- Może mogłabym pomóc? - spytała brunetka, patrząc na mnie dużymi oczami.
- Nie, dziękuję - syknęłam, nagle poirytowana. - Powinnaś wiedzieć, że smoczy ogień jest oporny na magię - wstałam i poszłam do pokoju. Kuro już kończył przemywanie rany, krew powoli nabierała odpowiedniej barwy.
- Pomóc ci? - zapytałam, kładąc rękę na zdrowym skrzydle chłopaka.
- Daję radę. Z resztą, co ze mnie byłby za mężczyzna, gdybym kazał kobiecie opiekować się moim własnym ciałem - odpowiedział. Z uśmiechem przyjęłam ten przejaw jego męskiej dumy. Był w końcu moim aniołem, nie spodziewałabym się czegokolwiek mniej po nim.
- Jasne - mruknęłam i wyszłam z łazienki. Do głowy wpadł mi obraz brunetki spotkanej na korytarzu. Ja tylko bawiłam się z jej kotem, a ona już myślała, że jesteśmy przyjaciółmi. Absurdalne. usłyszałam w łazience donośny trzask. Wbiegłam do niej momentalnie. Kurochi siedział z krzywą miną na podłodze, rrozlewając przy okazji wodę po całym pomieszczeniu.
- Jesteś pewien, że nie potrzebujesz pomocy? - spytałam, unosząc brew.
- No, może troszeczkę... - przyznał w końcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz