piątek, 8 lutego 2013

Rafaello

W nocy miałem totalny mętlik w głowie, śniły mi się jakieś dziwne rzeczy i w ogóle... Zawsze tak było jak traciłem jakąś część pamięci, tyle, że nie wiedziałem nigdy jaką. Ale na szczęście Leo dał mi jakieś zioła czy jak on to nazwał, ale nie ważne. Ważne, że zadziałały i nie byłem aż tak przewrażliwiony. Po dobrym śniadaniu przyjaciel zabrał mnie do parku, żeby, jak on to stwierdził, sprawdzić co jeszcze umiem.
Udaliśmy się więc do parku. Nie wiem skąd ale Leonardo wyskoczył z dwoma atrapami mieczy i zaczęliśmy się bić. Szło mu o wiele lepiej niż mi. Ja się musiałem namęczyć żeby go choć drasnąć, a on mnie tak po prostu, bez wysiłku łatwo przewracał na murawę. W końcu stwierdził:
- No mogło być lepiej, ale jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że korzystasz prawie wyłącznie z instynktu i odruchów, to aż tak źle nie jest.
"Powiedział Profesor od siedmiu boleści."
- Stwierdzam tylko fakty - powiedział i zrobił niewinną minę.
"Pomógł byś mi lepiej wstać"
- W końcu byś się podniósł - walnął z uśmiechem, stosując się do mojej prośby - To teraz co?
"Mi się nie pytaj"
-Ach... Chyba za dużo ci tych ziółek zaparzyłem. Teraz to ci wszystko obojętne. Jesteś normalnie... nienormalny! - uniósł się, a potem parsknął śmiechem.
Nie mogłem pozostawić takiej sytuacji bez swojego udziału i zacząłem też się śmiać. To nic, że nie było słychać. Ważne, że Leo raz nie potrafił słów dobrać. Nie zdarzało mu się to często więc miałem swoją chwilkę chwały.
Radość przerwał, a raczej przerwała Maya, która nas wyłapała wśród parku.
- Rafaell!- krzyknęła i przytuliła się do mnie - Już ci przeszło... Nareszcie...- pogłaskałem ją po głowie - Pobawisz się ze mną, Eve i Nalą?
- He he he. Sam nie wiesz co masz zrobić. Spadła ci z nieba.- wycedził przyjaciel. Zmierzyłem go wzrokiem.
- Ty też możesz - oświeciła go Maya.
- Że co?! Ja? Nie nie nie... Zwierzaki to ja wolę rozwalać, a nie niańczyć.
- No weź. Musiałeś się z kotem kiedyś bawić - nalegała.
-Nie. Nigdy - mruknął niezbyt przyjaźnie.- Będę w pokoju jakby co. Miłej zabawy - rzucił i zaczął oddalać się.
- Przepraszam! - krzyknęła za nim. Stanął, ale się nie odwrócił. Wykorzystałem sytuację i podbiegłem do niego.
"Leo nie wiedziała. Ja w sumie też" zacząłem.
- Wiem. Zazdroszczę ludziom tego, że wychowywali się w rodzinach - otworzył się nieco - Tam tego nie ma. Tu to troszkę nadrabiam. Z tobą. Ale widzisz, że teraz nawet ciebie coś wyniszcza, a ja nadal nie wiem co – posmutniał - Ale teraz idź się bawić. Dobrze ci zrobi.
"Bez ciebie nie idę"
- Nie targuj się. Nie wygrasz. To tak jakby próbować nauczyć starego kota pływać. Czysty absurd.
"Człowiek uczy się przez całe życie. Czy jakoś tak. Tak to chyba leciało." wymigałem niepewnie. Szczerze nie wiedziałem czy tak to leciało, ale chyba sens był taki sam.
- Nie i koniec. Postanowiłem. A teraz idź - powiedział i dał krok do przodu, ale chwyciłem go za nadgarstek.- Nie rób scen.
"To ty nie rób" wymigałem jedną ręką.
- Ach... Jak pójdę to... to się opanujesz? - zapytał po dłuższej chwili.
Zamiast odpowiedzi posłałem mu promienny uśmiech i razem z Mayą zaciągnęliśmy go do zabawy.
***


W ogrodzie czekała Eve. Nie wiem jak, ale w sumie z jednej kotki zrobiło się ich aż cztery. Dobrze się złożyło.
- A to czyje bestie? - zapytał Leo, wskazując na małe kociaki - Kotka to wiem, że od gołębia jest, ale te?
- To kociaki Izo. Jest jeszcze Kot z Cheshire. Tutaj masz Zimę, Śnieżynkę i Śnieg. Ale ciebie Nala nie odstępuje - uśmiechnęła się.
Leo czuł się nieswojo. Nie spotkał się z sytuacją, żeby tak od siebie głaskać kota. Chyba... Spojrzał na Eve, a ona krzywo zmierzyła go wzrokiem. Była nieufna. Przyjaciel szybko to wykorzystał.
- Wiedziałem, że to bezsensu jest. Nie przeszkadzajcie sobie - powiedział i spróbował wstać, ale mu nie pozwoliłem. Położyłem mu łaszącą się właśnie do niego Nalę na kolanach i zacząłem głaskać ją jego dłonią - To bez sensu...- mruknął.
"Daj sobie szansę. Jej się podoba"
- Matko z tobą...- wywrócił oczami.
W końcu jednak zabrałem rękę, a on sam zaczął zabawiać się z kotką. Nawet się uśmiechnął. Kotka rozwiała jego troski. Najlepiej szło im gonienie jego sznurka od bluzy. Ładnie Leonardo wyglądał z uśmiechem na ustach i rozciągnięty na trawie. Zwierzę fajnie kontrastowało z jego włosami. Wreszcie przydały się jego długie zwinne palce.
- Wiesz co...- zaczął niepewnie po długim czasie zabawy - Miałeś rację. Koty nie są nawet takie złe, jakby nie patrzeć.
- Masz coś do kotów? - zapytała oburzona kotołaczka.
- No właśnie zmieniam zdanie - zauważył Leo.
- Nienawidzisz zwierząt? - ciągnęła mała dalej.
- To akurat prawda. Wolę je rozwalać - powiedział szczerze.
- Co?! Jak możesz!! - uniosła się - Jesteś... jesteś...
- No dalej. Powiedz to. I tak to wiem. Nie zmienisz tego.
- Jesteś potworem!
-No nareszcie. Teraz mogę już iść.
- Eve! Leo! Opanujcie się! - uspokoiła ich Maya.
- On zaczął. Nazwał kociaki bestiami!
- On ma wszystko tropić i w końcu rozwalać. Jest przecież łowcą. Do tego go szkolono - oświeciła przyjaciółkę.
- Naprawdę już pójdę bo sprawiam jedynie problemy. Wybacz Rafaell.
Czar jak z bajki prysnął prawdopodobnie bezpowrotnie. Leo wstał i ruszył w kierunku szkoły. Rzucił tylko jedno zdanie do Eve:
- Masz fajne uszka - powiedział szczerze, wcale nie wrednie.
- Ty też pójdziesz? - zapytała mnie Maya. Kiwnąłem przytakująco głową, patrząc na oddalającą się powoli sylwetkę przyjaciela - No dobrze. Weź Nale. Ja to Inez wyjaśnię. Leć za nim! - ponagliła mnie.
Przytuliłem obie dziewczynki na pożegnanie, pochwyciłem delikatnie kotkę i pobiegłem za przyjacielem.
***

Dogoniłem go dopiero w pokoju.
- Nie naciskaj.- powiedział, widząc kotkę - Mamy już dość problemów. Więcej nie potrzeba.
"Maya chciała nam pomóc. Nie mogłem jej odmówić. Zależy jej" wymigałem po tym jak wręczyłem mu kotkę "Dziś masz luźny dzień. Możesz z nią szaleć"
- To może ja jej coś do jedzenia dam? Yyy... Czym się kota karmi? - zapytał zdezorientowany. Nie chciał strzelić gafy.
"Mleko Leonardzie. Mleko ci się przyda"
Chłopak nakarmił kotkę, a zaś leżał z nią na łóżku, wsłuchując się w zadowolone mruczenie towarzyszki.
- Oby Inez nie wpadła zbulwersowana...- zaczął niepewnie. Nala działała na niego jak jakiś środek odurzający. Otwierał się odrobinkę przede mną - Chyba się nieco ostatnio dogadaliśmy.
"Serio?"
- No tak mi się zdaje. Jak gadaliśmy w kuchni wczoraj to było kulturalnie nawet z mojej strony. Jak na mnie. Mogłem się bardziej wysilić, ale wiesz jak to ja. Na to trzeba dużo czasu.
"Wiem" wymigałem i położyłem się z drugiej strony kotki. "Na serio podobały ci się uszy Eve?"
-Tak. Takie puszyste są. W zimie nie zmarznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz