedł z nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz