Leżałam sobie w pokoju na łóżku odpoczywając po całym dniu nic nierobienia. Tak, lenistwem też można się zmęczyć. Szczególnie, jeśli za
nic niezrobienie uzna się ćwiczenie sztuk walki w parze z wróżem. Ten to
dopiero ma kondycję…
Więc leżałam sobie tak i zastanawiałam się, co dalej robić ( Blar
odmówił dalszej roli worka treningowego i poszedł przygotować coś do
jedzenia), gdy ktoś zapukał do drzwi pokoju. Błyskawicznie podskoczyłam z
łóżka i pobiegłam otworzyć. Do twarzy przylepiłam radosny uśmiech
i je otworzyłam. Osoba stojąca w drzwiach była ostatnią, której się tam spodziewałam. Stała tam, bowiem Tsukihime!
-Nie mogę uwierzyć, ze to mówię, ale potrzebna mi jest twoja pomoc.
Zatkało mnie. Nawet przestałam się uśmiechać i zrobiłam klasycznego „karpia”.
-A do czego? – zreflektowałam się.
-Słyszałaś pewnie, że w szkolnej barierze pojawiły się wyrwy. By je
załatać musimy przygotować pewien wywar, do którego potrzeba trudno
dostępnych składników. Jednym z takich składników jest wąs kota z
Cheshire, ale to podłe stworzenie nie da nic nikomu, kogo nie polubi.
Dlatego wydaje mi się, że tobie może się udać – powiedziała jednym tchem
jakby chciała się tego jak najszybciej pozbyć.
-Kota z Cheshire? Zawsze chciałam go spotkać! – wykrzyknęłam uradowana perspektywą nowej przygody. – Kiedy mam wyruszyć?
-Widzę, że jesteś pełna entuzjazmu. Tutaj masz wszystkie instrukcje, ja
idę zająć się innymi sprawami – powiedziała podając mi zapisaną kartkę,
po czym poszła w siną dal.
Weszłam do pokoju czytając jednocześnie kartkę. Wszystko było rozpisane.
Będę musiał polecieć do Anglii, ale za przelot zapłaci szkoła, więc nie
ma sprawy. Mam też zagwarantowane zakwaterowanie, dzięki czemu nie będę
musiała się przejmować takimi prozaicznymi sprawami i od razu mogę
przystąpić do poszukiwań.
-Blar, szykuj się, wyjeżdżamy. Za dwie godziny mamy samolot nie możemy
się spóźnić! – powiedziałam do kolegi, gdy tylko wyłonił się z kuchni.
-Jak to? Do kont się wybieramy? – spytał zdziwiony.
-Do Anglii. Mamy za zadanie odszukać kota z Cheshire i zdobyć od niego wąs. Szykuje się niezła zabawa!
* * *
Szybko spakowałam do poręcznej torby kilka niezbędnych ciuchów. Mimo
zimy wiedziałam, że kurtka nie będzie mi potrzebna, jednak cieplejszy
sweter się przyda. Zaklęcie ochrony przed zimnem, nałożone kiedyś na
mnie przez dobrego… hmmm… znajomego Blara, już zaczynało się powoli
wyczerpywać, więc nie chciałam ryzykować odmrożenia. Blar był na zimno
odporny od urodzenia, więc nigdy nie potrzebował ciepłych ubrań. Też
spakował do torby kilka najpotrzebniejszych rzeczy i byliśmy gotowi.
Jeszcze tylko paszporty i opuściliśmy szkołę.
Bez trudu dostaliśmy się na lotnisko i przeszliśmy odprawę. (pomijając fakt, że trochę nie bardzo chcieli mnie przepuścić z łukiem i
strzałami, ale w końcu ich przekonałam, że lecimy na zawody
strzeleckie).
W końcu po kilku godzinach lotu dotarliśmy na miejsce, ale zamiast
złościć się do hotelu poszliśmy od razu do lasu. Po co? By przejść przez
granicę świata rzeczywistego i trafić do jego odbicia. Do tego odbicia,
w którym mieszka kot z Cheshire.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz