wtorek, 8 stycznia 2013

Leonardo - event

Rano wstałem wcześniej niż Rafaell. Nie wiem dlaczego wczoraj nie chciał wykorzystać okazji, dlaczego nie chciał poszaleć po górach. Przecież to czysta przyjemność! I nie było wcale tak późno. Trafił bym przecież z powrotem i to bez żadnego problemu! I dlaczego akurat on podjął się łapania tej... tej wiewióry! Przecież wie, że ich nie cierpię. A może to dlatego?...
Z rozważań wyrwał mnie Rafaell, który stanął przede mną. Tak odpłynąłem, że nie zauważyłem kiedy wstał i się przebrał.
"Idziemy coś zjeść i łapać tę wiewiórkę?" wymigał z uśmiechem. Zdziwiłem się nieco ale nie dałem tego po sobie poznać.
-Spoko.
"No to się zbieraj."nadal miał uśmiech na twarzy.

Śniadanie zjedliśmy niemalże można by rzec, że "w locie". Spieszyło mu się do tego lasu, jakby się tam paliło! Przecież ta wiewióra nie wiedziała, że po nią idziemy. Jednak nic nie mówiłem.
Poszliśmy do lasu. Rafaell odezwał się pierwszy. Z tego co udało mi się zobaczyć, wynikało, że był w dobrym humorze.
"Musimy iść do rdzenia lasu"
-Do czego?
"Do najstarszej części. Trochę nam to zajmie"
-Szkoda, że to nie góry...- rozmarzyłem się.
"Leo..." wymigał mój towarzysz, stając się jakoś dziwnie spięty.
-Hę?
"Dlaczego jestem twoim panem?"
-Że co?!- stanąłem jak wryty- Nie pamiętasz?!- wrzasnąłem.
"Pamiętam jak przez mgłę ale nie wszystko. Nie dokładnie"
-Oł... Nie martw się. Kiedyś ci przypomnę. Teraz sobie nie zawracaj tym głowy.
"Dzięki"- widziałem jak na jego twarzy znów pojawiał się uśmiech. Ten zabójczy uśmiech, który mnie rozwalał. Ten, wobec którego nie mogłem być obojętny.

Po jakichś trzech godzinach marszu zadowolony Rafaell w końcu wymigał, że jesteśmy na miejscu. Las był gęsty, głównie rosły w nim dęby. Zrozumiałem dlaczego musieliśmy iść aż tak daleko.
-To jak to "coś" wygląda?- zapytałem szeptem.
"Nie wiem. Najpierw postarajmy się znaleźć normalną może?"
-Myślisz, że ta będzie blisko?
"Może"
Poszliśmy głębiej. Nie wiedzieliśmy nawet czego szukaliśmy, co wydawało mi się bardzo zabawne. Nagle jednak zobaczyłem kątem oka maleńką, jakby niebieskawą plamkę. Instynktownie udałem się za nią. Po jakichś sześćdziesięciu metrach zobaczyłem dziwnie ufarbowaną wiewiórkę.

http://images.wikia.com/nonsensopedia/images/0/07/Li_wiewi%C3%B3rka.jpg

-Mam cię.- szepnąłem niemal niesłyszalnie. Jednak zwierze spojrzało na mnie i zaczęło wiać!- No bez jaj...- walnąłem biegnąc za zwierzątkiem. Rafaell szybko zaczął okrążać ją tak, żeby zmusić ją do biegu wprost na mnie. Jednak zwierzę było sprytniejsze i znów wskoczyło na drzewo, wprost do dziupli!
-Nie no. To jest już szczyt wszystkiego. Jeszcze mam po drzewach łazić, hę?- zapytałem oburzony.
"Jak ty nie lubisz to ja idę."
-Co?! Spadniesz!- uniosłem się.
"Nie drzyj się bo to coś nie wyjdzie." wymigał po czym wspiął się na gałąź, która wyrastała nad dziuplą i usiadł na niej.
-A teraz co?-zapytałem z ironią.
"Ty się zmyjesz kawałek dalej, żeby cię nie widziała a ja będę siedzieć tak długo aż nie wyjdzie. I nic nie mów. Najwyżej migaj."
Kiwnąłem głową i usiadłem pod drzewem jakieś dziesięć metrów od Rafaella. Śmiesznie wyglądał wygięty na tej gałęzi.


Po godzinie miałem dość ale Rafaell nie odpuszczał. Już chciałem wstać, jednak on kiwnięciem ręki kazał mi zostać. Już chciałem wrzasnąć po cholerę, lepiej iść po piłę, ale nagle chłopak delikatnie zdjął bluzę i czekał. Z dziupli poleciał jeden orzech, czy coś a potem następny i jeszcze jeden. Po kilkunastu takich "mini strzałów" wiewiórka wyskoczyła z impetem ze schronienia a Rafaell po prostu ją złapał w bluzę. Ześlizgnął się z gałęzi po czym wymigał oddając mi prowizoryczną siatkę:
"Weź odetnij to co trzeba, bo zaraz mi nic z tej bluzy nie zostanie"
-Z przyjemnością!- krzyknąłem a wiewiórka przestała szaleć. -Teraz się rozliczymy.
"Bądź delikatny. To też żywe stworzenie."wymigał prostując nogi.
-Jaaasne... A to coś zwieje mi wtedy. Nie ma bata.
Wsunąłem rękę do bluzy i szybkim ruchem wyciągnąłem stworzenie na zewnątrz. Nieźle się wierciło to coś, trzeba było przyznać.
-Nie lataj tak bo ci jeszcze łeb utnę.- walnąłem a zwierzę usłuchało.
"Ciekawe."
-To nie jest ciekawe tylko inteligentne.
"Weź ten ogon i idziemy"
-Dobra mała. Dawaj kitę.-walnąłem przykładając ostrze noża do nasady ogona.
Rafaell delikatnie chwycił wiewiórkę, bo ja ją wrednie ściskałem za pożądany przedmiot. Gdy go odciąłem wiewiórka dygnęła dziwnie a zamiast krwi pojawił się puch, czy coś.
-To cholerstwo ma dwa ogony. Bo walnę...- roześmiałem się ściskając przedmiot.
-Mam pełno, tumanie! Jakbyś powiedział, że go potrzebujesz to bym ci dała! A ty mnie miętolisz jak nie powiem już co!- zwierze zaczęło piszczeć.
-A skąd miałem wiedzieć, że gadasz?
-A skąd ja miałam wiedzieć, że nie chcesz mnie zabić?- odgryzała się. Jak na zwierzę była wredna.
-Ja chciałem. On nie.- wskazałem na Rafaela.
-Naprawdę?- zwierze spojrzało na niego, jak dla mnie, dość dziwnie. Chłopak uśmiechnął się.- Po co ci mój ogon?-zapytała wskakując mu na ramię.
"Potrzebny jest do wywaru i tyle"
-Co to miały być za machanie rękoma, hę?- oburzyła się.
-Nie mówi. Zadowolona?-burknąłem.
-Oł... Wybacz. Zabierz mnie stąd.
-Co?!
-No weź... Nowe miejsce, nowy klimat. Mam dosyć tych starych lasów. Nic tu nie ma!
-Yyy...
"Zgódź się ale niech będzie grzeczna."
-On się zgadza ale masz się słuchać.
-Super!

Podczas drogi powrotnej wiewiórce nie zamykała się jadaczka. Miałem nieodpartą ochotę rozwalić jej łeb na ścianie...



CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz