czwartek, 25 lipca 2013

Leonardo

- Banda kretynów...- mruknąłem, siedząc nad mapą szkoły i jej terenów, gdy wyszła z pokoju jakaś dziewczyna.
"Leo, musisz używać akurat takich słów?"- zapytał na migi Rafael najwyraźniej już wkurzony moimi uwagami.
-A co ja mam zrobić, skoro z tego co widzę, to Zasrańcy podporządkowali sobie tych Kretynów! Przecież tego gówna o dziwnych zwyczajach żywieniowych to się nawet nie chcę tępić!
"Leo o czym ty znowu mówisz?"- ciągnął dalej Rafael. 
Okrył Mayę kołdrą i podszedł powoli do biurka gdzie siedziałem.
- Stwierdźmy, że masz cudowny ogród, ok?- zacząłem wywód w niepodobny do mnie sposób.
"No dobra. I co dalej?"
- Hodujesz jakieś tam konkretne kwiaty, i nagle pojawia się coś co ci te kwiaty chce zniszczyć.
"No i?"
- Reagujesz i niszczysz to coś zanim zdąży zareagować.
"Leo nie poznaje cię!" -uniósł się nagle.
- Czekaj czekaj... Wysprzątałeś już prawie wszystko i masz tylko trochę różnych niedobitek. A tu ci się pojawia plaga jakiegoś gówna, z którą byś sobie poradził nawet tego nie tykając, tyle że to tak niekompetentni zasrańcy, że aż pawia puścić żal!- uniosłem się wkurzony.
"Masz dobijać coś co nie jest dla ciebie wyzwaniem tak?"
- Idealnie to ująłeś.
"A co to?" zaciekawił się przyjaciel, oglądając z uwagą mapę.
- Wampiry... zasrane, relikty po koniunkcyjne...
"Ej. Ale o tym to teraz książki piszą co nie? Ni to romans ni to horror..."
- No właśnie! Jakieś trzy tysiące lat temu to było by wyzwanie, górowała w nich chęć do mordu i nie odpuszczały, a teraz to jakbyś zasrane kurwaa muchy packą trzepał!
"Leo zaraz cię walnę, przestań się drzeć bo obudzisz Mayę, a z nią nie jest aż tak dobrze jak się wydaje." wymigał, naglę poważniejąc. Widać było że się martwił. "Skoro ty nie masz ochoty na te, jak to ująć po twojemu... "Ścierwa" to może pogrupuj to jakoś? Może jest ktoś komu sprawia przyjemność zabijanie ich?"
- W sumie... To by nawet dobry pomysł był...- mruknąłem, wstając.- To ja idę bawić się tym lepszym, a ty tu siedź ze swoją kruszynką.
Złapałem broń i amunicję, jednak przy drzwiach się zatrzymałem i rzuciłem do przyjaciela:
-A no i połamałem twój miecz, sorki...- mruknąłem, szybko wychodząc.

Dobijanie niedoróbek szło najlepiej w pojedynkę. Niezawodna broń na materię była perfekcyjnym narzędziem jeśli nie chciało się szukać kołków, srebrnych grotów i różnych trucizn na poszczególne stwory. Rozwalała wszystko na drobniutki maczek, który w sumie można było by porównać do wymiocin jakiegoś stwora o gardle przypominającym maszynkę do mięsa mielonego. Szybka w obsłudze, z tłumikiem... Nie było na co narzekać. Poza tym, wiele podróbek samo wynosiło się tam gdzie powinno, zostawiając szkołę czystą.
Kiedy skończyłem swoją "zmianę", postanowiłem zajrzeć jeszcze do biblioteki. Chciałem wypożyczyć jakiś ciekawy horror żeby się odstresować wieczorem.
*Żeby tak nisko upaść, by zabijać wampiry... dobrze, że tego syfu już coraz mniej na tej planecie...* myślałem, idąc.
Kiedy wszedłem do biblioteki, zauważyłem, że nie ma w niej nikogo. Nie dziwiło mnie, że nikt nie miał ochoty czytać książek akurat w tym czasie, ale ktoś do cholery powinien pilnować tego zbioru. Było tu mnóstwo ciekawych egzemplarzy książek i zwojów więc takie pozostawianie tego zabytku było przerażająco nieodpowiedzialne ze strony opiekuna tego miejsca.
Skierowałem się do oddzielnego pomieszczenia, przeznaczonego dla opiekuna, ale nikogo tam nie było oprócz flaczków, fragmentów kości i porozrzucanych kilku książek. Nagle pod biurkiem coś zaskomlało. Odruchowo wyciągnąłem broń, ale jak się okazało było to szczenie. Niespodziewanie do biura wpadła jakaś kobieta.
-Matko Boska!- wrzasnęła na mój widok.
-To już tak było.- odparłem szybko.
- Aaaa... ale przecież!
-Taki widok jest wszędzie dookoła, przyzwyczaj się.- walnąłem bez jakichkolwiek emocji do kobiety Różnica wieku nie przeszkadzała mi mówić do niej po prostu na TY.
-Ale... co to za szczenie?
-Mi się nie pytaj było tu. A tak przy okazji to wypożyczam sobie tą książkę, a sprzątaniem tu zajmuje się ktoś inny.
- Eee... Wiesz, mam alergię na psy, a Marcus właśnie go kupił, nie dał mu nawet imienia...- zaczęła kobieta, zasłaniając usta dłonią po chwili się jednak przełamała.- Skoro go znalazłeś, to może...
- Nie! Do cholery, czy ja wyglądam na niańkę?!
- Jest już po połowie czerwca, nie jestem w stanie załatwić mu opiekuna do zakończenia roku. Ponad połowa uczni już zapewne. ma jakieś plany, z resztą... - nie pozwoliłem dokończyć.
- Po połowie czerwca?! Który dzisiaj jest?!- wrzasnąłem.
- Ale uspokój się, wystarczyło powiedzieć.- bąknęła kobieta, najwyraźniej czując się niekomfortowo kiedy wpatrywałem się w nią wyczekująco z bronią w rękach. Szybko ją schowałem.
- Który jest dzisiaj, pytam po raz kolejny.- powiedziałem dobitnie.
- Dziś jest 23 czerwca.- odparła niepewnie.
- Że co?! To jakiś pieprzony żart!
- Ale...- jęknęła a szczenie usiadło przede mną wpatrując się mi prosto w oczy.

http://images.sodahead.com/polls/000213379/polls_black_hayate_2_0209_838001_answer_8_xlarge.jpeg

- On czy ona?- zapytałem, wzdychając.
- Samiec...
- Nie będzie młodych w przyszłości... Dobra. Zostawiam książkę i wezmę te gapiącą się we mnie kupkę mięśni i futra.- mruknąłem niezadowolony. 
Nie miałem czasu aby zdobyć cokolwiek innego na czas. Wziąłem psa pod rękę i bezceremonialnie wyszedłem.

Kiedy dotarłem do pokoju okazało się, że Rafael gdzieś mi wyparował.
*Zapewne jest u Inez.* pomyślałem *Stan psychiczny Mayi go martwił. Mam więc nieco czasu...*
Dopadłem do szafek i zacząłem je przeszukiwać w poszukiwaniu jakiejś wstążki. Znalazłem niebieską.
- Nie jest tak źle...- mruknąłem do siebie.- Chodź tu stworze.- walnąłem do psa, a on zamiast posłuchać to po prostu, perfidnie przede mną usiadł, patrząc tak jak w bibliotece.
Założyłem mu kokardę i posadziłem z powrotem w miejscu gdzie usiadł. Nie wiedziałem dlaczego, ale wiązanie kokard ozdobnych wychodziło mi poniekąd dobrze i było nawet przydatną umiejętnością.
Przeładowałem broń na zwykłą amunicję, przebrałem się w czyste ubrania i jakoś tak wyszło że zasnąłem.
Obudziło mnie szarpanie za ramie. Był to Rafael. Maya siedziała na podłodze, głaskając psa.
"Leo co to jest?" zapytał.
- No... dzisiaj jest 23 czerwca i wiesz...
"Leo przecież już ci to mówiłem, że nic nie chcę!"
- Raz w roku chociaż mogę sprawić ci przyjemność co nie? Poza tym chyba lubisz zwierzęta.
"Uwielbiam, jest wspaniały, ale obawiam się go w połączeniu z tobą." wymigał, uśmiechając się z tym dziwnym błyskiem w oku.
- Dam se radę. Tylko go jakoś nazwij. - mruknąłem.
Rafael złapał kartkę i po chwili podsunął mi ją pod nos. Pisało na niej Black Hayate.
- To żeś wymyślił.
"Tak ma być."
- Niech ci będzie to twój zwierzak.- bąknąłem po czym zerknąłem na psa. 
Żałowałem że to zrobiłem.
http://www.edwardelric.com/episodes/13-BONUS-happypuppy.png 
Widok sikającego psa mnie wkurzył.
-Ty gno...- urwałem bo Maya nie spała.
Złapałem broń i zacząłem strzelać do psa. nawet nie spostrzegłem kiedy Rafael zrzucił mnie z łóżka!
- Co ty... Czyli już ci lepiej- stwierdziłem, będąc przygnieciony do podłogi. Dostałem przez łeb, a pies czekał nieruchomo pod ścianą, patrząc na nas bez jakiegokolwiek ruchu.
"Leo ja cię kiedyś rozszarpię." wymigał Rafael, wstając ze mnie i zbierając przestraszoną Mayę.
- Wiesz, że nie pudłuje.- ściąłem wychodząc do kuchni.

http://images2.wikia.nocookie.net/__cb20090425025219/fma/images/4/40/BlackHayateFirstLesson.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz