Wstałem dość późnym rankiem, co mnie zdziwiło. Nigdy nie spałem
aż tak długo. No może kiedyś. Ale to były inne czasy.
Po szybkim "porządku", poszedłem obudzić Mayę. Jak
się jednak okazało, mała już nie spała. Nie było jej nawet w pokoju. Zastałem ją
w ogrodzie z medalionem.
- A więc zamierzasz zabrać tylko to?- zapytałem.
- I pamiętnik.
- Dobrze.- szepnąłem, a książka przeteleportowała się z
pokoju wprost do mej ręki - Masz zamiar zjeść śniadanie czy wolisz już wrócić
do przyjaciół?
- Yyy...- zaczęła niepewnie.- A czy...
- Tak. To przeze mnie wasza rozmowa się urwała. Nie mogę
tracić czasu - wyjaśniłem.
- Tracić?
- Ja mam go nadto. Wy, natomiast w porównaniu ze mną macie
go bardzo mało. Nie chcesz chyba spędzić tu całego życia, nieprawdaż?
- Oczywiście, że nie - przytaknęła. Jednak, prawdopodobnie
nie do końca zrozumiała o czym mówiłem - No to ja pójdę bez śniadania.
- Ciekawe. - mruknąłem sam do siebie, odwracając się do niej
plecami.
- Już idziemy? - zdziwiła się.
- Tak.
Mała podbiegła do mnie i ruszyliśmy w stronę lasu, a dokładniej
wąskiej ścieżki, wijącej się przez jego wnętrze. Odprowadził nas nawet kot.
Jednak gdy mijaliśmy altankę odezwały się moje małe "komplikacje".
- Co to? – zapytała, słysząc ciche dźwięki.
- Szczeniaki.
- Masz psy i kota?!- zdziwiła się.
- Mam kota.
- No ale szczeniaki...
- Nie są moje. Zaopiekowałem się suczką twojej matki. Tutaj
czas biegnie wolniej.
- Gdzie więc one są?
- Na altanie.
- Zostawisz je? Tak po prostu?
- Nie wszystkim można pomóc – powiedziałem, kładąc rękę na
jej ramieniu.
- To... Daj je mi! - wrzasnęła ze łzami w oczach. Jak na
Iskrę przystało była bardzo wrażliwa.
- To je weź.- mała wbiegła na altankę i wyszła z małymi
psami na rękach.
- A gdzie matka?
- Zdechła.
- Że co?
- Przez poród. Idziemy skoro masz już wszystko.- uciąłem
dalszą rozmowę.
Szliśmy dość wolno. Szczeniaki cały czas lizały Mayę jak
tylko mogły, a ona się z tego cieszyła. Jednak po dłuższym czasie nie miała na
nie siły. Nawet na nią nie patrząc, dałem jej dwie obróżki i smycze.
Podczas gdy ona próbowała uczyć swoich nowych podopiecznych
jak chodzić przy nodze, ja myślałem gdzie ją odstawić. Było kilka miejsc do
wyboru ale najodpowiedniejszym wydała mi się szkoła, do której uczęszczała.
Gdy w końcu zaszliśmy w odpowiednie miejsce, otwarłem portal
i przeprowadziłem Iskrę do jej świata. Staliśmy na obrzeżach lasu, który
przynależał do szkoły.
- Pamiętaj- szepnąłem kładąc jej dłoń na ramieniu - Jeżeli będzie
naprawdę ciężko lub stwierdzisz, że naprawdę potrzebujesz pomocy, możesz mnie
zawsze zawiadomić a ja sprawdzę, co da się zrobić - powiedziałem w miarę
optymistyczne choć to do mnie nie pasowało.
- Ale jak? - zdziwiła się.
- Po prostu daj list Visten. Ona mi go dostarczy.
- A kto to?
- Sowa.- szepnąłem wskazując na ptaka siedzącego na gałęzi.
Była dwa razy większa niż zwykła.
- Nie bój się jej. Będzie cię strzec.
- Ale sowy tak dziwnie huczą. A w nocy to jest przerażające.
- Ona nie huczy. Nie może. Żegnaj.- powiedziałem i rozmyłem
jej się w powietrzu. Teraz musiałem załatwić swoje sprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz