Szliśmy przez jakiś czas po jaskini aż dotarliśmy do rozwidlenia dróg.
- No to my pójdziemy w jedną stronę, a wy w drugą, może?- zapytał Alex.
- Spoko - mruknął Leo i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę.
Wędrowałam z Alexem przez kilka minut i doszliśmy do kolejnego rozwidlenia. Były to dwa korytarze. Jeden ciemny, wąski i ponury. Drugi większy, oświetlony i na pozór przyjazny.
- No to co teraz? – zapytałam – Znowu się rozdzielamy?
- Nie – odpowiedział stanowczo anioł – Idziemy razem
- W porządku – powiedziałam i skierowałam się w lewy korytarz
- Ale gdzie ty idziesz?
- No…Myślę, że musimy iść tędy – powiedziałam niepewnie
- Na pewno nie – anioł pokręcił głową – Korytarz jest ciemny i wąski. Może tam być niebezpiecznie. Lepiej chodźmy w prawo
- Ale…- próbowałam zaprotestować
- Inez zaufaj mi – przerwał mi Alex
- No dobrze, chodźmy
Ledwo weszliśmy w oświetlony korytarz wejście za nami zawaliło się….
- To nie jest dobry znak – powiedziałam cicho – Może jednak trzeba było iść tamtym korytarzem
- Nie przesadzaj. Najważniejsze, ze nic nam się nie stało – zbagatelizował anioł.
To było do niego niepodobne. Zazwyczaj zachowywał większą ostrożność i słuchał tego co do niego mówię.
- No cóż… chodźmy dalej – powiedziałam i westchnęłam ciężko
Maszerowaliśmy przez chwilę w milczeniu. Alex oczywiście prowadził.
W pewnym momencie usłyszałam jakiś dziwny szelest. Zatrzymałam się.
- Alex? Słyszałeś to? – zaniepokoiłam się
- Co? – zapytał, a w tym samym momencie dźwięk się powtórzył
- No ten szelest
- Jaki szelest? O co ci…?
Nie dokończył bo z mroku wychynęło jakieś duże zwierzę. Była to czarna wilczyca, która niespodziewanie rzuciła się na Alexa.
Chłopak próbował walczyć, ale nie miał szans. Zwierzę było wyjątkowo silne i szybkie. Już po kilkunastu sekundach powaliło Alexa na ziemie. Potem wilczyca stanęła nad nim i przygotowała się do ostatecznego ataku.
Podczas tych kilku sekund nie wiedziałam co robić. Jak pomóc przyjacielowi. A kiedy zobaczyłam go leżącego na ziemi i stojącą nad nim wilczycę z moich ust wyrwał się mimowolny krzyk:
- Zostaw go!
Ku mojemu zdziwieniu wilczyca posłuchała. Najpierw jednak położyła chłopakowi łapy na skrzydłach i polizała go po twarzy. Potem odsunęła się od niego i zniknęła w mroku.
- Alex nic ci nie jest? – zapytałam zaniepokojona, podchodząc do przyjaciela
- Chyba nie, ale….. Zaraz…Inez gdzie ty jesteś? – zapytał skołowany
- Stoję tuż przed tobą! – wykrzyknęłam zdumiona pytaniem
- To niemożliwe….! Ja…Ja cię nie widzę…ja nic nie widzę…. – wyszeptał zrozpaczony anioł
- Ale…. Jak to możliwe? – zapytałam
- Nie mam pojęcia… i to nie wszystko….
- Co masz na myśli?
- Nie mogę poruszać skrzydłami – wyznał chłopak – Nie wiem co się dzieję….
Nagle mnie olśniło
- A może to ta wilczyca ci to zrobiła?
- Ale dlaczego?
- Może ta wiedźma nie chce być znaleziona…Sama nie wiem… - mruknęłam
- No to osiągnęła odmienny efekt od zamierzonego – powiedział hardo Alex – Bo teraz to już na pewno musimy ją znaleźć.
- Wiem, ale jak chcesz to zrobić?
- Spokojna głowa – uśmiechnął się – Zdaj się na mnie
Zgodziłam się, ale nie byłam przekonana. Tak jak podejrzewałam nie bardzo Alexowi wyszło tropienie wiedźmy. Anioł co chwila potykał się, upadał i dobijał do ścian. Kiedy chciałam mu pomóc nie pozwalał mi na to i upierał się, że sam da radę. Niestety się przeliczył i to tak, że oboje wpadliśmy w tarapaty…
Idąc, anioł cały czas trzymał się ścian. W pewnym momencie przez przypadek uruchomił jakiś mechanizm. W jaskini rozbrzmiała seria dziwnych huków, a ze ścian wystrzeliło mnóstwo stzał.
- Uważaj! – krzyknęłam i popchnęłam anioła tak, że oboje upadliśmy na podłogę.
Zaskoczony Alex, upadając na oślep, chwycił się jakiego wystającego fragmentu ściany. Jak się okazało była to dźwignia, otwierająca zapadnię tuż pod nami.
Spadaliśmy bardzo długi, a potem oboje uderzyliśmy o podłogę z dużą siłą…
Obudziło mnie ból. Poruszyłam się i aż jęknęłam. Upadając musiałam skręcić sobie kostkę…zaraz…upadając? W jednej chwili przypomniałam sobie co się stało i od razu pomyślałam o towarzyszu. Rozejrzałam się spanikowana. Po chwili dostrzegłam nieopodal nieruchomy kształt. Podczołgałam się do niego. To był Alex. Chłopak podczas upadku również stracił przytomność, ale wyglądało na to, że w przeciwieństwie do mnie prędko jej nie odzyska. Wzięłam go w ramiona i przytuliłam.
Zrobił dla mnie tyle dobrego, a ja okazałam się taka słaba... Nie wiedziałam co zrobić.
To on się zawsze mną opiekował. To on przecież wyniósł mnie z płonącego budynku... Był dla mnie jak brat. Zawsze opiekuńczy i pomocny w trudnych chwilach. A ja? Ja byłam do niczego. Nie potrafiłam mu pomóc kiedy naprawdę mnie potrzebował! Zawiodłam go i to w takiej sytuacji!
Tak rozważając, nie zauważyłam nawet kiedy z oczu popłynęły mi łzy. Byłam na siebie wściekła, za to że jestem taka słaba, taka bezsilna.
Bardzo chciałam pomóc przyjacielowi, ale co ja mogę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz