niedziela, 3 lutego 2013

Pierwszy łowca

Wstałem dość późnym rankiem, co mnie zdziwiło. Nigdy nie spałem aż tak długo. No może kiedyś. Ale to były inne czasy.
Po szybkim "porządku", poszedłem obudzić Mayę. Jak się jednak okazało, mała już nie spała. Nie było jej nawet w pokoju. Zastałem ją w ogrodzie z medalionem.
- A więc zamierzasz zabrać tylko to?- zapytałem.
- I pamiętnik.
- Dobrze.- szepnąłem, a książka przeteleportowała się z pokoju wprost do mej ręki - Masz zamiar zjeść śniadanie czy wolisz już wrócić do przyjaciół?
- Yyy...- zaczęła niepewnie.- A czy...
- Tak. To przeze mnie wasza rozmowa się urwała. Nie mogę tracić czasu - wyjaśniłem.
- Tracić?
- Ja mam go nadto. Wy, natomiast w porównaniu ze mną macie go bardzo mało. Nie chcesz chyba spędzić tu całego życia, nieprawdaż?
- Oczywiście, że nie - przytaknęła. Jednak, prawdopodobnie nie do końca zrozumiała o czym mówiłem - No to ja pójdę bez śniadania.
- Ciekawe. - mruknąłem sam do siebie, odwracając się do niej plecami.
- Już idziemy? - zdziwiła się.
- Tak.
Mała podbiegła do mnie i ruszyliśmy w stronę lasu, a dokładniej wąskiej ścieżki, wijącej się przez jego wnętrze. Odprowadził nas nawet kot. Jednak gdy mijaliśmy altankę odezwały się moje małe "komplikacje".
- Co to? – zapytała, słysząc ciche dźwięki.
- Szczeniaki.
- Masz psy i kota?!- zdziwiła się.
- Mam kota.
- No ale szczeniaki...
- Nie są moje. Zaopiekowałem się suczką twojej matki. Tutaj czas biegnie wolniej.
- Gdzie więc one są?
- Na altanie.
- Zostawisz je? Tak po prostu?
- Nie wszystkim można pomóc – powiedziałem, kładąc rękę na jej ramieniu.
- To... Daj je mi! - wrzasnęła ze łzami w oczach. Jak na Iskrę przystało była bardzo wrażliwa.
- To je weź.- mała wbiegła na altankę i wyszła z małymi psami na rękach.
 http://static4.depositphotos.com/1011061/326/i/450/dep_3269310-Cute--puppies-together.jpg
- A gdzie matka?
- Zdechła.
- Że co?
- Przez poród. Idziemy skoro masz już wszystko.- uciąłem dalszą rozmowę.
Szliśmy dość wolno. Szczeniaki cały czas lizały Mayę jak tylko mogły, a ona się z tego cieszyła. Jednak po dłuższym czasie nie miała na nie siły. Nawet na nią nie patrząc, dałem jej dwie obróżki i smycze.
Podczas gdy ona próbowała uczyć swoich nowych podopiecznych jak chodzić przy nodze, ja myślałem gdzie ją odstawić. Było kilka miejsc do wyboru ale najodpowiedniejszym wydała mi się szkoła, do której uczęszczała.

Gdy w końcu zaszliśmy w odpowiednie miejsce, otwarłem portal i przeprowadziłem Iskrę do jej świata. Staliśmy na obrzeżach lasu, który przynależał do szkoły.
- Pamiętaj- szepnąłem kładąc jej dłoń na ramieniu - Jeżeli będzie naprawdę ciężko lub stwierdzisz, że naprawdę potrzebujesz pomocy, możesz mnie zawsze zawiadomić a ja sprawdzę, co da się zrobić - powiedziałem w miarę optymistyczne choć to do mnie nie pasowało.
- Ale jak? - zdziwiła się.
- Po prostu daj list Visten. Ona mi go dostarczy.
- A kto to?
- Sowa.- szepnąłem wskazując na ptaka siedzącego na gałęzi. Była dwa razy większa niż zwykła.

 http://www.ptaki.biz/ptaki/biala-las-sowa-galaz.jpeg
- Nie bój się jej. Będzie cię strzec.
- Ale sowy tak dziwnie huczą. A w nocy to jest przerażające.
- Ona nie huczy. Nie może. Żegnaj.- powiedziałem i rozmyłem jej się w powietrzu. Teraz musiałem załatwić swoje sprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz