- Nira długo jeszcze? - pytam. Elfica już od godziny klęczy nad moimi nogami. Próbuje mnie uzdrowić.
- Już koniec - mówi i wstaje. Jest nawet zadowolona. - Próba?
Wzdycham i powoli zaczynam zbierać się z łóżka. Z pomocą Niry
stanęłam. Elfica podała mi kule.
-Co najmniej pięć kroków - mówi i odchodzi kawałek. Niepewnie stawiam nogę
za nogą. Sześć kroków, siedem kroków, osiem kroków. Po raz dziewiąty odrywam nogę od
ziemi.
- Shit - klnę i upadam na podłogę. Jestem zła na samą siebie.
- Nic ci nie jest? - pyta Nira podchodząc do mnie. - Dlaczego płaczesz?
- Nigdy już nie będę chodzić! Nigdy! Ty niepotrzebnie marnujesz na mnie energię! - wykrzyczałam. Suvenire przytula mnie.
- Nie mów tak. Będziesz chodziła. Przysięgam - szepcze i układa mnie na wózku.
- Zawieź mnie do parku. Proszę - mówię i biorę jeszcze koc z łóżka. Nira spełnia moją prośbę po chwili jesteśmy na błoniach.
- Zostawiam cię - mówi i znika. Zamykam oczy. Wsłuchuję się w przyrodę.
Śpiew ptaków, szum drzew, rżenie koni w oddali. Zaczynam nucić. Nawet
nie wiem kiedy zaczęłam śpiewać. Śpiewam o dzieciństwie, przyjaźni,
wypadku, nieszczęśliwej miłości. O wszystkim co mi się przydażyło. Kiedy
otwieram oczy na moich nogach siedzi ognisty ptak. Feniks. Jego pieśń
roznosi się po całym parku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz