- Co ty…?! – zaczęła, ale jej przerwałem
- Siedź spokojnie i nie gadaj jeśli możesz – powiedziałem spokojnie
Odsunąłem jej ręce od zranionego boku i przyłożyłem do rany
własne. Skupiłem się, uwalniając moc. Już po chwili wyprostowałem się z
delikatnym uśmiechem.
- Lepiej? – zapytałem
- Tsa… - mruknęła, a
ja odwróciłem się w kierunku Esme
- Teraz twoja kolej
- Moja? – dziewczyna się cofnęła – Ale przecież nic mi nie
jest! – zawołała
Przeczyła temu jednak jej pobladła twarz i to jak się
chwiała osłabiona.
- Nie wygłupiaj się Esme – westchnęła Osai – Wiem, że nie
lubisz lekarzy, ale tamten bałwan naprawdę nieźle Cię walnął więc lepiej żeby ktoś
to obejrzał
Esme chciała jeszcze coś powiedzieć, ale Osai spojrzała na
nią tak, że tylko wzruszyła ramionami. Kiedy jednak zrobiła kolejne kilka
kroków w tył, zachwiała się i osunęła na ziemie.
- Esme! – Osai poderwała się z ławki, a ja byłem szybszy
Przyskoczyłem do nieprzytomnej Esme i podtrzymałem tuż nad
ziemią. Potem delikatnie położyłem ją na ławce.
- Co z nią? – zapytała podenerwowana Osai
Nie odpowiedziałem tylko znowu się skupiłem i uleczyłem
Esme. Kiedy wreszcie się od niej odsunąłem dziewczyna otworzyła oczy.
(Osai? Esme?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz