piątek, 1 lutego 2013

Pierwszy łowca

Po sprawdzeniu czy Iskra jest w dobrym stanie, zabrałem się do ostatecznych poprawek. Krąg był już gotowy, dzień prawidłowy... Nie brakowało nic.
Gdy miałem zamiar wyjść poszukać swojej "zguby", ktoś wszedł na plac w ogrodzie. Była to Maya. Niosła naszyjnik swojej matki.
-Skąd Pan to ma? Niech mi pan powie... Proszę...
-Przechowuję te rzeczy dla ciebie.
-Ale... dlaczego akurat Pan?- nie odpuszczała, a w oczach zabłysnęły jej łzy.
-Byliśmy przyjaciółmi.
-Naprawdę?
-Tak. Ja i twój ojciec.
-Ale...
-Wiedziałem, że ty jesteś Iskrą, ale przez wtrącanie się niekompetentnych osób w nieswoje sprawy tak wyszło. Zabierzesz je wszystkie jeśli zechcesz.
-Ale... Co to?- zapytała patrząc na krąg namalowany na ziemi.
-Będziemy tego używać żebyś mogła czuć się bezpiecznie. Idź do salonu. Zaraz ci wyjaśnię.
-No... dobrze.- przystała niechętnie i weszła do domu.

Po chwili byłem już obok niej.
-Szybki Pan jest.- zauważyła. Usiedliśmy wygodnie.- Więc... po co to coś na ziemi?
-Będziemy z tego dziś korzystać.- zacząłem niechętnie wyjaśniać.
-Ale po co?
-Mówiłem wcześniej.
-Ale... jak mi to pomoże?
-Odczepią się od ciebie. Nie będzie już badań.- wyjaśniłem szybko, zwięźle i na temat tak, żeby zrozumiała.
-Naprawdę?! To świetnie!- wrzasnęła uradowana.
-Bo ogłuchnę.- upomniałem ją szorstko.
-Oj. Przepraszam. Tak się cieszę, że...
-Wiem.- wyprzedziłem - Słyszałem.
Nastała chwila ciszy. To ona pierwsza ją przełamała.
-Kiedy to użyjemy?
-Dziś w nocy.
-Aha... A będzie bolało?
-Zobaczysz. A teraz możesz się pobawić z kotem lub coś innego.- rzuciłem, wstając.
-A mogę...- zaczęła niepewnie, ale pod wpływem mojego spojrzenia zaczęła mówić dalej.- Mogę iść popatrzeć w... no wie Pan.
-Zabierz Ketiri ze sobą.
-Kogo?- zdziwiła się.
-Kota.- powiedziałem i wyszedłem zająć się swoimi sprawami.

Wybiła godzina dwudziesta trzecia pięćdziesiąt, a mała spała. Poszedłem ją obudzić. Jak zwykle kot był w pobliżu. Perfekcyjnie wykonywał swe obowiązki.
-Wstajemy Iskro. To już za chwilę.- szepnąłem jej do ucha i delikatnie dotknąłem ramienia.
-Mhm...- mruknęła śpiąc dalej.
-Chcesz wrócić i mieć spokój?
-Tak... ale jestem śpiąca.
-Nie ma czasu. Więc nie chcesz już widzieć Eve?
-Co?!- usiadła szybko na łóżku i zaczęła wyplątywać się z kołdry.- Już idę!
-No to dalej.- powiedziałem wychodząc z pokoju. Mała szybko mnie dogoniła.
Zaprowadziłem ją na plac, tam, gdzie czekał okrąg. Nadszedł już czas więc świecił na czerwono.
-Chodź.- szepnąłem.- Nie bój się. Już czas...
-Ale...
-Nie wahaj się. Będzie tylko lepiej.- powiedziałem optymistycznie, co nie było w moim stylu.
kazałem jej stanąć na jednym końcu okręgu, w małym kole. Ja stanąłem w przeciwległym. Krąg zaczął się zmieniać. Stał się niebieski, zmienił się na przejściowy, co oznaczało, że Maya to prawdziwa Iskra.
-Boję się!- krzyknęła.
-Spokojnie. To nic takiego. Stój twardo.
-Ale ja się boję! I...- nie skończyła bo moc zaczęła przechodzić.- Nie boli...
-Spokojnie.- powtórzyłem.
Po kilku chwilach było po wszystkim. Kręgi zniknęły a Maya osunęła się na ziemię. Podszedłem do niej, wziąłem w ramiona i wyszeptałem jej do ucha:
-Byłaś dzielna. Spisałaś się znakomicie.
-Naprawdę?- zapytała zmęczona.
-Śpij.- powiedziałem a dziewczynka zasnęła.
Teraz już mogę zrobić to, co powinienem zrobić dawno temu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz