czwartek, 25 lipca 2013

Alexander

Kiedy razem z Osai odnaleźliśmy Eve i Esme odetchnąłem z ulgą. Najważniejsze było, że dziewczyny wciąż żyją. Niestety pilnowała ich grupka wampirów i nie wyglądało na to żeby chciały nam je oddać bez walki.
Widząc to, Osai podkradła się do nich cicho i rozprawiła z kilkoma draniami. Chciałem jej pomóc więc również się ujawniłem. Jednak zanim zdążyłem zaatakować któregokolwiek z wampirów, moją uwagę przyciągnęła przywiązana do pobliskiego dębu Eve.
Dziewczynka była blada i ledwo trzymała się na nogach. Znałem ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że to nie są objawy przerażenia. Wampiry musiały zdążyć coś jej zrobić. Miałem tylko nadzieję, że jej nie zmieniły…
- Alex, za tobą!
Krzyk Osai zmusił mnie do oderwania myśli od małej. Odwróciłem się i zrobiłem szybki unik. W samą porę bo miecz wampira ze świstem przeciął powietrze zaledwie parę centymetrów od mojej głowy. Nie czekając, aż drań zaatakuje ponownie, wyjąłem zza pasa sztylet ogania i ciąłem nim z całej siły. Szczęściem trafiłem faceta w serce, a ten wrzasnął i zmienił się w kupkę popiołu.
Nie miałem czasu żeby nacieszyć się wygraną bo otoczyło mnie jeszcze sześciu przeciwników.. Zacząłem z nimi walczyć, ale cały czas martwiłem się o moje towarzyszki. Kiedy wiec udało mi się pokonać kolejnego przeciwnika i miałem kilka sekund na zebranie sił, zawołałem:
- Osai! - dziewczyna, siedząca na Esme w postaci gryfa, odwróciła się do mnie szybko – Zabierz stąd Eve i Esme! Lećcie do szkoły! Tam będziecie bezpieczne!
- A ty?! – zapytała natychmiast dziewczyna – Nie zostawimy cię!
- Lećcie i bez dyskusji! – zawołałem, wracając do walki. Byłem szorstki, ale wiedziałem, że Osai inaczej nie posłucha – Ja sobie dam radę! Leć! Już!
Walcząc, usłyszałem jak dziewczyna burczy pod nosem coś co brzmiało jak „Nie będziesz mi rozkazywać, do cholery!” Jednak mimo tego komentarza zeskoczyła z gryfa i pędem podbiegła do Eve. Odwiązała ją od drzewa, ale nie miała czasu by zupełnie zdjąć z małej pęta. Wzięła więc kotołaczkę na ręce i z powrotem wskoczyła na Esme, która wzbijała się już w powietrze . Przeleciała nad polaną i razem z Osai i Eve na grzbiecie pofrunęła w stronę szkoły.
Kiedy zniknęły mi z oczu mogłem spokojnie zająć bandą. Byłem zły, że ta banda ośmieliła się zaatakować moich przyjaciół! Był wściekły, że temu nie zaradziłem!
Wampiry cofnęły się przerażone kiedy zacząłem wyładowywać na nich moje uczucia. Zabijałem bez litości i czerpałem dziką satysfakcję z walki. Zupełnie jak nie ja. Nie obchodziło mnie to jednak w tej chwili. Teraz liczyła się tylko walka….
Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, ze nie mam już z kim walczyć. Na polanie przede mną rozpościerał się „wampirzy cmentarz” czyli porozrzucane gdzie popadnie kupki popiołu, które rozwiewał wiatr.
„Szkoda, że nie ma krwi” pomyślałem i po raz drugi poczułem, że coś tu jest nie tak. Zignorowałem jednak to dziwne przeczucie i rozwinąłem skrzydła, szykując się do powrotu do szkoły. Bałem się, że przybędę za późno, że nie pomogę Eve….
Zanim zdążyłem pomyśleć co robię posłałem kule ognia w najbliższe drzewa. Patrząc z jak ogień się rozprzestrzenia wzbiłem się w powietrze i zawisłem nad płonącą polaną.
W mojej głowie panował zamęt. Z jednej strony chciałem wrócić, zapalić więcej drzew, a może znaleźć więcej wampirów… Z drugiej zaś pragnąłem jak najszybciej znaleźć się przy rannych towarzyszkach by upewnić się, że wszystko dobrze i by je wyleczyć w miarę możliwości.
W końcu zwyciężyło to drugie pragnienie i pędem, niemal na oślep poleciałem w stronę szkoły. W mgnieniu oka odnalazłem otwarte okno naszego pokoju i wleciałem do środka, ale pokój był pusty.
„Gdzie one są?” zdumiałem się
- Inez?! Osai?! – zawołałem w przestrzeń, ale nikt mi nie odpowiedział
Wyszedłem z pokoju i zaniepokojony zacząłem poszukiwania. Pokój Osai był pusty i zamknięty na cztery spusty. Pokój Mayi też. Więc gdzie…
Nagle usłyszałem szmer podnieconych głosów i zatrzymałem się w pół kroku. Głosy dobiegały z pokoju Rafaella. Podszedłem więc do drzwi i energicznie zapukałem.

(Rafaell? Leonardo?) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz