Gdy tylko Inez wyszła, David zabrał nas z powrotem do swojego pokoju. Na szczęście długo tam sami nie siedzieliśmy, bo przyszła Inez z kartonem pełnym fajerwerk, sztucznych ogni… i strojów dla nas! Były, co najmniej niesamowite. Muszę koniecznie pogratulować Cavaliadzie gustu.
-Czyli teraz musimy je ustawić, tak? – spytałam.
-Na to wychodzi – odparł David. – A gdzie dokładnie mają stać?
-Niedaleko boiska. Powinniśmy się pospieszyć, bo jeszcze nie zdążymy – powiedziała Inez, po czym zabrała karton i wyszła, a my pospieszyliśmy za nią.
-Jesteś pewna, że to dobry pomysł?- spytał w połowie drogi Blar. – Zabawa z ogniem w naszym przypadku… No wiesz! Ty to jak śnieżynka, a ja to wróż mrozu… Przy ogniu możemy się rozpuścić, czy coś…
-Nie przejmuj się! W końcu przetrwaliśmy w Puszczy Białowieskiej zupełnie sami i w górach też! Nawet smok jeden się kiedyś nas przestraszył, pamiętasz?
-Tak, ale on był mały i…
-Ale to był smok! I ział ogniem! Ale się nas przestraszył!
-Kto by się nie przestraszył ciebie, umorusanej błotem i krwią w podartym ubraniu i poszarpanych piórach we włosach?
-No masz rację – przytaknęłam mu z uśmiechem. – Ale piór to się więcej nie czepiaj, bo dostaniesz kolejną karę – dodałam zbierając do ręki pióra wplecione we włosy.
-Jesteśmy na miejscu – poinformowała nas Inez. – David i Laurel wyjmijcie fajerwerki. Izo i Blar połóżcie je tam. Ja się zajmę wyznaczaniem miejsc, w których należy je później wetknąć.
I zaczęliśmy ciężko pracować. Ciężko jak ciężko. Fajnie się przy tym też bawiliśmy. Kilka razy ktoś się pogubił w tym wszystkim i trzeba mu było pokazywać, lub tłumaczyć, co, do czego. W końcu na półtorej godziny przed pokazem wszystko było gotowe.
- To teraz jeszcze ubrać się w stroje i gotowe – powiedziała wciąż roześmiana od ucha do ucha, Laurel.
* * *
Po przebraniu się poszliśmy do pokoju Cav i daliśmy jej strój. Wyglądała wspaniale, tak samo jak my.
-Czyli wszystko gotowe! – krzyknęłam. – Chodźmy zobaczyć jak zbiera się tłum!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz