sobota, 12 stycznia 2013

Reina

Siedziałam na twardej glebie z wypisanym zamiarem zamordowania pewnego wkurzającego, głupio się uśmiechającego, przystojnego jak sto demonów smoka.
-Jak to możliwe, że się zgubiliśmy?! Twoja wina!
-To ty chciałaś szukać ufopelodacza...-mruknął.- Przez ciebie krążyliśmy 2 godziny po jakimś lesie. A teraz zwalasz na mnie. Jak zwykle, zresztą.
Miałam ochotę wrzeszczeć, jednak sobie odpuściłam.
-A mogliśmy pojechać samochodem...- narzekał dalej.- Teraz muszę tachać twoje bagaże. Ile tego? Pół tony?
-Wcale ni... Patrz!- przepchnęłam ręką jego twarz w stronę tajemniczego błysku.-Ufopelodacz! Lecimy!
Westchnął głośno. Z jego łopatek wyszły skrzydła. Złapał mnie w pasie i wzleciał, jednak nie w stronę domniemanego stworzenia, lecz do góry.
-Hej, a ty gdzie?!
-Szukam szkoły, bo tam mieliśmy iść.
Założyłam ręce z naburmuszoną miną, ale pozwoliłam się nieść.
Pół godziny później dotarliśmy do celu podróży.
-Jejku... - szepnęłam.- Ale toto wielkie!
-Wiesz, takie zwykle są tego rodzaju szkoły...
-Jesteś przykry.
-Ojej, bo umrzesz. Lepiej chodź. Chcę w końcu pozbyć się tego ciężaru - zamachnął moją walizką.
Znowu musieliśmy iść, gdyż, jak się okazało, dotarliśmy nie z tej strony, co trzeba. Główne wejście było zupełnie gdzie indziej. Moja mp3 zdążyła już się wyładować. Deszcz chlupotał w butach. Akurat nad nami rozciągnęła się chmura burzowa.
-Pa-sku-dny dzień. Dosłownie i w przenośni. Ok-rop-ny.
-To ostatnie już nie było sylabizowane - stwierdził mój, psiakość, partner.
Zaczęliśmy szukać naszych pokoi, jednak bez wyraźnego skutku. Za to odnaleźliśmy pomieszczenie, z którego dobiegały głosy. Niczym armia dziesięciotysięczna, wszarżowałam do niego. Przybierając uśmiech nr 4, czyli ten najmilszy, przerwałam jakąś czynność osobom w środku.
-Przepraszam, jeżeli przeszkadzam - niedbale wycisnęłam włosy z wody. - Szukam pokoi mieszkalnych, bo, w mordkę jeża, mam niesamowitego pecha w życiu i nie mogę nic znaleźć ani zrobić bez konsekwencji.
Przerwałam, by zaczerpnąć powietrza. Patrzyli się na mnie dość dziwnie.
-Reina, a tamten w korytarzu, który trzyma moje bagaże to Acrux. Miło poznać i tak dalej.
-Przepraszam, za jej zachowanie, ona jest niepełnospry... - wtrącił się Acrux. Zatkałam mu usta za pomocą celnego wbicia łokcia w żebra.
-Więc, gdybym mogła się dowiedzieć, gdzie tu się mogę rozpakować i kto się dalej mną zajmie... Arigato.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz