niedziela, 6 stycznia 2013

Alexander

Kiedy tylko wylądowałem złapałem Inez w ramiona.
- Alex uratowałeś mnie – szepnęła, wtulając się we mnie. Nagle jęknęła z bólu i złapała się za bok.
- Co ci jest? – zapytałem przestraszony
- Jeden z demonów mnie drasnął – wyjaśniła, próbowała się nawet uśmiechnąć ale jej nie wyszło.
- Pokaż mi to – poprosiłem. Kiedy uniosła zakrwawioną bluzkę zobaczyłem paskudną ranę. Szybko przyłożyłem do niej ręce. Natychmiast się zagoiła.
- Dziękuje – powiedziała Inez, widać było, że rana bardzo jej dokuczała, W odpowiedzi pocałowałem ją w policzek i mocniej przytuliłem.
- Może byście przestali się migdalić co?! – zawołał do nas Sitri – Chyba chcecie pomóc przyjaciołom?
- Oczywiście, że tak! – wykrzyknęła Inez, odrywając się ode mnie
- No to ruszajmy. Zaprowadzę was
- Polecimy, będzie szybciej – zdecydowałem i szybko wziąłem przyjaciółkę na ręce. Sitri tylko wzruszył ramionami i wzbił się w powietrze.
Lecieliśmy przez jakieś kilka minut aż znaleźliśmy właściwą jaskinię. Kiedy wlecieliśmy do środka zobaczyliśmy Cavaliade klęczącą przy Divertente oraz Matta walczącego… z Kurochi! To niemożliwe! Czyżby facet naprawdę chciał nam pomóc? A może miał w tym swój interes? Zresztą nie było to teraz najważniejsze. Podleciałem do Diva i postawiłem Inez na ziemi. Oboje przyklękliśmy przy rannym chłopaku,
- Dasz radę mu pomóc? – zapytała mnie moja pani, a Cav spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.
- Spróbuje – przyrzekłem i zabrałem się do roboty. Po jakichś pięciu minutach było po wszystkim. Divertente usiadł i przytulił ukochaną. Był już całkiem zdrowy.
- Cavaliado ty też jesteś ranna! – krzyknęła nagle Inez
- Nic mi nie będzie. Zajmiesz się mną później. Teraz nie ma na to czasu – miała racje, musieliśmy stąd uciekać.
- W porządku, zmiatajmy stąd! – zakomenderowałem.
Kiedy dobiegaliśmy do wyjścia z jaskini zauważyłem, że Kurochi zaczyna przegrywać z Mattem. Zatrzymałem się. Facet pomógł mi uratować przyjaciół. Nie mogłem go tak zostawić.
- Alex! Chodź! – zawołał za mną mój przyjaciel. Pokręciłem głową.
- Div, zabierz dziewczyny do szkoły i czekajcie tam na mnie – poprosiłem. Chłopak mi ufał więc zrobił to bez protestów.
Oni poszli a ja zostałem i ruszyłem pomóc Kuro w walce. Na szczęście chłopak miał tylko chwilowy kryzys i już sobie sam dał radę. Zabił Mathew za pomocą jakiegoś dziwnego przedmiotu.
- I po wszystkim – skomentował Sitri, nawet się nie siląc żeby pomóc bratu. Ale to jeszcze nie był koniec bo Matt zanim zginął poważnie zranił anioła. Kuro próbował nie pokazywać, że cos jest nie tak. Jednak kiedy spróbował wzbić się w powietrze jęknął z bólu i zatoczył się. Podtrzymałem go szybko.
- Ej, co z tobą?
- Nic – odparł, odpychając moją rękę i próbując stanąć o własnych siłach. Był wściekły.
- Przestań się zachowywać jak idiota i pokaż ranę! – wkurzyłem się. Facet zapewne dalej by się opierał, ale w tym momencie stracił przytomność.
Położyłem go na ziemi i odnalazłem ranę. Była głęboka, ale można ją było szybko wyleczyć. Kiedy już ją zagoiłem moją uwagę zwrócił inny szczegół. Płaszcz, który Kuro nosił przez cały czas spadł i zobaczyłam, że chłopak nie ma jednego skrzydła.  Znalazłem miejsce z którego skrzydło powinno wyrastać i przyłożyłem do niego obie dłonie. Przekazałem Kuro całą swoją energię a potem…. powoli powoli, lotka po lotce skrzydło zaczęło się odnawiać. Kiedy skończyłem byłem wyczerpany, ale zadowolony. Za to Sitri był w ciężkim szoku.
- Jak tyś to zrobił?! – wzruszyłem ramionami
- Normalnie – uśmiechnąłem się
- No normalne to to nie było! Kim ty jesteś?
Nie odpowiedziałem bo w tym momencie Kuro otworzył oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz