wtorek, 5 lutego 2013

Leonardo

- Nie chcę przeszkadzać w tych czułościach, ale to nie najlepszy pomysł - wtrąciłem się.
- Gdyż?- zapytała Inez, dając wyraźnie do zrozumienia, że powinniśmy się stawić - Masz ciekawsze zajęcia?
- Można to tak ująć. Ale zostawmy ich samych na chwilę.- walnąłem spoglądając na zagadanych. Widać było, że Rafaell chciał się oderwać od przygnębienia. Zaprowadziłem więc gościa do kuchni.
- Nie wiem w co się pakowaliście ostatnio, ale spotkanie ma charakter wyłącznie…
- Wiem - przerwałem jej i wskazałem na krzesło znajdujące się naprzeciwko mnie - Siadaj.
- A coś ty taki markotny?- zapytała podejrzliwie.
- Nie będę owijał w bawełnę. Nie życzę sobie, aby ktoś się teraz kręcił wokół mojego pana.
- Ale to nie jest koncert życzeń. Poza tym, odstresujecie się trochę, bo z tego co widzę to w dobrych humorach nie jesteście. Mógłbyś czasem wyluzować.
- Doprawdy? Wyluzować? Jeszcze trochę, a nie będzie już ku temu powodu.
- Gdyż?
- Ja i konwersacje w pozytywnych klimatach to normalnie kpina - mruknąłem spuszczając głowę - Bo widzisz to nie jest takie proste.
- Ale co nie jest proste?
- Trudno się rozchmurzyć, jak masz świadomość, że zaraz to i tak zapomnisz.
- Że co proszę?- zdziwiła się.
- I jak ja mam ci to wyjaśnić.- westchnąłem - Konwersacje międzyludzkie to nie moja działka, chyba, że o zaczepki chodzi.
- To może powiedz prawdę?
- A co niby usiłuję zrobić, hę? Chodzi o to, że Rafaell traci pamięć a ja nie wiem dlaczego. Wiem, że ma doła i to dużego. Kiedyś też tak było...- urwałem zamyślając się.
- Kiedyś?- zapytała cicho- Ale nie rozumiem.
- Powiedzmy, że to nie było zbyt ciekawe doświadczenie i skończyło się w szpitalu.
- Yyy...
- Więc nalegam, wymagam, żądam i co tam jeszcze tego typu można ale nie proszę, abyś go zostawiła dziś w spokoju.
- Dobrze.- powiedziała spokojnie.
- Że co? Zgadzasz się bez protestów? - zdziwiłem się.
- Jeżeli sobie tego życzycie, to nie będziemy na was niczego wymuszać.
- Jestem w szoku, pozwolę sobie zauważyć.
- A to niby dlaczego?
- Że się taka ugodowa zrobiłaś. Może rzeczywiście nie jesteś taka zła...- mruknąłem wychodząc.
W pokoju malował się dość dziwny obrazek. Nie wiem co on w niej widział, ale na jego twarzy malowały się na zmianę dziwne uczucia. W końcu spuścił głowę i znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. Więc jednak mu nie przeszło, a zasłona radości opadła odsłaniając prawdziwy stan rzeczy. Najgorsze było to, że nie jestem stworzony do pocieszania. Po prostu moja życiowa rola jest inna i to mi nie było potrzebne. Do teraz.
Maya siedziała zadziwiona patrząc na Rafaella a on nie robił nic. Po prostu siedział tocząc walkę z myślami. Szczerze, to bałem się jej wyniku.
Po kilku minutach ciszy uniósł dłonie by coś wymigać, ale rozmyślił się, najwidoczniej bo zrezygnował. Widziałem po nim, że chciał wyjść, ale też chciał zostać. Po prostu był rozdarty.
- No to... idziemy czy nie?- zapytałem niepewnie. Jako odpowiedź otrzymałem przeczące kręcenie głową.- Oczywiście. Twój wybór - szepnąłem i usiadłem obok niego.- Chyba powinnyście już iść.
- Rzeczywiście pora na nas. Chodź Maya.
- Ale...-  zaczęła protestować - Niech Rafaell pójdzie z nami.
- Jeżeli zechce to przyjdzie.
- A dlaczego nie może teraz?
- Idźcie.- wtrąciłem - Inez ci wyjaśni.
- No ale... Ach. No dobrze – powiedziała, żegnając się z moim panem i wyszła wraz z towarzyszką.
- To na jakim etapie jesteśmy? - zapytałem delikatnie.
"Na pustce" wymigał smutno. "Leo..." znowu zaczął niepewnie. Nie cierpiałem takich momentów bo nie wiedziałem czego się spodziewać.
- Tak?
"Zostaniesz ze mną?"
- Ja?- zdziwiłem się. Myślałem, że będzie wolał Mayę, że mu to bardziej pasowało - Oczywiście. A Maya nie była by lepsza?- zapytałem ostrożnie
"Nie chce jej do niczego zmuszać. Na razie ty wystarczysz. Mam nadzieję, że tylko ty." spojrzał na mnie zmęczonymi oczyma w których nie było już tej iskierki.
- Spoko. Jak będziesz chciał... To ja ją poproszę aby przyszła.
"Dzięki"

Resztę wieczoru spędziłem z przyjacielem w ciszy. Dziury w pamięci znów się powiększyły... Noc była ciężka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz