Obudziłam się ze strasznym bólem pleców. Moja katana leżała
na ziemi. Od razu ją podniosłam. ,,Znów zapomniałam ją naostrzyć " pomyślałam.
Przygnębiona poszłam do kuchni. Viridi już tam był.
- Co na śniadanie? - spytałam jednocześnie ziewając.
- Yyy... - wymamrotał kompan. ,, No tak " przypomniałam sobie „ Nauczyłam go dopiero kilku słów z naszego języka. No cóż?”
- Co na śniadanie? - spytałam jednocześnie ziewając.
- Yyy... - wymamrotał kompan. ,, No tak " przypomniałam sobie „ Nauczyłam go dopiero kilku słów z naszego języka. No cóż?”
- Ja coś zrobię - powiedziałam i poszłam do lodówki - Chcesz
kanapki z marmoladą? - Przyjaciel kiwnął głową. Po śniadaniu poszłam na lekcje.
Nauczyciel od władania mieczem ( jednego z moich najulubieńszych przedmiotów) właśnie
pokazywał jak pokonać mieczem półtora ręcznym przeciwnika większego, silniejszego
przeciwnika z toporem bojowym. Nagle spytał mnie o coś.
- Poeana! Co zrobisz, jeśli przeciwnik będzie chciał uderzyć zza głowy?
- Yyyy... Trzeba zrobić to no.... unik - powiedziałam. W ogóle nie słuchałam . Myślałam, co się stało wtedy w nocy, gdy Isidar Mithrim rozbłysł.
- Poeana! Co zrobisz, jeśli przeciwnik będzie chciał uderzyć zza głowy?
- Yyyy... Trzeba zrobić to no.... unik - powiedziałam. W ogóle nie słuchałam . Myślałam, co się stało wtedy w nocy, gdy Isidar Mithrim rozbłysł.
- Częściowo dobrze. Trzeba odskoczyć i uderzyć mieczem w bok
- powiedział po czym pokazał to na manekinie. - O tak. - ,, Poszczęściło mi się
" pomyślałam - Poeana choć tu. Weź swoją katane ! -polecił - Kaya ty też.
Weź ze stojaka miecz dwu ręczny.
Po czym zaczął się pojedynek . Kilka razy ją drasnęłam, lecz
nie mogłam się przebić przez osłonę. W końcu mnie trafiła. Niestety w bolące plecy.
Upadłam. Miecz rozdał koszule i naruszył skórę.
- Dziewczyno idź do pielęgniarki!
Z krwawiącymi plecami opuściłam sale. Lubiłam przebywać u San.
Potrafiła mnie wysłuchać i nawet często pomóc w jakiejś sprawie. Gdy weszłam od
razu wykrzyknęła:
- Drogie dziecko, co ci się stało!
Wytłumaczyłam jej dzisiejszy ból pleców i jak się zraniłam. Posmarowała
je jakąś maścią i obandażowała.
- No już. Niestety będziesz musiała odpuścić sobie na jakiś
czas walki mieczem i strzelanie z łuku. - Już chciałam wyjść, gdy nagle
powiedziała: - Poczekaj! Coś cię niepokoi czy mogę wiedzieć, co?
- Niestety San muszę sobie poradzić sama.
- Niestety San muszę sobie poradzić sama.
I wyszłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz