Cały
wieczór Leo nie dawał mi spokoju. Ciągle się o coś wypytywał. Wkurzyłem
się, w końcu ile można go słuchać. Dałem mu gitarę i wymigałem:
"Albo zadajesz głupie pytania i próbujesz wyprowadzić mnie z równowagi, albo zaczniesz się normalnie zachowywać"
- Wybacz. Wiesz jak reaguję na nowe miejsca. Z resztą znasz mnie.
Wziął gitarę i zaczął na niej grać. Ja w tym czasie odsłoniłem okno by popatrzeć na gwiazdy.
"Wiesz co? Dostałem mentora. Ciekawe kto to."
- Mnie się nie pytaj. Sprawy biurowe i papierkowe to nie moje klimaty. - walnął z uśmiechem. -Idziemy obejrzeć pokaz?
"A masz ochotę?"
- To zależy od ciebie.
" Spoko. Ale najpierw coś zjemy." Uśmiechnąłem się.
Leo przygotował wspaniały posiłek. Zjadłem go bez gadania. Ostatnio nieźle potrafił coś przesolić ale dziś się naprawdę postarał. We wspaniałym klimacie dotrwaliśmy do pokazu, który był po prostu wspaniały.
-Za rok wyjedziemy.
"Co? Gdzie?"
-Zobaczysz.
"Ale, że nie podobało ci się?"
- Podobało. A teraz idziesz spać. Jedną nockę dałem ci zawalić przez pakowanie się ale następnej nie odpuszczę.
"Co ty moja matka jesteś?"
-Wybacz.
"Mój rozsądek" Walnąłem i z uśmiechem na ustach wróciliśmy do pokoju. Leo w try miga pościelił łóżka i przygotował mi kąpiel. Denerwował mnie nadopiekuńczością. Czy to, że nie mogę mówić czyni mnie słabszym? Nie.
Gdy wyszedłem z łazienki Leo siedział na parapecie i bawił się bronią. Miał dziś wenę na drażnienie mnie.
"Opanujesz się?"
-Wybacz. Przyzwyczajenia.
"Wybitnie dobijające przyzwyczajenia. Właź do łóżka i mnie jużnie denerwój."
-Oczywiście. Dobranoc bladooki. -uśmiechnął się szeroko.
"Oberwiesz jutro"
-Oczywiście. Z chęcią.
Następnego dnia obudził mnie zapach... gofrów?
Wstałem leniwie z łóżka i poszedłem do kuchni. Nos mnie nie zawiódł. Leoś odwalił już całą robotę.
-Idealnie. Siadaj bo ci wystygną.
Zdziwiło mnie jego zachowanie. Całkowita odmiana.
"Co ci jest?"
-Mi? Nic. Mimo obfitej kolacji rano burczało ci w brzuchu, więc gotuję.
"Był ktoś?"
-Nie. Nie migaj tylko jedz, bo odgrzewane już tak nie smakują.
Z chęcią zjadłem śniadanie z Leośkiem. Potem przebrałem się i miałem zamiar znaleźć swojego mentora. Nie wiedziałem za bardzo jak ale miałem zamiar.
-A ty gdzie?
"Szukać mentora"
-Sam cię znajdzie. Zobaczysz.
"Skąd masz pewność?"
-Zobaczysz.
"No zgoda."
Ruszyłem w kierunku okna by zobaczyć jaka jest dzisiaj pogoda, jednak zanim do niego doszedłem ktoś zapukał do drzwi. Była to moja mentorka. Z kotem! Była to ta sama dziewczyna co na moście. Przedstawiła siebie i przyjaciela a ja musiałem przedstawić Leo.
"A tam jest mój przyjaciel Leoś" Wymigałem i wskazałem na rozwalonego na łóżku chłopaka. "Już taki jest, nie patrz na niego. Totalna wredota." Wymigałem z uśmiechem. Leo nie zareagował. Był jakiś cichy.
-To wychodzi na to, że powinniśmy iść na ten spacer. Alex zostaniesz?
-Oczywiście.- usłuchał chłopak.
"Fajnie, że wzięłaś kota. Nie potrzaskaj mi się." Ostrzegłem Leo i udaliśmy się na wycieczkę krajoznawczą.
Dziewczyna pokazała mi całą szkołę, stajnie, boisko i na końcu ogród. Jak zawsze musiałem mieć przy sobie tableta. Dobrze, że to stworzyli. Dobijające jest ciągle nosić kartki i ołówki przy sobie. Poprosiłem dziewczynę, żeby położyła kota na ziemi, żebym mógł go narysować. Jednak on nie chciał współpracować i skończyło się na kupie śmiechu dziewczyny. Musiałem pomóc ściągnąć go z drzewa.
"Chodźmy zobaczyć czy Leo nie rozniósł pokoju."
Dziewczyna się zgodziła. Na reszcie miała spokój. Ku memu zdziwieniu pokój był cały a chłopaki się nie pozabijali.
- Wybacz. Wiesz jak reaguję na nowe miejsca. Z resztą znasz mnie.
Wziął gitarę i zaczął na niej grać. Ja w tym czasie odsłoniłem okno by popatrzeć na gwiazdy.
"Wiesz co? Dostałem mentora. Ciekawe kto to."
- Mnie się nie pytaj. Sprawy biurowe i papierkowe to nie moje klimaty. - walnął z uśmiechem. -Idziemy obejrzeć pokaz?
"A masz ochotę?"
- To zależy od ciebie.
" Spoko. Ale najpierw coś zjemy." Uśmiechnąłem się.
Leo przygotował wspaniały posiłek. Zjadłem go bez gadania. Ostatnio nieźle potrafił coś przesolić ale dziś się naprawdę postarał. We wspaniałym klimacie dotrwaliśmy do pokazu, który był po prostu wspaniały.
-Za rok wyjedziemy.
"Co? Gdzie?"
-Zobaczysz.
"Ale, że nie podobało ci się?"
- Podobało. A teraz idziesz spać. Jedną nockę dałem ci zawalić przez pakowanie się ale następnej nie odpuszczę.
"Co ty moja matka jesteś?"
-Wybacz.
"Mój rozsądek" Walnąłem i z uśmiechem na ustach wróciliśmy do pokoju. Leo w try miga pościelił łóżka i przygotował mi kąpiel. Denerwował mnie nadopiekuńczością. Czy to, że nie mogę mówić czyni mnie słabszym? Nie.
Gdy wyszedłem z łazienki Leo siedział na parapecie i bawił się bronią. Miał dziś wenę na drażnienie mnie.
"Opanujesz się?"
-Wybacz. Przyzwyczajenia.
"Wybitnie dobijające przyzwyczajenia. Właź do łóżka i mnie jużnie denerwój."
-Oczywiście. Dobranoc bladooki. -uśmiechnął się szeroko.
"Oberwiesz jutro"
-Oczywiście. Z chęcią.
Następnego dnia obudził mnie zapach... gofrów?
Wstałem leniwie z łóżka i poszedłem do kuchni. Nos mnie nie zawiódł. Leoś odwalił już całą robotę.
-Idealnie. Siadaj bo ci wystygną.
Zdziwiło mnie jego zachowanie. Całkowita odmiana.
"Co ci jest?"
-Mi? Nic. Mimo obfitej kolacji rano burczało ci w brzuchu, więc gotuję.
"Był ktoś?"
-Nie. Nie migaj tylko jedz, bo odgrzewane już tak nie smakują.
Z chęcią zjadłem śniadanie z Leośkiem. Potem przebrałem się i miałem zamiar znaleźć swojego mentora. Nie wiedziałem za bardzo jak ale miałem zamiar.
-A ty gdzie?
"Szukać mentora"
-Sam cię znajdzie. Zobaczysz.
"Skąd masz pewność?"
-Zobaczysz.
"No zgoda."
Ruszyłem w kierunku okna by zobaczyć jaka jest dzisiaj pogoda, jednak zanim do niego doszedłem ktoś zapukał do drzwi. Była to moja mentorka. Z kotem! Była to ta sama dziewczyna co na moście. Przedstawiła siebie i przyjaciela a ja musiałem przedstawić Leo.
"A tam jest mój przyjaciel Leoś" Wymigałem i wskazałem na rozwalonego na łóżku chłopaka. "Już taki jest, nie patrz na niego. Totalna wredota." Wymigałem z uśmiechem. Leo nie zareagował. Był jakiś cichy.
-To wychodzi na to, że powinniśmy iść na ten spacer. Alex zostaniesz?
-Oczywiście.- usłuchał chłopak.
"Fajnie, że wzięłaś kota. Nie potrzaskaj mi się." Ostrzegłem Leo i udaliśmy się na wycieczkę krajoznawczą.
Dziewczyna pokazała mi całą szkołę, stajnie, boisko i na końcu ogród. Jak zawsze musiałem mieć przy sobie tableta. Dobrze, że to stworzyli. Dobijające jest ciągle nosić kartki i ołówki przy sobie. Poprosiłem dziewczynę, żeby położyła kota na ziemi, żebym mógł go narysować. Jednak on nie chciał współpracować i skończyło się na kupie śmiechu dziewczyny. Musiałem pomóc ściągnąć go z drzewa.
"Chodźmy zobaczyć czy Leo nie rozniósł pokoju."
Dziewczyna się zgodziła. Na reszcie miała spokój. Ku memu zdziwieniu pokój był cały a chłopaki się nie pozabijali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz