- Kogóż to moje piękne oczka widzą! - uśmiechnąłem się. Miałem ochotę rechotać jak opentany, widząc, jak wygląda postrach całego Podziemia.
- Co... A, spodziewałem się ciebie - Matt wyglądał na zównie zdegustowanego, co ja.
- No, to w jednym się zgadzamy. Żaden z nas nie spodziewał się zobaczyć coś tak niedorzecznego - skwitowałem. - Masz zamiar wrócić do Lucka w spokoju, czy muszę cię sprowadzić na ziemię? - spytałem, wymacując w kieszeni Groma. Ptaszysko ukryte w kostce wielkości pięści czekało niecierpliwe.
- Po tym, jak mnie olał? Chyba śnisz!
***
Poczułem ból. Ostry, przeszywający ból łopatki. Wiedział, że rana po straconym skrzydle jeszcze się do końca nie zagoiła. Syknąłem, tracąc grunt pod nogami. Przez całe zajście straciłem panowanie nad mieczem z Mroku i rozpadł się w pył. Widziałem grymas tryumfu na twarzy Matta. Nie dam mu tej satysfakcji. Udało mi się do niego zbliżyć i przystawiłem mu do piersi kostkę z Gromem. Ptaszysko uwolniło się do połowy, wbijając łakomy dziób w pierś przerażonego Matta. Było po wszystkim. Wyrzuciłem kostkę, by Grom poleciał do Lucyfera i ogłosił wygraną.
***
Pierwsze, co zobaczyłem, gdy się ocknąłem, to zszokowany Sitri i dumny z siebie anioł. Poczułem dziwne, wżerające się we mnie jak wygłodniałe zwierzę uczucie, że coś próbuje mnie zmienić z powrotem w zwykłego anioła. Popatrzyłem się przez prawę ramie za siebie - z mojej łopatki na nowo wyrastało skrzydło. Ale nie moje. Od razu wyczułem, że nie było w nim ani trochę ciemnej materii, pomimo czarnych lotek. Syknąłem z frystracją.
-Ty idioto! - zarówno Sitri, jak i Alex byli zdziwieni moją reakcją.
- Sit, wziąłeś ze sobą oczywiście Hercemona, nie? - popatrzyłem na brata.
- Oczywiście! Za kogo ty mnie masz! - wyciągnął z własnego cienia dużą, czarną kosę.
- Nie spudłuj, bo będę miał dziurę w plecach - nadstawiłem mu nowe, irytująco upierdliwe skrzydło. Demon miał minę, jakby ktoś mu właśnie powiedział, że jest dziewczyną. - powiedziałem, tnij. Nie mam zamiaru mieć tego na sobie ani sekundy dłużej! - warknąłem na niego zniecieerpliwiony.
- O co ci zaś chodzi, co? - Alex wyrwał się z zaniemówienia i przeszedł do fazy oburzenia.
- Może na przykład o to, że nie mam zamiaru pozwolić ci zmienić mnie w jednego z was. Już nie. Sitri, rusz się. Chcesz, żebym latał w białej kiecce po chmurkach? - zironizowałem. - W tym czymś nie ma ani jednej kropli Czarnej Krwi i jest coraz bardziej irytujące - syknąłem z bólu, gdy kolejne pasmo świetlistej energii wpłynęło do mojego serca. Demon zrozumiał, o czym mówiłem i - ku szoku anioła - długim, dokładnym cięciem odciął skrzydło tuż u nasady. Nawet nie zdążyło upaść i rozproszyło się w złotawy pył.
- Widzisz? - spytałem retorycznie brata, widząc jego rozszerzone źrenice.
- Ty! - krzyknął, wymierzając kosę w Alexa. - Myślałeś, że zabierzesz mi brata do tego waszego Las Vegas?! Porzałujesz tego!! - chłopak chciał rzucić się z bronią na anioła, ale uciszyłem go gestem dloni.
- To nie ma sensu - stwierdziłem i wstałem. Chodźmy gdzieś w ustronne miejsce, potrzebuję trochę twojej krwi, bo mi już niedobrze od tym Jasnych krwinek - rzuciłem mu jeszcze, wchodząc w zaciszną niszę w grocie. Podążył za mną bez słowa, jak za dawnych lat. Nie lubiłem swoich wampirycznych zwyczajów, nawet przed poznaniem Hime, ale nie miałem wyboru, jeśli chciałem pozostać tym, kim byłem. Krew Sitriego miała przyjemny, słono metaliczny smak. Już po chwili poczułem się dużo lepiej, gdy moja krew nabrała z powrotem koloru ciemnej mahoni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz