poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rafaello - event

Siedzieliśmy w samochodzie jadąc na lotnisko. Wiedziałem, że Leo nie wytrzyma za długo i zaraz zacznie zadawać idiotyczne pytania, jak zwykle. Jednak gdy spojrzałem na niego kątem oka, zdziwiłem się. Chłopak siedział intensywnie nad czymś myśląc. I to niewątpliwie musiało go dręczyć przez noc.
"A tobie co?" zapytałem niby od niechcenia "Naraz ci język odcięli?"
-Nie. Myślę.- odburknął jak to on, jednak po dłuższej chwili dodał - Kto to Rosalia?-zapytał szokując mnie.
"Co?"
-Wczoraj pakując rzeczy znalazłem zdjęcie brązowowłosej dziewczynki. To ona, prawda? Kto to?- dopytywał się a w jego głosie zabrzmiała dziwna nuta, jakby troski.
"Nie wiem o co ci chodzi. Nie znam" nie pozwolił mi skończyć.
-Znasz. Zdjęcie było podpisane. I pisało...- nie dokończył.
"To stare czasy. Chcę zapomnieć."- gestykulowałem patrząc mu prosto w oczy.
-Ale...- był jakoś dziwnie spięty- Tam było napisane, że to dla- teraz to ja mu nie pozwoliłem dokończyć.
"Wiem. Nie poruszajmy tego tematu. Raz to przeżyłem i nie mam zamiaru roztrząsać starych ran, ok?"
-Spoko. Teraz to trzeba będzie tą rudą kitę złapać.-walnął z uśmiechem, zmieniając temat.
Nie lubiłem o tym gadać. Nawet Leo nigdy nie dowiedział się wprost ode mnie co się tam wtedy stało... Sam do końca nie wiedziałem.
"A wiesz w ogóle jak to coś wygląda? Czym się różni od zwykłej wiewiórki, czy coś?"
-Yyy... Myślałem, że ty wiesz.- powiedział po czym wybuchnął śmiechem- Ale jaja... Jedziemy w ciemno. Nie no... Ha ha ha! Dobre... Tego to jeszcze nie było!
"Ty się tak nie śmiej bo będziesz się za tym po lesie uganiał, cwaniaku."
-Że co?!
"Oj tak."
-Nie cieszy mnie ta perspektywa.- burknął.
"Wiem. Ale widzę, że łatwo cię nabrać." uśmiechnąłem się.
- Idź mi!- rozczochrał mi włosy.-A tak na serio, jak ta wiewióra wygląda, co?- wzdrygnął się. Wiedziałem, że nienawidzi zwierząt, a szczególnie latających czy poruszających się po drzewach.
"Pisało, że ciężko ją spotkać, ale jak już się uda ją zobaczyć, to od razu wiesz, że to ona. No i niby coś tam umie ale w książce brakowało strony, więc wiesz."
- Gdyby wszystko na świecie było opisane jak w książce...- westchnął.
***

Na lotnisku poszło gładko. Nie wiem jak Leo ukrył broń ale za nic w świecie nikt jej nie znalazł. Lot był nawet przyjemny...
Dojechaliśmy do małego hoteliku gdzieś nad jakimś lasem. Leo był w siódmym niebie. Miał fobię na punkcie gór a przecież byliśmy we Włoszech. Wiedziałem, że perspektywa pozostania dłużej gdzie indziej, niż w szkole go niezwykle raduje. Raduje to mało powiedziane.
- To jak? Wcześnie jest. Idziemy łapać tego stwora czy wykorzystujemy do końca daną nam okazję, hę?- wiedziałem do czego zmierza.
"Załatwiamy te sprawę jak najszybciej ale wbrew twojemu stwierdzeniu dwudziesta to nie jest wcześnie, więc nigdzie nie idziesz."
-A ty swoje.
"Tak. A ja swoje. Nie mam zamiaru latać po górach po nocy! A teraz idziemy się najeść, umyć i spać. Ja nie mam weny na nic."
-Bo nie śpisz po nocach, tylko myślisz o byle czym.
"Idziesz na kolację, czy wolisz spać bez niej?"
-Idę, idę.- odburknął.


CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz