środa, 9 stycznia 2013

Rafaello

Do szkoły wróciliśmy dość szybko. Byłem zadowolony z tego, że udało nam się załatwić tą sprawę tak szybko.
Wiewiórka cały czas nawijała o czym tylko mogła i kiedy tylko mogła. Na dodatek uwielbiała drażnić się z Leo. Gdy wróciliśmy, miałem uczucie, że jeżeli to stworzenie się nie przymknie, to ją sam rozwalę, więc kazałem Leo ją odnieść. Zrobił to bez protestów. W tym czasie udałem się do ogrodu. Chciałem odpocząć od hałasów. Jednak tam nie doszedłem, gdyż ktoś wpadł na mnie z takim impetem, że razem padliśmy na ziemię. Jak się okazało była to zdenerwowana Inez z małą, zapłakaną dziewczynką.
-Wybacz. Żyjesz?- zapytała nerwowo oglądając się za siebie.
"Żyję. Co się stało? Pali się?"
-Nie nie. Dużo by gadać a ja...- urwała bo dziewczynka była bliska histerii.
Bez zadawania zbędnych pytań (wiedziałem, że niczego się raczej w tej chwili nie dowiem), odsunąłem małą i wziąłem w ramiona.
-Co ty...- urwała zszokowana Inez.
Zamiast odpowiedzi ruszyłem wprost do swojego pokoju. Ku memu zaskoczeniu dziewczynka odpłynęła zanim doszliśmy na miejsce. Ułożyłem ją wygodnie na swoim łóżku i otuliłem kołdrą. Zaś delikatnie starłem chusteczką resztki łez z jej policzków.
Inez natomiast usadziłem na fotelu i przyniosłem szklankę soku.
"Powiesz mi co się stało?"
-Dużo by mówić. Nie zawracaj sobie tym głowy.
"Chciało by się. Co jak co ale ślepy jeszcze nie jestem." wymigałem uśmiechając się delikatnie."Kto to?" wskazałem na dziewczynkę.
-Nie wiem. Jeszcze. Znaczy...- była najwyraźniej zakłopotana.
"Nie martw się. Lubie dzieci. Może tu być. Zajmę się nią tak długo jak będzie trzeba a na pewno wam pomogę."
-Co? Nam?
"No tobie i Alexowi."
-Aaa...- dziewczyna była jakaś nieswoja- A Leonardo?
"Nie myśl o nim. Załatwię to z nim."
-Ale mała dziewczynka i dwóch...- nie dałem jej skończyć.
"Nie martw się. Leo dobrze gotuje a z małą nie będzie mieć prawie styczności. Ja się nią zajmę. Aż taki zły chyba nie jestem, co nie?" uśmiechnąłem się szeroko.
-Czy ja wiem...- nadal była niezdecydowana. Pech chciał, że do pokoju wkroczył Leo.
-Wi...- nie skończył wytrzeszczając oczy na małą. Od razu pokazałem mu, że ma być cicho.- Co to cholera jasna jest?! Nie było mnie tylko przez chwilę!- unosił się ale nie obudził małej.
"Mamy na razie towarzyszkę. A ty będziesz dla niej miły."
-Że co?!
"Że to właśnie. I ani mi się wasz przy niej przeklinać!"
-Ja się na to nie piszę. Nie będę nianią!!
"Chodź do kuchni." wymigałem otwierając drzwi. Leo wszedł do pomieszczenia i od razu zaczął pytać.
-Kto to? Jak się nazywa? Wiesz na co się w ogóle piszesz?!
"Wiem! Wiem dokładnie!"
-Jasne...-prychnął- I myślisz, że sobie poradzisz?
"Tak. Wiem co to znaczy ból a ona będzie potrzebować oparcia."
-A państwo pół-boscy nie mogą się nią zająć?
"Kto znowu?"
-Pani Inez i jej narzeczony anioł. Oni mają lepsze predyspozycje, to po pierwsze a po...- zatkałem mu usta dłonią żeby go uciszyć i wymigałem.
"A po drugie nie ma dyskusji. Postanowiłem. Koniec i kropka. A ty nie masz nic do gadania. Nie wymagam abyś stał się dla niej nie wiadomo kim. Ogranicz tylko wredne zachowanie i łacinę. Sam się mogę nią zająć."
-Już to widzę.- prychnął.
"Nie śmiej się cwaniaku bo sam boisz się podjąć takiego zadania."
-Ja? Żartujesz. Nie dam się podpuścić.
"Jasne. Gadaj sobie gadaj ja swoje wiem." ruszyłem do pokoju.
-No dobra... - westchnął- Ale cudów nie obiecuję.
"Dzięki"
Gdy weszliśmy z powrotem do pokoju Leo usiadł na drugim fotelu i zaczął dziwnie patrzeć na dziewczynkę.
"To jak? Wyjaśnisz mi co się stało?" zapytałem znacznie spokojniejszą już Inez.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz