Staliśmy przez chwilę w kuchni. Gdy Alex skończył się we mnie wpatrywać-
nie powiem, że mi to przeszkadzało ale nie powinniśmy tracić czasu-
zacząłem wpatrywać się w Leo. Miałem nadzieję, że w końcu ulegnie ale on
tylko doglądał ciasta i po prostu jakby nic się nie stało, pogwizdywał
szukając cukier puder.
"Leo proszę cię!" wymigałem nerwowo.
-No co? Ja się mieszać nie będę. Nie ma opcji.- powiedział bez jakichkolwiek emocji.
"Leonardzie..." opadły mi ręce. Może faktycznie zbyt mocno się związywałem z innymi, może faktycznie jestem zbyt ufny ale bez jaj! Nie będę czekał bezczynnie! "Zrób to dla mnie. To nic, że zapomnę ale ona ci tego nie zapomni. A gdyby mi się coś takiego stało?"
-Nie mów tak. Zbyt szybko się przywiązujesz.- wytknął mi.
"Ale przynajmniej jak będzie źle to ktoś będzie przy mnie. Bo ty będziesz daleko."
-Nie migaj tak. Nic nie wskórasz. Postanowiłem.
"Wiedziałem. Nie jestem twoi panem. Kłamałeś jak z resztą ostatnio cały czas." wymigałem spokojnie. Alex stał cały czas nie wiedząc o co chodzi.
Nie miałem ochoty z nim gadać. Chciałem iść w długą i jeszcze się do czegoś przydać zanim już nic dla mnie nie będzie. Chciałem wykorzystać to co mam. Ale Leo po prostu wyszedł z kuchni, stanął naprzeciw mnie i wycedził:
-Nie puszczę cię samego. Jeszcze zmarzniesz i co? A jak ci coś jeszcze uszkodzą? To co w tedy? I to nie było kłamstwo. Zapisz to sobie gdzieś!- uniósł się.- I nie rób takich wyskoków. Nie chcę iść bo wiem, że nie jesteś w najlepszym stanie. Z resztą ty to taka niespodzianka jesteś.
"Więc..." zacząłem niepewnie. Alex był totalnie skołowany, nie wiedział, że Leonardo się aż tak często unosił.
-Więc idę i mnie nie denerwuj.- powiedział zakładając ciepłe buty.- Idź się gołąb ubierz bo możesz zmarznąć.
Anioł spojrzał na mnie pytająco. Kiwnąłem przytakująco głową i zabrałem się do ubierania tak jak Leo. Niecałe dziesięć minut wystarczyło a staliśmy we trójkę na korytarzu.
-No to idziemy panowie ale żeby nie było.
-Niby czego?
-Ja się nie zamierzam po powrocie tłumaczyć Przewodniczącej Szkoły. Już jej podpadłem.- walnął z uśmiechem.
-Oł... To z uderzeniem tego kogoś, tak?- bardziej stwierdził niż zapytał.
"Panowie a może tak pójdziemy już?" zniecierpliwiłem się.
-Zgoda. Najpierw panie gołąb prowadź na polanę. Ja pozbędę się sów.
"Leo, musisz z tymi tekstami? Chociaż na razie się opanuj."
-Matko. Zero radości. Niech ci będzie.
-Yyy... a co ci one przeszkadzają?
-Wież mi... Dużo.
***
"Leo proszę cię!" wymigałem nerwowo.
-No co? Ja się mieszać nie będę. Nie ma opcji.- powiedział bez jakichkolwiek emocji.
"Leonardzie..." opadły mi ręce. Może faktycznie zbyt mocno się związywałem z innymi, może faktycznie jestem zbyt ufny ale bez jaj! Nie będę czekał bezczynnie! "Zrób to dla mnie. To nic, że zapomnę ale ona ci tego nie zapomni. A gdyby mi się coś takiego stało?"
-Nie mów tak. Zbyt szybko się przywiązujesz.- wytknął mi.
"Ale przynajmniej jak będzie źle to ktoś będzie przy mnie. Bo ty będziesz daleko."
-Nie migaj tak. Nic nie wskórasz. Postanowiłem.
"Wiedziałem. Nie jestem twoi panem. Kłamałeś jak z resztą ostatnio cały czas." wymigałem spokojnie. Alex stał cały czas nie wiedząc o co chodzi.
Nie miałem ochoty z nim gadać. Chciałem iść w długą i jeszcze się do czegoś przydać zanim już nic dla mnie nie będzie. Chciałem wykorzystać to co mam. Ale Leo po prostu wyszedł z kuchni, stanął naprzeciw mnie i wycedził:
-Nie puszczę cię samego. Jeszcze zmarzniesz i co? A jak ci coś jeszcze uszkodzą? To co w tedy? I to nie było kłamstwo. Zapisz to sobie gdzieś!- uniósł się.- I nie rób takich wyskoków. Nie chcę iść bo wiem, że nie jesteś w najlepszym stanie. Z resztą ty to taka niespodzianka jesteś.
"Więc..." zacząłem niepewnie. Alex był totalnie skołowany, nie wiedział, że Leonardo się aż tak często unosił.
-Więc idę i mnie nie denerwuj.- powiedział zakładając ciepłe buty.- Idź się gołąb ubierz bo możesz zmarznąć.
Anioł spojrzał na mnie pytająco. Kiwnąłem przytakująco głową i zabrałem się do ubierania tak jak Leo. Niecałe dziesięć minut wystarczyło a staliśmy we trójkę na korytarzu.
-No to idziemy panowie ale żeby nie było.
-Niby czego?
-Ja się nie zamierzam po powrocie tłumaczyć Przewodniczącej Szkoły. Już jej podpadłem.- walnął z uśmiechem.
-Oł... To z uderzeniem tego kogoś, tak?- bardziej stwierdził niż zapytał.
"Panowie a może tak pójdziemy już?" zniecierpliwiłem się.
-Zgoda. Najpierw panie gołąb prowadź na polanę. Ja pozbędę się sów.
"Leo, musisz z tymi tekstami? Chociaż na razie się opanuj."
-Matko. Zero radości. Niech ci będzie.
-Yyy... a co ci one przeszkadzają?
-Wież mi... Dużo.
***
-A więc panowie- rzekł Leo przed barierą- ja załatwię nasze ptaszki.
"To się pospiesz."
-Idźcie, ja was szybko dogonię.- powiedział i zniknął w lesie a sowy poleciały za nim.
"No to prowadź." uśmiechnąłem się do Alexa.
-Nie ma sprawy.
Podczas gdy szliśmy, mogliśmy obejrzeć piękny zachód słońca. Nagle anioł zapytał:
-Sorki, że się wtrącam w wasze sprawy ale... co jest nie tak?
"Słucham?"
-Widzę, że coś ci jest.
"Do skomplikowane."
-Wydaje się, że czasu mamy sporo. No dopóki Leo nie wróci.
"Z piórami we włosach i psychopatycznym uśmiechem na ustach a zaś walnie: Panowie! Stworzyłem najlepszy obraz świata! Kupę piór i wnętrzności na drzewach." wymigałem i wybuchnęliśmy śmiechem. On normalnie ja bezgłośnie. Opanowaliśmy się dopiero po dłuższej chwili gdy dopadł nas nasz "artysta".
-A wam co tak wesoło, hę?
"Załatwiłeś ptaki?''
-Tak. Łatwo poszło. I nawet czysto.- zdziwiliśmy się.- No co?
"Nic nic. Możesz wyjaśnić Alex`owi co jest ze mną nie tak?"
-A ty dlaczego tego nie zrobisz?
"Szczerze?" spojrzał na mnie wymownie- "Nie chce mi się tyle migać." dokończyłem z uśmiechem.
Leo wyjaśnił mu wszystko dokładnie. Tłumaczył tak długo aż trafiliśmy na polanę gdzie zabrał się do roboty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz